Archiwum kategorii: Pies i dziecko

WYCHOWANIE I SZKOLENIE PSA: CZĘŚĆ SZÓSTA (Z PSEM WŚRÓD IGNORANTÓW -”EKSPERYMENTY W TERENIE” I TOP WKU…ĄCYCH ZACHOWAŃ POSIADACZY PSÓW)

Tym razem będzie o braku szacunku w stosunku do osób postronnych i ignorancji posiadaczy czworonogów, przekonanych, że ich psy to święte krowy. O osobach, które swoją arogancją i krótkowzrocznością komunikują otoczeniu (celowo albo ”niechcący”, bo ”tak im wychodzi”), że zupełnie ”gdzieś” mają tych, którzy nie podzielają przekonania, że tekst ”To tylko pies!” jest stosowną reakcją na niewłaściwe zachowanie psa i to na jego niewłaściwe zachowanie w przestrzeni publicznej.

Pies pozwala sobie na tyle, na ile pozwala mu jego człowiek. Jeżeli więc pozwalasz swojemu psu na zachowania uciążliwe dla innych, irytujące osoby postronne, stresujące je lub wręcz narażające je na niebezpieczeństwo i ludzie ci o tym mówią a ty to ”zlewasz”, to problem jest z tobą. Nie uczysz psa bezkolizyjnego, harmonijnego przebywania w przestrzeni publicznej, wśród ludzi, zwierząt (i zjawisk) i nie wywiązujesz się z odpowiedzialności, którą jest posiadanie psa. Nie masz więc prawa oczekiwać, że otoczenie będzie potulnie poddawać się kreowanej przez ciebie sytuacji. To jak ”zajmujesz się” psem, to jakie nawyki w nim wyrobiłeś/aś i to jak go wychowałeś/aś może wku..ać i często wku…a innych. Pamiętaj, nie wszystko w zachowaniu twojego psa, nie wszystko do czego ty się przyzwyczaiłeś/aś, co tobie pasuje i co ty uważasz za ”fajne”, ”właściwe”, ”pożądane”, musi być takie dla innych. Do niewłaściwych zachowań twojego psa nie muszą ”przyzwyczajać się” inni ludzie ani zwierzęta.

Czy aby to pojąć trzeba odpowiadać za Dużego Zwierza?

Agresja nigdy nie jest normalnym stanem. Normalnym stanem ducha jest asertywny spokój, agresja jest odstępstwem od tej normy. Jest zrozumiała lub uzasadniona, o ile jest dostosowaną, adekwatną do sytuacji, reakcją np. na naruszenie przestrzeni i agresywne, zagrażające przewodnikowi lub samemu psu, zachowanie napastnika.

W każdym innym przypadku, czy to spowodowana brakiem prawidłowej socjalizacji, dziedzicznymi zaburzeniami psychicznymi (o które w przypadku psów rasowych i tzw metod hodowlanych, wcale nie jest trudno [”#Życie24na7wKojcu”]), wynikająca ze starzenia się psa i powodowana zespołem zaburzeń poznawczych (w skrócie CDS), z fizjologii (wpływ hormonów u osobnika właśnie dojrzewającego) lub biorąca się z choroby, czy ”trudnej przeszłości”, kiedy więc słowo ”adekwatna” nie oddaje istoty rzeczy, jest nie do zaakceptowania. Szczególnie, gdy dochodzi do niej w przestrzeni publicznej.

Idę chodnikiem i: padam ofiarą ataku psa wielkości ”ratlerka” (”rozmiar” psa jest bez znaczenia, atak to atak), prowadzonego przez właścicielkę na długiej, luźnej smyczy. Psa, który znienacka, po tym jak już mnie minie, zawraca, podbiega do mnie od tyłu i chwyta mnie za łydkę (na szczęście ”opakowaną” w buty z wysoką cholewką), usiłując wgryźć się w nią skuteczniej. Zatrzymuję się więc, patrzę w dół, spoglądam na stojącą jak bezmózgi kołek, jego właścicielkę i głośno wypowiadam jedno słowo: ”Serio?!” Jej pies wystraszony tym, że zatrzymałam się i odwróciłam, już do niej zwiał i udaje, że go nie ma. Co robi panienka, której popieprzony piesek atakuje postronne osobypodczas tzw spaceru? Po prostu stoi z wyrazem twarzy niepokalanym myślą. Zero reakcji na zachowanie psa. Żadnego ”przepraszam”. Nic. Po prostu stoi. Co więc robię ja? Pomagam jej. W tym celu używam partykuły wzmacniającej (tej, dzięki której każdy Polak rozpozna swojego krajana podczas zagranicznych wojaży), która niestety najskuteczniej pomaga osobom, którym zawiesił się system, na powrót zacząć kontaktować z bazą. Powtarzam więc: ”Serio, k…?!” I dopiero wtedy panienka się odzywa i pada ciche (mam poczucie, że naprawdę wymuszone) ”Przepraszam”. Ciśnienie podskakuje mi pod sufit, ale zachęcam ją do jakiejś ”refleksji” na temat zdarzenia, pytając: ”I co dalej?” A idiotka odpowiada tylko: ”To pierwszy raz”. Myślę sobie ”Nie. No, kurczę! To niemożliwe, żebym była aż tak wyjątkowa”. Ale nie opie…m tej ameby bardziej, bo wszystko w niej mówi mi, że to nie ma sensu. Że do chwili, w której jej pies nie złapie kogoś za łydkę wiosną czy latem, gdy chodzi się z odkrytymi nogami albo nie ugryzie czyjegoś dziecka, panienka nie będzie reagować na jego ”odpały”. W końcu ”to taki mały piesek i nic się nie stało” -no nie? Nieważne czy pies jest ”mały”, czy ”duży”, atakowanie ludzi i ich gryzienie, to atakowanie ludzi i ich gryzienie. Wyobraźcie sobie co by było, co by się działo w mediach społecznościowych, gdyby tak, jak ”małe, słodziutkie i niegroźne pieski” zachowały się duże psy a ich właściciele za każdym razem ”tłumaczyliby”, że ”to pierwszy raz”.  Hm?

Z mojego punktu widzenia nieuzasadniona agresja jest nie do zaakceptowania i kropka. Oznacza to, że nie wyobrażam sobie, abym mogła uznać, że ”Ten pies tak ma i już”. I zwalnia mnie to z obowiązku reagowania na jego zachowanie, korygowania go etc. Ale ludzie są rożni i różne rzeczy im pasują. Jeżeli ktoś godzi się na to, że w stosunku do niego i jego bliskich, w jego domu, ogrodzie, na jego posesji, jego pies będzie przejawiał zachowania agresywne, to ok. Jego sprawa, jego los i powiedzmy, że powód tej agresji mnie nie interesuje (I aż do kolejnego paska w ”serwisie informacyjnym” nikogo nie będzie obchodził). Ale kiedy taki ktoś zabiera agresywnie się zachowującego psa w miejsca publiczne, w których są inni ludzie oraz zwierzęta, moim zdaniem, ryzykuje zbyt wiele i przede wszystkim uprawia hazard nie swoimi zasobami. (Czy muszę dodawać albo klarować, że w pisząc te słowa nie mam już na myśli ”małych, słodziutkich i niegroźnych piesków”, ale wszystkie te nieco większe , ale także ponapinane i/lub histeryczne onki, labki, wyżły itd.itp.?) Nie swoje środki ryzykuje, puszczając takiego psa luzem lub na rozwijającej się smyczy, dodatkowo sam/a wślepiając się w ekran telefonu lub oddając ”plotkom” z sąsiadami i nie sprawując nad agresywnym psem kontroli.

Nigdy nie zgodziłabym się za normę przyjąć, że notorycznie nieprawidłowe (szczególnie wziąwszy pod uwagę, że psy trzymamy w skupiskach ludzkich i w pobliżu innych zwierząt) zachowanie w stosunku do człowieka (dziecko, matka prowadząca wózek, rowerzysta, biegacz, ktoś niosący coś dużego i nietypowego itp.), czy zwierząt (spacer z psem nie jest np. ”polowaniem” i pies na spacerze nie może ”polować” ani na wiewiórki ani na ”dziczki”), jest normą, którą można tłumaczyć w znaczeniu jej usprawiedliwiania(np. ulubione przez wielu: „To pies ze schroniska” -kropka.). To jasne, że pies może być chory, może przyjmować leki, które znacząco wpływają na jego kondycję psychiczną i ”rozmontowują mu” osobowość, że może dojrzewać i może wydawać mu się, że może ”rumaczyć”, że może się starzeć i mieć zaburzone reakcje albo tracić pamięć. Ale od tego, aby nad psem sprawował kontrolę, jest jego właściciel, opiekun tego psa. I od tego jest smycz a kiedy to potrzebne, także kaganiec, by ich używać.

Żyj sam i daj żyć innym

Jak już pisałam, dla mnie pies to molos, Duże Zwierzę i potencjalnie, jeśli będzie ono zaniedbane i w efekcie tego zaburzone psychicznie i/lub nieupilnowane, może wyrządzić wielką szkodę. Dlatego do mnie „opowieści usprawiedliwiające” nie trafiają i mnie nie przekonują. Nie rozumiem bierności niektórych psiarzy i przyznaję, że zdarzają się sytuacje, w których drażni mnie ona nieprzeciętnie wręcz. Oburza mnie, że osoby, które odpowiedzialne są za ”małe pieski” i te inne, ”z założenia niegroźne”, przy czym jednak agresywnie się zachowujące, zdają się wartościować napaści i ugryzienia. Zupełnie nie licząc się z tym, że dla kogoś (np. dziecka) nawet ugryzienie przez Jamnika może stać się traumą, że małe dziecko może tak bardzo wystraszyć się ataku ”słodkiego Buldożka Francuskiego”, czy jakiegoś małego terriera, że zacznie bać się wszystkich psów, a jego rodzicom bardzo trudno będzie przepracować z nim ten strach. Że ugryzienie biegacza ”w łydkę”, może poważanie uszkodzić mięsień, nawet jeśli ugryzie ”tylko kundelek w typie owczarka” (I zupełnie bez znaczenia jest, że ktoś biega ”tylko” amatorsko). Nie uważam też, że przez to, że ”mój pies jest duży” i ”groźny”, i ”wygląda agresywnie” (zdaniem niektórych -WTF?) , ma służyć za gryzak sfrustrowanym psim agresorom ”łagodnych i niegroźnych ras”. A ja mam w tym samym czasie, gdy atakuje nas jakiś popieprzony pies, powstrzymywać mojego przed tym, aby ”nie oddał” przychlastowi i że razem z moim psem mamy biernie przyglądać się temu, jak agresor kąsa i gryzie mojego psa. Nie, ja, kiedy atakuje mojego psa i mnie (bo mój pies nie jest wolnym elektronem, razem jesteśmy w publicznej przestrzeni i bo ja trzymam smycz, na której jest wyprowadzany mój pies) atakuje jakieś psi pier…olec, reaguję i bronię mojego psa i siebie przed atakiem. I robię to przy użyciu fizycznych bodźców, gdy inne sposoby zawodzą.

Nie wyobrażam sobie usprawiedliwiania agresji, co najmniej pięćdziesięcio kilogramowego zwierza, który, jak pierwszy z brzegu burek „Nie lubi listonoszy” (”Bo jeden go kiedyś kopnął” albo „Bo nie. I już”) „to dla tego atakuje wszystkich, którzy mu się z listonoszem kojarzą” (Np. noszą torby w charakterystyczny sposób.) I kropka. I co? Reszta świata ma/musi zaakceptować, ten stan permanentnego popier…olenia u takiego psa? Co to za skandaliczne postawienie sprawy? Reszta świata widzi to tak, że ten pies jest pier…olnięty i nie zgadza się z tym, że ”to normalne”. Ten pies jest agresywny i niebezpieczny ot, co. Dlatego, jeżeli masz psa, który zachowuje się nienormalnie, nie chodź z nim w miejsca publiczne a jak już musisz, to sprawuj nad nim kontrolę; zapnij na smycz i wyprowadzaj go w kagańcu.

O! Dziecko!

Nigdy też nie zaakceptuję tekstów o tym, że psy po prostu ”mają prawo” zachować się agresywnie, zareagować agresją na to, że dziecko np. czterolatek ”piszczy” albo „intensywnie wpatruje się jakiemuś psu w oczy”. Powtórzę, że zaniedbaniem bardzo wielu rodziców jest nienauczenie dzieci, że nie wolno jest im zbliżać się do obcych psów i usiłować ich dotykać. Nienauczenie dzieci poszanowania przestrzeni zwierząt, ze szczególnym uwzględnieniem kotów, które się ”nie obcyndalają” i ”jadą pazurami jak leci”, i psów, których zachowania mogą być od kocich zdecydowanie bardziej ostre i niebezpieczne. Jednak jeszcze większym zaniedbaniem i to ze strony posiadaczy psów, które dodatkowo przebywają w przestrzeni publicznej (nierzadko bez smyczy, biegając luzem), jest nienauczenie tychże psów, że dzieci są ludzkimi szczeniętami i że jako takie są dla nich nietykalne. Każdy pies musi rozumieć, że dziecko to szczenię, a szczenięta ”nie rzucają wyzwań”, są bezbronne, ale przede wszystkim nietykalne. Są dla psów nietykalne, gdyż należą do swoich właścicieli-ludzi i to ludzie ”rozporządzają swoimi szczeniętami”oraz, kiedy zachodzi taka potrzeba, bronią swoich szczeniąt tak, jak broni swoich szczeniąt suka-matka, a więc zaciekle i do końca.

Jeżeli ktoś dopuszcza takie postawienie sprawy, w którym pies odbiera zachowanie dziecka, to że małe dziecko ”patrzy mu w oczy”, a on-pies interpretuje to jako ”wyzwanie do walki”, ”wyzwanie do określenia lub potwierdzenia swojej pozycji społecznej względem dziecka”, itp., to taki ktoś ma coś nie tak z głową. Przede wszystkimdopuszcza szalenie niebezpieczną ewentualność, że pies może nie rozumieć czym jest dziecko i z tego powodu je zaatakowaćA na atakowanie dzieci przez psy, nie może być przyzwoleniaLudzie, którzy tłumaczą zachowanie psa;”Zaatakował, bo odebrał wpatrywanie się dziecka, jako zagrożenie i wyzwanie do walki” kompromitują się. Dzieci to szczenięta ludzi, nie stanowią żadnego zagrożenia, więc traktowanie ich, jak osobników stwarzających zagrożenie, atakowanie przy użyciu zębów, jest niedopuszczalne, jest przejawem zaburzenia psychicznego, którego przewodnik nie może akceptować. Normalny pies wie, że dziecko, to szczenię człowieka, a szczenię nie jest dla niego zagrożeniem.Psy atakujące dzieci po prostu nie są normalne, są bardzo zaburzone, reagują bardzo nieadekwatnie do sytuacji. A wszystko dlatego, że ich właściciele/ opiekunowie zaniedbali swój obowiązek nauczenia psów odnoszenia się do dzieci, ludzkich szczeniąt.

Posiadanie psa wiąże się z szeregiem obowiązków, nie wystarczy tylko ”dać michę i wyjść na siusiu”, psa trzeba wychowywać. I to nie chodzi o to, żeby przynosił patyczek i siadał na zawołanie. Pies, który przebywa w przestrzeni publicznej, w tzw miejscach publicznych, w których są ludzie, w tym małe dzieci, wykonujący różne czynności, inne zwierzęta, czyli przede wszystkim psy, ale i wiewiórki, czy koty, musi znać zasady przebywania w tych miejscach, radzić sobie psychicznie z bodźcami, które to otoczenie powoduje. Masz psa, to super, ale on nie może uprzykrzać życia innym. Nie tylko ty chcesz ”wyjść na spacer” ze swoim psem. Inni też chcą i chcą móc sobie spokojnie spacerować, czy to ze swoimi psami, czy dziećmi albo biegać lub jeździć na rowerze. Niektórzy chcą w spokoju poczytać książkę na ławce w parku albo zjeść coś z przyjaciółmi na rozłożonym na trawniku kocu. Miejsca publiczne nazywają się tak dlatego, że są powszechnie i zazwyczaj nieodpłatnie dostępne dla ”każdej jednostki fizycznej”. Skwer, chodnik, czy inne ”miejsce publiczne”, to bez znaczenia, nie jesteś pępkiem świata, a twój pies nie jest świętą krową. Jeżeli więc zaczyna ujadać na przejeżdżające na rolkach dzieciaki, rzucać się na przechodzącego obok psa albo wbiega na czyjś koc, to przeproś za jago zachowanie osoby, którym przeszkadza i zabierz go gdzie indziej. Gdzieś, gdzie jego zachowanie nie będzie wprowadzało dysharmonii, stresowało innych lub powodowało napięcia u ludzi i psów w około. Nie utrudniaj życia innym. Racz zrobić rachunek sumienia i przyznaj, że nie wszystkie psy ”mają tak, jak twój”, niektóre są zrównoważone, stabilne psychicznie i po prostu normalne, więc tekst ”To tylko pies!” możesz sobie wsadzić w…

”Przyzwyczajenie-znieczulenie”

Wpuszczasz psa z klatki schodowej, a ten wybiega, piłując japę na cały regulator, plotkujesz na chodniku, podczas gdy twój pies drze ryja na całe osiedle, bo ”coś zobaczył”, puszczasz psa luzem, mimo że ten zaczepia inne psy i wywołuje spiny, a na każdą uwagę, że twój pies zachowuje się źle, odpowiadasz ”Wyluzuj, to tylko pies” .-ej, ogarnij się, bo twoje zachowanie wku…a innych i kiedyś, ktoś nie wytrzyma i ci ”przyfasoli”.

Zakładam, że raczej lubisz swojego psa, ale zrozum, nie wszyscy w około muszą go ”lubić” i przyklaskiwać twojemu podejściu do tego ”co wolno psu” w odniesieniu do obcych ludzi i innych zwierząt. Szczególnie, kiedy pozwalasz mu drzeć mordę na każdego, nawet w promieniu 30 metrów od niego; psa, człowieka; rowerzystę, biegacza etc. Może tobie to nie przeszkadza, może jesteś przyzwyczajony/a do tego, że twój pies zachowuje się jak debil i w jego zachowaniu nie widzisz (już?) nic nadzwyczajnego. Może dla ciebie ono jest ”normalne” i nie czujesz już zażenowany/a za każdym razem, gdy np. stoisz (jak kołek) i trzymasz smycz (i nie robisz nic poza tym), na końcu której twój stojący na tylnych łapach pies, szarpie się jak dziki i wypluwa sobie płuca, bo w pobliżu przejeżdża rowerzysta albo ktoś przebiega. Ale ludzi w około jego opętańcze darcie japy denerwuje i powoduje, że nie czują się komfortowo, widząc jego zachowanie i zdając sobie sprawę, że jeśli wypuścisz smycz z rąk, to twój pies zaatakuje tego kogoś, kogo obrał za cel. Postaw się na miejscu tego przykładowego rowerzysty czy biegacza, którego twój pies ”obelżywie oszczekuje” i do którego tak się szarpie, i wyobraź sobie, że zdarzają im się dni, kiedy po kilka razy wyskakują na nich z zza krzaków albo rzucają się z chodnika obok, psy tak pop…olone, jak twój. A nie każdy jest na smyczy. (Miej litość.)

Przychodzisz na publiczną plażę z napiętym, jak baranie jaja terrierem, który sprawia wrażenie, jakby był podłączony do prądu, to przynajmniej staraj się, żeby jego obecność na plaży nie męczyła innych. Masz psa, który na okrągło jest pobudzony i tobie może nie przeszkadzać, że kiedy rozkładasz koc dla siebie i koleżanki/kolegi, ten skacze w około ciebie tak, że plącze ci nogi w smycz, a piach ląduje w jedzeniu, które znajoma osoba na tym kocu rozkłada. Może jesteś przyzwyczajona/y do tego, że podekscytowany łapie za tę smycz zębami i od czasu do czasu, dla odmiany, twoje przedramię, dookoła którego smycz jest okręcona. Może uważasz, że pytanie go ”Puszku, co robisz?” za każdym razem, kiedy cię gryzie, ma sens, bo może za którymś razem w końcu przemówi ludzkim głosem i powie ci dlaczego bawi go gryzienie twojej ręki? Ale kiedy zaczyna ujadać, bo w odległości kilku metrów od niego jakiś dzieciak bawi się piłką, a twojego psa aż nosi z frustracji, że nie może znaleźć się tam, gdzie to dziecko, to każ mu się zamknąć. Niech żuje ci ręce do woli, to twoje łapy, ale kiedy zaczyna oszczekiwać jakieś dziecko i szarpać się na smyczy, usiłując wydostać z szelek, po to, żeby ”coś zrobić z tym, że to dziecko z piłką tam jest”, ty zrób coś, żeby przestał zachowywać się, jak debil. Nie jesteś na tej plaży sam/a!

Nikogo nie obchodzi w jaką dyskusję na fejsbuku się wdałeś/aś, wychodzisz psem, to się nie wlepiaj w telefon. Zajmuj się psem. Jeżeli zabierasz go na ”leniwy lunch” ze znajomymi, nie zostawiaj samego sobie. W dodatku puszczonego luzem, podczas gdy ty pijesz ze znajomkami piwo w restauracyjnym ogródku. Twój pies ma się trzymać ciebie, ty masz go pilnować, a nie pozwalać na to, żeby oddalał się, kiedy tylko zobaczy innego psa, który budzi w nim ”takie jakieś emocje”, że zaczyna ścigać go tak, że właściciel drugiego psa spieprza z nim na drugą stronę ulicy… Myśl o tym, że zachowanie twojego psa oraz twoja ignorancja do spółki z arogancją, wpływają na innych. Masz psa = masz obowiązek.

”Kukułki”

Niektórzy psiarze funkcjonują ze swoimi psami, w tzw miejscach publicznych, w przekonaniu, że ich psom wolno wszystko i że/bo są, i to jest naprawdę niezłe, ”niegroźne”. Tacy psiarze są jak rodzice rozwydrzonych dzieci, na wszystko mający jedną odpowiedź: ”To tylko dziecko!”, tyle że psiarze odpowiadają: ”To tylko pies!” I kiedy przychodzi co do czego, i ich pies wywoła ”problem”, np. spinę z innym psem, osoby postronne zajmą się tym. Ignoranccy aroganci np. pozwalają swojemu debilnemu psu biegać w samopas, chociaż nie są w stanie na odległość sprawić, że zaprzestanie jakiegoś zachowania, nie są a stanie przywołać go do siebie, bo ich pies kompletnie się z nimi nie liczy. Czyli nie sprawują nad nim kontroli, nie mają z nim ”flow”, ale puszczają go luzem. I kiedy ich pies naprzykrza się innemu, który nie ma fazy na ”bliskie spotkania” i sytuacja staje się napięta, bo atakowany namolnością intruza pies, zaczyna się marszczyć itd., a intruz jeszcze bardziej się napina, to jak potoczy się ”spina”, pozostawiają właścicielowi napastowanego psa. Przerzucają swoją odpowiedzialność na jakąś obcą osobę, która w tym momencie musi przecież zająć się własnym psem i kontrolować jego zachowanie (no, albo nie…). I śmieją jeszcze mieć pretensje dotyczące tego, jak ten ktoś sobie poradził (albo nie) z tym, że obcy dla niego pies, pies ”kukułeczki”, wtargnął w ich przestrzeń i narobił syfu.

Jesteś właścicielem psa, więc odpowiedzialność za jego zachowanie spoczywa na tobie. Kiedy ktoś zwraca ci uwagę, dotyczącą jego zachowania, weź ją sobie do serca, nie mów, ”To tylko pies!”, że ”Chciał się tylko przywitać”, że ”Nic się nie stało” i że ‚‚Nie ma się czym denerwować” albo że ”Przestraszył się” i ”to dlatego” ganiał przerażonego sześciolatka, jeżdżącego na rowerze. Nie wciskaj ludziom kitów. Na to już za późno, dałeś/aś ciała i ten ktoś już jest wku…wony, więc nie mów, ”Po co te emocje?”, bo jeszcze bardziej taką osobę wku…wiasz. Przeproś, ”posyp głowę popiołem” i zabieraj swojego psa i siebie z oczu tego kogośNie wdawaj się w dyskusje, nie broń stanowiska, które jest nie do obrony, bo tylko się ośmieszasz. Nie dopilnowałeś/aś psa, ot, cała filozofia. To normalne, że ludzie zwracają się do właściciela psa, kiedy ten zachowuje się niewłaściwie. Ale jeżeli nie ma cię w pobliżu, to nie dziw się, że wku…wiony tata owego sześciolatka, zasunął kopa twojemu psu. Gdyby moje dziecko usiłował ugryźć jakiś pies, ode mnie też zarobiłby kopa i kompletnie nieistotne byłoby dla mnie czy ten pies byłby duży, czy mały albo za jak ”słodkiego” ty go masz. Pies nie może ganiać dziecka, bo ”przestraszył się odgłosu” wydawanego przez jego rower, deskorolkę, czy cokolwiek innego. Pies nie może ganiać dziecka, po to, żeby je zębami ”skorygować”, żeby wymusić na nim zaprzestanie jakiegoś zachowania, dlatego, że on pies, psychicznie nie radzi sobie z tym, co zachowanie dziecka u niego wywołujeOd korygowania szczeniaków są ich matki a od korygowania dzieci -ludzkich szczeniąt, są ludzie. Psy nie mogą ot, tak naruszać przestrzeni dzieci, tym bardziej nie mogą naruszać jej z intencją ”korygowania ich” i to przy użyciu zębów. To, że ty możesz tego nie ogarniać, to twój problem. Kogoś, czyje dziecko, psa albo kogo samego, atakować będzie twój psychicznie zaburzony pies, to, że ty zachowujesz się, jak owieczka bez dzwoneczka, zupełnie nie obchodzi. Jeżeli twój pies nie umie radzić sobie z płynącymi z otoczenia bodźcami, bądź odpowiedzialny/a i nie spuszczaj go ze smyczy. Wtedy unikniesz rozmów z wku…wionymi tatusiami sześciolatków na rowerkach, którzy mają zerową tolerancję na twoje kity i zachowanie twojego psa.

To jest tak proste, że aż nie do uwierzenia; jeżeli nie umiesz kontrolować zachowania swojego psa i twoja relacja z nim ogranicza się do tego, że jesteś dla niego podajnikiem na karmę, to nie spuszczaj go ze smyczy. Jeżeli nie umiesz sprawić, by zachowywał się w sposób nieinwazyjny, nieuciążliwy dla otoczenia, żeby swoim zachowaniem nie wprowadzał zamętu do otoczenia i nie denerwował ludzi w około, to zadbaj o to, żeby choć minimalnie kontrolować go, kiedy może stać się ”niegrzeczny” i po prostu wyprowadzaj go na smyczy.

Pepeg story

Otwarta przestrzeń, polana, grupka kilku osób (samych kobiet) i kilku luzem puszczonych psów. Wszystkie psiaki są nieduże, takie do 25 kg. Ja i pies nie idziemy ”na czołowe” z tą grupą, idziemy ścieżką nieco z boku. Po prostu sobie tamtędy przechodzimy. Z daleka widzę ”klimat” między tamtymi psami. Widzę, który jest ”liderem” w tym zestawie i gra rolę ”koguta” ogarniającego swoje ”stadko kur” i jak, jakimi metodami dominuje drugiego samca. (Łapy ”dominanta” często lądują na kłębie dominowanego podrostka i starszy samiec zastyga w tej pozycji za każdym razem, gdy udaje mu się dogonić dominowanego osobnika, który najwyraźniej nie ma większego problemu z zaistniałą sytuacją). Patrzę na to i wiem, że jeżeli ”dominat” spróbuje takich ”metod”, tego rodzaju ”strategii społecznej” i to ”na dzień dobry” z molosem, który idzie obok mnie (zdarza się nam napotykać naprawdę dziwne, bardzo konfrontacyjne, ale biegające luzem psy…), będzie kicha. Nie mam już jak zmienić trasy, dwa z psów, rzecz jasna ”dominat” i ten uległy wobec niego podrostek, niczym emisariusze, odłączyły się od pozostałych i zaczęły oddalać od właścicielek, zmierzając w naszym kierunku. (Dzieli nas dystans ponad dwudziestu metrów.) Młodziutki psiak jest nakręcony, podekscytowany i raczej niegroźny, biegnie na nas z ewidentnym nastawieniem, że ”oto pojawił się ktoś nowy, potencjalny kompan do ganianki”. Psiak nie widzi nic poza ”nowym” psem, nie widzi człowieka, który z tym psem jest i pędzi na pewniaka, skracając dystans. Nie interesuje go ”czytanie sygnałów”, nie ma ”refleksji” nad tym czy ów nieznany pies okazuje mu zainteresowanie itp., po prostu do nas biegnie. On, niepowstrzymany, nawykowo naruszy przestrzeń (tym akurat razem) moją i prowadzonego przeze mnie psa, ale nie kieruje nim ”potrzeba dominacji” a ”nawyk ekscytacji”. Idący przy mnie molos, zerka na niego, jednak zdecydowanie większą uwagę zwraca na drugiego psa, tego starszego, którego nie cieszy nasz widok… Z ”miękkim” podrostkiem, gdyby ten był solo, molos zapewne by się ”dogadał” i w efekcie, jeżeli psiak nie wystraszyłby się jego gabarytów, mogliby się poganiać i mieć całkiem sympatyczną interakcję -zakładam tak, ponieważ znam psa, z którym jestem na spacerze, więc jego zachowania i reakcje potrafię przewidzieć. Ale nie ma opcji na ”sympatyczną interakcję” dlatego, że młodziak nie jest sam i przede wszystkim dlatego, że drugi z psów, ”dominat”, będzie ”bronił zasobów”, czyli nie dopuści do tego, by molos ”przejął” podrostka. Nie zamierzam też pozwalać przebywającemu pod moją opieką molosowi na interakcję z psami, o których nie wiem nic, poza tym czego dowiaduje się właśnie w tym momencie i co już mi się nie podoba.

”Dominant” nie jest nastawiony ”pozytywnie”. Starszego psa pojawienie się idącego ze mną molosa, także w pełni dojrzałego samca, ekscytuje inaczej niż młodziaka. Idzie na nas z nastawieniem dominanta; jest naprężony, na sztywnych łapach, patrzy z ukosa, ale przy tym jest jednoznacznie zaskoczony i nieco onieśmielony gabarytami dorosłego psa, którego prowadzę. I przez to nie ośmiela się wejść na nas wprost. Ten, raczej, jak mówi tor, którym się porusza, starać się będzie zajść nas od tyłu, po łuku i naruszyć naszą strefę, kiedy idący obok mnie pies, straci go z oczu. Wciąż się przemieszczamy, nie robimy przystanku. ”Dominat”, jak inne tego typu psy, spróbuje po prostu ”włożyć nos w dupę” prowadzonego przeze mnie osobnika, kiedy zapomnimy, że jest ”tam gdzieś za nami”. Koryguję molosa, któremu nie podoba się nastawienie ”dominanta”, będącego jeszcze chwilę temu obok rozentuzjazmowanego podrostka, a teraz zataczającego duży łuk i zaczynającego jednoznacznie podążać za nami. Przekierowuję uwagę Dużego Zwierza na siebie i nie zatrzymując się, gdyż nie chcę wytrącać go z trybu ”mamy swoje sprawy i te psy nas nie interesują”, kontynuuję spacer. Molos zerka w tył, ale potulnie kroczy przy mnie.

”Dominant” nie odpuszcza. Zachowuje się zgodnie z moimi przewidywaniami i w odległości mniej niż 10u metrów, ”siada nam na ogonie”. Duże Zwierzę podaje się mojej woli, choć ”ciutkę” się jeży. Stalkujący molosa ”dominant” jeży się bardzo.

Od grupki kobiet odłączają się dwie panie i zbliżają się w naszą stronę. Oto natrafia się świetna (kolejna) okazja do przekonania się jak i czy w ogóle na komunikaty niewerbalne i werbalne wysyłane zarówno przez obce psy(!), jak i ich właścicieli, reagują właściciele upierdliwych psów. To interesujące tym bardziej, że owa psia ”upierdliwość” nie bierze się z sufitu…

Eksperymentuję: przystaję na moment -podrostek nie wyhamowuje, dalej, w tym samym tempie idzie wprost na nas. Starszy samiec także nie reaguje. Głośno i zdecydowanym tonem mówię ”Nie!”, komunikat wzmacniam gestem stop oraz tupnięciem w podłoże. Nie chcę, aby obcy pies ot, tak naruszył moją przestrzeń, absorbował sobą mnie i psa, a co za tym idzie prawdopodobnie zatrzymał nas, dając czas stalkerowi na zbliżenie się. ”Rozentuzjazmowany” młodziak szybko reaguje: zatrzymuje się, przestaje skracać dystans, po prostu staje w miejscu i patrzy na psa, którego prowadzę. Pani pod opieką, której ten pies jest, wydaje się być nico bardziej przytomna od właścicielki ”dominanta”, gdyż na mój komunikat reaguje równe szybko, jak jej pies. Ruszamy a kobieta podchodzi do podrostka i zapina go na smycz. Nie dyskutuje ze mną. Nic nie mówi, po prostu zabiera swojego psa. I na tym etapie -super. Nie obchodzi mnie co myśli o moim zachowaniu, czy rozumie je i wie z czego wynika, czy dla niej zachowałam się ”jak wariatka”. Jej pies nie wszedł w moją przestrzeń, nie zaczął nas absorbować, nie zatrzymał nas i możemy przemieszczać się, ciągle nie dając możliwości pseudo dominantowi na wejście w naszą przestrzeń. Zadziałało moje ”Nie!”, babka zapięła swojego psa na smycz i go zabrała -małe, a cieszy. Serio. Dosyć szybka reakcja osoby, która w jakimś tam stopniu zwraca uwagę na zachowanie swojego psa i to, jak na nie reagują inni ludzieBrawo dla tej pani.

Kątem oka widzę, że drugi z psów (ten napięty, jak baranie jaja), mniejszy od zabranego już przez właścicielkę, młodziaka, ”dominant”, nieprzychylnie łypiący na olbrzyma, którego obrał sobie za cel, nie zaprzestał stalkowania. Moje zachowanie go nie ”wybiło”, on dalej chce wejść w moją przestrzeń, dla którego jest ona ”przestrzenią psa, którego prowadzę”, bo ”dominant” nie ma zwyczaju odnoszenia się w takich sytuacjach do ludzi. Moja obecność go nie obchodzi i to co robię nie ma dla niego znaczenia. ”Dominant” chce naruszyć przestrzeń molosa (naszą), bo ”jego jest przestrzeń, w której jesteśmy” -to mówi jego zachowanie. On przyzwyczajony jest naruszać przestrzeń innych psów (i ludzi) z tym nietolerowanym przez mnie, konfrontacyjnym nastawieniem mówiącym, że to ”on tu rządzi”. Jego właścicielka zaczyna wydawać dźwięki, standardowe ”on tylko chce…”, czy mój pies ”to suczka?” itp. Robi to, by zyskać na czasie, by sprawić jakieś wrażenie, że jakoś ”jest w tej sytuacji”, choć zachowanie jej psa mówi, że nie ma jej w tym co jej pies robi. Pani ignoruje fakt, że mogę sobie nie życzyć i nie życzę sobie obecności jej psa blisko siebie, czego już przecież dałam wyraz. ”Nie kuma” tego z czym nie miała problemu pani pierwszego psiakaSkoro powiedziałam ”Nie!”, pokazałam gest ”stop” i do tego tupnęłam, to znaczy, że nie chcę, aby obcy (jej) pies do mnie podchodził. Ale ona udaje, że tego nie słyszała albo, że nie rozumie co oznacza słowo ”Nie!” ani ”gest stop”. Jej pies samowolnie się od niej oddalił i usiłuje wejść w moją przestrzeń (i tylko przy okazji, mojego psa, bo to ja jestem przewodnikiem psa a nie pies moim), ja tego nie chcę, a ona ma do w sowim …zadzie. Kompletnie jej to wisi. Niby woła psa, ale nie skutkuje to tym, że zaczyna kontrolować jego zachowanie, on do niej nie przychodzi.

Jej pies nie przestaje za nami podążać. Zachowanie i mowa ciała jej psa komunikują, że to on jest osobnikiem dominującym względem swojej właścicielki oraz, że to on ustala zasady, według których inne psy mogą byćw przestrzeni, którą on uznaje za swoją (w tym momencie jest to polana i jej niesprecyzowane okolice, w których przebywamy ja i molos). Jednak, gdy chodzi o idącego przy mnie molosa, pies tej pani definitywnie okazuje się być pseudo dominantem. Podąża za nami dlatego, że wciąż jest w bajce, że pies, którego prowadzę (jak inne) ”musi się zgodzić” na naruszenie przez niego swojej przestrzeni. Jednak boi się zainicjować kontakt, jak to ma w zwyczaju, czyli wedrzeć się w przestrzeń obcego osobnika, gdyż tym razem chodzi o przestrzeń ponadprzeciętnie (zwłaszcza z tego psa punktu widzenia) dużego samca. Dlatego wyczekuje okazji, by zrobić to w chwili, w której molos o nim ”zapomni”. To ten psi pseudo dominant decyduje o tym, co może a czego nie może robić -nie jego właścicielka. Nic w zachowaniu tej kobiety nie mówi, że ona przyjęła do wiadomości mój brak zgody na to, aby jej pies do mnie i mojego psa podszedł. Zignorowała moje ”Nie!”.Nie przyszło jej do głowy, że jeżeli mówię ”nie” i stopuję psa, który się do mnie zbliża, mam ku temu powód. I sęk w tym, że ta pani nie powinna nawet zajmować się tym jaki jest ten powód, ale od razu powinna uszanować moje ”nie”.Czyli podjąć działanie dzięki któremu jej pies nie zbliży się do mnie i idącego ze mną psa. Ja i molos idziemy, jej pies niezmordowanie nas stalkuje.

Kiedy mówię tej pani, że nie chcę, aby jej pies naruszał moją przestrzeń, babka się rozkręca. Powtarzam, że nie chcę jej psa blisko siebie, a ona to ponownie ignoruje.Lekceważy mój brak zgody na przebywanie jej psa w mojej przestrzeni osobistej. Najprawdopodobniej ta osoba przyjmuje, że skoro prowadzę psa na smyczy, to ”muszę się automatycznie godzić na to, że inne psy będą do niego podchodzić”,czyli, że inne psy, będą naruszać moją przestrzeń po to, by wejść w przestrzeń mojego psa. Nie. To tak nie działa. To, że ta pani nie rozumie znaczenia przestrzeni osobistej, szczególnie, że nie ogarnia jej w odniesieniu do interakcji z psami, nie jest moim problemem. To jest jej problem i nie widzę powodu, dla którego inni (w tym ja) mają dawać się terroryzować przejawianej przez nią ignorancji. Nie stoję w miejscu, cały czas wolno sobie, wraz z molosem, idę. Przemieszczamy się w obranym wcześniej kierunku. Pies tej pani idzie za mną i idącym przy mnie samcem. Ciągle stara się znaleźć blisko prowadzonego przeze mnie psa (najbliżej podchodzi na 3 metry) a jest zjeżony na maksa, napięty. Boi się molosa, ale nie umie ustąpić (taki nawyk…). Nie reaguje na werbalne komunikaty, nie pomaga moje pstrykanie na niego palcami ani syczenie, ciągnie się za mną i moim psem.

Babka coś nawija i podnosi mi ciśnienie. Pluszak nie jest (jeszcze?) w fazie na ”zwracanie uwagi” namolnemu psu, bo staram się, najlepiej jak mogę, przekazać mu, że nie powinien interesować się ciągnącym się za nami kretynem i najprawdopodobniej, w tym momencie, może nawet(?) dałyby sobie włożyć nos w dupę, bo ten pseudo dominant wisi mu i powiewa… Tym bardziej, że molos ufa mi, że wiem co robię i nie sprowadziłabym na niego (nas) zagrożenia, pozwalając na to, by w naszą przestrzeń wszedł agresor, pies z nieprzychylnym nam nastawieniem. No, ale właśnie… Ten pies to jest stalker. I ten stalker jest zjeżony, nabuzowany, sztywny… Mogłoby wystarczyć jedno jego (jeszcze bardziej) ”krzywe spojrzenie”… I co może zrobić pies, który idzie obok mnie, kiedy zachowanie namolnego kundla go zdenerwuje? Kiedy tamten jednak, niezasłużenie wpuszczony przeze mnie w naszą przestrzeń, ”zebrałby się w sobie” i po ”obwąchaniu”, ośmieli się doskoczyć do molosa i jak tamtego podrostka, próbowałby ”dominować”, jeszcze bardziej nas terroryzować? Molos ”odwinąłby się”, aby przekazać mu, że ma się zabierać z jego/naszej przestrzeni, odstraszyłby go… W zależności od tego, jak ”obliczył siebie” sytuację dominancik, to odstraszenie wystarczy albo nie. Jeśli nie wystarczy, stalker stanie się agresorem, nie odpuści i postara się ”postawić na swoim”, co nie może mu się udać. Koniec końców, to zawsze ten większy pies ma przekopane. Moją rolą, jako przewodnika, jest zapewnić psa, który przebywa pod moją opieką, że to nie na jego głowie, jest ochrona naszej przestrzeni i to nie on musi ”odbijać” psich intruzów z kompleksem Napoleona.

Kiedy więc namolny pies, którego właścicielka zdążyła już zacząć iść w przeciwnym niż my kierunku, licząc chyba na to, że jej pies pójdzie za nią (nie wiem na jakiej podstawie, bo ona go nie obchodzi), bez zmian podąża za nami, odwracam się i nogą, konkretnie krawędzią pepega odbijam go od nas. Nie wkładam w to specjalnej siły, chcę, żeby ten namolny pies z nastawieniem, którego nie życzę sobie w pobliżu siebie ani mojego psa, dał nam spokój. Zmęczyło mnie, że ten najeżony kretyn cały czas idzie za nami. Nie chcę, żeby ten pies był blisko mnie. (Nie mogę powiedzieć, że ”kopię” tego psa, bo gdybym chciała go kopnąć, mogłabym zrobić mu krzywdę, a but zsunąłby mi się ze stopy). Intruz natychmiast odskakuje i odpuszcza sobie stalkowanie nas, od razu zaczyna wąchać trawkę dziesięć metrów od nas. I to uruchamia jego ”panią i władczynię”.

Zawraca i zaczyna jęczeć, że bla bla bla… i coś tam dalej, ale nie słucham jej, idę w swoim kierunku. Ona strasznie się ekscytuje. Zatrzymuję się więc i odwracam do niej, mówiąc: ”Pani pies nie chciał odkleić się ode mnie i tego oto psa, ciągle lazł za nami, a ja pani powiedziałam, że nie życzę go sobie w swojej przestrzeni osobistej. Nie zrobiła pani nic, nie zapięła go pani na smycz i nie zabrała go. Zignorowała pani to, co pani powiedziałam, a teraz śmie się pani na mnie wyzierać? Bo skutecznie przegoniłam od siebie i psa, pani namolnego kundla?”. Kobieta coś truje, zupełnie nie odnosi się o tego co do niej mówię. (Ten typ tak ma: ignoruje fakty.) Zwracam jej uwagę, żeby nie pochodziła do mnie w takim stanie, nie machała łapami i nie wydzierała się, bo wku… psa obok mnie i baba odchodzi. Jej psu nie stała się żadna krzywda, ale ona poczuła się ”dotknięta” moją reakcją na jej zaniedbanie.Oburzyło ją, że śmiałam pepegiem trącić jej psa, bo ona nie zrobiła nic, żeby powstrzymać go od zachowania, które było dla mnie uciążliwe. A wystarczyło, żeby właściwie zareagowała na komunikat ”Nie chcę pani psa obok siebie”.

Na marginesie, ciekawe jest to, że tego typu osobom nie zdarza się myśleć, że pies do którego ich pies ot, tak podchodzi, może być na coś chory albo po prostu agresywny. Kiedy słyszę coś w rodzaju ”Proszę się nie denerwować, mój pies nie gryzie”, zawsze odpowiadam, że ”mój gryzie” i z żalem przyznaję, że niestety tego rodzaju deklaracja działa najlepiej.

Nie bądź kukułką, można inaczej

Zrozum, że nie każdy właściciel psa zachowuje się tak nonszalancko, jak ty. Niektórzy posiadacze psów, szczególnie właściciele psów dużych ras, psów ciężkich (czyli takich powyżej 50kg) i z dużymi głowami, psów, które swoimi gabarytami (”wyglądem”) budzą niepokój u innych osób (i dostają od tych osób określone, często niczym nieuzasadnione ”łatki”), i które budzą specyficzne zainteresowanie u niektórych psów, są nauczeni doświadczeniem, że aby móc spokojnie ze swoim psem przebywać w przestrzeni publicznej i by spacer z psem był przyjemnością, muszą skanować otoczenie. Muszą zwracać uwagę na zachowania ludzi w około (uważać min. np. ”głaskaczy”) i mieć oko na przebywające w pobliżu psy. Psy które, kiedy prowadzone są na smyczach, odpada problem naruszania przez nie przestrzeni i psy, które biegają luzem i nie przestrzegają przy tym psiego savoir vivre. Nie przestrzegają zasad etykiety, bo albo są ”entuzjastycznie nakręcone 24/7” i rozpoczynanie interakcji z innym (praktycznie każdym napotkanym) psem w takim stanie jest dla nich naturalne (bo tak też zachowują się w stosunku do ludzi) i kiedy automatycznie wchodzą w przestrzeń innego psa, nie czytają sygnałów, które on wysyła (tj. mowy jego ciała i kompletnie ignorują płynące od niego subtelne niewerbalne komunikaty), skupiając się na tym, żeby się z nim ”przywitać”, za wszelką cenę. Albo ich intencją jest okazanie dominacji względem psa, którego właśnie zobaczyły i w którego stronę zdecydowanie zmierzają, i którego przestrzeń zamierzają naruszyć tak, jak to robią osobniki o wyższym statusie społecznym, dominujące nad osobnikami o niższym statusie społecznym. Życie uczy, że kiedy ma się pod swoją opieką Duże Zwierzę, trzeba być uważnym. I to wcale nie ze względu na to, że owo Duże Zwierzę ma problem z otoczeniem, ale dlatego, że otoczenie bardzo często ma problem z Dużym Zwierzem. O ile jeszcze łatwo zneutralizować zamęt powodowany przez psy zachowujące się, jakby były na prochach 24/7, to ponapinane wyżełki i inne popierdółki, którym wydaje się, że ”dominują”, są naprawdę trudnymi przeciwnikami dla przewodnika molosa. Spuszczone ze smyczy, zlewające ciepłym moczem swoich właścicieli, a więc nawykowo mające gdzieś ludzi i w ogóle się z nimi nie liczące, zaciekle ”szukają guza”. Pojawiają się znikąd, zachodząc psa, którego sobie upatrzyły od tyłu albo biegną do niego, nawet z odległości kilkudziesięciu metrów, otwarcie ”kolizyjnym kursem” i wywołują tzw spiny.

Niektórzy posiadacze psów, umieją przewidzieć zachowania swoich podopiecznych. Wiedzą jak ich psy reagują na konkretne zachowania innych psów np. naruszanie przez nie przestrzeni ich podopiecznych. Np. wiedzą, że bezceremonialne wdarcie się w przestrzeń ich, spokojnie idącego albo np. żującego sobie na wybiegu oponę, psa, przez napiętego dominanta, nie ujdzie intruzowi na sucho. Reakcja młodego, sprawnego psa, ważącego np. 50 kg, różnić się może (różni się) od reakcji psa ważącego połowę mniej. No i rasa, czy też tzw typ również jest istotnym czynnikiem… Wiele z psów nawykowo naruszających przestrzeń wszystkich innych psów, reaguje histerycznie na ”zwrócenie im uwagi” przez molosa, czy po prostu dużego psa. ”Odwinięcie się”, zawarczenie i okazanie falujących falbanek przez, dotąd zajętego żuciem opony, molosa, który nie życzy sobie towarzystwa ani tym bardziej łap obcego psa na swoim kłębie, jest często przez takie psy odbierane jako ”atak”. Co skutkuje histerycznym skowytem, który dla otoczenia składającego się z ”niekumających bazy” ludzi jest dowodem, że ”ten miły piesek chciał się tylko przywitać, a ten wielki pies go zaatakował”. Albo też owo okazanie falujących falbanek traktowane jest przez intruzów jako ”wyzwanie”. Czyli molos przekazuje obcemu psu: ”Nie znam cię. Nie chcę tego zmieniać. Na pewno cię nie lubię”, ”Zabieraj łapy z mojego grzbietu, bo mnie wkurzasz” itp. a intruz reaguje agresją na sygnał ostrzegawczy i atakuje molosa. I powstaje problem. Molosy szybko ”zamiatają” takie cwaniakowanie u ponapinanych intruzów. I zazwyczaj, kiedy złapią namolnego cwaniaczka, chwilę go przytrzymują, czekając aż ten przestanie wierzgać i wtedy go puszczają. Ale mają słabą tolerancję na psy, które nie uczą się na swoich błędach. Właściciele molosów mają natomiast słabą tolerancję na właścicieli tych psów, którzy, jak ich czworonożni podopieczni, również nie uczą się na błędach. Zdarzają się naprawdę dziwni, po prostu głupi ludzie, którzy zawsze postępują tak samo: ich pies biega w samopas, w ogóle nie patrzy nawet w stronę właściciela i za każdym razem, gdy widzi konkretnego psa, wywołuje z nim spinę. Do takich osób trafia jedynie ”obietnica”, brzmiąca mniej więcej: ”Jeżeli pani/pana pies kolejny raz podbiegnie do mojego i znowu będzie usiłować go pogryźć, to ja puszczę smycz i nie będę przeszkadzać mojemu psu w zachowaniu, które w takiej sytuacji uzna za najwłaściwsze. Innymi słowy, pozwolę mojemu psu obronić się przed pana/pani agresywnym psem z natężeniem, które mój pies uzna za stosowne”. Polecam takie obietnice składać głośno i wyraźnie tak, aby otocznie, tj ludzie wokoło dokładnie usłyszeli, że sytuacja, w której nasz pies jest atakowany przez tego luzem biegającego, ma miejsce kolejny raz i że jest to kolejna rozmowa z właścicielem/ką pieprzniętego psa. Zawstydzanie idiotów pokroju osób mających w du…e wszystko i wszystkich z wyjątkiem samych siebie, często odnosi skutek. Osobiście też staram się dotrzymywać obietnic, dlatego, jeżeli kolejny ras prowadzony przeze mine pies, zaczepiany lub po prostu atakowany jest przez tego samego osobnika, luzuję smycz. Pozwalam, by będący ze mną pies sam mógł odstraszyć niedoszłego ”przeciwnika”. Robię to, rzecz jasna tylko w tych przypadkach, w których intruz jest psem o gabarytach, które nie pozwolą mu zewrzeć się z prowadzonym przeze mnie psem w uścisku. Czyli w tych sytuacjach, o których wiem, że ”walka” z oczywistych względów nie jest możliwa, bo Duże Zwierzę ”nie zniża się” do ”walczenia” z małymi psami. Pozwalam mu odstraszać niezbyt duże kundle, ”miniaturki”, itp, ale ONkami, goldkami, labkami itp. zajmuję się ja, unikając ryzyka, że potencjalni ”dominanci” tak będą zacietrzewieni, że jednak nie przestraszą się ryczącego na nie molosa, a ośmielą się go zaatakować. 

Na marginesie, czasem dobrze jest na spacerze z psem wyciągnąć z kieszeni telefon, po to, by nagrać zachowanie intruza. Kiedy kolejny raz zauważamy tego samego psiego agresora puszczonego luzem i szukającego guza zacznijmy nagrywać. (Jeśli jesteśmy ”ogarniętym” psiarzem, to podczas spaceru z naszym podopiecznym skanujemy otoczenie, więc agresora z ”dorobkiem” nie jest trudno zauważyć.)Nagrajmy to jak: pies-agresor zbliża się do nas i naszego psa, jak uspokajamy naszego psa, jak nawołujemy właściciela takiego wywołującego spiny psa, by po niego przyszedł, zapiął go na smycz i zabrał gdzie indziej, jak informujemy (praktycznie całe otoczenie), że jeżeli obcy pies przekroczy granicę trzech metrów, to uznamy, że ponownie jesteśmy atakowani przez tego puszczonego luzem i niezabezpieczonego kagańcem psa, że nasz pies przebywa w przestrzeni publicznej na smyczy i że kolejny raz jest celem ataku psa puszczonego luzem i niezabezpieczonego kagańcem. To oczywiste, że trudno jest jednocześnie utrzymać smycz, nogą odganiać agresora, który stara się pogryźć naszego psa i jednocześnie tak trzymać telefon, aby możliwe był nagranie zdarzenia, ale to się udaje. I dzięki takim nagraniom powstaje materiał, z którym powinniśmy zgłosić się do dzielnicowego, który to ma obowiązek ”oświecić” właściciela agresywnego psa na temat konsekwencji, które za sobą niesie niezabezpieczanie tego typu psa w czasie, gdy przebywa on w przestrzeni publicznej. Poza tym warto pamiętać, że działając w taki sposób pomagamy także innym psom i ich właścicielom.

Bycie przewodnikiem dla psa w paru aspektach przypomina bycie rodzicem (więź, wychowywanie, czułość, troska itp. itd.) i powiem wprost: ja sobie nie wyobrażam, że dowiedziawszy się od mojego dziecka, że inne dziecko w jego szkole jest agresywne wobec niego (i może innych dzieci), miałabym mojemu dziecku powiedzieć ”rozwiążcie to między sobą, bez ingerencji ze strony dorosłych”. To byłoby podłe i bezduszne, i skutkowałoby utratą zaufania dziecka (a więc także jakiejkolwiek wiarygodności), wobec rodzica, który, gdy dziecko oczekuje pomocy, zawodzi je. Normalni ludzie nie chcą, żeby ich normalne psy musiały użerać się z psami, które mają ze sobą problemy, dokładnie tak samo, jak nie chcą, żeby ich dzieci miały użerać się z dziećmi niedostosowanymi i agresywnymi. Dlatego, gdy dowiadują się, że dziecko ma problem, podejmują interwencję. Jednak masa posiadaczy psów jak mantrę powtarza, że ”Psy powinny po psiemu, bez ingerencji ze strony człowieka, rozwiązywać swoje sprawy”. Sorry, ale, tak już poza odpowiedzialnością przewodnika wobec jego psa i tym, że to, że przewodnik ma chronić psa przed niepotrzebnym stresem itp., wystarczy raz zobaczyć jak ”swoje sprawy same rozwiązują” psy typu presa albo molosy w rodzaju CC, żeby zweryfikować słuszność tego poglądu i zrozumieć, jak bardzo, potencjalnie niebezpieczne może być ”zostawienie psich spraw, psom”.

Wielokrotnie powtarzałam, że mam świadomość, że psy typu presa, molosy są dosyć egzotycznymi psami w miastach, w miejskich parkach, na skwerach i psich wybiegach. I że ludzie w większości przyzwyczajeni do obcowania z labkami, owczarkami, wyżłami, spanielami, kundelkami i innymi ”miękkimi” psami, no ewentualnie łatwo nakręcającymi się ttb czy mikro psami, nie ogarniają czym jest Duże Zwierzę, które dużo waży i ma duża buzię. Że Duże Zwierzę może napiętemu kundelkowi, zrobić krzywdę, chwytając go za szyję, przywalając go do ziemi i ”uwalając” się na nim, jeśli agresorek zbyt będzie je irytował i tylko tak zrobić mu ”kuku”. Ale po prostu nie chcę, by pies, który przebywa pod moją opieką, za którego ja jestem odpowiedzialna, musiał ”mierzyć się” z psami, którym ich właściciele zrobili krzywdę i którym przez to wydaje się, że mogą swoje zaburzone dominacyjne zachowania przejawiać w stosunku do każdego psa, którego sobie namierzą oraz każdej osoby, która im się nawinie. Puszczanie luzem pieprzniętego psa, z olewem totalnym na to, co on robi i dziwienie się ludziom, którzy w efekcie ”gimnastykują się”, żeby ich psy nie przemieliły pieprzniętego agresora, jest mocno wku… zachowaniem.

Wołanie głuchego Bullterriera

Poznałam kiedyś panią, która miała białą, głuchą Bullterrierkę. Chodziła z nią na spacery do parków, w których pełno było ludzi uprawiających sport, rodziców z dziećmi i innych posiadaczy psów na spacerach ze swoimi podopiecznymi. Spuszczała tę sukę ze smyczy i pozwalała, by ganiała aż do ”wyczerpania baterii” (co w przypadku tej rasy jest chyba niemożliwe do osiągnięcia). Kiedy suka zaczynała zachowywać się ”nieodpowiednio” (szybko się nakręcała i ”odlatywała”), np. zaczynała psa, z którym wcześniej się bawiła, zbyt intensywnie traktować (jak worek treningowy), uwieszając mu się na faflach, raniąc je do krwi, tak, że jej ”kolega” biegał po parku z czerwoną kufą albo za bardzo zoomowała się na bawiących się dzieciach, pani ta zaczynała ją wołać. Serio. Głuchego jak pień bulla. Gdy było jasne, że jej pies przeholowuje, babka, zaczynała udawać, że stara się coś z tym zrobić, że woła sukę i zaczynała wydzierać się, w kółko powtarzając jej imię, tłumacząc, zaniepokojonemu właścicielowi ”worka treningowego”, że ”Jak ona jest taka rozbawiona, to się jej dowołać nie można”

Typ ludzi, którym się nie chce

Bardzo smutne jest to, że ludzie posiadający psy, które ”sprawiają im kłopoty” lub wręcz takie, o których sami wprost mówią, że są zaburzone, tak naprawdę nie są zainteresowani rozwiązaniem problemu. Mówią, że ich pies coś tam, jakoś usprawiedliwiają to jego niewłaściwe zachowanie, czyli w istocie usprawiedliwiają swoją indolencję, swoje nic nie robienie w kierunku poprawy zachowania ich psa tak, by zaczął zachowywać się właściwie, ale nie interesuje ich zgłębienie przyczyn tego niewłaściwego, często uciążliwego dla innych, postronnych osób, zachowania. Nie interesuje ich scharakteryzowanie tego zachowania, dokładne opisanie, nazwanie i określenie jego przyczyn, bo im się nie chce. To jest zbyt dużo pracy, zbyt wiele wiedzy trzeba przyswoić i czasu poświęcić, by przepracować z psem problemy, które go gnębią i powodują, ze jest trudny w życiu na co dzień. Zbyt wiele potrzeba konsekwencji i zdecydowania. A im, od strony intelektualnej nie chce się w to zagłębiać, nie chce im się o tym myśleć, skupić na tym co niezbędne, by problem rozwiązać. Ani wdrażać w życie koniecznych dla poprawy zachowania psa zmian. Wolą sobie coś tam pochrzanić, że ich pies to coś tam i że sorry, bo on tak ma, no ale tak ma i w ogóle to… I że fajnie by było…

”Taka sytuacja”

Moja druga połówka wchodzi do wnętrza restauracji, ja z psem czekamy na zewnątrz. Planujemy zająć miejsce w ogródku, ale chwilowo ja i pies siadamy przy stoliku tuż przy witrynie knajpy, czekając, by w komplecie udać się do ogródka. Jakieś trzy-cztery metry ode mnie i psa siedzą trzy osoby. Na ich stoliku są talerze, stoi karafka z winem i kieliszki. Państwo są wyluzowani i w trakcie posiłku. Rzucają okiem na leżącego obok mnie, zmęczonego długim spacerem, psa. Coś zaczyna burczeć, odruchowo, kątem oka zerkam na Pluszaka, chociaż wiem, że to nie on wydaje z siebie ten odgłos. Dostrzegam pod stolikiem trójki osób małego psa. Małego psa, który jest napięty, łypie nieprzychylnie w naszą stronę, burczy, warczy i nawet ośmiela się zacząć szczekać, kiedy nawiązuję z nim kontakt wzrokowy, próbując przekonać się ”Co to jest?” Leżący przy mnie pies nie reaguje na psiego wariata. Mniejsze od Foxterriera coś, rozkręca się. Pluszak go zlewa. Siedząca najbliżej nas pani, zaczyna, patrząc na Pluszka; ”Jaki on grzeczny. Taki duży a taki grzeczny. Ona tak na niego warczy i szczeka a on taki grzeczny”. Rzucam okiem na Pluszaka, w czterech literach ma i tego porąbanego psiaka, i te osoby. Nie nawiązuję kontaktu wzrokowego z mówiącą ”w przestrzeń” panią, bo nie chcę zachęcać jej do rozpoczęcia rozmowy, ale ona dalej nawija. Powtarza, że ona (ta ukryta pod ich stolikiem bucząco-warcząco-szczekająca poczwarka) ”Jest taka niegrzeczna, a ten wielki pies jest taki grzeczny i nawet na nią nie patrzy. Jak to możliwe?” (WTF?A co, Pluszak, zdaniem tej pani powinien zrobić ”w reakcji” na zachowanie jej psa? Wskoczyć pod ich stolik, złapać poczwarkę i połknąć ją, jak kobra? Sorry, ale on nie je byle czego.) Patrzę więc na panią, która cały czas mówi i to do mnie, jak się okazuje, i zadaję jej pytanie; ”Przepraszam, a czego się pani spodziewa? Że co on miałby zrobić? Zacząć zachowywać się tak samo, jak pani pies? On jest normalny, więc ją ignoruje”. Pani wyczuwa ”przytyk” dotyczący różnic pomiędzy oboma zwierzakami, ale odnoszę wrażenie, że dokładnie rozumie dlaczego powiedziałam to, co powiedziałam. Jej towarzysz włącza się i mówi, że ”To pies ze schroniska”. Patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami i uniesionymi brwiami, bo nie wiedzę ”linku”. (”To pies ze schroniska”, więc może się zachowywać, jak debil, nienormalnie agresywnie i już?Bo?) Ich pies cały czas burczy, warczy i poszczekuje. I raz na parę sekund wyskakuje spod ich stolika, ”przeklinając” w kierunku Pluszaka i zaraz pod ten stolik wraca. Nie korygują go, nie wysyłają mu żadnego dla niego czytelnego sygnału, że jego zachowanie jest niewłaściwe, ma go zaprzestać i się uspokoić, bo spokój jest pożądanym stanem ducha w sytuacji, w której nie dzieje się absolutnie nic zagrażającego bezpieczeństwu. Pani ogranicza się jedynie do łapania psiny za kufę i zaciskania na niej dłoni oraz próbuje psa ”przestawić”, jakoś odwrócić, ale suczka jest napięta i nie daje się ruszyć. Ciągle namierza Pluszaka. Beznadzieja zachowań tych ludzi i ich tłumaczenie nienormalnego zachowania ich psa ”schroniskową przeszłością”, skłania mnie do tego, żeby jednak wygłosić kilka zdań ; ”Państwa pies jest zaburzony. Pierwszym zmysłem psa jest węch, więc wasz pies wszystko co chciałby wiedzieć o mnie i moim psie powinien wiedzieć po tym, jak wciągnie w nozdrza nasz zapach. Nie musi do nas podchodzić w tym celu, tym bardziej, że nasza mowa ciała mówi, że nie jesteśmy zainteresowani interakcją z nim. Że nas w ogóle nie obchodzi i nasze nastawienie wobec niego jest zupełnie neutralne. Tym bardziej więc, powinien się uspokoić, bo nasze zachowanie oznacza, że nie jesteśmy dla niego żadnym zagrożeniem. Nie naruszamy też jego przestrzeni, niezależnie od tego co mu się wydaje, nie wchodzimy w nią. Po prostu tu siedzimy w przestrzeni, obiektywnie, publicznej”. Facet odpowiada, że oni ”nie są tacy mądrzy, bo tyle nie czytają”. Patrzę na niego z politowaniem, bo oto kolejny raz mam do czynienia ze standardem typu; ”Fajny taki spokojny psiak, nasz taki nie jest, ale… Nie chce się nam czegokolwiek robić, więc tak sobie będziemy pieprzyć, że fajnie by było, jakby nasz był taki spokojny, ale no, po prostu… No, byłoby fajnie, ale… nic nie zrobimy dla naszego. Szkoda, że nasz taki nie jest”… Itd… Ale weź się nie wymądrzaj, paniusiu”. I kontynuuję; ”Proszę pana, rozumiem, że jak się ma w nosie pewne rzeczy, to takie podśmiechujki, jakie pan teraz uprawia są bardzo fajne, ale siedząca przy stoliku z panem pani wydaje się tęsknić za normalnym psem, jak ten, który leży obok mnie i to pani zaczęła rozmowę. Tu nie chodzi nawet o to, żeby ”dużo czytać”, tylko patrzeć i ogarniać co się dzieje, umieć reagować i unikać problemów. Wasz pies nie jest normalny, reaguje agresją na to, że kilka metrów od niego jest inny pies, który ma go w nosie. I takie psy, jak pański, powodują, że np. ja nie mogę ot, tak puścić luzem mojego psa, bo nie wiem co zrobi pański pies”… – W tym momencie typ mi przerywa i mówi, że ”Ona jeszcze nigdy nikogo nie ugryzła.” (Wow, dajmy im medal…) I wtedy jego, zachwycająca się ”manierami” Pluszakatowarzyszka, szybko uzupełnia, wtrącając: ”Ale ugryzie, ale w końcu ugryzie”. (No ładnie -myślę sobie. Czyli dostaję ”na talerzu” potwierdzenie, że pies jest poważnie zaburzony i jego zachowanie powoduje, że nawet jego właściciele wiedzą, że ”w końcu coś się zdarzy”, ale nic z tym nie robią…) Zamykam więc rozmowę; ”No właśnie, nawet jeżeli pana pies z frustracji, która go zżera, bo jest bardzo pogubiony i nie dostaje od was żadnej pomocy, żadnych wskazówek co do tego, jak powinien i może się zachowywać, ugryzie mojego, czy jakiegoś innego, luzem puszczonego i zajętego swoimi sprawami, psa, bo ”coś tam” i mój, czy inny pies, odbije piłeczkę. Tzn skoryguje go, zachowa się tak, aby powstrzymać zachowanie pana psa, to i tak to ten mój albo inny pies, będzie dla pana tym ”agresywnym”. Gdyby wasz pies był nieco większy, już kilka minut temu, karafka z winem wylądowałaby na spódnicy, którejś z pań albo pańskich spodniach, kieliszki i talerze z obiadem, byłaby na bruku, bo wyskakując spod stolika, na mojego psa i mnie, wasz pies powywracałby wszystko. Macie państwo psa niewielkich rozmiarów i tylko to uchroniło was przed zasyfionym finiszem wizyty w restauracji i może dlatego, nie ogarniacie jak poważny jest problem. Wszystko do czasu oczywiście, kiedy jak pani sama zauważyła, wasz pies ugryzie jakiegoś psa albo człowieka”. To mówiąc wstałam, i weszłam z Pluszakiem do knajpy, tam poczekaliśmy chwilę na miskę z wodą i już w komplecie udaliśmy się do ogródka.

Szanujmy innych (to naprawdę nie boli)

Kiedy idę sobie z prowadzonym przeze mnie psem, nie mam obowiązku ”kochać całego świata”, ”ze wszystkimi się bratać” i ”być do rany przyłóż”, tylko dlatego, że obok mnie idzie pies. Założenie, bardzo typowe dla wielu psiarzy, czyli że ktoś, kto ma psa, ”kocha wszystkie pieski” i generalnie na pewno akceptuje ”metody wychowawcze” i ”poglądy na wychowanie” psa, każdego z właścicieli napotykanych psów, jest bezpodstawne. Ja nie akceptuję ”mądrości” osób, które dużo mówią, ale w praktyce nie bardzo umieją sobie poradzić z zachowaniem swoich psów i nie ”kocham wszystkich piesków”.

Lubię psy. Ale tylko niektóre. Lubię psy, które umieją się zachować. Psy zrównoważone, stabilnie psychicznie, czytające sygnały, a nie zaburzone w sposób, który sprawia, że przestają zwracać uwagę na niewerbalną komunikację i bezceremonialnie naruszają przestrzeń moją i mojego psa, ignorując zupełnie obecność człowieka i odnosząc się jedynie do psa, jakby to pies wyprowadzał człowieka, a nie człowiek psa. Lubię psy, które nie naruszają mojej przestrzeni i przestrzeni mojego psa bez mojego zezwolenia. Psów, które ładują się w moją strefę osobistą, w której także znajduje się mój pies, dla którego ja jestem przewodnikiem, nie lubię. Takich psów nie chcę mieć w mojej przestrzeni i takim psom nie pozwalam zbliżać się do siebie ani mojego psa. Ja dla psa, którego jestem opiekunem, jestem przewodnikiem, to ja wyprowadzam psa, a nie pies mnie i dlatego to ja decyduję czy i jaki pies może się do mnie i mojego psa zbliżać. Tak samo jest z rodzicami dzieci; to od rodziców dzieci, zależy, czy jakiś pies może do ich dziecka podejść, czy nie. Niestety, właściciele psów nienauczonych poszanowania przestrzeni, u których czytanie mowy ciała zostało zaburzone nieprawidłowymi nawykami, które tym psom zaszczepili ludzie, kompletnie ten fakt ignorują. Ci ludzie kompletnie nie liczą się z tym, że niektórzy, inaczej niż oni, świadomie podchodzą do kwestii osobistej przestrzeni i nie życzą sobie jej bezceremonialnego naruszania, bez względu na to, co ”piesek chciał tylko”.

Wychodząc z psem ”w miejsca publiczne”, funkcjonuję z nim jako ”zestaw człowiek&pies”, wielką szkodą jest, że sposób w jaki np. ja postrzegam ”przebywanie z psem w miejscach publicznych”, tj min. na spacerach, jak modeluję swoją więź z psem i jak wygląda moja rola w relacji człowiek-pies, w odniesieniu do psa, nad którym sprawuję opiekę, jest aż tak mało popularny wśród osób posiadających psy i wydawałoby się, zobowiązanych do kontrolowania ich zachowania. Z mojego punktu widzenia zdumiewające jest, że ludzie wyprowadzający psy na spacery, puszczający je w samopas w przestrzeni publicznej, zupełnie ignorują fakty. Jeżeli jakiś pies bezceremonialnie ładuje się w przestrzeń psa, który prowadzony jest na smyczy albo idzie spokojnie przy nodze właściciela, czy grupy osób, oszczekuje tego psa i na niego warczy, zdradzając tym samym swoje dalekie od przyjacielskiego, czy nawet neutralnego, po prostu agresywne nastawienie, to ten agresywny intruz, nie atakuje tylko psa, on atakuje całą grupę, bo pies jest w tym momencie elementem grupy.

Przyzwyczajenie ludzi posiadających zaburzone psy do myślenia o takich sytuacjach w kategoriach typu ”mój pies ma problemy z innymi psami”, jest bardzo szkodliwe, bo nie oddaje istoty rzeczy. Tak zachowujące się psy są przede wszystkim zaburzone, ich reakcje na to, co dzieje się w ich otoczeniu są nieprawidłowe, przesadne. Zdradzają też, że psy te pogubiły się w swojej roli w relacji z człowiekiem.

Prawie na każdym spacerze doświadczam ignorancji lub po prostu barku szacunku w stosunku do innych ludzi ze strony psiarzy, kompletnie nie panujących nad zachowaniem swoich psów, nie rozumiejących przyczyn ich zachowania oraz nie traktujących tych irytujących czy wręcz utrudniających życie, a czasem nawet niebezpiecznych dla innych, postronnych osób, zachowań ich psów.

Rozregulowane potencjometry i pseudodominanci

Powtórzymy, pies, który bezceremonialnie ładuje się w przestrzeń psa, który znajduje się w towarzystwie człowieka, czy grupy osób, nie narusza przestrzeni i/lub nie atakuje tylko psa, on narusza przestrzeń i/lub atakuje całą grupę. A więc i ludzi, bo atakowany pies jest elementem grupy. I tak postrzegany jest przez niezaburzone psy, pies idący obok człowieka, właśnie jako element zestawu, a nie ”wolny elektron”. Niezaburzone psy ”ogarniają całość obrazka”. Zanim zdecydują się nawiązać interakcję, stają w pewnej bezpiecznej, tj komfortowej dla wszystkich zainteresowanych, odległości, zazwyczaj kilku metrów i zaciągają się zapachem napotkanego psa (i jego człowieka, jeśli człowiek jest obok). Obserwują i psa, i jego człowieka. I nie skracają dystansu, dokąd nie mają pewności, że mogą to zrobić. I nawet jeśli ten pies nie jest dla nich ”nieznajomy”, upewniają się, czytając mowę ciała tego psa (i jego człowieka, jeśli człowiek jest obok), czy dziś, w tym momencie napotkany pies (i jego człowiek, jeśli ten jest obok) ma do nich tak samo neutralne, a może wręcz pozytywne nastawienie, jak one do niego (nich), czy skrócenie dystansu będzie zachowaniem pożądanym, czy nie.Na tym polega psi savoir vivre, na poszanowaniu przestrzeni, zamiast jej bezceremonialnym naruszaniu.

Naruszaniu przestrzeni, które powodowane jest przesadną ekscytacją, tym ”rozkręconym potencjometrem” tak typowym dla psów, które przez swoich właścicieli nauczone zostały, że poszanowanie przestrzeni, zarówno właściciela jak i innych ludzi oraz psów, nie jest ważne. I że ważna jest leżąca u podstaw ich zachowania, nie łącząca się z dominacją (przynajmniej u znaczącej większości takich psów i do pewnego momentu), ekscytacja. Że ekscytacja ta jest pożądanym (ludzie nie korygują zachowania takich psów) i nagradzanym (uwaga ludzi, zabawa z nimi, smakołyki od nich) stanem umysłu, dlatego po ludziach można skakać, do woli naruszać ich przestrzeń i ignorować ich obecność, kiedy prowadzą obok siebie inne psy. I podbiegać do tych innych psów, ”żeby się z nimi bawić”, zarażając je swoim przesadnie podnieconym stanem ducha. Takie psy zachowują się tak, jakby jedynym sposobem komunikacji między psami było wtargnięcie w przestrzeń pierwszego z brzegu psa, z nastawieniem ”Jejku! Jejku! Jak zaje..iście! Róbmy coś!”, z równocześnie zablokowaną funkcją odbioru jego zwrotnej reakcji. Kiedy atakowany ”entuzjastyczną ekscytacją” pies nie reaguje przejęciem energii intruza, nie wchodzi w tak samo wysokie rejestry, jak on, ale pozostając w swoim stanie ducha, neutralnie komunikuje mu, że zachowanie intruza nie jest tym, z czym chce mieć do czynienia i np. krótko warknie na intruza, aby go ”ostudzić” i wybić z tej ekscytacji, intruz może tego nawet nie zauważyć i często nie zauważa, zbyt rozstrojony, żeby ”złapać kontakt z bazą”.

Psy także miewają gorsze dni. I kiedy, powiedzmy, że ich ”cierpliwość” zbyt wiele razy, w zbyt krótkich odstępach czasu, wystawiana jest na próbę, mogą na taką ekscytację reagować ostrzej. Mogą intruza, który nie odbiera ”zmarszczenia się” atakowanego, jego ostrzegawczych warknięć, skorygować zębami; mogą go ”ukąsić” (jak kasownik, czyli złapać i puścić). Zwłaszcza, kiedy rzecz dzieje się na wybiegu i korygujący pies nie ma przy sobie swojego przewodnika, który zdecydowanie da mu sygnał ”Nie rób tak. Odpuść temu kretynowi, bo możesz go za mocno dziabnąć”. Taka reakcja u psa atakowanego energią, której nie chce się poddać, u intruza, u którego jego ”zabawowa ekscytacja” przykrywa skłonność do dominacyjnych zachowań, może być odczytana niewłaściwie. Jako wyzwanie i sygnał do rozpoczęcia spiny. Właściciele nieumiejących się zachować i niereagujących na mowę ciała, psów, także mogą ją odczytać jako agresję. Tego typu osoby potrafią zacząć z oburzeniem ”rzucać się”, że ich pies ”Chciał się tylko pobawić, a został ugryziony!”. Nie pozostaje nic innego jak zwrócić im uwagę, że najwyraźniej pies, którego przestrzeń samowolnie ”ugryziony” naruszył, nie miał ochoty na zabawę, a intruz nie zrozumiał sygnału.

Równie męczące i częste są próby naruszenia przestrzeni powodowane dominacyjnymi zapędami obcego psa. Nauczonego interakcjami z osobami, z którymi ma zazwyczaj do czynienia, a więc przede wszystkim przez swojego właściciela, iż ludzie nie są świadomi znaczenia przestrzeni osobistej w interakcjach z psami, nie umieją jej używać tj, nie umieją przestrzeni zawłaszczać ani jej zachowywać/bronić, ignoruje wszystkich ludzi, przyzwyczajony, że swoją przestrzeń oddają mu bez oporów. A więc przyjmują względem niego postawę uległą i za cel swojego dominacyjnego zachowania od razu przyjmuje psa, jako tego, który ”wie o co kaman”.

Taki pies inicjuje interakcję z psem, którego dostrzeże ”na swoim terenie”. Czyli po tym, jak go zauważy, ”obiera na niego kurs” i zaczyna skracać dystans. Bez znaczenia jest to, że obcy ”na terenie dominanta” pies nie jest z nim ”na kursie kolizyjnym”. Ten obcy może kompletnie ignorować obecność psa, któremu ”coś się wydaje”, ale ten i tak zacznie skracać dystans, aby ”podjąć interwencję”. I zrobi to samowolnie, bez oglądania się na swojego właściciela, kiedy tylko poczuje impuls. Niepowstrzymany ”wetnie się” w przestrzeń każdego psa lub człowieka, który prowadzi na smyczy psa. Odpali go pojawienie się w pobliżu innego osobnika i będzie mniej lub bardziej zuchwale (to zależy od tego jakiego ”rozmiaru” jest ”dominant”) usiłował wedrzeć się w przestrzeń napotkanego psa. Ignorując obecność człowieka jeśli ten prowadzi ”cel” na smyczy. Co jest sygnałem, iż tego napotkanego psa z założenia traktuje jako osobnika uległego względem siebie i równocześnie psa ”wyprowadzającego na spacer swojego człowieka”. Człowieka, który, w takim przypadku, jest osobnikiem jeszcze mniej ważnym, w sensie ”statusu społecznego”, od atakowanego przez ”dominanta”, psa. Na wszelką formę oporu ze strony napastowanego psa, osobnik z nawykiem dominacji, reaguje agresją. Tj. rzuca się do walki z psem, któremu naruszanie przestrzeni przez agresora i jego dominacyjne zapędy, nie pasują. I który wyraźnie to manifestuje; jeżąc się, unosząc głowę i uszy, ogon stawiając w sztorc, wypinając pierś do przodu, marszcząc się i ”falując firankami”. Generalnie, w odbiorze stając się jeszcze większym.

Psy żądające natychmiastowej uległości od każdego osobnika swojego gatunku, którego sobie upatrzą i namierzą, nawykowo terroryzują inne psy poprzez bezceremonialne naruszanie ich przestrzeni i, dla wielu normalnych, ale mniej ”przebojowych” psów, zaskakujące i bardzo stresujące, ”rzucanie się” na nie i gryzienie ich. Wcinając się, z takim nastawieniem w przestrzeń molosa, usiłując wymusić i na nim zajęcie pozycji uległej, mówiąc krótko ryzykują. Jednak naprawdę to zdrowiem i być może nawet życiem, bo agresorzy potrafią w swojej zajadłości wbiec nawet pod jadący samochód, swoich zaburzonych psów, ryzykują ich nieprzytomni, nieodpowiedzialni, głupi i aroganccy właściciele.

Uczysz psa, aby szanował przestrzeń innych psów (i ludzi), czytał ich mowę ciała, zwracał uwagę na komunikaty niewerbalne, które wysyłają do niego oraz innych, kiedy właściwie przeprowadzasz rytuały poznania, kiedy twój pies jest szczenięciem i poznajecie nowe osoby, psy i inne zwierzaki. Wchodzisz w rolę przewodnika swojego psa, kiedy umiesz używać swojej osobistej przestrzeni, zachowujesz ją, bronisz jej i zawłaszczasz przestrzeń w około, kiedy pojawia się nieznany wam pies, który ”chce poznać” szczeniaka. Oceniając nastawienie tego obcego psa, decydujesz, czy chcesz, aby do was podchodził, czy nie. Wybieraj mądrze i pozwalaj na interakcje twojego szczeniaka tylko z psami, które umieją się zachować, z psami zrównoważonymi. A więc tymi, które, kiedy staniesz przed swoim szczeniakiem, jak ”pole siłowe”, komunikując im, że szczeniak jest twój, że jest twoją własnością i ty decydujesz, czy jakiś pies może do was podejść, czy nie, zatrzymają się i skupią się na twoim przekazie. Jeżeli pies uszanuje ciebie jako przewodnika szczeniaka, podejdzie do was ciekawski, ale i spokojny, i będzie odnosił się do ciebie, będzie wiedział, że szczeniak jest twój i ty decydujesz, jak ma ta interakcja przebiegać; jak długo może trwać i jak on, pies ”spoza waszej paczki”, może się do szczeniaka odnosić i z nim bawić. Dla obcego psa ma być jasne, że to ty chronisz szczeniaka i to ty, kiedy uznasz, że chcesz, przerwiesz interakcję, że przerwiesz ją oraz podejmiesz interwencję, jeśli uznasz, że on, pies ”spoza waszej paczki”, zachował się w stosunku do szczeniaka niewłaściwie.

Nauczenie psa, wyrobienie w nim nawyku, aby czytał niewerbalne sygnały innych psów i wnioskował po ich mowie ciała czy życzą sobie interakcji z nim, czy nie, jest ważne także dlatego, że kiedy twój pies będzie przebywał z innymi psami np. na psim wybiegu, a jest Dużym Zwierzem, może onieśmielać je swoimi gabarytami. Twój pies nie może ”kozaczyć”, dlatego, że z obawy przed jego ”słoniowym”, z perspektywy niektórych psiaków, rozmiarem, te oddają mu swoją przestrzeń i pozwalają by się w nią wdzierał. On ma być fajnym, wyluzowanym psem. Twój pies nie powinien i nie może ”dominować” innych psów w tak, dodam żenującym stylu. W pewnych okolicznościach, kiedy będziesz czuć się gorzej, albo będziesz rozkojarzony/a pracą itp., itd., nie będziesz poświęcać psu tyle czasu, co wcześniej albo podrzucisz go znajomym, wyjeżdżając na wakacje, coś, co wydawać by się mogło, jest bez znaczenia; małe psy oddają swoją osobistą przestrzeń twojemu, rozbrykanemu ”słonikowi”, bo ”mu się zapomniało”, że powinien zwracać uwagę na ich mowę ciała, może okazać się tym, co skłoni twojego psa do sprawdzenia, czy ”To na pewno ty dalej jesteś jego przewodnikiem? Bo może czas, żebyście zamienili się rolami?” Pamiętaj, wszystko się liczy i wszystko ma znaczenie.

Wychodząc z psem ”w miejsca publiczne”, funkcjonuję z nim jako ”zestaw człowiek/ludzie&pies”. Problemem jest, że nie widzą tego w ten sposób właściciele psów z nawykiem dominacji. Nie rozumieją oni, że dla normalnego psa, którego bardzo ważną cechą jest obrona jego człowieka, agresor wdzierający się w przestrzeń grupy, jest zagrożeniem dla tej grupy a nie jedynie jednego z jej członków. Ignoranci takie sytuacje widzą tak, że oto ”ich pies po prostu podszedł do innego psa, którego ktoś prowadził na smyczy, albo który szedł obok swojego właściciela, czy kilku osób”. Nie zwracają uwagi na mowę ciała ani swojego psa, ani psa, do którego ich pies ”po prostu podszedł”, ani człowieka, czy osób, który/e z psem był/y. Nie widzą napięcia mięśni, ustawienia ogona, uszu, nie widzą zjeżonej sierści i tego, że ich pies bardzo szybko i drastycznie skrócił dystans między sobą, a tym drugim psem i jego człowiekiem/grupą ludzi… Nie myślą też o rasie, która nie tylko wpływa na wygląd danego zwierzęcia! Ale także cechy psychofizyczne. Np ”labki” są ”miękkie”, bo to psy, które miały wyławiać z wody strzeloną kaczkę w taki sposób, aby nie uszkodzić mięsa. Molos to typ ”guard dog”, pies nastawiony na ochranianie swojego człowieka. I od molosów nikt nie wymagał ”nie uszkadzania mięsa”.

To nie pies decyduje

Jeżeli pies, którego nie znam, nie poświęca uwagi na to, aby ”odczytać mnie poza werbalnie”, zaciągnąć się zapachem moim i mojego psa, i upewnić się, czytając moją mowę ciała (i mowę ciała mojego psa), czy nie mam nic przeciwko temu, aby się do mnie zbliżył, to nie chcę, aby zbliżał się do mnie i mojego psa. Nie chcę, aby mój pies miał interakcje z psami, które ignorują komunikację niewerbalną, mają reakcje nieadekwatne do sytuacji i nie są nauczone poszanowania przestrzeni ludzi ani psów. I nie chcę mieć z takimi psami nic wspólnego, bo ich zachowanie po prostu mnie drażni. Takie psy przejawiają szereg zachowań, które z mojego punktu widzenia są nie do zaakceptowania i dlatego nie wyrażam zgody na ich interakcję z moim psem ani ze mną. Nie lubię, kiedy psy na mnie skaczą i pchają mi pyski do kieszeni, żeby sprawdzić, czy mam przy sobie jakieś psie smakołyki. I nie nigdy nie pojmę, jak można nie być zażenowanym dopuszczeniem do tego, by pies, którego jest się właścicielem, zachowywał się w taki sposób wobec (szczególnie) obcych ludzi. Jest dla mnie oczywiste, że posiadacze tak zachowujących się psów, ”sraliby po gaciach”, gdyby Duże Zwierzę zachowywało się tak w stosunku do nich. Czyli wdzierało się w ich osobistą przestrzeń, skakało na nich, opierało się o nich przednimi łapami, kufą dosięgając ich twarzy i zaglądając w oczy, ”chciało smaczka”. No, ale cóż… Tak, czy inaczej, to ja-człowiek decyduję o tym, czy jakiś pies może wejść w moją strefę osobistą.

Po co?

Często, prowadząc psa, jestem uczestnikiem sytuacji (lub obserwuję takowe jako przechodzeń, ale odnosić się będę do sytuacji, których byłam uczestnikiem), w których jakiś, prowadzony na smyczy pies dostrzega innego, zatrzymuje się i obiera go za ”cel”. Staje i zaczyna wgapiać się w psa, którego dzieli od niego np. około 15-10 metrów. Właściciel takiego psa także staje. I tak stoją, dwa pajace. Ustawiony na ”cel” pies, stojący za nim człowiek a między nimi naprężona do granic smycz.

Tak więc idę chodnikiem, obok mnie spokojny psiak, mający w nosie stojące w odległości około 10 metrów przed nami, pajace. Obcy pies, bez niespodzianek; ziejący frustracją, ”łeścik” w szelkach. Wślepia się w Pluszaka i zaczyna przejawiać oznaki eskalacji ekscytacji związanej z dostrzeżeniem prowadzonego przeze mnie psa. Zaczyna się trząść i powarkiwać, jest naprężony, na sztywnych łapach, z ogonem w sztorc, cały ”aż chodzi”. W jego mowie ciała nie ma nic co można odczytać jako ”chęć poznania się” z moim psem. On nie węszy, nie zaciąga się zapachem Pluszaka i moim, nie stara się poznać naszego zapachu i czegoś o nas dowiedzieć. Nie przejawia żadnych oznak świadczących o tym, że pojawienie się w zasięgu jego wzroku prowadzonego przeze mnie psa, kojarzy z ewentualną możliwością rozpoczęcia jakiejś pokojowej interakcji z moim, wciąż wyluzowanym, psem. ”Snajper” nie zaprasza Pluszaka ”do zabawy”, za to emanuje frustracją. Nic tak do szału nie doprowadza psów przyzwyczajonych do dominowania, jak brak możliwości naruszenia przestrzeni jakiegoś psa. Pluszak omija go wzrokiem i to jest dla mnie najlepszy sygnał, że właściwie oceniam ”łeścika”. Molos nie patrzy w jego stronę, olewa napiętego pajaca tak, jak ma w zwyczaju olewać psich wariatów, czyli reagujące na niego frustracją i nienormalną agresją, niezbyt duże, czy wręcz mikro psy. (Te większe go wkurzają i, a jakże, potrafi im ”odbluzgnąć”, jeśli się na niego drą.) Prowadzę go ”po zewnętrznej” tak, aby obcy terierek-frustrat miał możliwie najbardziej utrudniony fizyczny kontakt z moim psem. Żeby nie dać mu okazji do dziabnięcia zbyt dużego, by mógł mu położyć łapy na grzbiecie i niedostępnego, by włożyć mu nos w du…pę, Pluszaka, ”w szynkę” lub pęcinę, w razie gdyby jego pajacowaty właściciel poluzował mu smycz, kiedy będziemy agresora mijać. To luzowanie smyczy i pozwolenie zaburzonemu psu na naruszenie przestrzeni ignorującego go, obcego psa, zachowującego od frustrata stosowny dystans, to bardzo typowe zachowanie niepokalanych myśleniem właścicieli tego rodzaju agresorów. Właściciel obcego psa ciągle stoi w miejscu. Nie koryguje zachowania swojego psa, nie uspokaja go, nie skraca smyczy, nie odwraca jego uwagi i nie kieruje jej na siebie, i jakąś propozycję, którą dla niego mógłby mieć (gdyby nie był pajacem), nie odciąga go i nie oddala się z nim. Nie robi niczego, po prostu stoi w miejscu. Dociera do mnie, że pomimo tego co dzieje się z jego psem, temu człowiekowi wydaje się, że jego ”piesek zobaczył pieska, z którym chce się przywitać”. Ten człowiek stoi tam jak pajac, z napiętym, niepewnym, zaburzonym psem i wygląda na to, że ”trybi sobie”, że tej jego poczwarce chodzi o ”przywitanie się i może zabawę z moim psem”. Po co miałby tam tak stać, gdyby rozumiał, że jego pies przejawia zachowanie agresywne wobec mojego? Hę? Co myśli ten człowiek? Zachowanie psów reagujących w taki sposób na inne, jest nawykowe. One napinają się na jakiegoś psa i jeśli same nie mogą udać się w jego kierunku, bo ogranicza je ”zasięg smyczy”, to wyczekują aż dzielący je od niego dystans się zmniejszy (aż człowiek prowadzący psa obranego przez nie za ”cel”, podprowadzi ów ”cel” bliżej) i rzucają się w jego kierunku. Zapominając, że są na smyczy, prawie wypluwają sobie przy tym płuca. Tak mają, że kiedy widzą innego psa i nie mogą wejść w jego ”mydlaną bańkę”, czyli naruszyć jego osobistej przestrzeni, dostają szału. Nie wiem więc skąd przekonanie właścicieli tego typu ”łeścików” oraz innych nieszczęśliwych psów, że ”tym razem będzie inaczej”. Staram się sobie tłumaczyć, że ci ludzie liczą na to, że z jakiegoś (nie wiadomo jakiego, po prostu magicznego) powodu, ”tym razem będzie inaczej”. Bo jeżeli stoją tak, wiedząc, że ”będzie tak, jak zawsze”, to są skrajnymi idiotami/ idiotkami.

”Łeścik” w końcu zaczyna szczekać na idącego przy mnie psa, który w ogóle nie patrzy w jego stronę. Zapluwa się, choć dla normalnego psa, byłoby oczywiste, że Pluszak i ja przemieszczamy się bezkolizyjnie w stosunku do niego, idziemy sobie gdzieś indziej, ścieżki nasza, jego i jego człowieka, nie krzyżują się. Nie idziemy ”na czołowe”, więc nawet gdyby bardzo mocno ponaciągać teorię, że napięty ”łeścik” czegoś ”broni”, ta nie utrzyma się. No, chyba, że chodzi o to, że wydaje mu się, że jest ”panem na włościach” i broni swojej przestrzeni, która jest… nieograniczona. Pies człowieka-ameby wściekle rzuca się w kierunku Pluszaka. Jego właściciel nie ściąga smyczy. Autentycznie, jak warzywo, stoi dalej. Potworek szaleje. Dzieli nas jakieś pięć metrów. Zatrzymuję się, zdecydowanie szarpiąc smyczą obrożę Pluszaka, tak aby ten upewnił się, że ma ”nie wyglądać zza mojej nogi, żeby sprawdzić ‚jak sytuacja’, tylko grzecznie stać w miejscu” i dlatego, że Pluszak zdążył się troszkę zjeżyć. I zadaję trzymającemu smycz ”łeścika”, człowiekowi proste pytanie: ”Co pan robi?” Człowiek-warzywo głupio się uśmiecha, ale nie odpowiada. Próbuję dalej; ”Po co pan tak stoi? Proszę odejść, zanim ten pański pies wypluje sobie płuca”. Typ odpowiada (i to jest przebój); ”Chciałem, żeby się poznały”. Unoszę brwi i ponieważ nie mam złudzeń, że oto usiłuję rozmawiać z amebą (a to kompletnie bez sensu), odpowiadam brzydko, acz dosadnie, patrząc w oczy ameby; ”A na …uj mojemu psu taki poj…any kolega?”, po czym odbijam w bok i kontynuuję spacer z psem.

Znowu tzw siła nawyku, czyli wskazówka do zachowania i nagroda po nim

Najczęściej spotykany typ ameb, kiedy ich pies napina się na innego psa, gdy tylko go zobaczy, korzysta zawsze z tej samej ”procedury”. Zamiast skorygować zachowanie psa i iść dalej w swoją stronę, po łuku wymijając psiaka obcego, budzącego niezdrowe (ale po korekcie już nieco mniej) emocje u ich czworonoga, ci ludzie podkręcają jeszcze odlot swojego psa. Ten typ właścicieli, gdy ich pies zaczyna przejawiać oznaki (nieuzasadnionej) wrogości wobec obcego, znajdującego się w odległości co najmniej kilku metrów, psa, staje w miejscu. Stają i przyciągają szarpiącego się na smyczy psa do siebieI nic poza tym. Nie ”rozbrajają granatu” (nie korygują zachowania psa, nim ten ”wyskoczy” do psiaka, którego sobie obrał za cel, na którym rozładuje frustrację) ale przeprowadzają pozornie ”kontrolowany wybuch”. Czyli pozwalają na to, by ich pies rzucał się na obcego psa, szarpiąc się na smyczy, ujadając i warcząc, wyrywając im ręce ze stawów. Postępują tak za każdym razem, wyrabiając w swoim psie nawyk.Nawyk, w którym wskazówką odbezpieczającą zachowanie, czyli atak na żyjącego swoim życiem, obcego psa, jest nie tyle chwila, w której ich pies zobaczy obcego psa, ale moment, w którym właściciel staje w miejscu, oczekując na dalszy rozwój wypadków, jak gdyby kompletnie nie odgrywał w całej sytuacji jakiejkolwiek roli (i nie wiedział, na podstawie wcześniejszych doświadczeń, jak sytuacja będzie przebiegać). Kiedy człowiek się zatrzymuje, jego sfrustrowany i psychicznie niezrównoważony pies odbiera to jako ”sygnał do akcji” i ”wyskakuje” do obcego psa. Zachowanie, które uruchamia wskazówka to atakNagrodą dla agresora jest akceptacja jego zachowania przez człowieka: pies nie otrzymuje korekty, czyli w jego rozumieniu jego zachowanie jest dobre. Często ta część nagrody jest wzmocniona poklepaniem psa ”po akcji” którą ”przeprowadził” -zachowanie to w rozumieniu tego typu właścicieli ma ich agresywnie się zachowującego psa, ”uspokoić”, ale pies odbiera je jako nagrodę. Natomiast najmocniejszą częścią nagrody jest zniwelowanie poziomu frustracji, który u tego typu psów nigdy jednak nie opada do bezpiecznego poziomu, bo ciągle żyją one w stanie nadmiernego pobudzenia i rozchwiania psychicznego, gdyż ich ludzie nie są dla niech przewodnikami i nie potrafią dać im wskazówek odnośnie tego, jak powinny zachowywać się ”zamiast”.

Pojawienie się obcego psa w polu widzenia takiego agresora, nie jest wskazówką do ataku na niego. Wyraźnie widać to, gdy właściciel niestabilnego psychicznie psa, zaczyna myśleć i korygować jego zachowanie, nim jego pies za bardzo ”odleci”. Nie zatrzymywanie się w oczekiwaniu aż ”cel” znajdzie się dość blisko, by agresywny pies mógł do niego ”wyskoczyć” i go zaatakować, tylko korygowanie agresora i mijanie psa, który budzi u niego emocje, z którymi agresor nie umie sobie poradzić bez pomocy swojego człowieka, pokazują, że korekta we właściwym momencie i o właściwym natężeniu ”rozbraja granat”.

Nie bądź debilem, myśl

Założenie, że twój pies może podchodzić do innego, praktycznie każdego psa, którego spotka na swojej drodze albo którego jedynie wypatrzy z jakiejś tam odległości, jest po prostu głupie, nieodpowiedzialne i świadczy wybitnie źle o tobie. Analogicznie jest z założeniem, że twój pies może podchodzić do każdego człowieka, którego spotka albo którego wypatrzy. Jeśli na to pozwalasz, to przede wszystkim przedstawiasz się jako osoba, która nie myśli, ma kiepską wyobraźnię i zupełnie nie liczy się z innymi. (Jest przecież powód dla, którego uczymy dzieci, aby trzymały się z dala od obcych.)

Nigdy nie wiesz jaki jest ten pies, do którego właśnie postanowił podejść twój psiak, ten do którego dystans zaczął samowolnie skracać. Przecież może być na coś chory, może mieć psychiczne problemy i może być bardzo agresywny. Ludzie są różni, o czym ty, mając psa, który samowolnie się od ciebie oddala i ma cię w nosie, ale i tak puszczasz go bez smyczy, powinieneś/ powinnaś doskonale wiedzieć. To, że budzący zainteresowanie twojego psa, pies nie jest prowadzony w kagańcu i na smyczy wcale nie oznacza, że dla twojego psa będzie bezpiecznie się do niego zbliżyć i naruszyć jego przestrzeń. Jeżeli budzący zainteresowanie twojego psa, pies jest prowadzony na smyczy, oznacza to, że nie będzie miał możliwości samodzielnie oddalić się od swojego opiekuna i rozpocząć interakcji z twoim psem. Oznacza to także, w razie czego nie będzie mógł od twojego psa oddalić się lub po prostu uciec, jeśli ten zacznie zachowywać się w sposób, który tamtego psa wystraszy i najście twojego psa, będzie dla tamtego bardzo stresującym przeżyciem, gdyż nie każdy pies tak, jak i nie każdy człowiek, umie chronić swoją osobistą przestrzeń.

Warto zastanowić się nad tym, że zapewne istnieje powód, dla którego budzący zainteresowanie twojego psa, pies prowadzony jest na smyczy. Może nie ma żadnego emocjonującego ”drugiego dna”, może ten pies i jego człowiek/ludzie kończą już spacer i właściciel/e chce/ą już iść do domu bez żadnych przystanków? Może opiekun/owie psa jest/są zmęczony/eni i nie chce mu/im się pilnować psa podczas zabawy, dlatego prowadzi/ą go na smyczy? Ale może właściciel stara się z tym psem coś przepracować? A może chwilę wcześniej ten obcy pies brał udział w spinie i jest pobudzony? Może to on został zaatakowany a może on był atakującym? Nie wiesz jaki ”na pewno” jest ten pies, który budzi zainteresowanie twojego psa. Może w tym momencie, idąc przy nodze swojego człowieka, uspokaja się, może jego człowiek stara się go wyciszyć? Może temu psu, który budzi zainteresowanie twojego psa, nie jest potrzebny w tym momencie ”kolega do zabawy” albo kolejny psi kołek, któremu się wydaje, że jest ”panem na włościach”?

Nie wiesz, więc nie pozwalaj, aby twój pies samowolnie wchodził z interakcję z każdym psem. I w końcu, to nie do twojego psa ani nie do ciebie należy decyzja, czy twój pies może wejść w strefę osobistą człowieka, który tamtego psa prowadzi, więc nie bądź burakiem i szanuj osobistą przestrzeń innych ludzi.

Zamieńmy się rolami

Jeżeli idę z psem i nagle z jazgotem uaktywnia się coś za nami, coś czego obecności nie byliśmy nawet świadomi, bo jest tak małe albo tak dobrze schowało się za właścicielem, że kiedy odwracam się (a pies za mną) usiłując to zobaczyć, to dalej tylko to słyszę, to wiem, że mam do czynienia z zaburzonym psim czymś. Właściciele tego czegoś mówią między sobą coś o tym, że prowadzony przeze mnie pies jest ”wielki, ślini się i jest groźny” (WTF?), więc ”to normalne (WTF?), że ich ‚pies’ przestraszył się” mojego. Patrzę na Pluszaka, on patrzy na mnie i merda do mnie ogonem. Mówię do idącej przy mnie przyjaciółki ”Te małe to jakieś poj…ane są. Znowu jakiś szczur nas zwyzywał, nawet nie wiedziałam, że ”to” gdzieś tam jest”. Koleś trzymający ”coś” na smyczy, drze się do mnie (jak jego pies, z bezpiecznej odległości co najmniej dziesięciu metrów), że ”Przynajmniej są słodziutkie!”. Rozumiem, że chodzi mu o to, że są poje…ane, ale słodziutkie. Odwracam się więc i z uśmiechem odpowiadam mu, że ”Jak są poje…ane, to raczej nie bardzo są słodziutkie”. Typ jeszcze się produkuje, ale macham na niego ręką. Kiedy przechodzimy na drugą stronę ulicy, a oni są od nas jakieś minimum 30metrów i nie przechodzą na drugą stronę ulicy, jego pies znowu zaczyna jazgotać na mojego, a koleś coś za nami pokrzykuje. Pokaż mi swojego psa, a powiem ci kim jesteś (No, jak nie, jak tak 🙂 )

Wyobraźmy sobie, że właściciele Dużych Zwierzów dopuszczaliby do tego, aby ich psy zachowywały się tak, jak zachowują się w przestrzeni publicznej, psy ”niegroźnych ras” i wszystkie te ”joreczki” i ”łeściki”… Molosy są normalne i trzeba naprawdę dużo ”pracy”, żeby im schrzanić psychikę, ale przypuśćmy, że spuszczałabym ze smyczy ponad pięćdziesięcio kilowego ”kloca” i pozwalałabym mu podbiegać do obcych ludzi, skakać po nich i zaczepiać pazurami przednich łap o ich twarze, bo ”On tak ma, że się ze wszystkimi wita”. Że ktoś machałaby ręką na to, że jego kanar znowu ”Przestraszył się dziecka na deskorolce” i dlatego zaczął je ścigać, warcząc, szczekając na nie i usiłując pochwycić je za łydkę. Że spod restauracyjnego stolika, na ”czułałkę”, wyskakiwałby rotek, bo ”Jest ze schroniska”. Że siedzący na plaży mastif, napinałby się na bawiące się dzieci, a wcześniej od czasu do czasu gryzł w rękę osobę, która trzymałaby smycz… Raczej by to nie przeszło, co? A z mikrobami i ”niegroźnymi” rasami przechodzi –DLACZEGO?

Zwyczajne chamstwo

Doświadczenie interakcji z ludźmi posiadającymi psy i ich psami, szczególnie w dużym mieście, w który mnóstwo ludzi ”ma psy”, uczy że jedynie promil z tych osób ”wie po co im pies”. Ze w tym, że mają psa jest jakaś celowość, mają dla niego czas i poświęcają mu go, że łączy tych ludzi z ich psami autentyczna więź. I to jest frustrujące, że takich osób, jest promil. Bardzo łatwo jest nadziać się na ”trudne przypadki”, których właściciele nie reagują na to, że zachowanie ich psów, do którego oni dopuszczają, utrudnia życie innym. Zdarzają się spacery, wycieczki rowerowe, czy wyjścia na bieganie, które bardzo męczą. Ludzie w jednej ręce trzymają smycz, a w drugiej telefon, poza którym świata nie widzą albo puszczają psa luzem i giną w telefonie. I ok, rozumiem, nauczyłam się, poprawka: interakcje z nieodpowiedzialnymi idiotami mnie tego nauczyły, że ludzie ”nie kumają bazy”, że, jak powiedział pan od skretyniałej suczki, co rusz wyskakującej spod stolika i wściekle ujadającej na drugiego psa, ”nie są tacy mądrzy, bo nie czytają”. Ale przykre jest, że osoby, które wychodzą ze swoimi, nieumiejącymi się zachować i stwarzającymi problemy, innym, psami, nie rozumieją, że ich postawa, tj. bierne pozwalanie tym psom, by dalej zachowały się niewłaściwie, jest po prostu przejawem chamstwa. Tu nie chodzi o ”czytanie”, tu chodzi o ogarnianie podstaw, tego że nie jesteśmy na świecie sami i w około pełno jest innych ludzi.

Dlatego Moi Drodzy, nie miejcie wyrzutów sumienia, kiedy puszczą wam nerwy. Gdy będziecie biegać a z krzaków wyskoczy na was jakiś popieprzony pies i będzie usiłował złapać was za pęcinę albo kiedy inny poważnie zaburzony pies będzie rzucał się na wasze dziecko lub psa: opie…cie właścicieli tych psów do woli. Nie martwcie się, że ”to brzydko i nieładnie jest używać takich wyrazów”, macie do czynienia z chamami, których nie obchodzą inni, więc nie obawiajcie się, że urazicie ich ”delikatne serduszka”. Pamiętajcie, że kumulowanie negatywnej energii, jest niezdrowe, więc nie hamujcie się i rzucajcie mięsem do woli, w trosce o prawidłowe ciśnienie tętnicze 🙂 Pozdrawiam Was serdecznie.

Zuza Petrykowska

Feel Free to Disagree‚ i zostaw komentarz, ale pamiętaj, że kopiowanie i wykorzystywanie całości lub fragmentów tekstu oraz zdjęć i/lub grafik bez zgody autora jest zabronione.

 

WYCHOWANIE I SZKOLENIE PSA: PIES I DZIECKO – CZĘŚĆ PIĄTA: UCZMY SIĘ OD PSICH MAM (UCZENIE PSÓW PRAWIDŁOWEGO ODNOSZENIA SIĘ DO DZIECI I UŻYWANIE PRZESTRZENI OSOBISTEJ W KONTEKŚCIE USTALENIA STATUSU SPOŁECZNEGO NASZEGO DZIECKA-‚LUDZKIEGO SZCZENIĘCIA’ W RELACJACH Z NASZYM PSEM I PSAMI OBCYMI)

Psia mama wie najlepiej

Jeżeli chcemy mieć co najmniej poprawne interakcje z psami, to niezależnie od tego czy planujemy zakup psa, mamy psa, czy też nie mamy psa, ale mamy dziecko lub najzwyczajniej po prostu sami chcemy czuć się komfortowo stykając się z psami, powinniśmy zrozumieć jedno; psy uczą się od chwili, w której przychodzą na świat. Ich pierwszą nauczycielką i instruktorką jest ich matka, a psia mama, wie najlepiej co jest dobre dla jej dzieci. Dlatego też podejścia do psów, powinniśmy uczyć się od psich mam.

W pierwszych tygodniach swojego życia, szczenięta znają trzy rzeczy: zapach mamy, jej dotyk i jej energię/ nastawienie, czyli ten bijący od niej asertywny spokój. Ówasertywny spokój to idealne połączenie równowagi psychicznej, wewnętrznego błogostanu z, cytując słownikową definicję słowa ”asertywność”, ”posiadaniem i wyrażaniem własnego zdania oraz bezpośrednim wyrażaniem emocji i postaw w granicach nienaruszających praw i psychicznego terytorium innych oraz własnych, bez zachowań agresywnych, a także obrona własnych praw w sytuacjach społecznych”. Można więc powiedzieć, że psie mamy odznaczają się czymś, co w odniesieniu do człowieka, określilibyśmy wysoce rozwiniętą inteligencją emocjonalną. Powinniśmy więc pamiętać, że stanem ducha dla psów najbardziej naturalnym, tym w którym czują się najlepiej, jest asertywny spokój. Ten asertywny spokój, który znają od swych mam, które właśnie w tym stanie psychicznym się nimi zajmowały i że naturalnym sposobem poznawania świata jest dla psów zmysł węchu.

Psie mamy i przestrzeń

Psie matki są zaciekle opiekuńcze w stosunku do swoich dzieci. Znają rolę przestrzeni,używają jej i jej bronią, zawłaszczają przestrzeń i wymagają jej poszanowania po to, by zapewnić spokój i bezpieczeństwo swoim szczeniętom. Wyznaczają wyraźne granicedla pozostałych członków psiej ekipy lub po prostu innych, postronnych psów, bardzo zdecydowanie reagując na wszelkie próby przekraczania tych granic, naruszania spokoju i bezpieczeństwa szczeniąt. Matki sygnalizują za pomocą mowy ciała i werbalnie, że nie chcą obecności innych osobników w pobliżu swoich dzieci. I te inne, zbyt ciekawskie psy, które chciały podejść do legowiska, żeby ”sprawdzić co u dzieci”, ”jakie one są?” itp., to rozumieją. Respektują granice wyznaczone przez matkę szczeniąt i wycofują się, choć czasem matka musi im o wyznaczonych przez siebie granicach, przypomnieć (korektą). Kiedy intruz podejdzie zbyt blisko szczeniąt, suka natychmiast zareaguje. Może takiego osobnika, ”ugryźć”, ale to właśnie będzie korekta. Korekta typu ”kasownik”, czyli złap-puść i kiedy korekta odniesie skutek, suka natychmiast powróci do szczeniąt. To bardzo ważne, żeby rozumieć zachowanie matki i by nie mylić go z agresją, nawet, gdy suka-matka używa zębów i kąsa intruza. Suki nie dopuszczając do swoich szczeniąt innych psów (intruzów), sygnalizują w ten sposób, że nie życzą sobie ”pomocy” w wychowywaniu dzieci, że radzą sobie same i pozostałe osobniki mają to uszanować. Matki przedstawiają swoje szczenięta pozostałym członkom stada/ innym osobnikom, kiedy uznają, że nadszedł odpowiedni czas. I robią to na ”własnych warunkach”.

Psia mama delikatnie, ale stanowczo, od pierwszego dnia życia szczeniąt wprowadza do ich życia dyscyplinę ustanawiając; zasady (rules), granice(boundaries) i ograniczenia (limitations). Szczenięta uczą się bawiąc, poznają ograniczenia w tych zabawach, uczą się zarówno od swojego miotowego rodzeństwa, jak i matki. Na późniejszym etapie do tej nauki o ”życiu w społeczeństwie” włączają się inne osobniki, także ucząc szczeniaki i podrostki zasad oraz respektu. (W hodowlach jest to np. starsze przyrodnie rodzeństwo, ”babcie”, ”wujkowie” itp.). Min. tego, że w zabawie nie wolno ”przeginać”. Kiedy szczeniak zbyt się nakręci, a dorosły pies chciałby już zabawę zakończyć, skoryguje szczeniaka ”zmarszczeniem się” i/lub ”warknięciem”. 

(Na filmiku poniżej szczeniaka uspokoiła nie mama, a inny dorosły osobnik. Szczylek zbyt się zacietrzewił w szarpaniu nogawki kamerzysty. Mama, trącając go pyskiem próbowała zakomunikować mu, że ”już dosyć”, ale jak widać malec bardzo się nakręcił i zaczął się z mamą ”kłócić”. Dopiero interwencja buldożka pomogła szczeniaka przywołać do porządku: https://www.youtube.com/watch?v=GN429ymLWwY .)

Mowa ciała i przestrzeni

Ok, zajmijmy się przez chwilę mową ciała i przestrzeni w komunikacji pomiędzy ludźmi. Teoretycznie niby wszyscy wiemy, że istnieją dystanse personalne (temu zagadnieniu poświęciłam tekst ”LUDZIE I INNE ZWIERZĘTA” -MOWA CIAŁA I PRZESTRZENI, DYSTANSE PERSONALNE I OSOBISTA PRZESTRZEŃ W INTERAKCJACH LUDZI Z PSAMI & PSÓW Z LUDŹMI -BAZA BEZ KTÓREJ WSZYSTKO SIĘ SYPIE)”, ale każdy z nas, od czasu do czasu, miewa do czynienia z osobami, u których tzw wyczucie (emocjonalna inteligencja) szwankują i które nie umieją zachować właściwego dystansu w interakcjach z innymi ludźmi, i naruszają przestrzeń innych osób, nie zauważając przy tym nawet, że ich zachowanie razi.Cytując za Wikipedią; ”Dystanse personalne, są jednym z objawów zachowań przestrzennych człowieka”. Przestrzeń dookoła człowieka, określona przez to z jakiej kultury dana osoba się wywodzi a także gęstość zaludnienia typową dla rejonu, w którym osoba dorastała i się wychowywała (tzw otoczenie społeczne), traktowana jest jako przedłużenia ciała. Dalej za Wikipedią: Dystanse personalne są charakterystyczne dla ludzi, jak i innych gatunków zwierząt.

Dystanse personalne i sposób ich traktowania są ważnymi komunikatami niewerbalnymi. Odległość, jaką ludzie zachowują w stosunku do innych osób, pokazuje między innymi stosunek emocjonalny do rozmówcy (”lubienie” go lub ”nielubienie”), status społeczny, typ prowadzonej rozmowy (intymna/ oficjalna, ”łatwa”/ ”trudna”). Wiemy też co to jest komunikacja niewerbalna, tak? Jeśli nie, to proszę bardzo, za Wikipedią: ”Komunikacja niewerbalna -zespół niewerbalnych komunikatów nadawanych i odbieranych przez ludzi na wszystkich niewerbalnych kanałach jednocześnie. Informują one o podstawowych stanach emocjonalnych, intencjach, oczekiwaniach wobec rozmówcy, pozycji społecznej, pochodzeniu, wykształceniu, samoocenie, cechach temperamentu, itd. Komunikaty te nadawane są i odbierane najczęściej na poziomie nieświadomym, jednak mogą być również nadawane i odbierane świadomie (tak jak większość gestów -emblematów czy wiele wyrazów mimicznych). Komunikacja niewerbalna może odgrywać równie istotną (lub nawet większą) rolę, co komunikacja niewerbalna.” Mamy to, tak? No, to idźmy dalej:

Szczeniaczkowo-dzieciaczkowo

Wychowywanie psa przez człowieka, czyli socjalizacja psa, wprowadzanie go przez przewodnika w każdą sytuację, oswajanie z bodźcami, które płyną z otoczenia i dbanie o psychiczną stabilność i zrównoważenie psa, nauka posłuszeństwa, a więc uległości w stosunku do człowieka-przewodnika, wyrabianie w psiaku określonych nawyków, dzięki którym życie z nim jest frajdą, a nie pasmem problemów i nieszczęść, zajmuje mniej więcej, w przypadku molosa, dwa lata. To jest czas, w którym należy inwestować maksimum swojej energii w utworzenie z psem więzi. Więzi, która nie opiera się jedynie na zaufaniu, którym nas psiak obdarza, ale i dyscyplinie. Czyli ograniczeniach, które psu stawiamy, na jasnych zasadach, dotyczących tego co psu jest wolno, a czego mu nie wolno -i w tym wychowywanie psa bardzo podobne jest do wychowywania dziecka. Te pierwsze dwa lata, kiedy kształtuje się psychika młodego molosa, to czas, w którym jako przewodnik pracujesz na waszą wspólną przyszłość.

Kiedy w naszym domu pojawia się szczeniak, zaczynamy wychowywać psiaka i na co dzień mieć do czynienia z wieloma różnymi psami oraz osobami, bardzo ważną kwestią staje się ”PRZESTRZEŃ”. Bardzo ważne jest nauczenie psa poszanowania przestrzeni; naszej, jako jego właściciela, bo to ustawia nas w określonej roli w relacji z psem, członków naszej rodziny, którzy także mają z psem częste interakcje i powinni w nich czuć się pewnie, więc ich rola i tzw status społeczny musi być dla psa jasny oraz innych, zazwyczaj zupełnie obcych osób, bo to gwarantuje nam uniknięcie wielu kłopotliwych i stresujących (osoby postronne, jak i nas) sytuacji. A także poszanowania przestrzeni innych zwierząt, w tym psów, również po to, abyśmy unikali niepotrzebnych problemów.

Wróćmy do stref dystansu komunikacyjnego

Wewnętrzna strefa intymna, mająca do 15 cm i zewnętrzna strefa intymna mierząca od 15 do 45 cm, są zarezerwowane wyłącznie dla najbliższych. Prawo do jej naruszania mają jedynie osoby uczuciowo powiązane. Jest to strefa najważniejsza, pilnie strzeżona i uważana za osobistą własność. ”Na sucho” jej przekraczanie uchodzi jedynie w wyjątkowych sytuacjach (np. w zatłoczonym autobusie).

Strefa osobista ma od 45 cm do 1,2 m i jest to odległość, która dzieli nas od ludzi których znamy i zapewnia nam komfortowe warunki w kontaktach towarzyskich. Nie dopuszczamy do tej strefy obcych, a wtargnięcie w nią osoby obcej odbieramy jako naruszenie naszego komfortu.

Strefa społeczna wynosi od 1,2 m do 3,6 m, to dystans jaki staramy się zachować od osób nam nieznanych. Strefa publiczna to ta, w której dystans między osobami wynosi od 3,6 m, wykorzystywana zazwyczaj podczas wystąpień publicznych. I to jest dystans, który niezaburzony pies trzyma w stosunku do obcych dla niego osób inajkrótszy dystans, który obcy pies powinien zachować, chcąc zakomunikować naszemu, że jego nastawienie w stosunku do naszego psa jest obojętne/ neutralne lub pozytywne. Dystans, z którego obcy pies czyta sygnały naszego i z którego nasz czyta komunikaty obcego psa.

”Mydlana bańka”

Kluczowe jest, by pies wiedział, że rozumiemy znaczenie ”przestrzeni osobistej” (w kontekście od intymnej strefy wewnętrznej, przez intymną strefę zewnętrzną i strefę osobistą) w kontaktach z nim i umiemy posługiwać się nią tak samo, jak jego mama i rodzeństwo. Że nasza intymna oraz osobista przestrzeń, nasza ”mydlana bańka”, należy do nas, jako że jest częścią nas i to my-przewodnicy, osobniki o statusie społecznym wyższym i dominującym względem statusu psa, decydujemy o tym kto i kiedy oraz w jaki sposób może w niej przebywać. Dopiero, kiedy rozumiemy znaczenie przestrzeni i umiemy jej używać w interakcjach z psami, a więc wymagać jej poszanowania i jej bronić, kiedy zajdzie taka potrzeba, zawłaszczać przestrzeń w około nas i to co w niej jest, możemy stać się przewodnikami dla naszego psa. Nauczenie psa, aby respektował przestrzeń w około nas, naszą ”mydlaną bańkę”, owo ”przedłużenie naszego ciała”, bardzo ułatwia wychowywanie go, gdyż ustawia psa w roli osobnika nam podporządkowanego. Przestrzeń, to jak jeden osobnik traktuje ”mydlaną bańkę” drugiego, mówi o wzajemnych relacjach pomiędzy osobnikami i ich społecznym statusie. I tak osobniki o niższym statusie społecznym, nie naruszają przestrzeni osobników o wyższym statusie społecznym, natomiast osobniki o wyższym statusie społecznym, mogą przestrzeń osobników o niższym statusie społecznym, naruszać bez konsekwencji. Jeżeli nauczymy naszego szczeniaka, aby w pobliżu nas był spokojny i radosny, ale zachowywał się uważnie, a tego min. wymagamy, ucząc go poszanowania naszej przestrzeni, zyskujemy bardzo wiele. Wymaganie od psa poszanowania naszej przestrzeni, ustawia nas w roli tych, którzy ustanawiają zasady, gdyż, powtórzmy; nie narusza się samowolnie, bez zaproszenia przestrzeni osobników dominujących, a jeśli tak się stanie, naruszenie ich ”mydlanej bańki” ma określone konsekwencje. Wyrobienie w psie nawyku poszanowania naszej przestrzeni, rozwiązuje bardzo wiele problemów, jest też niezwykle ważne, kiedy chodzi o interakcje psa z małymi dziećmi.

”Ludzkie szczenię”

W każdym dziecku, każdy pies powinien widzieć ludzkie szczenię, małego człowieka, który nie jest dla niego żadnym zagrożeniem, ale przede wszystkim jest dla niego nietykalny, otoczony ”polem siłowym”, do którego pies, bez zgody człowieka-właściciela ludzkiego szczenięcia, nie może się zbliżać, (Analogicznie, jak nie może zbliżać się do szczeniąt bez zgody suki-matki). W naszym dziecku, nasz pies powinien widzieć ludzkie szczenię swojego przewodnika. Oznacza to, że respektowanie ”promienia przestrzeni osobistej”, owej ”mydlanej bańki” naszego dziecka, a co za tym idzie jego społecznego statusu, czyli dominującej względem psa, pozycji, powinno być dla naszego psa naturalne. O ile oczywiście przedstawimynaszemu psu nasze dziecko, czyli ludzkie szczenię w sposób prawidłowy tak, jak innym psom swoje szczenięta przedstawia psia mama. Nasz pies, który w naszym dziecku widzi ”szczenię przewodnika”, będzie szanował jego przestrzeń i od początku odnosił się do niego w sposób dla dziecka bezpieczny. Tj. będzie w kontaktach z naszym dzieckiem uważny. Nie będzie w jego pobliżu przejawiał ekscytacji (nauczony, że nie jest to rodzaj energii/ psychicznego stanu, z/w którym wolno przebywać w pobliżu ”szczeniąt”), nie będzie też ”kradł”/ odbierał mu kąsków ani zabawek, gdyż rozumieć będzie, że nierespektowanie przez niego społecznego statusu szczenięcia należącego do jego człowieka, wiązać się będzie ze zdecydowaną reakcją przewodnika. (Nierespektowanie statusu społecznego szczenięcia niesie konsekwencje.) Pies, któremu w czytelny dla niego sposób przedstawi się dziecko oraz jego (psa) rolę w kontekście interakcji ze ”szczenięciem przewodnika” nie będzie też ”bronił” dziecka przed np. członkami rodziny (jak to bywa, np. psy ”nie pozwalają” babciom czy wujkom na zbliżanie się do niemowląt), gdyż będzie wiedział, że to człowiek-przewodnik i ”właściciel ludzkiego szczenięcia” decyduje o tym, kto może przebywać w pobliżu dziecka. Taki pies w interakcjach z dzieckiem (naszym i innymi dziećmi) będzie uważny.

Pies prawidłowo ułożony, bez względu na to, czy jego właściciel jest rodzicem, został przez swojego człowieka nauczony, że dzieci to ludzkie szczenięta i odnosi się do nich tak, jak prawidłowo psychicznie rozwinięty pies odnosi się do szczeniąt, czyli uważnie i z ostrożnością oraz, co nie mniej ważne, bez agresji(!). Nie narusza ich przestrzeni także dlatego, że jego właściciel nauczył go lub po prostu podtrzymał w nim, instynktowne dla psa, respektowanie dystansów personalnych. Taki pies, na etapie, w którym wyrazimy już zgodę na jego interakcje z dzieckiem (czyli, kiedy już, jak psia mama, podejmiemy decyzję, że pies może mieć interakcje dzieckiem), chętnie uczestniczy/ asystuje w jego wychowaniu (co niezwykle ważne, dając dziecku dodatkowe umiejętności społeczne), ciesząc się z tego, że może być kompanem szczeniaka swojego przewodnika.

”Jakiś” pies, który w naszym dziecku będzie widział szczenię należące do osobnika o wyższym od niego statusie społecznym, nie ośmieli się naruszyć przestrzeni naszego dziecka. Ale, aby ”jakiś” pies, który być może wcale nie został przez swojego właściciela nauczony, że ma szanować przestrzeń ludzkich szczeniąt (lub ludzi w ogóle), widział w nas osobnika o statusie społecznym wyższym niż jego, musi przekonać się, czyli odczuć, że rozumiemy czym jest przestrzeń w około nas, w tym nasza intymna i osobista przestrzeń. Że umiemy jej używać i nie oddajemy jej ot, tak psu, który próbuje się w nią wedrzeć. Czyli musimy takiemu psu przekazać, że przede wszystkim nie wolno jest mu wdzierać się w naszą przestrzeń. Tak więc, aby ”jakiś”, obcy pies szanował osobistą przestrzeń naszego dziecka i nie ”wcinał się w nią na pewniaka”, musimy, jako ”właściciele dzieci”, dać mu wyraźny sygnał mową ciała oraz werbalnie (jeśli to konieczne), jak psia mama, że nie wolno mu w przestrzeń naszego dziecka-ludzkiego szczenięcia wejść, bo przestrzeń, w której dziecko się znajduje należy do nas, a my nie zamierzamy go w nią wpuszczać, oddawać mu jej ani niczego co się w niej znajduje.

Pies jak dziecko

Równie ważna jest umiejętność zadbania o poszanowanie przestrzeni znajdującego się pod naszą opieką, szczeniaka. A więc zawłaszczanie przestrzeni i emanowanie energią przewodnika, kiedy obce psy, bezceremonialnie usiłują przestrzeń naszą i naszego szczeniaka naruszać oraz niepozwalanie obcym osobom, by bezceremonialnie dotykały, a więc ot, tak naruszały przestrzeń naszego szczeniaka. Jedynie osoby, które my, jako przewodnicy akceptujemy, które naszemu psiakowi przedstawiamy, mogą, na przez nas określonych zasadach, wchodzić w interakcję z naszym szczeniakiem. Dlaczego to jest takie ważne? Bo, mówiąc krótko, WSZYSTKO się z tym wiąże.

Przestrzeń, człowiek i szczeniak w domu

Tak więc mamy w domu szczeniaka i chcemy by traktował nas jako przewodnika (bo wtedy życie z psem jest proste i piękne). Ok, musimy zacząć od tego, aby nauczyć go, że nie może ot, tak, samowolnie naruszać naszej przestrzeni, że to my go do niej zapraszamy i aby wchodzić w naszą przestrzeń, musi sobie na to zasłużyć. A jak szczeniak ma na to zasłużyć? Odpowiednim zachowaniem, czyli właściwym stanem emocjonalnym. Nie zapraszamy do naszej przestrzeni szczeniaka nadmiernie pobudzonego, niepotrzebnie podekscytowanego. Chodzi przecież o to, aby nasz pies był wyluzowany, czyli radosny, ciekawski, ale i uważny oraz psychicznie stabilny, czyli by był psem umiejącym panować nad swoimi emocjami, bo tylko w takim stanie pies jest otwarty na polecenia przewodnika, łatwo oraz szybko się uczy i wiedzie dobre życie. Utrzymywanie psiaka w stanie zrównoważenia psychicznego tak, by był to dla niego naturalny stan ducha będzie procentowało, bo taki pies nie reaguje impulsywnie (nie rządzą nim impulsy), ”nie wkręca się” ot, tak i byle co nie zaburzy jego spokoju.

Zaczynamy od pierwszego powitania, tego w dniu, w którym poznajemy naszego szczeniaka

Kiedy pierwszy raz spotykamy naszego szczeniaka, przyjeżdżamy do hodowli lub schroniska, pozwólmy mu być sobą (W istocie, tak samo jak ze szczeniakiem należy postępować z podrostkiem lub psem zupełnie dorosłym, gdy uczymy psiaka prawidłowego odnoszenia się do nas, tego by traktował nas jako przewodnika). Jeżeli mamy szczęście i kupujemy psa od mądrego hodowcy, psy będą zachowywać się normalnie, czyli po psiemu i będą nas obwąchiwać. Pozwólmy, aby poznały nasz zapach. Jasne, że szczeniaki będą się trochę ekscytować, ale kiedy tylko zauważymy symptomy eskalacji, niepotrzebnego, nadmiernego pobudzenia, postarajmy się psiaków dodatkowo nie nakręcać naszym zachowaniem i dajmy im czas, żeby się uspokoiły.

Jest ważne, aby podczas tego pierwszego wspólnego rytuału poznania i przywitania, znaleźć się na tym samym poziomie co szczeniak, czyli ukucnąć albo usiąść na podłodze, czy trawniku tak, aby od samego początku psiakowi ”nie kodowało się głowie”, że aby nawiązać z nami interakcję, musi się o nas opierać łapami. Pozwólmy psiakowi nacieszyć się sytuacją, niech przez nią przejdzie po swojemu, niech przeżyje emocje po swojemu, niech wybrzmią, ale jeśli nasza obecność będzie go zbyt pobudzać (np. po paru chwilach ciągle jeszcze nie będzie mógł się opanować i dalej będzie nas obskakiwał, usiłował lizać itp.), pomóżmy mu się wyciszyć. Odsuńmy go na wyciągniecie ręki i nie cofajmy jej (gest stop), dokąd psiak nie zrozumie, że nie życzymy sobie, aby w tym stanie wchodził w naszą intymną przestrzeń. Nie nawiązujmy z nim kontaktu wzrokowego i nie mówmy do niego. Bądźmy spokojni, nie dotykajmy go (nie głaszczmy i nie ”czochrajmy”). Dajmy mu się uspokoić, pozwólmy by nas obwąchał, ale nie patrzmy na niego. Pozwólmy psiakowi nieco ochłonąć. Szczeniaki są różne, jedne od razu załapią sens naszego zachowania, inne jakby ”stracą nami zainteresowanie” i odejdą, po to tylko, żeby po chwili wrócić z tym samym nastawieniem, czyli podekscytowane. W takim przypadku nie należy się zniechęcać. Nakręconemu, podekscytowanemu, rozbawionemu szczeniakowi potrzeba po prostu nieco więcej czasu, aby dostroił się do naszych fal. Dystansując się do zbyt ”odlotowego” stanu ducha szczeniaka, nie ”zrazimy go” do siebie. Pokażemy mu tylko, że nie chcemy go w naszej przestrzeni, kiedy jest namolny i nieuważny. Przywołując go do nas, gdy się nieco uspokoi, damy mu czytelny dla niego sygnał, jaki rodzaj energii preferujemy w trakcie interakcji i jaki rodzaj energii jest przez nas nagradzany (uwagą i mizianiem). Szczeniaka, kiedy ”załapie” o co chodzi, należy nagrodzić.

Wyrabiając w szczenięciu pożądane nawyki, najlepiej unikać smakołyków (tym bardziej, że w momencie pierwszego kontaktu nie chcemy go ponownie ekscytować) i zamiast nich wykorzystać słowo/ sformułowanie, którego od tego czasu będziemy używać jako nagrody, wzmocnione dotykiem, tym co zazwyczaj nazywamy pogłaskaniem (przykładowy ”dobry pies”&mizianie). Psiak uczy się wtedy, że bycie radosnym, ciekawskim i spokojnym (w sensie uważnym), równocześnie, wiąże się z nagrodą, którą jest uwaga ze strony człowieka-przewodnika, a to dla każdego psa powinno być najcenniejszą z nagród. Żaden smakołyk nie ma tej mocy coautorytet przewodnika (tuż po nim jest ”magiczne słowo”). ”Ciasteczka” są świetne i bardzo się przydają, ale na nieco innym etapie. Kiedy psiak rozumie już np. jak należy się witać, zna rytuał i wchodząc z nami w interakcję jest w pełni wyluzowany, radosny, ale nie namolny, nachalny czy nieuważny. Kiedy (już) nie ekscytuje się niepotrzebnie. Gdy psiak przychodzi do nas w takim stanie ducha, np. gdy wracamy z pracy, warto jest, a właściwie trzeba docenić jegostyl bycia. To, że daje nam zdjąć płaszcz i buty, i rozmerdany spokojnie czeka, szanując naszą ”mydlaną bańkę”, nie skacząc na nas, nie popiskując, aż to my się z nim przywitamy, aż zaprosimy go do naszej intymnej sfery i fizycznego kontaktu, i wtedy dać mu smakołyk. Kąsek ma być tylko miłym dodatkiem do ”magicznego słowa” i miziania na przywitanie, czymś co nie jest gwarantowane, ale może się zdarzyć i jest miłą niespodzianką dla psa. Warto jest takiemu emocjonalnie inteligentnemu psiakowi wydać jakieś polecenie, np. ”siad” i kiedy wykona polecenie, dać mu nagrodę.

I nie ekscytujmy też siebie, piszcząc do ”ślicznego szczeniaczka” i nie projektujmy tego rodzaju energii na i tak już rozemocjonowanego naszą obecnością, psiaka. Jeżeli my nie będziemy się ekscytować tym ”Boszzz, jaki on piękny!” i okrzepniemy, po tych 2-3 minutach szczenię też zacznie się uspokajać.

Zachowajmy zimną głowę także dlatego, że to te momenty wykorzystują nieuczciwi tzw hodowcy. To w tych chwilach, chwilach ”odlotów” swoich klientów nad ”słodyczą” szczeniąt, za które klientów ”kasują” owi nieuczciwi hodowcy, ci zwyczajni ”rozmnażacze” psów, dają nabywcom szczeniaków do podpisania umowy skonstruowane na niekorzyść nabywców/ nowych opiekunów psiaków. Umowy np. wcale niebędące umowami typu kupno-sprzedaż, dzięki którym następuje przeniesienie własności i pies staje się własnością osoby, która płaci za niego tzw hodowcy kilka tysięcy złotych czy euro, ale umowami zawierającymi pewne zastrzeżenia (nie mylić(!) z umowami hodowlanymi typu np. ”warunek hodowlany”). Zastrzeżenia np. co do odpowiedzialności tzw hodowcy za to, że psiak jest częściowo głuchy (niespodzianka, która ”przytrafia się” jeleniom kupującym np. Dogo Argentino bez znanych wyników BAER TEST ) albo w miesiąc czy dwa po transakcji okazał się mieć cechy dysplazji. (To gdy kupuje się szczenię nie mając wiedzy o stanie jego stawów. Niewiedza nabywców rasowych psów, odnośnie skali zjawiska dysplazji o podłożu genetycznym np. w rasach takich jak Dogo Canario/Presa Canario [Dog Kanaryjski], i nieprzeprowadzanie przez nowych właścicieli psiaków podstawowych RTG, tj. bioder (ale i kolan) i łokci (a także stawów barkowych), zwłaszcza, gdy nabywają podrostki w wieku 4-5-6 miesięcy, jest zatrważającym i niestety niezwykle powszechnym zjawiskiem. Pierwsze RTG u ras predysponowanych do wystąpienia schorzeń aparatu ruchu, przeprowadza się u szczeniąt w wieku między 3 a 4 miesiącem życia. Jeśli w tym okresie np. u Doga Kanaryjskiego nieprawidłowości będą poważne, należy ze specjalistą uzgodnić metodę leczenia lub jedynie zaleczania schorzenia).

Korzyści

Jeśli opiekun dba o spokój ducha swojego szczeniaka od samego początku, od pierwszych chwil, które z nim spędza, czyli od chwili rytuału przedstawienia, szybko i łatwo przećwiczy z nim powitania, kiedy będą już razem mieszkać. Ekscytację wynikającą z powrotu właściciela do domu, u szczeniaka, który nie jest nadpobudliwy, bo człowiek nie wyrobił w nim nawyku nadpobudliwości, bardzo łatwo jest zatrzymać. Wystarczy wysunąć przed siebie rękę i powiedzieć ”nie” do psiaka, który już szykuje się, by skoczyć lub stanąć na tylnych łapach. Można dotknąć głowy psa, odsunąć ją nieco i powtórzyć ”nie”. Tak długo, jak psiak jest zbyt mały, byśmy mogli dosięgnąć go dłonią, kiedy stoimy, przykucajmy do niego, bądźmy dla niego dostępni. Stabilne psychicznie szczeniaki bardzo szybko łapią o co chodzi. Nauczmy rytuału powitania, tj tego, że psa nie wolno niepotrzebnie ekscytować ”na dzień dobry”, wszystkich, którzy bywają w naszym domu. Uzyskamy w ten sposób wiele korzyści, a to, że pies nie nauczy się skakania na ludzi, jako ”normalnego” sposobu/rytuału powitania i nie będzie niepotrzebnie pobudzony, witając się ze znanymi sobie ludźmi, czy poznając nowe osoby, to tylko jedna z nich. To jasne, ale i tak to zaznaczę, ćwiczyć należy także poza domem. Pies, który nie nauczy się skakać przy powitaniu z właścicielem, nie będzie skakał na inne osoby. Psa, który ”ładnie się wita”, ”cały chodzi” i ”merda ogonem jak wariat” na widok swojego właściciela, ale nie skacze i ”nie szaleje”, nagradzamy. Mizianiem albo smakołykiem (jednak z ”fantami” nie wolno przesadzać), ale nagradzajmy, sygnalizujmy psu, że jego zachowanie jest przez nas pożądane, a łatwo nam będzie je utrwalić.

W kontraście

Sporo psów skacze na swoich właścicieli, ich znajomych i nieznajomych. Skaczą też na dzieci, bo nienauczone poszanowania przestrzeni ani swojego właściciela, ani innych ludzi, nie znają powodu, dla którego nie miałyby skakać na ”ludzi w mniejszym rozmiarze”. Z jakiejś niejasnej przyczyny niektórzy ludzie myślą, że psy same”Powinny wiedzieć, że w stosunku do dzieci mają być ostrożne i delikatne”. A skąd pies ma to wiedzieć? Pies, którego nikt nigdy nie nauczył właściwego zachowania względem dzieci? Skąd ma to wiedzieć pies, który nie szanuje przestrzeni, osobistej strefy, tej ”strefy komfortu” swojego właściciela? Owszem, są psy z natury bardzo uważne, umiejące zachować się w sposób, który jest wręcz ujmujący dla wszystkich obserwujących interakcję takiego psa z dzieckiem. Jednak te psy mają określoną psychikę, no i ktoś je takiego zachowania nauczył lub po prostu nie popsuł, nie ”rozregulował” w nich umiejętności zachowywania się względem dzieci. Natomiast szczeniak, młody czy dorosły pies, któremu ”pozwala się na wszystko”, nienauczony poszanowania przestrzeni swojego właściciela oraz innych ludzi (w tym dzieci), przyzwyczajony, że ludzie nie wymagają poszanowania swojej przestrzeni osobistej i oddają ją psom, podporządkowując się im. Pies dodatkowo ciągle ”nakręcony” lub łatwo ulegający impulsom, bo jego opiekun nie zdaje sobie sprawy z roli rytuałów i nie dba o właściwe przeprowadzanie rytuałów dotyczących poszczególnych interakcji oraz sytuacji (karmienie, zabawa itp.). Psiak, którego właściciel nie umie wyciszyć, z oczywistych względów na bakier jest z ”byciem grzecznym”. Psy, które skaczą na ludzi, ”żeby się przywitać”, żeby sprawdzić co ci jedzą lub czy mają ”smaczki”, są szalenie irytujące i mogą być niebezpieczne, bo mogą niechcący wyrządzić komuś krzywdę. Zachowują się tak, gdyż zachowanie ich opiekunów oraz reakcje każdej z osób, która doświadczyła na sobie tego ich skakania i natarczywości, tylko wzmocniły psie przekonanie, że skakanie jest ”cool”. Każdorazowa pochwała, a jako pochwała przez psa będzie traktowane pogłaskanie go, często ”pogłaskanie obłaskawiające”, które uprawiają zaskoczeni ”napadnięci”, obcy dla psa ludzie, przez osobę na którą pies skacze, wzmacnia w nim to zachowanie,wzmacnia nawyk. Kiedy daje się smakołyk psu, który widząc, że ”dajemy ciasteczko” naszemu psu (którego nagradzamy za coś konkretnego), molestuje nas, żeby jemu też dać kąsek, uczy się tego molestującego nas psa, że wywieranie presjiskakanie jest dobre. Pies uczy się, że jego zachowanie przynosi mu korzyść, dostaje ”smaczka”, dostaje nagrodę. Dla psa zachowanie jest właściwe, skoro jest nagradzane.

Inne psy naruszają przestrzeń szczeniaka

Kiedy zabierasz swojego szczeniaka na spacer i nagle podbiega do was nieznany pies, możesz krzyknąć ”Ej!” (części to wystarczy) albo wystąpić przed swojego szczeniaka, uniemożliwiając obcemu, skrócenie dystansu i wtargnięcie w waszą przestrzeń. Normalny, niezaburzony pies zatrzyma się, nie wtargnie w waszą przestrzeń i zacznie węszyć tak, aby poznać zapach szczeniaka i twój. Cel, dla którego taki obcy pies podbiega, jest mało istotny, na ogół psy chcą po prostu poznać nowego w okolicy szczeniaka, jednak i wtedy nie zawsze zachowują zasady psiego savoir-vivre. A mówiąc wprost, bardzo często te zasady naruszają. I nawet, kiedy nie zachowują się jednoznacznie agresywnie, bezceremonialne wtargnięcie w przestrzeń drugiego psa, zwłaszcza psa, który jest w towarzystwie człowieka i nieodnoszenie się do tego człowieka, nie zwracanie na jego obecność uwagi i wtargnięcie w przestrzeń takiej dwójki, świadczy o tym, że pies, który przestrzeń narusza, jest zaburzony –przyzwyczajony do nieprawidłowego zachowania ludzi, zupełnie ”nie po psiemu” ignoruje niewerbalne komunikaty i lekceważy mowę ciała.

Rolą opiekuna szczenięcia jest chronić jego psychiczny komfort. Przewodnik ma dawać psu poczucie bezpieczeństwa, tylko tak zdobędzie zaufanie psiaka. Tylko jeśli szczeniak będzie czuć, że przy nas jest bezpieczny, obdarzy nas zaufaniem, dzięki czemu nowe sytuacje nie będą go niepokoić. Tylko w taki sposób, budując swój autorytet w oczach naszego czworonożnego przyjaciela, zapewnimy psu równowagę i stabilność psychiczną. A tylko zrównoważone i psychicznie stabilne psy są radosnymi i wyluzowanymi psiakami.

Dygresja z gabinetu weterynaryjnego

Oto do poczekalni gabinetu weterynaryjnego wchodzi młoda kobieta ze szczenięciem pod pachą i szybko siada na miejscu po mojej lewej stronie. Przestrzeń nas dzielącą zajmuje wolne krzesło. Bardzo dobrze, bo wystarczył jeden rzut oka na tę parę, tuż po tym jak znalazła się w pomieszczeniu, by wiedzieć, że psina jest skrajnie zestresowana, a jej pani nie jest typem osoby, która wie jak zapewnić temu szczeniakowi poczucie bezpieczeństwa, którego on tak bardzo w tej chwili potrzebuje, gdyż sama emanuje niepewnością. Tak więc zachowanie dystansu od obcych, jest dla tego psiaka dobre. Szczeniak to 4-5 miesięczny kundelek, jest drobny, ”ościsty” i nie wygląda na psiaka, który w przyszłości miałby przekroczyć wzrost w kłębie typowego Labradora. Zapewne ktoś, kiedyś w jego rodzinie był ONkiem, po którym malcowi zostały te typowe ONkowe uchole, chwilowo jeszcze załamane w połowie i gackowato urocze. Psi dzieciak ma piękne, ogromne i w tej chwili wystraszone oczy. I cały drży z nerwów.

W poczekalni, poza nim jest bardzo pobudzony spaniel. Jeden z tych psiaków 24/7 żyjących w stanie nadmiernego pobudzenia i ekscytacji. Zwierzak, którego dodatkowo nakręca przebywanie w poczekalni, choć jego właściciel mógłby po prostu wyprowadzić go na zewnątrz i poczekać na ich kolej za drzwiami lecznicy. Jednak mężczyzna tego nie robi i pies zmuszony jest przebywać w pomieszczeniu pełnym zapachowych bodźców, także tych wysoce niepokojących, gdyż stres innych zwierząt też ma zapach i pozostawia specyficzny zapachowy ślad. Spaniel ”szaleje” po całej (fakt, że niezbyt dużej) poczekalni. Niby jest na smyczy, niby jest z nim dwójka opiekunów, ale to bez znaczenia. Tych ludzi mogłoby równie dobrze w ogóle nie być, bo nie wpływają, a na pewno nie wpływają korzystnie na psychiczny stan i zachowanie tego psa. Spaniel dyszy w charakterystyczny sposób, jest pobudzony i ciągle się kręci, smycz jest napięta non-stop. Psiak nie wie co ze sobą zrobić. Reaguje na każdy bodziec, a przede wszystkim wszystko odbiera jako ”bodziec”. Skrzypnięcie drzwi, sygnał nadchodzącej wiadomości dochodzący z telefonu kogoś z obecnych, widok osób przechodzących przed witryną lecznicy, skrzyżowanie spojrzenia z kimkolwiek z obecnych w pomieszczeniu ludzi (od razu usiłuje nawiązać fizyczną interakcję, ciągnąć w kierunku osoby np. wychodzącej z jednego z gabinetów) itd. Co rusz przysiada na krótką chwilę, po czym znowu zaczyna się kręcić. Nie umie się wyciszyć i najwyraźniej jego zachowanie jest dla jego właścicieli naturalne. Kiedy ”próbują” spaniela ”uspokoić, odnoszę wrażenie, że robią to nie tyle ”z potrzeby serca”, ale raczej z uwagi na spojrzenia pana, który czeka z małym psim staruszkiem, którego zachowanie spaniela bardzo drażni. Spaniel jeśli już podchodzi do swoich opiekunów, to po to, żeby się na niego/nią wspinać. Być może instynktownie szuka u nich jakichś wskazówek, ale żadnych nie dostaje. Spaniel wszystko i wszystkich ”chce wąchać” z bardzo bliska i jest w tym bardzo inwazyjny. Choć od chwili, w której weszłam do poczekalni, ignoruję jego obecność i nie zachęcam go w żaden sposób do nawiązania interakcji (takżepoprzez nie nawiązywanie z nim wzrokowego kontaktu, gdyż nie lubię tego typu energii u psów i nie chcę interakcji z psami znajdującymi się w takim niechlujnym emocjonalnie stanie), ten rwie się do mnie, jakbyśmy byli najlepszymi kolegami. Od wtargnięcia w moją przestrzeń, choć nie zapraszam go do niej ani nawet nie komunikuję mu, że moje nastawienie do niego jest choćby neutralne (cały czas tego psa ignoruję), powstrzymuje go jedynie smycz, której koniec trzyma jego właściciel. Ten pies nie rozumie i nie czyta komunikatów, które wysyłam mu swoją postawą. Być może byłyby dla niego bardziej czytelne, gdybym zamiast siedzieć stała. Spaniel Ignoruje ”energię”, którą emanują psy i osoby w pomieszczeniu. Nie wyczuwa ”niechęci” psiego staruszka ani niepokoju, który dodatkowo wzmacnia u szczeniaka. Nie zwraca uwagi na wysyłane, zarówno przez psy, jak i osoby, niewerbalne sygnały. Właściciele, choć zapewne(?) czują, że powinni psa jakoś uspokoić (sytuacja trwa, oczekiwanie na wejście do gabinetu się przeciąga i spaniel ”szaleje” już dobre 30 minut) nie są w stanie tego zrobić. Mężczyzna nieudolnie próbował ”coś zrobić” -sprowadzało się to do pochylenia się nad psem i pogłaskania go. Poniósł więc oczywistą klęskę i szybko zrezygnował z dalszych prób. Tak więc spaniel nie przestaje się kręcić, ciągnąć na smyczy i ciągle dyszy w ten charakterystyczny sposób, zdradzający niezdrowe pobudzenie i niepokój. Energia, którą wokół siebie roztacza chaotyczny, popiskujący spaniel, bardzo negatywnie działa na szczeniaka, ”spina” psiego staruszka, ale zupełnie nie rusza czwartego oczekującego. Czwartym psem w tym pomieszczeniu jest ”ozdóbka”, która w przeciwieństwie do szczeniaka, nie obserwuje nakręconego spaniela, a jedynie z rzadka ”rzuca okiem” w jego stronę, najwyraźniej w poczuciu totalnego bezpieczeństwa, które zapewniają jej/mu kolana właścicielki. Tak, czwarty oczekujący to wyjątkowo spokojny, siedzący na kolanach swojej pani tzw mikro psiak. Co istotne, właściciele ozdóbki (także jest ich dwoje) zajęci są rozmową i swoim psem. Nie poświęcają uwagi pobudzonemu spanielowi, nie nawiązują z nim kontaktu wzrokowego. Można odnieść wrażenie, że nie widzą ani tego psa, ani jego właścicieli. Mężczyzna obok kobiety siedzącej na krześle i trzymającej na swoich kolanach ozdóbkę, stoi na szeroko rozstawionych nogach, frontem zwrócony jest do pomieszczenia, a więc i spaniela, jego ręce są swobodne, trochę zaplecione na klatce piersiowej (z łokciami na zewnątrz), trochę gestykulują. Od czasu do czasu nachyla się nad kobietą i psiakiem, dotykając obojga. Pani, która trzyma na kolanach miniaturkę zajmuje miejsce tuż obok właścicielki spaniela, jednak postawa, którą przyjął właściciel ozdóbki, to jak ten team ”dwoje ludzi+pies” weszli do pomieszczenia, jak zajęli miejsce i to co i jak robią od chwili, w której się w nim znaleźli, onieśmiela spaniela. Spaniel ”sam z siebie” nie decyduje się wedrzeć w przestrzeń mikro psiaka, a raczej ludzi mikro psiaka, z którymi mikro tam jest (w przypadku ”gacka”, ”staruszka”, jak i mojej osoby, powstrzymała go od tego jedynie smycz) i unosząc łeb, z odległości metra węszy, wciąga w nozdrza zapach mężczyzny, w ten sposób starając się dowiedzieć czegoś o człowieku, który przyszedł z panią, która na kolanach trzyma ozdóbkę. I jest to jedyny przejaw normalnego zachowania u tego psa. Komunikat, który wysyła samą swoją postawą mężczyzna, trafia do tego spaniela, mimo że pies ten jest emocjonalnym niechlujem, jest w stanie permanentnego pobudzenia, ”odlotu” od chwili, w której wszedł do poczekalni.

Postawiony na podłodze, przed krzesłem opiekunki, w chwilę po tym jak kobieta zajęła miejsce, mały ”gacek”, zerka nerwowo w stronę szarpiącego się w jego kierunku, dążącego do kontaktu z nim, spaniela. Po 2-3 minutach opiekunka szczeniaka zauważa, że spaniel jeszcze bardziej niepokoi jej, już zdenerwowanego pobytem w poczekalni, psa i reaguje. Co robi? Bierze malca na ręce. Szczeniak ląduje na jej kolanach. Ale ta pani nie sadza go w taki sposób, jak zrobiła to właścicielka ozdóbki. Nie, ta pani, po chwili bierze szczeniaka na ręce, jak niemowlę. Układa psa wzdłuż swojej prawej ręki ”kółkami do góry”, odkrywając w ten sposób podbrzusze szczyla, tak, że w tej pozycji, odsłonięty malec ma nieokrzesanego spaniela, który wciąż się do niego rwie, z tyłu, za sobą. Efekt jest taki, że ”gacek” nerwowo wykręcając łebek, próbuje sprawdzić gdzie znajduje się inwazyjny spaniel i drży jeszcze bardziej, a jego oczy stają się jeszcze większe…

A w jaki inny (i oczywisty) sposób, mogła, poprawka powinna była zachować się kobieta, aby dać poczucie bezpieczeństwa w tej stresującej sytuacji swojemu szczeniakowi? Bardzo prosto. Przestrzeń, którą zajęła znajdowała się po przekątnej w stosunku do spaniela i jego ludzi. Dzieliły ją od nich przynajmniej 3 metry. Krzesło na którym usiadła znajdowało się w rogu pomieszczenia, za plecami i po swojej lewej stronie miała ściany. Ona i jej psiak znajdowali się więc w narożnej części poczekalni. Fragment podłogi na którym początkowo ustawiła malca był dla niego właściwym miejscem. Wystarczyłoby, aby kobieta zawłaszczyła przestrzeń tak, jak (zapewne nieświadomie) zrobili to właściciele psa rasy ozdobnej, od początku ignorujący spaniela. Kobieta będąca właścicielką mikro psa dosłownie i w przenośni wzięła w posiadanieozdóbkę, usadowiwszy psiaka na swoich kolanach, a mężczyzna wzmocnił ten zabieg (słowo ”przekaz” sugerowałoby świadome działanie) ustawiwszy się w miejscu, w którym stanął i przybierając pozycję dominującą. Właścicielka ”gacka” mogłazawłaszczyć przestrzeń bardzo prosto i czytelnie, nie tylko dla psa, w tym przypadku tego konkretnego spaniela, ale i ludzi, właścicieli namolnego spaniela. Wystarczyłoby, aby wysunęła do przodu swoją prawą nogę, tworząc w ten sposób barierę oddzielającą jej szczeniaka od reszty zwierząt i osób znajdujących się w pomieszczeniu. ”Mowa ciała ruleZ”. Ludzie poza swoją świadomością ”łapią” o co chodzi w takich niewerbalnych komunikatach. To ważne, bo spaniel z ”rozkręconym potencjometrem” mógłby ”nie zajarzyć”, że oto kobieta, która przyszła ze szczeniakiem, siedząc, sygnalizuje, że jej noga stanowi barierę, granicę, której nikomu przekroczyć nie wolno. Być może niewerbalny komunikat od siedzącej kobiety nie zadziałaby na niego w tym stopniu, co niewerbalny komunikat wysłany przez stojącego mężczyznę? Postawa mężczyzny zadecydowała, że spaniel uszanował tzw mydlaną bańkę teamu ”dwoje ludzi+mikro pies”. Nie jest powiedziane, że na tym etapie, na którym spaniel jest, z tymi problemami, które ma, zadziałałby na niego ”subtelny” komunikat wysłany przez kobietę. (Nie działały na niego komunikaty wysyłane przeze mnie. Kiedy zmieniłam pozycję z obojętnie-neutralnej na jednoznacznie sygnalizującą, że nie życzę sobie, by wchodził w moją przestrzeń, Spaniel nie odczytał tego sygnału.) Może ”do wyobraźni przemawiają mu” niewerbalne, bardziej ”ordynarne” komunikaty wysyłane przez stojących mężczyzn? Może. Ale zostawmy na chwilę nakręconego spaniela (i jego właścicieli) i skupmy się na ”gacku”.

Zamiast kulić się na krześle, jak nieprzygotowana uczennica, która boi się, że nauczycielka wyrwie ją do tablicy, właścicielka szczeniaka mogła normalnie usiąść i usadzić ”gacka” pomiędzy lewą stopą a prawym kolanem nieco wyciągniętej w przód nogi. Gdyby to nie wystarczyło, mogłaby oprzeć łokcie o kolana i nachylić się nieco nad swoim szczenięciem, stając się takim ”domkiem z daszkiem”, w którego przestrzeni ”gacek” poczułby się bezpiecznie. Dodatkowym wsparciem dla szczeniaka, byłoby ułożenie dłoni na jego przedpiersiu i mizianie go po nim od chwili, w której drżenie jego ciała zaczęłoby ustępować, sygnalizując tym, że poziom stresu malca opada. (Psiak powinien zostać przez właścicielkę dodatkowo zmotywowany do zmiany stanu ducha na bardziej ”luzacki”, poprzez odwrócenie uwagi od nakręconego spaniela, smakołykiem, który uruchomiłby nos malca i sprawił, że ”ciasteczko” przeniosłoby jego umysł do tych pozbawionych stresu, radosnych chwil, gdy nagradzany jest przez swoją panią, tzw smaczkiem za prawidłowe wykonanie jej polecenia). Taka postawa ciała (zupełnie nieświadomie) motywuje większość właścicieli przesadnie pobudzonych psów, do zapanowania nad nimiw takich przypadkach polegającego na przyciągnięciu tych nieokiełznanych psów bliżej siebie, co bardzo dobrze działa na stalkowane psiaki. Tak więc nawet, gdyby spaniel ”nie zajarzył”, sygnałów, które otoczeniu przekazywałaby kobieta, ze sporym prawdopodobieństwem ”zajarzyliby je” jego właściciele. Taka postawa ciała umożliwia też łatwe wykonanie gestu ”stop” w kierunku psa, który ewentualnie, pomimo bariery, którą stanowi wyciągnięta w przód noga przewodnika chronionego szczeniaka i cała jego pozycja, stara się do szczeniaka dostać, naruszając przestrzeń obcego człowieka,gdyż dłoń jest na wysokości linii wzroku namolnego psa. (Łatwo jest także wstać z krzesła i w ten sposób przystopować stalkera). Gdy jednak i gest stop to zbyt mało, wydanie polecenia właścicielowi namolnego psa: ”Proszę, skrócić smycz i trzymać swojego psa blisko siebie, bo jego zachowanie stresuje mojego szczeniaka” (tak, wydanie poleceniajest, na tym etapie naturalną konsekwencją komunikatów, które dotąd wysyłaliśmy niewerbalnie i mało prawdopodobne jest, by opiekunowie nadpobudliwych psów chcieli z nimi ”dyskutować” (o formie, w której informujemy ich, że oczekujemy by wpłynęli na zachowanie swoich psów). Na tym etapie, po tak mocnych niewerbalnych komunikatach, autorytatywne wydanie polecenia obcej osobie, której pies ”nie kontaktuje z bazą”, rzadko kiedy spotyka się z ”oporem”. Tak działa mowa ciała. Większość właścicieli namolnych psów w sytuacji takiej jak ”przepełniona poczekalnia lecznicy weterynaryjnej”, już po przyjęciu przez opiekuna stalkowanego psiaka tej specyficznej pozycji ciała (bariera z nogi i ”domek”), która wysyła w przestrzeń komunikaty ostre niczym neony, nie dopuszcza do tego, abyśmy byli zmuszeni wykonać gest stop w stosunku do ich psa ani tym bardziej wydawać im samym polecenia.

Wszystko to mogła i/lub powinna była zrobić, w trosce o psychiczny komfort swojego podopiecznego, właścicielka ”gacka”. Zamiast tego jednak ”wywaliła go kółkami do góry”, wzmacniając jego niepewność i pogłębiając obawy związane z zachowaniem niekorygowanego, nadpobudliwego spaniela. Wnioskując z zachowania tej pani, jej postępowania ww opisanej sytuacji, zasadniczo można mieć pewność, że szczeniak, gdy podrośnie będzie niepewnym siebie, lękliwym psem, bo nie ma go kto nauczyć pewności siebie na poziomie gwarantującym psychiczną równowagę.

Wróćmy jednak w przestrzeń publiczną poza poczekalniami gabinetów weterynaryjnych, w której obce psy usiłują naruszać przestrzeń naszego szczeniaka

Pamiętaj, że zdarzają się psy bardzo mocno zaburzone, które potrafią przebiec spory dystans, tylko po to, żeby rzucić się na szczeniaka, zaatakować go, choć nie stanowi on dla niech żadnego zagrożenia. Musisz dbać o swoją osobistą przestrzeń, gdyż w niej (albo w około niej) znajduje się twój szczeniak. Szczeniak, który ma ufać ci, że jesteście teamem, że umiesz go chronić, wiesz jak to robić i że może na tobie jako swoim przewodnikowi polegać, że twoje osądy zapewnią jemu, tobie, czyli wam, bezpieczeństwo. Wiele z agresywnych reakcji na inne psy, niewłaściwych zachowań w stosunku do innych psów, bierze się stąd, że gdy te agresywnie się dziś zachowujące (sfrustrowane) psiaki były szczeniętami, ich ludzie nie umieli chronić własnej oraz ich przestrzeni i pozwalali, aby psy o niewłaściwym nastawieniu, nadpobudliwe, zachowujące się zbyt intensywnie i dominujące, mówiąc krótko o nastawieniu, które stresowało dzisiejszych ”agresorów”, bez żadnego oporu ze strony człowieka, naruszały przestrzeń tych psiaków.

Dlatego, kiedy jakiś obcy pies, biegnie do was z drugiego końca polany, musisz przywołać go do porządku, poprzez zawłaszczenie przestrzeni i szczeniaka, który w niej jest. Musisz zablokować wtargnięcie intruza w waszą przestrzeń. Tylko manifestując, że nie masz zamiaru oddać obcemu psu swojej osobistej przestrzeni, podporządkowując się mu i wpuszczając go do wnętrza swojej ”mydlanej bańki”, możesz obronić swoją przestrzeń osobistą (i swojego szczeniaka) oraz zasłużyć na respekt obcego psa. Psy nie liczą się z ludźmi, którzy nie rozumieją jak ważna jest w interakcjach przestrzeń.

Niewiele jest w przestrzeni publicznej psów niezaburzonych, mających uważnych i mądrych właścicieli, którzy od początku, od pierwszych chwil, kiedy przysposabiają szczenię, nie psują go i zachowują w nim to „bycie psem”. Czyli wszystko to, co typowe jest dla psa jako gatunku i czego nauczył się wcześniej od swojej mamy. Psów, które ludzi i inne psy (oraz zwierzęta) poznają nosem, poprzez zmysł węchu, z pewnej odległości, zaciągając się ich zapachem, nie naruszając ich przestrzeni, bezceremonialnym w nią wtargnięciem. I dając sobie czas na odczytanie sygnałów, które w związku ze spotkaniem, przekazuje im napotkany pies. Same, tym zachowaniem przekazują napotkanemu psu, że znają zasady, rozumieją jak działa psi savoir vivre i nie dążą do konfliktu. Udowadniają to, szanując przestrzeń obcego psa. Zrównoważone osobniki nie zaczynają interakcji z innym psem od wtargnięcia w jego przestrzeń lub przestrzeń jego i jego przewodnika. Tak robią psy zaburzone.Zrównoważone psy nie rozpoczynają interakcji tylko dlatego, że jakiś pies czy człowiek pojawił się w pobliżu. Psy nie muszą nawiązywać interakcji ze wszystkimi psami, czy osobami, które napotykają. I psy niezaburzone tego nie robią. Niezaburzone psy wszystkiego, co z psiego punktu widzenia, ważne, dowiadują się o napotkanym psie, czy człowieku, wciągając w nozdrza jego zapach. Nie muszą wchodzić z nim w fizyczny kontakt typu ”nos w du…ę”.

Niezaburzone psy, zanim rozpoczną interakcję z innym osobnikiem, upewniają się, że osobnik, który je zainteresował; w ogóle je zauważył. Czyli zamiast podbiegać do drugiego psa od tyłu i znienacka ”atakować” go swoją obecnością, ryzykując, że ich zachowanie zostanie poczytane za atak lub próbę sprowokowania ”awantury”, czekają, by upewnić się, że interesujący je osobnik jest świadom ich obecności i zainteresowania, które wywołał. Kiedy to się dzieje, czyli gdy psy spostrzegą się nawzajem, przesyłają sobie komunikaty niewerbalnie. Porozumiewają się mową ciała; wysyłają sygnały, odbierają je i przekazują nadawcy odpowiedzi. Czyli na odległość rozstrzygają, czy chcą interakcji czy nie. Rozstrzygają to, czy ewentualna interakcja będzie pokojowa, bo oba psy są do siebie pozytywnie nastawione, czy nie. I zazwyczaj, gdy okazuje się, że ”zawarcie znajomości” mogłoby skutkować jakimś ”kwasem”, nie decydują się skrócić dzielącego je dystansu, ”nie zostają znajomymi”, nie otwierają dla siebie wzajemnie swoich osobistych przestrzeni i się do nich nie zapraszają, ale bezkolizyjnie wymijają się po łuku. Obywa się bez ”spiny”, o ile tylko oba psy wzajemnie szanują swoją przestrzeń i unikają ”kolizyjnego kursu”.

W zawłaszczaniu przestrzeni chodzi o to, żeby nieznanemu psu pokazać, że musi szanować waszą przestrzeń; twoją i twojego szczeniaka, że nie może jej naruszać ot, tak, ale że musi odnieść się do człowieka, jako przewodnika zestawu szczeniak-człowiek, bo to człowiek decyduje, czy obcy pies może wejść w ich przestrzeń. Analogicznie, rzecz ma się z dziećmi, ”ludzkimi szczeniętami”, ale do tego wrócę w dalszej części wpisu.

Jako przewodnik bierzesz każdego obcego psa ”na klatę”, czyli stajesz na linii obcy-twój szczeniak, jesteś ”tarczą” i po prostu, jakkolwiek zabawne może się to komuś wydawać ”emanujesz energią przywódcy”. Oznacza to, że musisz być pewny/a siebie i sprawiać wrażenie, że naprawdę twój ”jest ten kawałek podłogi” i ”nieupoważnionym wstęp wzbroniony”. Dajesz wtedy sygnał zarówno własnemu psu: ”Obserwuj moją mowę ciała i patrz, jak ja to załatwię, utwierdź się w tym, że to ja jestem liderem i o nic nie musisz się martwić. Pokażę temu obcemu, że nie ma prawa naruszać mojej (naszej) przestrzeni, że ja, twój lider, sobie tego nie życzę. Ze mną jesteś bezpieczny, obronię cię”. I obcemu psu: ”Nie naruszaj mojej przestrzeni, jestem liderem tego ‚stada’. Ten szczeniak jest mój. Nie podchodź do nas”.

Zaznaczenie ”ten szczeniak jest mój”, to zaznaczenie ”to jest moje”, w generalnym sensie, działa tak samo, kiedy wychodzisz z kuchni z kanapką, a pies podbiega i chce ci ją zabrać. Jeżeli umiesz zawłaszczyć np. kanapkę i wychodząc z przykładowej kuchni emanujesz energią ”to jest moje”, pies nie ośmieli się próbować kraść twojej przekąski. Najgorsze co można robić, kiedy pies chce zabrać nam przykładową kanapkę, czy inną rzecz, to unosić tę rzecz w górę. To zachowanie spowoduje, że pies ruszy w kierunku, w którym przedmiot się oddala, nos i oczy poprowadzą go za kanapką i pies będzie się o nas opierał, starając się dostać do jedzenia. A to już jest konfrontacja. Jeżeli umiemy zawłaszczać przestrzeń, przedmioty, inne zwierzęta, oraz ludzi; nasze dzieci, mężów, żony, przyjaciół i całą resztę włącznie z panią z warzywniaka, to unikamy wielu trudnych i stresujących sytuacji.

Umiejętność ”zawłaszczania przestrzeni” przez ludzi to forma komunikacji z psem. Komunikacji, którą psy doskonale rozumieją i którą same się posługują. Z którą jednak zaburzone psy są na bakier (o czym w dalszej części tekstu).

Umiejętność zawłaszczania przestrzeni przez człowieka, daje między innymi to, że nie musisz dotykać, trzymać w ręce np. danego przedmiotu, aby przekazać psu, że przedmiot ten należy do Ciebie i nie wolno go psu dotykać, wszystko to możesz zrobić na odległość, przybierając określoną pozycję ciała, a czasem tylko rzucając psu zdecydowane spojrzenie. Zawłaszczanie przestrzeni, jest elementem komunikacji niewerbalnej, tym ”emanowaniem energii lidera”.

Kiedy w domu z psem pojawia się niemowlę

Ok, mamy dzidziusia. Super. Mamy też psa. Co musimy zrobić, żeby wszystko grało, kiedy mama i niemowlę przyjadą do domu? Przypominam;

Przed rytuałem poznania, oswaja się psa z nowym zapachem. Przyniesienie do domu jakiegokolwiek przedmiotu pachnącego dzieckiem jest dobrym rozwiązaniem. Jeżeli zapach niemowlęcia powoduje u psa jakąkolwiek ekscytację, należy to zachowanie skorygować. W przeciwnym wypadku zapach dziecka zawsze będzie działał na psa pobudzająco, a to nie jest bezpieczne. Zapach dziecka to zapach, w pobliżu, którego psu nie wolno jest się ekscytować, ten zapach nie może psa pobudzać. To zapach, który ma mówić psu, że w jego pobliżu musi zachowywać się spokojnie i uważnie. Jeżeli istnieje taka konieczność, ćwiczymy z psem aż zrozumie czego od niego wymagamy. Czyli ćwiczymy aż uzyskamy stan, w którym zapach niemowlęcia nie powoduje u psa ekscytacji. Jednakże, jeżeli od samego początku dba się o psychiczną kondycję psa, o jego równowagę psychiczną, więź z nim, utrzymuje się go w stanie posłusznego poddania i dba o to, aby był radosnym i ciekawskim stworzeniem, które łatwo się wycisza, nie powinno być z tym żadnych problemów.

Krótko mówiąc, od pierwszego kontaktu psa z zapachem dziecka, z przedmiotami pachnącymi niemowlęciem, wyrabiamy w psie nawyk, że ten zapach oznacza spokój i wyciszenie oraz poddanie woli przewodnika.

Nawyk to; wskazówka → zachowanie → nagroda. Zapach jest wskazówką. Zachowanie, które wskazówka wyzwala to naturalny spokój, zwyczajny stan psa, którym ten żyje z nami od początku. Nagrodą jest zadowolenie przewodnika, który chwali psa werbalnie lub dotykiem, ewentualnie smakołykiem (jednak z fantami nie wolno przesadzać) i poczucie psa, że został nagrodzony przez przewodnika.

Psa/ psy wprowadzamy do domu, w którym dziecko już jest. W ten sposób tworzymy sytuację, w której dziecko jest w domu, do którego psa/ psy wprowadza przewodnik. Czyli poddane woli przewodnika psy, wprowadzane są w nową sytuację na zasadach ustalonych przez przewodnika. Dodatkowo, postępując w ten sposób unika się zbędnego nakręcania psów (świrowania, ekscytacji) w związku z nową sytuacją, wejściem oczekiwanej przez psy pani itd. Lepiej przyprowadzić psa/ psy do domu, po tym jak mama i dziecko przyjechali już ze szpitala i mama oraz wszyscy obecni podczas rytuału przedstawiania ludzkiego szczenięcia, ”małego Alfy”, psim członkom stada, mieli ”chwilę dla siebie”. Czas potrzebny mamie na wszystko to, co chciała zrobić, żeby czuć się komfortowo po przyjeździe do domu. Wtedy nie ma niepotrzebnych nerwów, spieszenia się z czymkolwiek, bo mama i reszta obecnych mają poczucie kontroli nad sytuacją. A to jest niezbędne do tego, aby rytuał został prawidłowo przeprowadzony. (Wszyscy domownicy muszą pilnować, by kontakt psa z dzieckiem odbywał się zawsze na określonych zasadach).

”Rytuał”

Pierwszy raz pokazujesz/ przedstawiasz psu dziecko, kiedy pies jest po spacerze; zmęczony, wybiegany, ma ”rozładowane bateryjki” i jest w stanie posłusznego poddania. (Takie zwierzę trudniej się ekscytuje i łatwiej uspokaja). Pies musi być spokojny. Jeżeli psa będą ekscytować dźwięki, które wydaje z siebie dziecko albo jego zapach, musisz psa korygować. Pies ma być wyluzowany i uległy, nie ”podminowany” ani dyszący z emocji, a spokojny. Jeżeli zaczyna ”fiksować”, nawet odrobinkę, musi być korygowany. Do skutku, do uzyskania stanu spokojnego poddania.

Mama przedstawia psu dziecko, kiedy jest spokojna i zrelaksowana -wszyscy którzy uczestniczą w ceremonii mają być wyluzowani, bo ich samopoczucie wpływa na psy.

Rytuału nie uda się przeprowadzić prawidłowo będąc zdenerwowanym. Dobrze jest więc poprosić o pomoc w jego prawidłowym przeprowadzeniu kogoś zaprzyjaźnionego, kogo wcześniej dokładnie wprowadzi się w sens ”zaprezentowania” psu nowego domownika, którym jest ‚ludzkie szczenię’ i z kim omówi się, jak ma ten rytuał wyglądać, krok po kroku. Z oczywistych powodów najłatwiej jest, gdy tym kto wprowadza psa do pomieszczenia, w którym już jest mama z dzieckiem (tym pomieszczeniem powinien być tzw pokój dzienny, gdyż przez pewien czas nie chcemy, aby pies kręcił się po tzw pokoju dziecinnym), jest tata i równocześnie właściciel psa. Wygodnie jest poprosić znajomą osobę, aby wyprowadziła psa na długi spacer, podczas, którego rodzice spokojnie ”zainstalują się” w domu z niemowlęciem. I umówić się z tym kimś, aby, gdy rodzice będą już gotowi, przyprowadził psa przed dom. Osoba, która jest ”asystentem” i która wyprowadziła psa na spacer, przekazuje psa jego właścicielowi i udaje się do mamy i dziecka. Kiedy właściciel psa i równocześnie tata, dostaje potwierdzenie, że może wracać z psem do domu, wtedy wracają. Ponieważ wygodnie jest korygować psa znajdującego się na smyczy, nie należy od razu puszczać psa luzem. Mama trzyma niemowlę na rękach i nie robi niczego, aby ekscytować psa, który z pewnością ucieszy się na jej widok ”jak wariat”. Powinna okazać, że w tym momencie, choć widzi psa i cieszy ją jej widok, zajmuje ją niemowlę. Pies powinien widzieć, że skupiona jest na dziecku. Pies musi zrozumieć, że jego rodzinie zaszła zmiana, że od tej chwili w domu jest ktoś, kto jest najważniejszy dla jego pani i pana, i tym kimś jest niemowlę-ludzkie szczenię. Pies ma zachować dystans do dziecka, więc zarówno mama dziecka, jak i jego tata, nie pozwalają psu podejść do mamy trzymającej niemowlę na bliżej niż metr-półtora. Chodzi o to, aby pies zorientował się, że stało się coś bardzo wyjątkowego i od teraz w domu jest ”szczenię”, które absorbuje uwagę jego pani i że choć wcześniej pies mógł swobodnie przebywać w osobistej przestrzeni swojej właścicielki, teraz wymaga ona od niego, aby zachował dystans. To będzie trudne dla psa, przyzwyczajonego do powitań przebiegających w określony sposób. Ale jeżeli nasz pies, jest psem zrównoważonym i nieulegającym łatwo emocjom, bardzo szybko zacznie nie tylko bardzo się przyglądać temu co robi jego pani, ale i węszyć. I skupi się na tym co oznacza zapach, który wwierca mu się w nozdrza, zapach, który zna jako ”zapach uspokojenia”. Pies będzie obserwował co robi jego pani. Żeby było jasne, nie chodzi o to, aby ”olać psa” i potraktować go jak powietrze! Postępując w ten sposób, tj nie odrywając się od niemowlęcia, dlatego, że ”na scenie pojawił się pies”, komunikujemy mu, że opieka nad niemowlęciem jest dla nas najważniejsza. Kiedy pies, wciąż na smyczy, korygowany w razie potrzeby przez tatę dziecka i swojego pana równocześnie, zrozumie co się dzieje i po prostu usiądzie, węsząc i obserwując co robi jego pani, mama dziecka, może przekazać niemowlę osobie, która jej asystuje i przywitać się z psem tak, jak to zawsze mają w zwyczajuPoświęcić należytą uwagę psu, który tęsknił za nią i przeżywał jej nieobecność, z pewnością czując w domu nieco bardziej niż ostatnio, napiętą atmosferę oczekiwania. Jest ważne, aby witając się z psem, nie zepsuć tego jego spokoju i wyciszenia, czyli aby korygować każdą jego ”próbę odlotu”.Aby psiak zrozumiał zmiany, które zaszły, musimy być konsekwentni. Musimy pamiętać także o tym, że nasz pies potrzebuje kontaktu z nami(!). Mamy dziecko, ale psa też mamy i nie wolno nam go zaniedbywać!

Pokój dziecka powinien być pokojem dziecka i pies nie powinien do niego wchodzić przez pierwsze dwa-trzy miesiące. Wszystko po to, aby uczył się odnosić do dziecka prawidłowo. Pies ma doskonały węch i naprawdę nie jest dla niego ”karą”, to że ma dać przestrzeń osobom zajmującym się niemowlęciem. On wszystko co musi wiedzieć, wie ”na odległość”, gdyż czuje zapachy. Wystarczy więc, że z dystansu progu pokoju dziecięcego będzie obserwował jak jego właściciele opiekują się maleństwem. Ważne jest też, by pies wiedział, że choć jemu do dziecinnego pokoju wchodzić nie wolno, mogą do niego wchodzić inne osoby, niż tylko mama i tata dziecka. Że może do pokoju dziecka wejść dziadek albo ciocia itd. Wszystko to po to, by pies nie uznał, że jego rolą jest decydowanie o tym, kto może przebywać w pokoju dziecinnym, by nie zaczął ”bronić” dziecka przed innymi członkami rodziny, bo takie zachowanie nie jest bezpieczne. Ani dla dziecka ani dla członków jego rodziny. Po tych dwóch-trzech miesiącach (choć ktoś może uznać, że wystarczy krótszy okres czasu), mama zaprasza psa, aby podszedł blisko i powąchał dziecko trzymane przez nią na rękach. Powtórzmy; mama zaprasza psa, psu nie wolno jest podchodzić do dziecka i wchodzić w jego przestrzeń, samowolnie. Pies może być blisko dziecka tylko wtedy, gdy zaprosi go do tego, aby był blisko niego, mama lub tata dziecka albo inny członek rodziny. Pies, którego przyzwyczaimy do przestrzegania tych reguł, nie jest uciążliwy dla osób opiekujących się maleństwem.

W rytuale przedstawiania nowego członka rodziny, dziecka, ludzkiego szczenięcia, psom, kluczową rolę odgrywają hierarchia i dominacja. Ten kto chce przeprowadzić tę ceremonię w sposób właściwy, nie ucieknie przed tematem ”dominacji”. Przedstawiasz psu dziecko jako osobnik dominujący. Pozwalasz mu podejść na metr, półtora lub dwa metry, jak ci jest wygodniej. I to wszystko. Ta odległość wystarczy, by pies mógł obserwować, słuchać i węszyć i przyswajać zapach ”z daleka”. Nie pozwalasz psu na samowolnie podejście bliżej. Jeżeli chcesz, by psy właściwie odnosiły się do dziecka i chcesz nauczyć je, by dawały ci swobodę, kiedy opiekujesz się dzieckiem, nie możesz im pozwolić na samowolne decydowanie o tym, kiedy mogą być blisko niego a kiedy nie. To wąchanie, słuchanie i obserwowanie ”na odległość” powinno trwać przynajmniej dwa miesiące, ale to absolutne minimum. Nie przejmuj się, psu nie będzie „smutno”, nie robisz mu żadnej przykrości, po prostu ustalasz zasady. Zasady, dzięki którym nauczy się, że w pobliżu dziecka wolno/ można przebywać tylko wtedy, kiedy jest się spokojnym i zrównoważonym, i kiedy matka/ ojciec (lub inna osoba opiekująca się dzieckiem), czyli człowiek, na to pozwala, kiedy zaprasza psa, by był blisko dziecka. To jest ważne dlatego, że czasami psy, które nie znają swojej roli w rodzinie/ stadzie zaczynają przejawiać nadopiekuńcze skłonności, co w efekcie powoduje, że np. zaczynają warczeć na niektórych domowników i ”bronią dziecka”. To nie jest ani dobre, ani urocze, ani tym bardziej bezpieczne.

W żadnym wypadku nie izoluj psów od dziecka!

Przeciwnie, pozwalaj im wszystko obserwować, ale z dystansu, tak robiłaby suka, opiekująca się swoimi szczeniętami i nikt nie miałby jej tego za złe. Weź z niej przykład.Musisz wyznaczyć granice w sposób, który będzie czytelny dla twojego psa. Jeżeli pokażesz psom w jaki sposób chcesz, by były obok dziecka, uzyskasz; ”EFEKT MYDLANEJ BAŃKI” -psy będą zawsze blisko, ale nigdy nie będą na dziecko skakać, nigdy nie będą plątały się mamie pod nogami, kiedy się nim opiekuje, nie ośmielą się też w przyszłości „rywalizować” z dzieckiem. Z urodzenia dziecko będzie dla nich autorytetem, ”Alfą”, ponieważ nauczone były traktować je od samego początku jako ”Alfę”. Nauczysz je szanowania przestrzeni dziecka.

Po miesiącu, dwóch lub trzech (będziesz wiedzieć, kiedy) w analogicznych okolicznościach, jak te z 1go dnia, pozwolisz psom zbliżyć się tak, by mogły z bliska powąchać dziecko, by mogły go dotknąć. Pozwolisz im na fizyczną interakcję z niemowlęciem, z twoim ‚szczenięciem’. Rzecz jasna, ty je wołasz, ty decydujesz jak długo są blisko dziecka i ty je odsyłasz, kiedy chcesz zakończyć sytuację.

Oczywiste oczywistości

Każdy pies może być wspaniałym towarzyszem, jeśli tylko zapewni mu się odpowiednią dawkę ćwiczeń, dyscypliny i uczuć. Formując, kształtując w nim dobre zachowania, właściwe nawyki w okresie szczenięctwa, macie największe szanse ”wymodelować” sobie idealnego czworonożnego przyjaciela.

Pamiętajcie, że przy wyborze szczeniaka. wielkie znaczenie ma jego poziom energii, powiedzmy ”osobowość”, bo psy są różne, jak i ludzie.

Otoczenie ma znaczenie, dlatego psich kolegów też trzeba psu roztropnie wybierać.

Prawidłowo ukształtowane psychicznie psy, ”umieją się zachować”. Ich psychika radzi sobie z bodźcami płynącymi z otoczenia i reagują adekwatnie do sytuacji. Zachowują stan asertywnego spokoju i uległości względem przewodnika, tam gdzie psy zaburzone reagują przesadnie; agresją, niebezpieczną ekscytacją, która łatwo eskaluje, strachem, wycofaniem, czy ucieczką. Zaburzone psy potrafią np. na wybuchający w ich pobliżu balonik zareagować chęcią walki i agresją albo ”odlatują”, ”tracąc kontakt z bazą”, zamykają się w sobie lub uciekają od ”źródła bodźca”. Psy stabilne psychicznie, po prostu ”odnotowują”, że dźwięk, choć niespodziewany, wybrzmiał, nie oznaczał jednak zagrożenia i można go ”olać”.

Na koniec: kolejność MA znaczenie

Wiele osób decyduje się na ”pierwszego w dorosłym życiu psa” tuż przed albo chwilę po ślubie. I tak naprawdę ”na wariata”, tuż przedtem, nim radośni, przyszli właściciele psiaka, zajdą w ciążę. Bo wcześniej nie było jak ”mieć psa”. Bo ”obijali się” po wynajmowanych mieszkaniach, po odziedziczonych po ciociach ”klitkach” i na psa nie było miejsca, ”warunków”. A teraz przeprowadzają się do, nieważne czy na kredyt, czy ”po babci”, ale nowego i także wyczekanego, i wymarzonego domu lub mieszkania. Remont/ wykańczanie, dziecko, szczeniak… Wszystko na raz, w tym samym czasie, praktycznie jednocześnie. Start w ”nowy początek” z przytupem i melodyjką. Wymarzony i wyczekany szczeniak (kiedy chodzi o ”rasowca” w przeważającej większości przypadków wybrany ze względu na wygląd i wyobrażenia na temat rasy a nie faktyczną zdolność do sprostania wymaganiom, które owa rasowość przed właścicielem takiego psa stawia) wraz ze swoimi ludźmi wprowadza się do domu lub mieszkania, za chwilę na świat przychodzi dzidziuś. I… Cóż, to się nie bardzo udaje. ”Dużo miejsca”, ”ogródek” to za mało, kiedy masz paromiesięcznego psa i malutkie niemowlę. Pies sam się nie wychowa. Pies potrzebuje twojej uwagi i twojego czasu, tak jak potrzebuje ich dziecko. I w starciu z nawałem obowiązków, psiak może przegrać. Więc jeśli nie wyobrażasz sobie rodziny bez psa, daj sobie przynajmniej rok na zbudowanie relacji z psiakiem, nim przywitasz w swoim życiu kolejne spełnione marzenie. Będzie ci łatwiej. 

Czas, w którym planuje się zajść w ciążę, być w ciąży, potem zajmować się niemowlęciem i kilka kolejnych lat, to nie jest czas, w którym powinno się sprowadzać do domu szczenię, które należy wychować/ ułożyć. I to już nawet nie chodzi o rasę, czy typ psiaka. Po prostu dziecko absorbuje rodziców tak bardzo, że nie mają ani czasu, ani energii, ani ochoty na to, by absorbowało ich dodatkowo także szczenię, podrostek lub dorosły pies (który ma już swoje nawyki, które trzeba poznać i nad którymi zazwyczaj trzeba trochę popracować). Nic samo się nie zrobi, pies się sam nie ”wychowa”. Dlatego osobom planującym powiększenie rodziny, rodzicom z małymi dzieciaczkami, odradzam dodawanie sobie kolejnego obowiązku, w postaci szczeniaka. Oczywiście wybór zawsze należy do was i zrobicie jak chcecie, ale nim podejmiecie decyzję, uczciwie rozważcie czy dacie radę sprostać równocześnie opiece nad niemowlęciem i wychowywaniu molosa (czy jakiegokolwiek innego psa).

Zuza Petrykowska

Feel Free to Disagree‚ i zostaw komentarz. Ale pamiętaj, że kopiowanie i wykorzystywanie całości lub fragmentów tekstu oraz zdjęć i/lub grafik bez zgody autora jest zabronione.

WYCHOWANIE I SZKOLENIE PSA: PIES I DZIECKO – CZĘŚĆ CZWARTA (DZIECKO JAKO ‚LUDZKIE SZCZENIĘ’ W PRZESTRZENI PUBLICZNEJ -”PIES POGRYZŁ DZIECKO”, CZYLI ZIGNOROWANE CZERWONE ŚWIATŁA I BEZPODSTAWNE ZAŁOŻENIA PROWADZĄ DO TRAGEDII -CZĘŚĆ 2)

IV. Zawłaszczanie przestrzeni i jej elementów, czyli min. przypominanie naruszającemu przestrzeń dziecka, obcemu psu, że to człowiek decyduje o tym kto, kiedy i na jakich zasadach może do jego ”szczenięcia” się zbliżać.

Pomarańczowe światła zmieniają się na czerwone

Jest też inny typ psów, psów niebezpiecznych, choć przez swoich właścicieli uważanych za ”niegroźne i bardzo kochane”. To są wszystkie te psychicznie rozchwiane osobniki, zazwyczaj niezbyt dużych rozmiarów, ale i od tego są wyjątki, które atakują. Po prostu. Rzucają się na inne psy, biegaczy, rowerzystów, osoby jeżdżące na rolkach, czy deskorolkach. Ich właściciele nie spełniają ich psychologicznych potrzeb, nie zadbali o dyscyplinę, nie są dla tych psów przewodnikami, nie umieją prawidłowo reagować na ”wybuchy” swoich podopiecznych i nie zapewniają im też właściwej dawki aktywności fizycznej. I mają cholernie dużo szczęścia, bo jakoś im na sucho uchodzi(?) to, że ich psy (psy za które oni odpowiadają w sensie prawnym) atakują, czasem skutecznie: gryząc inne psy lub obcych ludzi, którzy (nie mam pojęcia dlaczego) nie ciągają ich po sądach. Obstawiam, że sportowcom-amatorom po prostu nie chce się tracić czasu na konflikty z (przepraszam za brak eufemizmu) debilami, dlatego odpuszczają podziurawione psimi zębami buty do biegania, zadrapania pazurami itp. A sami psiarze o tych poważniejszych przypadkach ”uszkodzenia naskórka”, skutkujących pozwami, mediacjami itd., na fejsbukowych grupach nie rozpisują się tak chętnie i się nimi nie chwalą, jak ”wystawowymi sukcesami”… Właściciele popieprzonych psów sami prawie nigdy nie uprawiają sportu, więc nie rozumieją, że ”tylko” skręcenie kostki, które może mieć miejsce w wyniku ataku takiego psa, dla osoby czynnie uprawiającej sport i w ogóle czynnej fizycznie, może być/jest bardzo dużym problemem, nie mówiąc już uszkodzeniu mięśnia w wyniku ugryzienia. Gdyby ludzie będący właścicielami tego typu psów uprawiali sport, mieliby przynajmniej odrobinę empatii i zrozumienia w stosunku do atakowanych, bo z własnego doświadczenia wiedzieliby, jak szalenie irytujące, a niekiedy niebezpieczne bywają takie ataki.

Nierzadko właścicielami psów atakujących ludzi uprawiających sport w przestrzeni publicznej, np. biegaczy, są osoby starsze, mające zwyczaj puszczać swoje psy luzem na spacerach. I bardzo przykre jest to, że choć można by się spodziewać, że osoba starsza odczuwa jakieś tam skutki przychodzących z wiekiem ograniczeń, np. artretyzm itp. i w związku z tym powinna rozumieć jak, tak już poza wszystkim, poważną niedogodnością jest uszkodzenie dłoni, uszkodzenie śródręcza, które może spowodować taki doskakujący do ręki biegacza i usiłujący się na niej uwiesić, pies, to jednak i tacy właściciele zaburzonych psów, ci starsi ludzie, czasem naprawdę nic sobie nie robią z tego, że ich psy atakują postronne osoby.

Opadła mi szczęka, kiedy pierwszy raz widziałam jak bardzo aroganckim i bezczelnym może być właściciel popieprzonego ot, tak atakującego człowieka, psa. Parkową alejką biegł mężczyzna, nagle w jego pobliżu znalazł się pies, który szybko się z nim zrównał. W pierwszej chwili pomyślałam, że to taki team i właściciel biega z psem. Jednak facet był zaskoczony towarzystwem zwierzaka, mimo to biegł dalej. Po chwili pies (kundel wymiarów Border Collie) wyskoczył do ręki biegacza i ją pochwycił. Mężczyzna, teraz podwójnie zaskoczony sytuacją (co bardzo rzucało się w oczy), odruchowo starał się ”strzepnąć” psa z ręki. Na dłoniach miał rękawiczki bez palców i jak się okazało, całe szczęście, bo psu udało się pochwycić jego dłoń, ale jej nie uszkodził. Nie uszkodził śródręcza, bo zęby zatrzymały się na tworzywie. Pies puścił i z doskoku usiłował raz jeszcze chwycić rękę faceta, kiedy ten, najwyraźniej już ochłonąwszy z pierwszego szoku, go kopnął. Pies odskoczył i zaczął na niego szczekać i warczeć na przemian, ale teraz już trzymał się od człowieka w pewnej odległości. Jak z podziemi wyrósł wtedy starszy pan i zaczął wyzywać biegacza od ”bandytów” i ”zwyrodnialców”. WTF? Biegacz wk…ł się i op…ł właściciela psa, wykrzykując mu czym jego pies sobie na tego kopniaka zasłużył, po czym pobiegł w swoją stronę. Zdarzyło mi się widzieć tego psa jeszcze dwa razy (na przestrzeni roku) w podobnych akcjach, tj atakującego biegających mężczyzn, z czego wynika, że starszy pan lubi wyzywać od ”bandytów” obcych facetów…

Nie ma znaczenia ”rozmiar psa”, to jakich jest on gabarytów, czy ma ”duże”, czy ”małe” zęby, jest rasowy czy ”w typie rasy”, co mówi i ile lat ma jego właściciel, jeżeli w przestrzeni publicznej pies przebywający ze swoim właścicielem ”na spacerze”, atakuje postronne osoby i/lub zwierzęta, należy zgłosić ten fakt odpowiednim organom. Niektórzy ludzie uczą się tylko gdy odczuwają finansowe konsekwencje swoich zaniedbań…

Dziecko czyli ”ludzkie szczenię”

Powszechne jest i potencjalnie bardzo niebezpieczne, gdyż znacząco niekorzystnie wpływa na to co powszechnie (zarówno w środowisku psiarzy i osób psów nieposiadających) uważa się za ”ok” w odniesieniu do interakcji psów z dziećmi i dzieci z psami, tolerowanie tego, że psy i to obce psy, psy ”spoza stada”, bezceremonialnie naruszają przestrzeń ”ludzkich szczeniąt”. Że w przytłaczającej większości ignorujemy, jako ludzie znaczenie dystansów personalnych w interakcjach z psami, przez co wprowadzamy zamieszanie i niejednoznaczności odnośnie naszego i naszych dzieci statusu społecznego, od którego wszystko się zaczyna, gdy przychodzi do satysfakcjonujących, niestresujących i bezpiecznych interakcji z psami.

Nie rozumiejąc czym są dystanse personalne, jak ogromny wpływ mają one, wraz z całą komunikacją niewerbalną, na to jak postrzegają nas i nasze dzieci, nasze i obce psy,nie wymagając od psów poszanowania naszej przestrzeni i nie umiejąc używać przestrzeni ani własnej, ani tej w około nas, tj zawłaszczać jej lub bronić, kiedy przychodzi taka potrzeba, poruszamy się w świecie interakcji z psami jak we mgle. Co za tym idzie, właściciele psów nie uczą ich tego, że nie wolno jest im podejść do pierwszego z brzegu dziecka ot, tak naruszyć jego ”mydlanej bańki”, bo są go ”ciekawe”. Pies ma nos i doskonały węch, nie musi naruszać osobistej przestrzeni dziecka, bo go ono ”ciekawi” albo tym bardziej po to, by np. wyjąć mu z rączki parówkę. Pies poprzez węch ”czyta ludzi” i może to robić nie wdzierając się w naszą ”mydlaną bańkę”. Nie dbamy o podstawy, czyli nie wymagamy obligatoryjnie, by posiadacze psów uczyli swoje psy właściwego postrzegania dzieci, które gwarantowałoby dzieciom, ‚ludzkim szczeniętom’ bezpieczeństwo, tak więc w oczekiwaniach sporej części osób odnośnie psów, w wyobrażeniach tych ludzi o ”prawidłowo ułożonym psie” jest mnóstwo nielogiczności/niespójności.

Poszanowanie przestrzeni działa w obie strony. Jeżeli ja, będąc właścicielem/ opiekunem danego psa, mam prawo wymagać od rodziców dzieci, aby pilnowali swoich pociech i nie pozwalali im wyciągać łapek do mojego psa, oni mają prawo żądać ode mnie, abym kontrolowała zachowanie mojego psa i nie pozwalała mu naruszać przestrzeni ich dzieci. ”Złodziejstwo”, to zabieranie brzdącom smakołyków, to nie jest ”słodkie” i ”nieszkodliwe” zachowanie, to sygnał, że pies nie został nauczony poszanowania przestrzeni ”ludzkich szczeniąt” i nie są one dla niego ”w mydlanej bańce”, czyli nietykalne, i uważa, że może wchodzić w ich osobistą strefę. Rodzice małych dzieci, także nie zdając sobie sprawy ze znaczenia osobistej przestrzeni w interakcjach ludzi z psami, nie umieją używać własnej przestrzeni osobistej, tj bronić jej/ odzyskiwać ani zawłaszczać. Z tego też powodu nie potrafią ”włączyć pola siłowego”, które włączają suki, kiedy nie życzą sobie, aby obce osobniki zbliżały się do ich szczeniąt.

Podkreślę: nie chodzi o to, aby obawiać się każdego psa w pobliżu, ale o to, aby zrozumieć, że będąc rodzicem, czy właścicielem psa lub innego zwierzęcia, swoją mową ciała, a więc niewerbalnie można zakomunikować psu, zmierzającemu ewidentnie w stronę nas i naszego dziecka /lub psa, że nie ma prawa wejść w naszą przestrzeń osobistą, bo my sobie tego nie życzymy i tak powstrzymać go od niechcianego przez nas zachowania.

O sytuacjach, w których, czy to prowadzony na smyczy, czy biegający luzem, mały albo duży pies, podbiega do dziecka, które idzie, jedzie na rowerze, wrotkach, deskorolce, czy robi cokolwiek innego, czego ”piesek nie lubi” (jak zachowanie takich zaburzonych psów ”tłumaczą” ich właściciele), czyli w istocie z czym sobie psychicznie nie radzi i czego nie pomaga mu ”przepracować” jego właściciel, i ośmiela się pochwycić dziecko lub ”tylko” wdziera się w jego przestrzeń, oszczekując je i na nie warcząc, goniąc za nim co najmniej je straszy, nawet nie chce mi się rozpisywać. Kiedy taka sytuacja ma miejsce, rodzice atakowanych przez psychicznie zaburzone psy, dzieci, zazwyczaj krzyczą, odpędzają psy, które już naruszyły przestrzeń ich dzieci, czyli reagują po fakcie, robiąc awantury właścicielom zaburzonych psów. Ale to, że będą wydzierać się na właściciela psa, niczego nie zmieni. Może usłyszą ”Przepraszam, to moja wina”, a może nie. Może taki właściciel powie ”O co tyle hałasu? Przecież nic się nie stało” albo przerzuci winę na dziecko, że ono ”reaguje histerycznie” i ”prowokuje psa”, albo powie, że ”To dziecko przestraszyło mojego psa”tak, tacy bezczelni tupeciarze też się zdarzają.

Bardzo ważne jest, abyśmy wszyscy w końcu zaczęli widzieć tego typu sytuacje, jakimi one w istocie są. Abyśmy nazywali rzeczy po imieniu bez zakłamujących rzeczywistość tłumaczeń, które nie tyle ”wybielają zachowanie psów”, co raczej mają zdjąć odpowiedzialność z ich właścicieli za popełnione przez nich skandaliczne zaniedbania. To właściciel odpowiedzialny jest za to, że dany pies przede wszystkim jest w danym miejscu, ma możliwość nawiązania tj. rozpoczęcia interakcji, wejścia w interakcję, do której jest zachęcany albo takiej, która już trwa i do której zachęcany, i w której ”mile widziany” wcale być nie musi. Dlatego to właściciel psa odpowiedzialny jest za jego zachowanie. A skupienie uwagi psa na dziecku, zwłaszcza dziecku, które nie zdaje sobie sprawy z obecności psa albo go ona nie zajmuje, skrócenie przez psa dystansu dzielącego go od dziecka, naruszenie przez niego przestrzeni dziecka, można traktować jako atak, zwłaszcza, kiedy towarzyszy mu cały wachlarz dodatków takich, jak werbalne sygnały, mowa ciała oraz eskalacja zachowań, aż do zainicjowania przez psa kontaktu fizycznego z dzieckiem; skakanie na dziecko, pochwycenie go zębami itd.

Rodzice dzieci atakowanych przez zaburzone psy przebywające w przestrzeni publicznej, psy nieradzące sobie z bodźcami płynącymi z otoczenia, psy u których nawaliła socjalizacja i ”tak już zostało” (bo właściciele nic z tym nie robią albo robią źle, skoro pies atakuje dzieci), więc reagują zachowaniem nieadekwatnym do sytuacji, agresywnym wręcz, powinni pomyśleć o swoich dzieciach nieco inaczej. Powinni o swoich dzieciach pomyśleć bardziej ”po psiemu”, jako o ”szczeniętach”.

Chroń swoje ‚szczenię’

Rodzice dzieci atakowanych przez zaburzone psy np. w pobliżu placów zabaw, grające w piłkę, jeżdżące na rowerach itp. reagują, ale po fakcie i w dodatku nieprawidłowo; frustracją. Dają ponieść się emocjom, a to nie pomaga i w żaden sposób nie rozwiązuje problemu. A wystarczy zmienić sposób myślenia o interakcji inicjowanej przez obcego psa, swojej w niej roli i tym jak pies widzi albo nie, dziecko, którego przestrzeń tak bezceremonialnie i z bardzo nieprawidłowym nastawieniem narusza.

Jesteś rodzicem, więc chroń swoje dziecko; wymagaj poszanowania jego, a właściwie swojej przestrzeni, w której to dziecko się znajduje. Naucz się zawłaszczać przestrzeń i wszystko co się w niej znajduje, z własnym dzieckiem włącznie. Naucz się wysyłać przede wszystkim niewerbalne komunikaty psom tak, aby nie ośmielały się traktować cię jako jednego z ludzi, w stosunku do których uważają się za dominujące, więc bezpardonowo naruszają jego przestrzeń. Zrozum, że twoja osobista przestrzeń jest ważna, także albo zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o interakcje z psami. Żaden przypadkowy i psychicznie zwichrowany pies nie ma prawa naruszać przestrzeni ‚ludzkiego szczenięcia’ i samowolnie rozpoczynać interakcji z ‚ludzkim szczenięciem’, zwłaszcza gdy usiłuje to zrobić za pomocą zębów. Od korygowania szczeniąt jest matka. Od korygowania zachowania dzieci-‚ludzkich szczeniąt’, jest człowiek, który jest ‚właścicielem’ danego ‚ludzkiego szczenięcia’, nie psychicznie zwichrowany pies.

I znowu powtórzę; psy oszczekujące dzieci, ganiające za nimi, wdzierające się w ich przestrzeń, starające się je pochwycić i w efekcie gryzące dzieci, jak one, przebywające w przestrzeni publicznej, w przeważającej większości przypadków robią tak nie dlatego, że ”polują” na owe dzieci i ”widzą w nich źródło pokarmu”, ale dlatego, że usiłują powstrzymać te dzieci od aktywności, z którą (psy) sobie psychicznie nie radzą. Te psy starają się sprawić, by dzieci przestały robić coś, co je (psy) niepokoi. Sęk w tym, że nikogo z obserwujących tego rodzaju sytuacje nie obchodzi, a najmniej rodziców atakowanych dzieci, co danego psa sprowokowało, przestraszyło, co w tym, że np. kilkulatka idzie obok albo jeździ na wrotkach, ”odpaliło” w jakimś psie potrzebę powstrzymania tego dziecka od wykonywanej przez nie czynności, przez dogonienie go i pochwycenie zębami, tak by to dziecko unieruchomić. Te psy, w swoim mniemaniu przeprowadzają ”korektę”, czyli korygują zachowanie jakiegoś osobnika, gdyż uznają je za niewłaściwe, wprowadzające ”dysharmonię” (zachowanie przeszkadza osobnikowi przeprowadzającemu ”korektę”) i chcą, by osobnik, którego strofują, zaprzestał tego zachowania. Korekta trwa w czasie ”teraźniejszym ciągłym” czyli do chwili, w której strofowany osobnik pojmie, że jego zachowanie jest niewłaściwym i go zaprzestanie. Kiedy korygowany zaprzestaje niechcianego zachowania, korekta się kończy. Tyle że w przypadku psychicznie rozchwianego, zaburzonego psa, ”niewłaściwe zachowanie” ma bardzo pojemne znaczenie. Takie psy ”korygują” ludzi, w tym dzieci, bo te pokrzykują do siebie, bawiąc się w berka, jeżdżą na; rowerze, rolkach, deskorolkach, hulajnodze, roześmiane kopią do siebie piłkę, biegają po parku itp., itd… A brak właściwej reakcji ze strony strofowanych (ludzie ciągle robią to, co psa zaburzonego niepokoi, z czym psychicznie sobie nie radzi) pompuje tylko poziom frustracji u takiego psa i sprawia, że ten staje się jeszcze bardziej psychicznie niezdrowy i wciąż powtarza swoje zachowanie, czyli próbuje ”korygować” dzieci.

”Promień pola siłowego”

Stawiam się w roli rodzica dziecka atakowanego przez obcego psa. Wyobrażam sobie sytuację w jakimś publicznym miejscu, powiedzmy parku, ja idę, a dziecko jeździ na deskorolce. Tak więc, idę sobie i widzę, że obcy pies zachowuje się niepokojąco, nienormalnie (to jest słowo, którego nie znoszą i na dźwięk, którego zapluwają się właściciele zaburzonych psów) w stosunku do mojego dziecka. Biegnie do niego, goni za nim powarkując i szczekając… Może goni za nim, żeby je oszczekać bardziej? I co dalej? Po co jakiś pies zajadle goni moje, jadące na deskorolce dziecko? Jest wysoce prawdopodobne, że ma zamiar naruszyć jego przestrzeń osobistą –po co inaczej by za nim gonił z takim nieprzyjaznym nastawieniem? A co potem? Będzie próbować złapać, poprawka UGRYŹĆ dziecko, żeby je ”skorygować”, by powstrzymać je od działania, z którym to on, pies-intruz sobie nie radzi -drażni go dźwięk wydawany przez (przykładową) deskorolkę mojego dziecka? A może goni moje dziecko, bo wydaje mu się podobne do jakiegoś innego, którego ”nie lubi”, bo ono go źle traktuje albo po prostu ”nie lubi go i już”, bo ”tak ma”? Może powodów, dla których ten pies goni moje, jadące na deskorolce dziecko jest kilka? Może pies jest nie tylko sfrustrowany, ale bardzo sfrustrowany i bardzo chce moje dziecko ugryźć?

Sorry, za brak tzw poprawności politycznej, ale gdyby taki pies zignorował to, że moje dziecko się zatrzymało, o ile by go zauważyło i/lub usłyszało, i dzięki temu zorientowało się, że stało się celem jakiegoś psa lub usłyszało, że ja proszę je, by się zatrzymało i/lub gdyby zignorował fakt, że ja podążam w kierunku dziecka i wciąż usiłował wedrzeć się w przestrzeń mojego dziecka, ode mnie taki pies zarobiłby kopa.

Jeżeli nieznany mi pies, niekontrolowany przez swojego tzw opiekuna, w taki sposób reaguje na to, że moje dziecko w przestrzeni publicznejpo prostu jedzie na deskorolce, skupia całą swoją uwagę na moim dziecku i z odległości iluś tam metrów, rzuca się w pogoń za nim, szybko skraca dystans, starając się ”nawiązać fizyczną interakcję” z moim dzieckiem, ignoruje przy tym moją obecność, to mam wystarczające przesłanki ku temu, by uznać, że pies ten może wyrządzić krzywdę mojemu dziecku. Może je wystraszyć lub wręcz zrzucić z deski i spowodować, że dziecko upadnie na asfalt, pokaleczy się albo coś sobie złamie. Może nawet je ugryźć (jeden ”chaps”) albo pogryźć (więcej niż jeden ”chaps”). A ja nie mam zamiaru przyglądać się temu, jak zaburzony pies napada na moje dziecko. Nie obchodzi mnie, czy byłby to ”malutki, niegroźny buldożek francuski”, czy ”spory, szkolony owczarek niemiecki”. Powtarzam; żaden psychicznie zwichrowany pies nie ma prawa naruszać przestrzeni ‚ludzkiego szczenięcia’ i samowolnie rozpoczynać interakcji z ‚ludzkim szczenięciem’, zwłaszcza gdy usiłuje to zrobić za pomocą zębów. Od korygowania szczeniąt jest matka. Od korygowania zachowania dzieci -‚ludzkich szczeniąt’, jest człowiek, który jest ‚właścicielem’ danego ‚ludzkiego szczenięcia’, a nie pies z psychicznymi problemami. W tym miejscu zaznaczę, bo żyjemy w takich czasach, że niektórym trzeba wszystko tłumaczyć bardzo, bardzo wyraźnie, że nie namawiam nikogo do nieuzasadnionej agresji w stosunku do żywych istot i nikogo nie namawiam do ”kopania psów”. Po prostu w sytuacji tak patologicznej, jak atak jakiegoś psa na dziecko, a ta wyżej opisana, hipotetyczna, sytuacja ma znamiona ataku, reakcja fizyczna jest uzasadniona. I podkreślę także, że nie chodzi o to, aby wyrządzić krzywdę psu, ale o to, abypowstrzymać psa od wyrządzenia krzywdy dziecku.

Zdarzyło mi się być mimowolnym świadkiem sytuacji, w których nagle jakiś pies, który niby sobie ”wąchał trawkę”, zauważył gdzieś tam biegacza albo usłyszał dźwięk rowerowego dzwonka i to go odpaliło, doprowadziło do skrajnie nienormalnej (aczkolwiek dla tak się zachowujących osobników zapewne typowej) reakcji, w której rozpoczął pościg za tym kimś i albo usiłował pochwycić rowerową oponę w ruchu (co grozi poważnym wypadkiem), albo ośmielił się pokąsać biegnącą osobę. Czytałam też dość absolutnie szokujących wypowiedzi ”kynologów z fejsbuka” odnośnie przypadków pogryzień dzieci przez psy i ataków psów na dzieci, które nie skończyły się tragicznie, a ”jedynie” tym, że dziecko bardzo się atakującego je psa przestraszyło, i tym bardziej utwierdziły mnie one w przekonaniu, że gdy nie można liczyć na właściciela psa, trzeba liczyć na siebie. Mając do wyboru ”ugryzienie dziecka (czy kogokolwiek innego) przez psa” albo ”kopnięcie psa, by nie dopuścić do ugryzienia przez niego dziecka”, ja zawsze wybiorę to drugie. (Są chwilę, że nie dziwię się ludziom używającym gazu, kiedy nieznany im pies kieruje się w ich stronę, szybko skraca dystans i nie reaguje przy tym na wołanie właściciela, o ile ten w ogóle jest wtedy w pobliżu…).

W moim odczuciu sytuacje, jak ta teoretyczna powyżej (w tym tekście czysto teoretyczna, jednak, od czasu do czasu, oglądamy przecież takie obrazki w tzw przestrzeni publicznej, np. w parkach, na skwerach itp.), te ”pieski” atakujące dzieciaki, które po prostu przechodzą obok albo jeżdżące na rowerach, czy biegaczy, są przypadkami skrajnymi i wymagają zdecydowanych reakcji rodziców napastowanych dzieci lub napastowanych biegaczy, czy rowerzystów. Pies kąsający obcego, uprawiającego sport np. biegnącego człowieka, to patologia. Jeśli nie działa ”pole siłowe” i pies ”nie odbiera sygnału” od biegacza albo rodzica i ”właściciela” dziecka-szczenięcia, to reakcja fizyczna osobnika, który broni przed zagrożeniem siebie albo swoje ”młode” (”zasoby”), jest tego naturalną konsekwencją. Chroniąca swoje szczenięta suka lub inny pies, wymagający od intruza ”zaprzestania wcinania się w jego przestrzeń z tym niefajnym nastawieniem” i ”wrzucenia na luz”, kiedy mowa ciała nie wystarczy, ostrzegawcze bodźce werbalne także, przechodzi do reakcji fizycznej i wtedy agresor ”obrywa zębem”.

Raczej trudno wyobrazić sobie, abyśmy my, jako luzie mieli rzucać się na czworaka i ”gryźć” atakującego nasze dziecko lub nas, psa. Nogi idealnie sprawdzają się, kiedy trzeba zaznaczyć promień naszej przestrzeni osobistej. Zdecydowana reakcja, zazwyczaj bardzo szybko otrzeźwia psa, który ”nie lubi deskorolek” albo ”ma problem z biegaczami” i potwierdzić to może każdy biegacz, którego kop skierowany w stronę psa szykującego się do jego łydki a nawet ręki, uratował przed uszkodzeniem mięśnia albo rodzic zaatakowanego dziecka, który uniemożliwił nienormalnemu psu, pokaleczenie zębami, ugryzienie (a może nawet pogryzienie) jego dziecka.

Nie zawsze ”zła energia”

Entuzjazm, czy ”złe nastawienie” -psy które naruszają przestrzeń ludzi, generalnie wszystkich ludzi, robią to, bo są przyzwyczajone do tego, że ludzie nie przykładają wagi do swojej przestrzeni osobistej w kontaktach z nimi. Nie przykładają do niej wagi, więc jej nie bronią, nie wymagają od psów poszanowania przestrzeni. Psy naruszają przestrzeń tych ludzi, którzy nie są świadomi znaczenia własnej przestrzeni osobistej i nie umieją jej świadomie używać. Naruszanie przestrzeni oznacza, że pies który to robi, uznaje człowieka, którego przestrzeń narusza za osobnika o niższym statusie społecznym niż jego, kogoś kim może ”sterować”. Innymi słowy, pies śmiało samowolnie naruszający przestrzeń danego człowieka, uważa go za uległego względem siebie, bo tylko osobniki dominujące naruszają przestrzeń osobników uległych bez jakichkolwiek konsekwencji. A skoro status społeczny człowieka jest niższy od statusu psa, pies nie musi liczyć się z człowiekiem i może go ”ustawiać”.

Sporo jest dziś psów należących do ludzi nieprzykładających wagi do znaczenia przestrzeni osobistej i mających inne braki, nie tylko w emocjonalnej inteligencji… Psów bardzo zaburzonych, które przyzwyczaiły się do zachowań dominacyjnych, naruszając przestrzeń wszystkich w około bez jakichkolwiek konsekwencji (mnóstwo jest takich psów wśród psów niedużych i karłowatych). Psów bardzo, bardzo, powiedzmy ”przekonanych o słuszności swoich roszczeń”. To są te psy, które na każdym kroku wywołują spiny, ”na pewniaka”, wcinając się w przestrzeń innych psów i reagując agresją na jakikolwiek przejaw barku zgody na owo naruszenie przestrzeni. Braku zgody, który objawia się emanowaniem określonego rodzaju energii i przybraniem przez obranego za ”cel” psa, postawy komunikującej ”terroryście”, że ”Sorry, gościu, ale zawijaj się, bo mój jest ten kawałek podłogi, a tobie się coś pomyliło”. To jest ten typ ”rozpuszczonych” psów, które ”ustawiają domowników”, ”korygują” ich warczeniem, narastającym i w specyficznym tempie zmieniającym się w znerwicowane szczeknięcia, a nawet ośmielają się ich kąsać i gryźć. Tak bardzo często mają wszystkie te dziwne, mikro psy, które ”nie lubią” np. kiedy do ich ”pańci” przychodzą wnuki. Ten typ psów walczy z dziećmi o ”przestrzeń” np. na kanapie, to takie psy nie pozwalają, aby dzieci, czy po prostu goście, siadali w ich pobliżu albo w pobliżu ”ich człowieka” i przeganiają ”intruzów” warczeniem. To jest też ten typ tzw niegroźnych, niedużych psów, które jednak bardzo chętnie ”traktują zębami” ludzi, w tym dzieci, po prostu je gryząc. Zachowanie tych psów nie jest normalne. Ich właściciele, całe ich otoczenie przyzwyczaiło się, że one ”tak mają”, ale przyzwyczajenie się do danego ”stanu rzeczy” nie jest równoznaczne z tym, że ów stan rzeczy jest normalny.

Uczmy się od psich mam

Gdybym była psem o bezpieczeństwo mojego szczeniaka walczyłabym jak pies, no dobrze, jak suka Czyli: jeśli wcześniejsze ostrzeżenia zostałyby zignorowane przez intruza, z użyciem zębów. Jako człowiek nie mam narzędzi, którymi dysponują psy, więc wspomniany wyżej kopniak spełnia swoją ozdrawiającą agresora, rolę. Działa jak ”pole siłowe”, które przypomina psu, że;

szczenię-dziecko jest moje, co oznacza, że należy do mnie, ja jestem dziecka-szczenięcia ”właścicielem”, ja nim ”rozporządzam” i to ja (jak psia matka), decyduję o tym, kto, kiedy i na jakich zasadach może do mojego szczenięcia-dziecka się zbliżać. Moja ”reakcja fizyczna” mówi zaburzonemu psychicznie psu, usiłującemu ugryźć dziecko, by powstrzymać je od zachowania, z którym pies sobie nie radzi, że;

dziecko-szczeniak jest moje, należy do mnie i znajduje się w mojej przestrzeni, którą zawłaszczam i która jest tak duża, jak ja chcę,

nie pozwolę mu ot, tak wedrzeć się w moją przestrzeń, że moja przestrzeń jest moją własnością, wymagam jej poszanowania i będę bronić mojej (nie tylko) osobistej przestrzeni, bo znam jej wagę i uważam za przedłużenie mnie, mojego ciała i to ja rozporządzam WSZYSTKIM co się w MOJEJ PRZESTRZENI znajduje,

nie pozwolę mu bez konsekwencji zbliżyć się do mojego dziecka, mojego ”szczeniaka” (dodatkowo, z tak nieprawidłowym nastawieniem), pies nie będzie mnie ”dominował”, wdzierając się w moją przestrzeń, ”ustawiając” mnie i mojego szczeniaka.

Psy wiedzą, że szczeniąt atakować nie wolno, nie wolno nawet zbliżać się do nich, bo naruszenie przestrzeni szczeniąt (o ataku na nie nie wspominając) wiąże się ze zdecydowaną reakcją ich matki. Osobnikom, które o tym zapomniały, należy po prostu przypomnieć zasady. Żaden pies nie ma prawa używać zębów w stosunku do dziecka.

”Nie znam się, ale się wypowiem”

Wracając jeszcze do nieudolnie, bardzo nieprofesjonalnie i nierzetelnie ”relacjonowanych” w mediach tragedii, jakimi są przypadki ciężkich pogryzień dzieci przez psy. Otóż, mogłoby się wydawać, że rolą dziennikarza jest informować tzw opinię społeczną odnośnie określonych faktów… Jednak, kiedy fakty nie są określone, zostaje granie na emocjach odbiorców (bełkotliwych) przekazów. Równie dobrze za byle jak przygotowane materiały o ”pogryzieniach” i zupełny brak w nich edukacyjnej wartości, odpowiadać może ogólnie marny warsztat dziennikarski, zwykłe leserstwo i lenistwo, jak i brak merytorycznego zaplecza osób, które te materiały przygotowują. (Kolejny raz przekonujemy się, że tylko w teorii dziennikarz ”powinien wiedzieć” o czym mówi lub pisze do swoich odbiorców.) Media z powodzeniem mogłyby spełniać rolę edukacyjną, poprzez informowanie opinii publicznej o tym, jak do danego pogryzienia doszło, o tle zdarzenia, po to, aby uczulać nie tylko rodziców dzieci, ale i posiadaczy psów. Po to, by pobudzić do myślenia, mówiąc kolokwialnie, obie strony. Jednak media, kiedy donoszą o tragediach jakimi są ciężkie pogryzienia małych dzieci przez psy, ograniczają swój przekaz jedynie do ”informacji” w rodzaju: ”Niemowlę walczy o życie po tym, jak zaatakował je pies rasy’‚… I w tym miejscu zazwyczaj podawana jest nazwa konkretnej rasy (stygmatyzacja) albo potoczne określenie odnoszące się do pewnego typu psów (i znów: stygmatyzacja). To drugorzędne, ale również irytujące, a przede wszystkim szkodliwe, że ”dziennikarze” nie sprawdzają czy pies faktycznie jest rasowy, czy jest jakimś mieszańcem o nieudokumentowanym pochodzeniu albo np. psem z pseudohodowli, w której non stop kryje się córkę ojcem lub matkę synem, tymi kazirodczymi kojarzeniami doprowadzając do ciężkich zaburzeń i chorób, również psychicznych, u potomstwa. Nie interesuje ich czy pies całe życie spędził w kojcu, czy był ”typowym psem rodzinnym”… To ”szczegóły”, które ”dziennikarzy” nie zajmują. Dla mediów liczy się pobudzenie tzw opinii publicznej, wywołanie emocji, zwiększenie ”klikalności” tekstu w internetowych serwisach ”informacyjnych”. Mając więc choć odrobinę tzw oleju w głowie, kiedy w mediach pojawia się doniesienie o ”ataku psa na dziecko”, nie sposób komentować go inaczej niż ”Nie znam szczegółów, więc nie będę się wypowiadać”. Ale tej zasady nie przestrzegają nawet ”miłośnicy psów”, członkowie popularnych fejsbukowych grup o tematyce kynologicznej, którzy zamiast zająć się własnymi psami, spędzają czas na ”dyskach na fejsie”…

V. ”Horror story”

Wschodni brzeg nadwiślańskiej plaży. Późne, leniwe, słoneczne, niedzielne popołudnie. Ludzi jest mało, właściwie kilka dwu-czteroosobowych grupek, głównie zajętych rozmowami dziewczyn i rowerzystów robiących sobie przerwę. W pewnym momencie pojawia się Pani z Dzieckiem. Zerkam w bok i widzę, że ‚parkuje’ wózek przy ścieżce, a dzieciak, który już całkiem nieźle chodzi, zasuwa praktycznie jak mały samochodzik w kierunku plaży. Właściwie to jak spuszczony ze smyczy przez tę plażę pruje już po chwili. Pani rzuca się za nim w pogoń i ledwo ”ogarnia” malca, chwytając go w chwili, w której dzieciak zdążył już wbiec do wody. Oboje są ‚wystylizowani’ i Pani irytuje się, że Dziecko zamoczyło sobie ubranie (buty i spodenki po kolana). Od tej chwili malec biega w podwiniętych portkach i boso po zasyfionej, pełnej kapsli, fragmentów szkła, petów itp., plaży. Obserwuję zmagania Pani z tym, może 3letnim Dzieckiem, z siedziska wyciosanego z pnia drzewa, które na potrzeby wpisu nazwę ławką, z odległości (średnio) jakichś 15 metrów. Przez chwilę ja i osoba, z którą na tej plaży jestem, patrzymy sobie na brykającego dzieciaka i wymieniamy uwagi w rodzaju ”fajny dzieciak”, ”ile ma energii”, ”takie żywe srebro”, ”jaki on ma fajny kapelusik”, ”mama chyba trochę zmęczona” itp. Ale po paru minutach łapiemy się na tym, że Pani z Dzieckiem i jej Króliczek Duracell’a przykuwają naszą uwagę nie tyle słodyczą ”rozbrykanego dzieciaczka w fajnym kapelusiku”, co raczej ”nieudolnością Pani w sprawianiu opieki” nad tym chłopczykiem. Uderzające jest jak bardzo to Dziecko jest samowolne, krnąbrne i nakręcone. Brzdąc robi co chce, biega w te i we wte, machając rączkami, a Pani biega za nim jak potłuczona, jakby nie miała do niego ”instrukcji obsługi”. Kobieta coś do tego dziecka mówi, wydaje mu jakieś polecenia, o coś je prosi, ale ”kontroluje je” jedynie w tych momentach, kiedy udaje się jej dziecko pochwycić np. za rękaw kurteczki. Dzieciak nie mówi, porozumiewa się z Panią piskami i chrząknięciami, kiedyś mogłoby to być wskazówką pomagającą określić jego wiek, ale w dzisiejszych czasach może po prostu oznaczać, że chłopczyk mówi w języku trolli i tak już mu zostanie. Sytuacja wygląda naprawdę dziwnie. Zaczynam zastanawiać się czy to Dziecko nie ma jakichś psychicznych problemów, jest ”normalne”, czy też wymaga ”specjalnej troski”? Jednak nic w zachowaniu Pani nie sugeruje, że chłopczyk wymaga jakiegoś szczególnego podejścia, czy traktowania. Po prostu, tą parą rządzi chaos.

Spokojny dotąd klimat plaży, ulatnia się w kilka chwil po pojawieniu się na niej tej dwójki typowych ofiar ”bezstresowego wychowania”. Dorosła, zgięta w pół, kobieta, ewidentnie nie radząca sobie zupełnie z rozwydrzonym dzieciakiem i ów dzieciak typu Diabeł Tasmański, zachowujący się tak, jakby żadna z dorosłych osób z jego otoczenia nigdy w życiu nie słyszała o ”wychowywaniu dzieci”, jakichś regułach zachowania itp. Oboje biegają wte i wewte jak postacie z Looney Tunes, przykuwając uwagę otoczenia. Patrzę na nich przez chwilę i nie mogę pozbyć się wrażenia, że ta dwójka nie ma ze sobą więzi matka-dziecko, coś w zachowaniu tej Pani każe myśleć, że ona nie jest matką tego Dziecka. Jej mowa ciała, całe jej zachowanie względem chłopczyka pokazuje, że to dziecko nie jest jej, a mały olewa ją, jak nielubianą opiekunkę albo ciocię. Chłopczyk jest niegrzeczny i męczący (ja czuję się nim zmęczona od samego patrzenia na jego zachowanie), a Pani nie ma ”podejścia”, nie umie do niego ”trafić”, ”nawiązać kontaktu”, ”zainteresować”, po prostu biega za nim (szkoda mi jej ‚stylizacji’). Ciekawi mnie czy ta osoba jednak jest matką tego chłopczyka i czy to u nich taka ”norma” i oni ”tak mają”, że tak wygląda ich ”bycie razem na świeżym powietrzu”, jej i jej Dziecka, ich ”spacery” i ona nawet nie wie, że jest zmęczona tym ”stylem”, czy przeciwnie, traci już cierpliwość. Dla mnie i dla osoby, z którą oglądam to ”przedstawienie”, Pani ta sprawia wrażenie kogoś, kto jest z tym Dzieckiem ”od święta”. Ale wszystko jest możliwe, w końcu tyle jest ”metod wychowawczych”… W każdym razie, po około 10 minutach tego wstępnego i muszę przyznać, że niestety autentycznie przyciągającego uwagę chaosu, na scenę, prawie równocześnie, z przeciwnych kierunków, brzegiem Wisły wkraczają dwie pary;Dziewczyna z Czarnym Psem i Facet z Rudym Psem.

”O! Pieski!”

Oba Psy to niezbyt duże (wzrostu Border Collie) kundelki o lekkim kośćcu, bez nadwagi, takie, powiedzmy ”sportowe” psiaki i oba spuszczone są ze smyczy. Psiaki zauważają się. Od razu widać, że para Dziewczyna-Czarny Pies tworzy zgrany team. Czarny Pies w chwili, w której on i jego pani ”pojawiają się w kadrze”, skupiony jest na wykonywaniu jakiejś pracy, ćwiczenia, które zadała mu kobieta. To ona jest dla niego najbardziej interesująca w całym otoczeniu, jest skupiony na niej, na tym co razem robią i widać, że ”odnoszenie się do przewodnika” jest dla Czarnego Psa bardzo naturalne. Jest to jeden z tych psów, o których potocznie mówi się, że jest są ”posłuszne” -reaguje na komendy i wykonuje polecenia. ”Posłuszeństwo” wypracowuje się treningiem, czyli właściciel takiego psa musiał wykonać pracę, zbudować z nim relację, która pozwala mu ”sprawować kontrolę” nad zachowaniem zwierzęcia. I już na pierwszy rzut oka jest oczywiste, że właścicielka Czarnego Psa, trenuje z nim ”posłuszeństwo”, potocznie ”coś z nim robi”, ma z psem więź. To widać także dlatego, że pies stara się mieć z nią kontakt wzrokowy i w swoich zachowaniach, znowu potocznie mówiąc, ”w tym co robi”, odnosi się o niej. Np. nie oddala się samowolnie w kierunku Rudego Psa (jak ma w zwyczaju większość psów podczas tzw spacerów), ale czeka na zezwolenie od swojej właścicielki, by rozpocząć interakcję z Rudym Psem. Czyli Czarny Pies najpierw czeka na zezwolenie, by przerwać wykonywane ćwiczenie (zabawę-pracę) i oddalić się od właścicielki i dopiero, kiedy je otrzymuje, rozpoczyna interakcję z Rudym Psem.

Natomiast Rudy Pies po prostu idzie obok swojego właściciela. Może mają przerwę w ćwiczeniach, a może Właściciel Rudego Psa ma inny styl ”mania psa” i niespecjalnie przejmuje się ”wyszukiwaniem psu zajęcia”? W każdym razie Czarny Pies przerywa zabawę-ćwiczenie z właścicielką i udaje się w kierunku Rudego Psa, a ponieważ oba psy są do siebie przyjaźnie nastawione, po chwili zaczynają się bawić w ”zabierz mi patyk”. Ganiają się, zajęte sobą i dobrze się bawią, nie ma między nimi żadnych zgrzytów. Właściciel Rudego Psa robi wrażenie faceta, który ”ma psa” i tyle. Wydaje się być kimś, kto na spacerze z psem czeka aż pies ”wymyśli” co będą robić, a potem głównie stoi, idzie za psem i/lub czeka aż pies zdecyduje o tym, że idą dalej albo wracają do domu.

Właściciele bawiących się Psów zbliżają się do siebie i zaczynają rozmowę, jak sugeruje ich mowa ciała, zapewne typowe bla bla bla psiarzy, coś w stylu ”Fajna pogoda, pieski ładnie się bawią”. W pobliżu nich staje też Pani Opiekunka, wszystkie te osoby znajdują się od siebie w odległości, która pozwala im swobodnie słyszeć siebie nawzajem, czyli w razie potrzeby mogą się ze sobą komunikować.

Czy leci z nami pilot?

Od chwili, w której na plaży pojawiają się Psy, cała uwaga Diabełka Tasmańskiego,którego Pani Opiekunka nie może ogarnąć, kieruje się na zwierzaki. Wpierw na widok psów, chłopczyk staje jak wryty, ale już po chwili zdecydowanie rusza w kierunku zwierzaków a Pani rusza za nim. To bardzo ważne; Dzieciak zauważa psy, skupia na nich całą uwagę i zaczyna biec w ich kierunku. Nie odwraca się do Pani Opiekunki, nie pokazuje jej psów, nie ”konsultuje” z nią pomysłu ”idę do tych piesków”, nie pyta ”czy może”, po prostu biegnie do psów tak, jak wcześniej biegł wprost do wody. Za wszelką cenę dąży do kontaktu z psami. Od momentu, w którym na plaży pojawia się para zwierzaków, maluch skupiony jest tylko na nich i robi wszystko, by znaleźć się blisko nich i ich dotknąć. Nie interesuje go nic innego, zachowuje się tak, jakby psy były największą atrakcją z jaką dotąd się spotkał. Jest bardzo podekscytowany i nakręcony, sprawia wrażenie dziecka, które albo nigdy wcześniej nie miało okazji być w pobliżu żywych zwierząt (bo z jakiegoś powodu rodzice kontakt ze zwierzętami mu ograniczają) i nie umie się z nimi obchodzić, albo przyzwyczajone jest, że zwierzę to zabawka, rzecz, z którą może robić co chce, albo, co nie mniej niebezpieczne i niedopuszczalne, że każdego psa może traktować tak, jak jakiegoś tam, którego zna lub też, że kipią w nim takie emocje, że psy działają, jak podlanie ich substancją łatwopalną. Te opcje, są -moim zdaniem- nie do zaakceptowania i mogą skutkować poważnymi, nawet tragicznymi konsekwencjami.

Jednak Właściciele Psów nie zwracają uwagi na brak manier malca. Małe Dziecko biega za ich Psami jak dzikie, wyciągając do nich rączki, usiłując Psy pochwycić -dzieciak stara się pochwycić psa, do którego ”ma bliżej”, zbliżając się z wyciągniętymi w górę rączkami, upadając na jego grzbiet, próbując zwierzaka ”zagarnąć”, ale psy wyślizgują się mu, nie zwracając na jego zachowanie specjalnej uwagi, są zbyt nakręcone zabawą patykiem -nikt z towarzystwa ”dorosłych” nie wydaje się mieć ”problemu” z tym co robi malec. Właścicielom Psów nie przeszkadza, że małe Dziecko usiłuje niewłaściwie i uporczywie nawiązać kontakt z ich Psami. Nie reagują na to. Nie próbują też namówić Pani Opiekunki, żeby zawołała Dziecko, by mogli pokazać mu jak może z Psami nawiązać kontakt. Mnie Pani Opiekunka wydaje się być kompletnie oderwana od rzeczywistości, ale może usłyszała od Właścicieli, że psy ”są łagodne i nie gryzą”? Może dlatego, choć chłopczyk skupił całą swoją uwagę na psach, które ściga, ona stoi jak kukła i patrzy tylko, czy znowu nie wbiegł do wody -bawiące się psy do wody wbiegają co rusz, a on pędzi za nimi.

Ciekawi mnie co mówi Pani Opiekunka o tym, co robi w tej chwili jej ”Duracell”, czy w ogóle coś do Właścicieli Psów mówi, o coś ich pyta i czy w ogóle zauważa zachowanie Dziecka, czy zdaje sobie sprawę z zagrożenia czy nie. Interesujące jest też co mówią, widzą i myślą Właściciele zajętych zabawą Psów. Jedak ku mojemu zaskoczeniu nie wygląda na to, aby Właściciele Psów i Pani Opiekunka weszli z sobą w jakąś głębszą rozmowę. Pani stoi nieco z boku i sprawia wrażenie, że ulżyło jej, że dzieciak znalazł sobie zajęcie i ”się bawi”. Pozwalam sobie na chwilę refleksji nad tym ”Czy wychodząc z psem mam ochotę koncentrować uwagę na zachowaniu obcego dziecka, którego opiekunka, babcia czy ciocia nie reaguje na to, że dzieciak kompletnie nie potrafi obchodzić się z psami i jak nienormalny gania za moim psem, i psuje mi mój czas z psem na świeżym powietrzu?”. Nie, coś takiego nie jara mnie zupełnie, tym bardziej, że wystarczą mi inne psy, posiadacze psów i inne dorosłe osoby, na które trzeba mieć oko. Myślę, że takie ”akcje” nie ”jarają” żadnego normalnego, ”ogarniętego” psiarza, więc czekam na jakiś przejaw ”błyskotliwości”, a przynajmniej asertywności ze strony Właścicieli Psów, bo zachowanie Pani Opiekunki nie ulega zmianie. Nie zaczyna ”ogarniać” malucha w sposób, który zabezpieczyłby go przed interakcją z Psami, nie zabiera go ”trochę dalej”, nie oddalają się od Psów. Kobieta pozwala, by rozbuchany dzieciak, który zachowuje się tak, jakby systematycznie dostawał końskie dawki przetworzonego cukru, włączył się w psią ganiankę. Dziecko zaczyna ”ścigać” Psy,próbując je ”złapać” za cokolwiek, biega za nimi zawzięcie tak, jak pozwalają mu na to jego krótkie nóżki. I siłą rzeczy, wchodzi w rolę, w którą zazwyczaj w psich parkach i/lub na psich wybiegach, wchodzą małe psy, które ganiają grupki lub duety większych od siebie psów, którym nie są w stanie dotrzymać tempa i zabrać ”artefaktu”, bo mają za krótkie łapki…

Nie widzimy, aby Pani Opiekunka, w tych momentach, kiedy udaje jej się dopaść chłopca (bo przywoływanie go do siebie nie zdaje egzaminu od chwili, w której dotarli na plażę) i przez chwilę utrzymać go przy sobie, starała się w jakiś sposób Dziecko uspokoić, coś mu wytłumaczyć, pokazać, powstrzymać je od kontaktu z Psami. Psami,których, jak potwierdzi ciąg dalszy tej sytuacji, nie znają i które są dla nich obce. Kobieta, cokolwiek i jeśli w ogóle robi, aby wpłynąć na zachowanie Dziecka, zmienić je na bardziej spokojne, bardziej właściwe, jeśli Dziecko miałoby mieć kontakt z Psami lub tylko przez fakt, że znajduje się w ich pobliżu, nie robi tego skutecznie. Dzieciak wciąż jest tak samo podekscytowany obecnością psów i skupiony jest na tym, aby nawiązać z nimi kontakt fizyczny, móc ich dotknąć i je ”złapać”. Wciąż stara się na nich ”uwalić”.

Tak więc mały Diabełek Tasmański ”bawi się z psami”, w sposób, który do złudzenia przypomina te sytuacje, kiedy na psi wybieg, wpuszczony zostaje Psi Diabeł Tasmański, niezrównoważony, obciążony błędami w okresie socjalizacji, psiak, który ”nie kuma bazy” i nie umie bawić się z innymi psami tak, aby zabawa przebiegała bez spięć. Taki psiak sam nie umie wysyłać innym psom czytelnych sygnałów niewerbalnych i nie umie czytać lub błędnie odczytuje sygnały wysyłane do niego przez inne psy oraz reaguje przesadnie, najczęściej histerią lub agresją na zachowania otoczenia lub zjawiska w nim zachodzące. Taki pies bardzo często kreuje problem. Nie umie się bawić np. w ”zabierz mi patyk”, bo dla niego ganianie z innymi psami oznacza np., że wybiera sobie ”ofiarę”, na którą poluje i którą np. kąsa po pęcinach. Taki pies wprowadza zamęt, napiętą atmosferę, skutkującą korektą, którą zazwyczaj przeprowadza któryś (kilka) z psów z wybiegu (zdecydowanie rzadziej -niestety- świadomy właściciel psa), co nierzadko przeradza się w spinę, nawet poważną (z dziurkami i krwią), kiedy psów emocjonalnie niestabilnych i niedorozwiniętych jest na wybiegu więcej i gdy w pobliżu nie ma ani jednego człowieka-przewodnika…

Pani Opiekunka nie nawiązuje rozmowy z Właścicielami Psów, nie obserwujemy żadnego Przepraszam, ale czy Dzieckomogłoby popatrzeć na pieski z bliska, może mogłoby dotknąć i pogłaskać, któregoś z nich albo oba?”. Nie ma też żadnego, w następstwie tego typu pytania albo własnej inwencji Właścicieli, ”przywoływania psów” i przedstawiania im Dziecka ani Przestawiania Psów Dziecku. Nie ma także nic w styluPowinna Pani pilnować malca i nie pozwalać mu ganiać za psami w taki sposób”, aniMoże chce Pani, abyśmy pokazali Pani Dziecku, jak może być blisko naszych Psów w taki sposób, żeby to było dla niego bezpieczne i komfortowe dla naszych Psów”, czy wręcz Powinna Pani oddalić się stąd z tym Dzieckiem, tak, aby maluch nie mógł ganiać za naszymi Psami, które mamy w tym miejscu prawo puszczać luzem, żeby się wybawiły i którym natarczywość Pani Dzieckaza chwilę może zacząć przeszkadzać”nic, co wydawałoby się jest w takiej sytuacji naturalnym zachowaniem pierwszego z brzegu Właściciela Psa, który myśli, ma wyobraźnię i woli minimalizować ryzyko.

Nic, choć Pani Opiekunka dopada chłopczyka, czyli powiedzmy, że ”kontroluje” zachowanie Dziecka, tylko wtedy, kiedy maluch jest zbyt blisko wody. Przez pozostały czas obserwuje z dystansu jak Dziecko ugania się za Psami. Chłopczyk, oczywiście, biega dosyć nieporadnie i ”dogonienie” go nie sprawia kłopotu dorosłej osobie, jednak od czasu do czasu Psy zatrzymują się i w psich zapasach przewalają po piasku. I to są momenty, w których nieupilnowane Dziecko może mieć okazję nawiązać fizyczny kontakt z Psami, może w końcu do nich dobiec, wejść w ich przestrzeń, a właściwie naruszyć ją, ”złapać”, czyli np. ”pacnąć” rączkami, któregoś z nich lub oba. A zarówno Pani Opiekunka, jak i Właściciele Psów, którzy stoją ciągle w tym samym miejscu, zanim podejmą interwencję, zareagują na zachowanie Dziecka lub Psów, mają do pokonania dystans co najmniej kilku metrów…

Bariera językowa?

Właściciele Psów stoją ciągle w tym samym miejscu. Oboje, co odnotowuję z dużym rozczarowaniem, nie wydają się zbytnio przejmować tym, jak to Dziecko reaguje na ichPsy. Nie sprawiają wrażenia zaalarmowanych stopniem ekscytacji Dziecka i tym jak bardzo chce ono dotknąć ich Psy, wejść z nimi w fizyczny kontakt. Widzą, że chłopczyk usiłuje psy dogonić, że, ku irytacji ganiającej go Pani Opiekunki, za którymś razem, mimo jej pościgu z wyciągniętymi jak u Zoombie rękami, udaje mu się nawet wbiec za nimi do wody, ale nic nie robią. Może wydaje im się, że nic złego nie może się stać, bo przecież taki malec nie ma szans dogonić pary szalejących w zabawie psów… No i Psy na Dziecko nie reagują w ogóle, są zajęte sobą, bawią się.

Oczywiste jest jednak, że taki stan rzeczy nie może trwać w nieskończoność, w pewnym momencie psy, zdyszane, zechcą odpocząć, ”uwalą” się gdzieś i Dziecko będzie mieć do nich dostęp… Dlatego braku reakcji Właścicieli Psów nie usprawiedliwia nawet ewentualna ”bariera językowa”.

Ja, ze swojego miejsca, po zachowaniu chłopca, widzę, że nie jest on dzieckiem, które nauczone zostało jak obchodzić się ze zwierzętami. Po tym jak przyglądałam się dobre dziesięć minut temu, jak okropnie zachowywał się, zanim na plaży pojawiły się psy, wiem, że nigdy w życiu nie pozwoliłabym temu dziecku na to, aby znalazło się w pobliżu mojego zwierzęcia albo zwierzaka nad którym sprawuję opiekę. Jednak, moim zdaniem, nawet pierwszemu z brzegu laikowi wystarczyłaby minuta obserwowania tak zachowującego się Dziecka, by wiedzieć, że znalazłszy się w jego pobliżu, trzeba wołać psa, ”zbierać tyłek w troki” i uciekać od małego Diabła Tasmańskiego jak najdalej. Usadawiam się wygodniej i mówię do osoby, z którą tę scenę oglądam, że nigdzie nie idziemy, bo muszę zobaczyć co będzie dalej. Zobaczyć dokąd sięgają ignorancja z arogancją ”typowego psiarza” albo może do jakich zdarzeń może doprowadzić czyjś (właściciela psa) zbyt niski poziom asertywności…

To To jest bardzo ciepły dzień i psy są już zmęczone, przestają daleko odbiegać i zaczynają bawić się blisko swoich właścicieli. I w końcu dzieciak ma szansę je dogonić.

”Nie!”

Czarny i Rudy trzymają się blisko swoich ludzi, więc w końcu, po paru minutach zabawy odbywającej się pod nogami właścicieli, zabawy w ”zabierz mi patyk”, w której jako inicjujący problem Diabeł Tasmański uczestniczy ścigający oba psy i męczący ”opiekunkę”, dzieciak, Pani Czarnego Psa zauważa, że ”coś jest nie w porządku”.

Usłyszeliśmy tylko jedno słowo skierowane przez nią bezpośrednio w kierunku natarczywego Dziecka i Psów; ”NIE!”, Być może Dziewczyna warknęła nie na Dziecko (szkoda), ale na któregoś psa (albo oba), który być może w tym momencie był o krok od przeprowadzenia korekty na chłopczyku? Tego nie wiem na pewno, jednak myślę, że ze szkodą dla Dziecka i Pani Opiekunki owo zdecydowane i głośne ”Nie!” skierowane było jednak do Psa/Psów. Dlaczego ze szkodą dla Dzieciaka i Pani Opiekunki? Dlatego, że od samego początku Dziecko zachowywało się niewłaściwie. Moja pierwsza myśl, kiedy to ”Nie!” usłyszeliśmy była taka, że w końcu ktoś zauważył, że ten dzieciak igra z ogniem i dobrze, że babka krzyknęła, kiedy chłopczyk znowu rzucał się na psy i opadając na nie, usiłował je pochwycić (Pani Opiekunka stała obok i w ogóle nie reagowała). W tym konkretnym momencie takie ”Nie!” skierowane do tego bardzo, bardzo niewłaściwie się zachowującego Dziecka, w przyszłości, w skrajnym przypadku, potencjalnie mogłoby temu Dziecku uratować, jeśli nie życie, to zdrowie, gdyż najprawdopodobniej byłoby wstępem do rozmowy o tym dlaczego ”Nie!”, co złego jest w zachowaniu malucha i dlaczego tak ważne było, by Dziecko go zaprzestało. Rozmowy, rzecz jasna, nie z Diabełkiem Tasmańskim, gdyż ten nie jest w wieku, w którym taka rozmowa miałaby sens, ale Panią Opiekunką. Oczywiście, pewnie gdyby to ”Nie!” skierowane było do ”dzieciaczka”, to sądząc po odrealnieniu Pani Opiekunki, ta wkroczyłaby do akcji natychmiast i zrugała Właścicielkę Psa, wrzeszcząc coś w stylu”Jak Pani śmie tak zachowywać się w stosunku do dziecka!?”. Może właśnie prawdopodobieństwo scenariusza, w którym Właścicielka Psa najpierw musiałaby przebić się przez pancerz ”Jak pani śmie, to tylko dziecko!”, zniechęciło ją do spełnienia dobrego uczynku…

Jednak niezależnie od tego, czy Dziewczyna powstrzymała (swojego?) napastowanego przez Dziecko, Psa od przeprowadzenia ”korekty” na malcu, czy też krzyknęła na Dziecko, aby zaprzestało swojego zachowania (zanim zechce je do tego nakłonić jej Pies), istotne jest, że uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie przerwać sytuację, w której jej Pies narażony jest na kontakt z chłopcem nieumiejącym obchodzić się z psami i przerwała zabawę pomiędzy psami. Pani z Czarnym Psem uznała, że dalsze pozwalanie, by to Dziecko naprzykrzało się jej Psu, równoznaczne jest z narażeniem siebie, Psa i w końcu tego Dziecka, które tak skandalicznie zachowuje się na oczach Pani Opiekunki, na niepotrzebne ryzyko.

Czy ”Nie!” Właścicielki Czarnego Psa w jakikolwiek sposób zwróciło uwagę Pani Opiekunki, czy było dla tej osoby ”alarmujące”, czy podeszła do Dziecka i je od psów odciągnęła? Nie -tak brzmi odpowiedź na każde z tych pytań. ”Nie!” nie skutkowało także żadną wymianą zdań pomiędzy Właścicielami Psów a Opiekunką Dziecka.

Ze sceny schodzą Dziewczyna z Czarnym Psem i jej Czarny Pies. Zostaje Facet z Rudym Psem, który od chwili swojego ”wejścia w kadr” sprawia wrażenie, że nie kuma bazy, i jego Rudy Pies. Nie jest dla mnie jasne czy Facet z Rudym Psem ”załapał” dlaczego Dziewczyna z Czarnym Psem zdecydowała, że lepiej będzie i dla niej i dla jej Psa, jeśli odejdą z miejsca, w którym grasuje Dziecko. Chyba nie, bo on i jego pies zostali

Zabawka Rudego Psa

Rudy Pies i jego Właściciel nie sprawiają wrażenia tak zgranych jak team Czarny Piesi jego Właścicielka. Facet po prostu spuszcza Psa ze smyczy i ten sobie biega, i ”organizuje sobie czas”. Właściciel wodzi za nim wzrokiem, dla odmiany jego Pies za nim wzrokiem nie wodzi, i nie proponuje mu nic dość interesującego, by nieumiejący się obchodzić z psami chłopczyk, przestał być swego rodzaju atrakcją w oczach Rudego Psa. To bardzo o ważne: za partnera do zabawy Rudy Pies nie obiera swojego właściciela.


Ingerencja Pani Opiekunki w to, co robi maluch, ogranicza się jedynie do tego, że ściągnęła mu także spodenki, po tym, jak ponownie zamoczył je w wodzie. Poza tym ta osoba jedynie patrzy na to, jak chłopczyk biega za Rudym Psem. Właściciel Psa stoi w miejscu z rękami w kieszeniach i smyczą przewieszoną na ramionach. Rudy Pies zatacza kółka z patykiem w pysku, malec za nim biega, Pani Opiekunka na to patrzy. Pies coraz częściej przystaje, Dziecko-Diabełek Tasmański nie jest przecież tak sprawne fizycznie, by mogło ganiać go tak zgrabnie i szybko, jak robił to Czarny Pies. Rudy przystaje, więc malec może go dotykać, jednak cały czas to ”dotykanie” jest usiłowaniem pochwycenia Rudego Psa, z wyciągniętymi w górę rączkami i próbowaniem opadania na niego. Pies cały czas memla badyl i często spojrzeniem upewnia się gdzie znajduje się chłopczyk. I w końcu, jak na dłoni, widzę to, na co czekałam od ok kwadransa, to jest odkąd zaczęła się ”zabawia” Dziecka z Psami,bardzo czytelny sygnał, potwierdzenie, że ”dorośli” odpowiedzialni za sytuację, którą obserwujemy, dali, mówiąc bardzo delikatnie, plamę po całości.

Właściciel/ opiekun psa powinien mieć nieco więcej oleju w głowie od pierwszej z brzegu Pani z Dzieckiem. Powinien dbać o swoje i swojego psa bezpieczeństwo, a jedną z konsekwencji takiego dbania o bezpieczeństwo jest niepozwalanie na kontakt z psem dzieciom, które nie umieją zachować się w interakcji z psami. Odpowiedzialny właściciel psa musi myśleć perspektywicznie i przewidywać, że sytuacja, w której Dziecko, które na widok psów zachowuje się tak, jakoby nigdy wcześniej nie miało prawidłowego lub co najmniej poprawnego kontaktu z przedstawicielami tego gatunku, oznacza potencjalne niebezpieczeństwo.

Korekta no.1

Rudy Pies zatrzymuje się i teraz ”żuje badyl statycznie”, jest ustawiony z prawej strony półprofilem do nas, zad uniesiony, front pochylony do ziemi na wyciągniętych w przód łapach, pomiędzy którymi znajduje się pysk, w którym pies memla patyk, Dziecko podchodzi do niego od tyłu, nieco z boku i zwala się na niego z wyciągniętymi w górę rączkami, które to opadają na grzbiet Rudego Psa. Dziecko uwala się na zwierzaku, tj usiłuje to zrobić i wtedy Rudy Pies je koryguje. Rudy wykonuje bardzo szybki zwrot głową w tył, w kierunku chłopczyka, Dziecko odskakuje od jego ciała. Nie płacze, nie krzyczy. Jest zaskoczone. Gdybym miała obstawiać, to postawiłabym na to, że Rudy Pies pogroził dziecku, warknął, zmarszczył się na Króliczka Duracell’a, może nawet kłapnął pyskiem powietrze. W każdym razie ruch głową, to że Pies tak nagle się do niego odwrócił i skierował pysk w jego stronę (blisko twarzy) wytrąciło Dziecko z jego działania. Jednak go nie przestraszyło, chłopiec nie krzyknął, nie rozpłakał się, nie zrobił niczego, co zwróciłoby uwagę Pani Opiekunki albo Właściciela Rudego Psa i po chwili, kiedy Pies odbiegł, malec znowu za nim popędził…

Ani Pani Opiekunka chłopca, ani Właściciel Rudego Psa nie zwrócili na to uwagi. Stało się coś bardzo istotnego. Oto jednoznacznie przekonaliśmy się, że Rudy Pies traktuje chłopczyka niewłaściwie i że w związku z tym może zdarzyć się coś, co najmniej nieprzyjemnego. Rudy wysłał do niego sygnał i to jest wartością -ostrzegł istotę, z którą ma interakcję (Nikt z tzw dorosłych na to nie zareagował). Problem w tym, że ta istota, to dziecko nie zna języka, w którym otrzymało ostrzeżenie, a Rudy nie powinien znaleźć się w sytuacji, w której uznał, że grożenie tej istocie, temu dziecku-ludzkiemu szczenięciu jest dopuszczalne. Pies, który nawykowo prawidłowo odnosi się do dzieci, rozumie, że są ludzkimi szczeniętami, są poza jego ”zasięgiem” i nie jest jego rolą korygowanie ich, kiedy zachowanie dziecka mu przeszkadza, odchodzi, kończy interakcję z dzieckiem. Jednak Rudy nie unika interakcji z chłopczykiem i nie przerywa jej po tym, jak ”skorygował” malca. Traktuje to dziecko raczej jak ”istotę” niż ‚ludzkie szczenię’. Chłopczyk jest czymś co uatrakcyjnia temu psu przebywanie na plaży, stworzeniem, które go gania i tyle. Dla zasady zaznaczmy też, że pies ten w żadnym momencie trwającej ok kwadransa interakcji z Dzieckiem, nie szuka wsparcia u swojego właściciela.

Problem dotyczący Dziecka i Rudego Psa jest poważniejszy niż mogłoby się wydawać, bo pokazuje, że co najmniej w tej konkretnej sytuacji, w interakcji z tym konkretnym Dzieckiem, Rudy Pies, owego chłopczyka nie postrzega jako Dziecka, jako ‚ludzkiego szczenięcia’, którego nie wolno mu korygować nawet zamkniętym pyskiem, o ”wyskakiwaniu z zębami” nie wspominając. Obok stoją ludzie, dorosłe osoby, jedna (w teorii) odpowiedzialna za Dziecko, druga za Rudego Psa i żadna z tych osób od początku, tj. od nieco ponad kwadransa, nie zauważa po jak bardzo cienkim i kruchym lodzie stąpają. Dziecko nie zostało przedstawione Psom (tym bardziej nie jako ‚ludzkie szczenię’). Nie odbył się żaden rytuał. Dziecku nie pokazano na jakich warunkach może przebywać w towarzystwie psów, jaki psychiczny stan jest wymagany do tego, aby bezpiecznie blisko psów przebywać.

Może oba psy, tak Rudy jak i Czarny nie mają przećwiczonych relacji z dziećmi-ludzkimi szczeniętami? Może z dziećmi, które są nieuważne lub natarczywe ”radzą sobie same”, wysyłając im sygnały i ostrzegając je groźbami? Może ich Właściciele”nie widzieli potrzeby”, by poświęcać sprawom relacji pies-dziecko jakąś szczególną uwagę? Może stanęło na tym, że psy ”nie są agresywne” i tyle? Może nie zostały nauczone, że każde dziecko to ‚ludzkie szczenię’ i jako takie każde jest nietykalne, bo jego społeczny status jest wyższy niż status psa? Że ”korygowanie” ‚ludzkich szczeniąt’ jest nieakceptowalne i zachowaniem chroniącym psa ma być jego oddalenie się od ‚ludzkiego szczenięcia’, kiedy to zaczyna zachowywać się w sposób, który powoduje u psa dyskomfort? Że przebywając blisko ‚ludzkiego szczenięcia’ nie wolno naruszać jego ”mydlanej bańki” i wchodzić w jego osobistą przestrzeń z nastawieniem innymi niż spokój i ulegle poddanie? I że powtórzmy: jedynym tolerowanym przez przewodnika sposobem na unikanie i/lub przerywanie interakcji z ‚ludzkim szczenięciem’ jest oddalenie się od niego? Może to zupełnie naturalne dla Rudego Psa, że ”koryguje” dzieci i ośmiela się im grozić, marszcząc się w ich stronę, kłapiąc im pyskiem przed buziami lub powarkując na nie? Może czasem nawet skoryguje je dotknięciem zębów? Może nikt z tzw ”dorosłych” nie zwraca na to uwagi, a dzieci są zbyt małe i/lub zbyt wystraszone, aby o tym powiedzieć swoim rodzicom? Może ten pies ma nawyk traktowania dzieci w ten sposób, bo jego groźby są skuteczne i szybko, w mgnieniu oka ”ustawiają dzieciarnię”, z którą ma do czynienia? A może dzieci nie są dla niego ‚ludzkimi szczeniętami’ albo są, ale podchodzi do dzieci wybiórczo i w niektórych widzi jedynie tylko jakieś ”stworzenia”, a w innych ‚ludzkie szczenięta’ o wyższym od niego statusie społecznym? Może Rudy Pies jest osobnikiem bardzo młodym i może to, że ”dotąd nic złego się nie stało, żadnego dziecka nie ugryzł”, wynika tylko i wyłącznie z tego, że ten pies ma jeszcze ”mały przebieg” i po prostu wszystko przed nim…

Aż ciśnie się stwierdzenie, że ”wszystko jest możliwe”, zważywszy na to, że jego Właściciel zaprezentował się jako ignorant, nie dostrzegając potencjalnego zagrożenia w tym, że jego Pies ”bawi się” (z)Dzieckiem, które zupełnie nie nadaje się do ”zabawy” z psami, bo nie jest to tego przygotowane bo, nie zostało nauczone, jak należy się z psami obchodzić i że w związku z tym ”zabawa” z psami może być dla tego Dziecka niebezpieczna. Skoro facet nie dostrzegł tej oczywistości czy można mu ufać, że interakcja, która ma miejsce pomiędzy jego psem a tym rozwydrzonym dzieciakiem jest bezpieczna?

To dziecko zaczęło za Psami ganiać ot, tak. Ale nie jako Dziecko, tylko taki ”Tasmański Diabełek”, który ganiał oba psy, wydając przy tym z siebie rożne dźwięki. Rudy Pies traktował tego chłopczyka jako coś, co uatrakcyjnia mu memlanie badyla, od chwili, w której zabrakło mu kompana w postaci Czarnego Psa. Nic więcej.

Od momentu, w którym Rudy Pies skorygował malca po raz pierwszy, uznałam, że do incydentu, który uznany zostanie potem za ”atak”/ ”pogryzienie”, zostało maksymalnie 10 minut.

I tak, kilka minut potem…

Korekta no.2

Rudy Pies znowu przystanął, dał chłopczykowi do siebie podejść, dzieciak znowu nabiegł na niego z wyciągniętymi rączkami, szykując się do opadnięcia na zwierzaka, tylko tym razem ”aktorzy” lepiej się ustawili, gdyż i Dziecko i Pies zwróceni byli do widowni profilami sylwetek. W pewnej chwili, kiedy dziecko ustawione buzią do pyska psa, buzią znajdującą się od tego pyska w odległości mniej więcej 30 centymetrów, chciało najprawdopodobniej znowu zwalić się całym ciężarem na jego głowę, pies szybko poruszył głową i kłapnął zębami tuż przed twarzą chłopczyka, na wysokości jego noska. Pies ugryzł powietrze”, centymetry od twarzy Dziecka. A dziecko troszkę się wystraszyło, stanęło jak wryte z tymi wyciągniętymi w górę rączkami, ale ponownie ani nie krzyknęło, ani się nie rozpłakało. I ani Pani Opiekunka Dziecka, ani Właściciel Rudego Psa nie zobaczyli tej drugiej korekty, korekty ponownie blokującej dziecku ”uwalenie się” na psie. Po tej drugiej ”korekcie”, ”entuzjazm” z jakim chłopczyk ”obcuje” z psem nie maleje. Sygnały psa nie temperują nastawienia dziecka do niego i malec znowu udaje się w pogoń za Rudym.

Boska interwencja

Opada mi szczęka, bo najwyraźniej ponownie zdarzenia nie odnotował nikt poza mną i osobą, z którą obserwuję ”zabawę psa z dzieckiem” – WTF? Jak to możliwe? Co robili ci ludzie; Właściciel Rudego Psa i Pani Opiekunka, kiedy Rudy Pies kłapał pyskiem przed buzią malca? Od ugryzienia, takiego typowego ”kasownika”, czyli chwyć-puść, to dziecko dzielą minuty. Jeszcze chwila i rano przeczytam, że ”Na nadwiślańskiej plaży, w niedzielne popołudnie pies pogryzł chłopczyka”, że ”Dziecko zostało ugryzione w twarz, podczas zabawy z psem”.

I wtedy dzieje się coś, co w pierwszym tłumaczeniu ”Pulp Fiction”, śp. Tomasz Beksiński, w scenie, w której mimo wszelkiego prawdopodobieństwa Jules Winnfield I Vincent Vega uniknęli śmiertelnych ran postrzałowych, nazwał ”boską interwencją”. Dosłownie dwie-trzy minuty po tym jak Rudy Pies ”ugryzł powietrze” tuż przed noskiem Dziecka, Pani Opiekunka podchodzi do malca i zabiera go od Rudego Psa. Po prostu ”łapie go za chabety” i odchodzi z nim w stronę wózka. I, żeby było jasne, jej decyzja nie jest pokierowana tym co opisałam, tą ”korektą” Rudego Psa, bo ta baba tego nie widziała. Była na tej plaży, w odległości paru kilku metrów od Dziecka i Rudego Psa, i choć powinna dbać o bezpieczeństwo tego Dziecka, nie widziała co działo się na plaży. Nie widziała nawet tego, jak Rudy Pies, w odległości mniejszej niż długość małego palca, kłapnął pyskiem przed twarzą tego Dziecka. Chłopczyk protestuje, wydziera się i szarpie, ale ona najwyraźniej uznała, że ”dość zabawy” i teraz olewa jego chciejstwa i niechciejstwa. Może spojrzała na zegarek, może dostała sms’a? (Może akurat w chwili, w której Rudy Pies groził Dziecku, nad którym miała sprawować opiekę lajkowała kolejnego selfika jakiejś psiapsióły?) W każdym razie coś kazało jej zwijać się z plaży.

Rudy Pies pobiegł w krzaki a jego niczego nieświadomy Właściciel udał się za nim. I ”nic się nie stało”. ”End of Story”. Tym razem.

Ciąg dalszy w tekście ”UCZMY SIĘ OD PSICH MAM -UCZENIE PSÓW PRAWIDŁOWEGO ODNOSZENIA SIĘ DO DZIECI I UŻYWANIE PRZESTRZENI OSOBISTEJ W KONTEKŚCIE USTALENIA STATUSU SPOŁECZNEGO NASZEGO DZIECKA-LUDZKIEGO SZCZENIĘCIA W RELACJACH Z NASZYM PSEM I PSAMI OBCYMI

Zuza Petrykowska

Feel Free to Disagree‚ i zostaw komentarz. Ale pamiętaj, że kopiowanie i wykorzystywanie całości lub fragmentów tekstu oraz zdjęć i/lub grafik bez zgody autora jest zabronione.

WYCHOWANIE I SZKOLENIE PSA: PIES I DZIECKO – CZĘŚĆ TRZECIA (DZIECKO JAKO ‚LUDZKIE SZCZENIĘ’ W PRZESTRZENI PUBLICZNEJ -”PIES POGRYZŁ DZIECKO”, CZYLI ZIGNOROWANE CZERWONE ŚWIATŁA I BEZPODSTAWNE ZAŁOŻENIA PROWADZĄ DO TRAGEDII -CZĘŚĆ 1)

W przestrzeni publicznej czyjś pies jest ostatnim czego powinniśmy się obawiać

Wiele osób myśli w ten sposób, gdyż wydaje się oczywiste, że jeżeli dany pies nie radzi sobie psychicznie z przebywaniem w przestrzeni publicznej, przejawiając zachowania obiektywnie zagrażające otoczeniu, to się go w publiczną przestrzeń nie zabiera -jego właściciel go w nią nie wprowadza. Tak więc, kiedy przebywamy w publicznej przestrzeni, uprawiamy sport, spacerujemy z dziećmi lub własnymi psami itd., mamy prawo nie postrzegać obcych, aczkolwiek niebezpańskich psów, jako zagrożenia dla naszego bezpieczeństwa. Nie jest żadnym szczególnym wymaganiem oczekiwanie, że obecność niebezpańskich psów w przestrzeni publicznej ma być niezagrażająca dla postronnych osób i/lub zwierząt. Innymi słowy nie jest niczym nadzwyczajnym wymaganie od właścicieli wprowadzających swoje psy w przestrzeń publiczną, aby kontrolowali zachowanie swoich podopiecznych. Jednak zdarza się, że psy przebywające ze swoimi właścicielami w miejscach publicznych (na smyczach lub bez) atakują postronne osoby, w tym dzieci.

Pieski ”po szkleniu”

Internet to (także) wielki słup ogłoszeniowy i coraz więcej różnych osób prezentuje się w sieci jako ”dyplomowani behawioryści”, ”prowadzący szkolenia” itp. Ludzie ci nie tylko ”prezentują się”, ale wprost reklamują jako świadczący usługi z zakresu ”profesjonalnych szkoleń” i ”profesjonalnych porad behawioralnych”, w ten sposób zdobywając klientów. Nie ma się czemu dziwić. Psy są w Polsce popularnymi zwierzętami domowymi, jest więc oczywiste, że wszystko co się z nimi wiąże, od rozmnażania, przez usługi weterynaryjne, na tzw poradach behawioralnych kończąc, stało się biznesem. ”Behawioryści”, włączając w to i tych, którzy mogą poszczycić się ukończeniem studiów wyższych a nie samym tylko ”uczestniczeniem w seminariach” i byciem ”słuchaczami wykładów” różnych tzw autorytetów, są po prostu kolejną, szybko rozwijającą się gałęzią tego biznesu. A w zalewie ”szkoleniowców” i ”behawiorystów”, walczących o klientów atrakcyjnie zaprojektowanymi stronami internetowymi z filmikami ”ze szkoleń”, ”słitaśnymi fociami piesków”, rzewnymi historyjkami dotyczącymi ”poszczególnych przypadków” (to zazwyczaj w zakładkach tytułowanych ”nasze sukcesy” lub jakoś podobnie), poprzez ”rzesze fanów na fejsbuku” itd., szczególnie nowym właścicielom psów, trudno jest zorientować się czy te osoby, w istocie mają swoim klientom do zaoferowania autentyczną wartość, czy też po prostu szukają jeleni, które dziś łatwo łapie się, od czasu do czasu wrzucając w swoją wypowiedź/ tekst ze strony, hasła typu ”wyrzut hormonu” i ”struktura mózgu” itp.

Sposobem, Sposobem, który nigdy nie zawodzi przy ocenie danego behawiorysty (i/lub szkoleniowca) i pozwala go szybko zakwalifikować, jest poznanie jego punktu widzenia w kwestii relacji pies-dziecko/ dziecko-pies. Jak dany ”specjalista” widzi psy w relacjach z dziećmi i dzieci w relacjach z psami? Czy punktem wyjścia do rozmowy na ten temat jest dla niego uwaga, iż nauczenie psa czym jest dziecko, jest podstawą? Są tacy ”behawioryści”, którzy uznają za normę, iż pies to, że małe dziecko ”patrzy mu w oczy”, odbiera/ interpretuje/ rozumie jako ”wyzwanie do walki”, ”wyzwanie do określenia lub potwierdzenia swojej pozycji społecznej względem dziecka”. W swojej ”pracy” dopuszczający jako normę szalenie niebezpieczną ewentualność, że pies może nie rozumieć CZYM JEST dziecko i z tego powodu je zaatakować. Że, w konsekwencji dyletanctwa takiego pseudobehawiorysty czy szkoleniowca, pies może spośród możliwych strategii społecznych, wybrać skrajną, krańcowo nieadekwatną do sytuacji i absolutnie niedopuszczalną. Na atakowanie i gryzienie dzieci przez psy, nie może być przyzwolenia. ”Behawioryści”, którzy tłumaczą zachowanie psa; ”Zaatakował, bo odebrał wpatrywanie się w niego dziecka, jako zagrożenie i wyzwanie do walki”, bardzo delikatnie mówiąc, kompromitują się. Tacy ”specjaliści”, ”behawioryści”, ”trenerzy”, ”szkoleniowcy” itp. persony, są kompletnie niewiarygodnymi i niezwykle niebezpiecznymi dyletantami. Każdy pies musi rozumieć, że dziecko to ”szczenię”, a szczenięta nie rzucają wyzwań -doprecyzujmy, dla dyletantów gotowych kłócić się, że jest inaczej, że ‚szczenięta’ nie rzucają wyzwań, które w jakikolwiek sposób mogą stanowić zagrożenie dla ”wyzywanego”. Szczenięta, a więc i dzieci są bezbronne, ale przede wszystkim nietykalne dla psa. „Intensywne wpatrywanie się jakiemuś psu w oczy przez małe dziecko” nie może być przez psa interpretowane jako ”wyzwanie”. Dzieci to szczenięta ludzi, nie stanowią żadnego zagrożenia, więc traktowanie ich, jak osobników stwarzających zagrożenie, atakowanie przy użyciu zębów, najcięższego arsenału, jak równych sobie przeciwników, jest niedopuszczalne. Jest przejawem zaburzenia psychicznego, którego człowiek odpowiedzialny i myślący, przewodnik psa, nie może akceptować. Normalny pies wie, że dziecko, to szczenię człowieka, a szczenię nie jest dla niego zagrożeniem. Niezaburzone psy, jeśli w zachowaniu dziecka coś im ”nie pasuje”, po prostu oddalają się od niego.

Reasumując, to, że jakiś pies jest ”po szkoleniu” wcale nie musi oznaczać, że wie, że nauczony został, iż dzieci to ‚ludzkie szczenięta’, bo wcale nie jest powiedziane, że jego właściciel lub osoba, której ten właściciel zaufał, że nauczy i jego, i jego psa co jest ”ok” w relacjach psa z ludźmi, w tym dziećmi, tego psa nauczył/a prawidłowego odnoszenia się do dzieci. Ale po kolei, najpierw nieco uporządkujmy.

Zaburzone psychicznie, nieznające swojego miejsca i roli psy ”strofują” ludzi

Psy oszczekujące ludzi, w tym dzieci, na których w tym wpisie (i jego drugiej części) się skupię, ganiające za dziećmi, wdzierające się w ich przestrzeń, starające się je pochwycić i w efekcie kaleczące zębami lub wręcz gryzące dzieci, jak one, przebywające w przestrzeni publicznej, w przeważającej większości przypadków robią tak nie dlatego, że ”polują” na owe dzieci i ”widzą w nich źródło pokarmu”, ale dlatego, że usiłują powstrzymać te dzieci od aktywności, z którą (psy) sobiepsychicznie nie radzą. Te psy starają się sprawić, by dzieci przestały robić coś, co je (psy) niepokoi. Sęk w tym, że ani dzieci padających ofiarą ataku takiego psa (bo to też są ataki), ani ich rodziców, ani nawet nikogo z obserwujących tego typu ataki, nie obchodzi, co danego psa sprowokowało/ pobudziło do tego stopnia, że rzucił się na dziecko. Co w tym, że np. kilkulatka gdzieś sobie idzie lub jeździ na wrotkach, ”odpaliło” w jakimś psie potrzebę powstrzymania tego dziecka od wykonywanej przez nie czynności, przez dogonienie go i pochwycenie zębami tak, by to dziecko zatrzymać, uniemożliwiając mu dalsze przemieszczanie się i/lub wykonywanie danej czynności. Dla ofiar tego rodzaju ataków i ich otoczenia, zachowanie takich psów jest nieakceptowalne, dla ich właścicieli już niekoniecznie… I potrafią wymyślać przeróżne tłumaczenia (począwszy od unikania słowa ”atak”), zamiast uczciwie przyznać, że to ich wina (bo to oni przyprowadzili psa w miejsce publiczne i go nie upilnowali), że pies zaatakował dziecko przebywające w przestrzeni publicznej. Te psy, w swoim mniemaniu przeprowadzają ”korektę”, czyli korygują zachowanie jakiegoś osobnika, gdyż uznają je za niewłaściwe, wprowadzające ”dysharmonię” (zachowanie przeszkadza osobnikowi przeprowadzającemu ”korektę”) i chcą, by osobnik, którego strofują, zaprzestał tego zachowania. Korekta trwa w czasie ”teraźniejszym ciągłym” czyli do chwili, w której strofowany osobnik nie pojmie, że jego zachowanie jest niewłaściwym i go nie zaprzestanie. Kiedy korygowany zaprzestaje niechcianego zachowania, ”korekta” się kończy. Tyle że w przypadku psychicznie rozchwianego, zaburzonego psa ”niewłaściwe zachowanie” ma bardzo pojemne znaczenie i tak naprawdę nigdy nie możemy mieć pewności co takiego psa sprowokuje, przestraszy itp. i jak się on ostatecznie zachowa (kiedy ”zakończy korektę”)… Takie psy ”korygują” ludzi, w tym dzieci, które są fizycznie mniejsze od dorosłych i stanowią łatwiejszy od nich cel, bo te pokrzykują do siebie, bawiąc się w berka, jeżdżą na; rowerze, rolkach, deskorolkach, hulajnodze albo roześmiane kopią do siebie piłkę, biegają po parku itp., itd… A brak właściwej, z punktu widzenia psa, reakcji ze strony strofowanych (ludzie ciągle robią to, co psa zaburzonego niepokoi, z czym psychicznie sobie nie radzi) pompuje w nim poziom frustracji (w tym niepewności, lęku, rozchwiania itp.) i sprawia, że pies staje się jeszcze bardziej psychicznie niezdrowy, i wciąż, kompulsywnie wręcz powtarza swoje zachowanie, czyli próbuje ”korygować” dzieci. Ale i do tego wątku dojdziemy w dalszej części tekstu.

Tofu nie rzuca się tak dobrze jak mięsem

Towarzyska ogłada i umiejętność zachowania się, to coś, co wynosi się z domu. Kiedyś owo (staranne) wychowanie nazywano kindersztubą. Jednak w dzisiejszej rzeczywistości nietrudno odnieść wrażenie, że ”kindersztuba” to już tylko słowo, archaiczne i zapomniane, o sensie (dla większości) trudnym do zrozumienia. Kiedy chodzi o ”rodziców z dziećmi”, praktycznie normą jest już np. to, że w restauracjach małe i nieco starsze dzieci wydzierają się wniebogłosy i biegają między stolikami, jakby były na placu zabaw, a ich rodzice ignorują fakt, że inne osoby w około, w tym samym czasie usiłują czerpać przyjemność z posiłku (za który przecież, jak i rodzice tych dzieci, płacą), odbywają spotkania biznesowe, prowadzą rozmowy lub po prostu pracują. Gdy przechodzimy do ”wychowania psów”, taką samą normą stało się choćby obskakiwanie przez psy zupełnie obcych ludzi i np. dodatkowo brudzenie im ubrań łapami utytłanymi w błocie, okraszane kretyńskimi tłumaczeniami właścicieli owych psów, że ”On się chce tylko przywitać” (odpowiednik nieśmiertelnego ”To tylko dziecko”). Jestem przekonana, że nie tylko w moim odczuciu lekceważenie osób w około, czy to gdy jest się rodzicem dziecka uprzykrzającego życie pozostałym gościom restauracji, czy właścicielem psa, który swoim zachowaniem także powoduje dyskomfort otoczenia, jest przejawem chamstwa i prostactwa. I nie dajmy się zwariować, to wcale nie są ”mocne” słowa, one po prostu oddają istotę rzeczy.

Jeśli ktoś lubi, dobrze mu z tym, bo to dla niego naturalny stan rzeczy i chce mieć w swoim domu ”cyrk” (lub mu to lata koło czterech liter), to ok, jego sprawa (o ile do szewskiej pasji nie doprowadza sąsiadów). Ale kiedy z tym ”cyrkiem” wychodzi się wprzestrzeń publiczną, zaczynają się problemy. Dla większości z nas kontakty z tzw trudnymi ludźmi są męczące i frustrujące, a nie za każdym razem jesteśmy w stanie uniknąć interakcji czy wręcz konfrontacji z takimi osobami. Kiedy spotykamy ”trudnych”, najważniejsze jest umieć utrzymać emocje na wodzy, racjonalnie ocenić sytuację, wyznaczyć granice i zdystansować się. Nie zawsze jest to łatwe, tak więc unikanie (potencjalnie) zapalnych sytuacji, wymówki i narzekanie na innych, niektórym może wydawać się kuszące. Jednak nie należy zapominać, że nasz psychiczny komfort znacznie podnosi zdecydowane wyznaczanie granic i czytelne komunikowanie innym gdzie one leżą.

Bez wyjątków

Ten wpis, choć pierwotnie ukazał się na blogu ‚Zu z pasją o Dogo Argentino’ nie będzie dotyczył Dogów Argentyńskich, presy jako takiej ani przedstawicieli żadnej innej konkretnej rasy, choć zaznaczam, że piszę go z perspektywy osoby, dla której pies=molos. Z perspektywy kogoś, kto uważa ”molosowy styl bycia”, ten typowy dla molosów brak skłonności do przesadnych, histerycznych, nieadekwatnych do sytuacji zachowań, tę molosową stabilność psychiczną za normę i wysoce pożądany standard w zachowaniu psa. To trzeci (podzielony na dwie części) z serii pięciu wpisów dotyczących ”przestrzeni” w kontekście interakcji z psami i chciałabym, abyście jako moi Czytelnicy traktowali go jako pretekst, przede wszystkim do przeanalizowania przygotowania lub braku przygotowania waszych psów do interakcji z dziećmi. Do zdania sobie sprawy, że taka kwestia jak przygotowanie psów do interakcji z dziećmi i w drugą stronę:przygotowanie dzieci do interakcji z psami, istnieje i jest niezwykle istotna. Mam też nadzieję, że wpis ten pobudzi Was, także tych z Was, którzy do pojawienia się w ich życiu psa (niezależnie od rasy czy typu) dopiero się przygotowują, do tego, abyście zaczęli obserwować sytuacje, w których małe dzieci, powiedzmy te poniżej dziesiątego roku życia, mają do czynienia z psami. Byście obserwowali jak te spotkania przebiegają. To jest; jak zachowują się opiekunowie psów, jak opiekunowie dzieci, jak psy odnoszą się do dzieci i jak względem psów zachowują się dzieciaki. Czy dzieci zwyczajowo są przedstawiane psom a psy dzieciom? Jak wygląda ‚rytuał poznania/ powitania’, w jaki sposób przebiega i czy ten sposób jest prawidłowy, tj bezpieczny dla wszystkich biorących w nim udział? Zawsze, kiedy to tylko możliwe, należy uczyć się na cudzych błędach, zamiast własnych.

Żywię też nadzieję, że swoimi refleksjami po przeczytaniu obu części tego tekstu, podzielicie się chociaż z własnymi znajomymi, rodzicami małych dzieci, którzy z pewnością mają jakieś tam doświadczenia związane z kontaktem ich dzieciaków z psami, i że zachęcicie ich do przeczytania serii pięciu (tak wiem, długich) tekstów o roli przestrzeni w interakcjach z psami, bo przekonana jestem, że sporej części, czasem pogubionych a czasem wkurzonych rodziców, uwagi w nich zawarte mogą pomóc spojrzeć na niektóre kwestie świeżym okiem.

I. Eufemizmy, rżnięcie głupa i przyjmowanie roli ofiary, zamiast odpowiedzialności

Kiedy chodzi o psy i dzieci, unikać nieporozumień, nieprzyjemności a nawet tragedii, jest znacznie łatwiej niż się to niektórym wydaje. Wystarczy zrozumieć i raz na zawsze przyjąć do wiadomości, że odpowiedzialność za to, jak przebiegają interakcje psów z dziećmi i dzieci z psami rozkłada się (prawie) równo na posiadaczy psów i opiekunów dzieci. I że obie strony muszą nauczyć swoich podopiecznych podstawowych zasad, dzięki którym owe interakcje są bezpieczne, w tym wzajemnego poszanowania przestrzeni. Bo to właśnie owo obustronne przestrzeganie zasady poszanowania przestrzeni, asertywne zachowywanie dystansu i prawidłowe odnoszenie się zarówno dzieci do psów jak i psów do dzieci, gwarantuje bezkolizyjne przebywanie w przestrzeni publicznej rodziców z małymi dziećmi i psiarzy z ich czworonożnymi przyjaciółmi. Same oczywistości, wydawałoby się, ale problem wciąż istnieje.

Nieakceptowana i wypierana przez samych zainteresowanych, prawda o sporej części obu środowisk, tj. posiadaczy psów, jak i rodziców małych dzieci, jest taka, że żadna ze stron nieustającego sporu o to ”Czyja to wina, że psy gryzą dzieci?”, w istocie nie poczuwa się do odpowiedzialności za istniejący stan rzeczy. Zamiast uczciwie przyznać, że część odpowiedzialności spoczywa na nich tj. posiadaczach psów/ rodzicach dzieci, określić zakres tej odpowiedzialności (odpowiadam za zachowanie mojego dziecka/ odpowiadam za zachowanie mojego psa) i przedsięwziąć określone działania (uczę dziecko, że nie dotyka się obcych psów/ uczę psa, że nie narusza się przestrzeni postronnych osób), przedstawiciele obu obozów przerzucają się oskarżeniami, epitetami i unikają nazywania rzeczy po imieniu, np. wtedy, gdy obiektywnie nienormalnie się zachowujący pies, rzuca się na jadące na rowerze dziecko albonienauczone zasad dobrego wychowania dziecko, nie oglądając się na to czy jego zachowanie jest pożądane, narusza przestrzeń obcych ludzi, prowadzących na smyczy psa, żeby tego psa ”pogłaskać”.

Na posiadaczu psa, i to każdego psa, bez żadnych wyjątków, spoczywa obowiązek nauczenia go, że każde dziecko jest ludzkim szczenięciem, czyli człowiekiem na wczesnym etapie rozwoju, bezbronnym i dla psa nietykalnym. I że istnieje bardzo konkretny, jedyny dopuszczalny stan psychiczny, w którym wolno psu przebywać w pobliżu ludzkiego szczenięcia, a tym stanem ducha jest spokój i poddanie woli przewodnika. Prawdą jest, że nauczyć psa prawidłowego odnoszenia się do dzieci i obchodzenia z nimi najłatwiej jest, kiedy w domu, w rodzinie, w której pies żyje, jest dziecko. Ale fakt nieposiadania własnych dzieci przez właściciela danego psa nie możebyć wymówką, dla której dany pies zachowuje się w stosunku do dzieci agresywnie lub ”tylko” nieodpowiednio (np. nieuważnie). Własne dziecko nie jest niezbędne do tego, aby nauczyć psa prawidłowego odnoszenia się do dzieci, tego na jakich zasadach może przebywać w ich pobliżu oraz w jaki sposób, czyli w jakim stanie psychicznym wolno mu mieć z dziećmi interakcje. Oczywiste jest także, że samo pojawienie się w domu niemowlęcia nie sprawi, że z dnia na dzień pies, którego wychowanie zaniedbano, u którego zaniedbano proces socjalizacji oraz kształtowania pożądanych nawyków, ”magicznie” stanie się ”psem idealnym w kontaktach z dziećmi”. Przeciwnie, pojawienie się dziecka w rodzinie, która zaniedbała kwestie zupełnie podstawowe w wychowaniu psa i nie nauczyła go min. znaczenia poszanowania przestrzeni człowieka, szybko obnaży wszystkie dotychczasowe błędy właścicieli takiego psa i wzmocni ich wagę w uciążliwie odczuwalny sposób.

Natomiast obowiązkiem rodziców jest nauczyć dziecko poszanowania przestrzeni zwierząt (ze szczególnym uwzględnieniem psów i kotów, z którymi o interakcje najłatwiej i które to najczęściej podobno ”bez powodu” gryzą i drapią małe dzieci) i tego, że nie służą one do spełniania zachcianek dzieci, bo nie są zabawkami a żywymi istotami. Każde dziecko powinno przez swoich rodziców zostać nauczone, aby każdego psa, bez wyjątku, zwłaszcza psa obcego, przypadkowo napotkanego w przestrzeni publicznej, traktować tak, jakby ten był psem przewodnikiem, którego nie wolno rozpraszać i dotykać, bo nie wolno przeszkadzać mu w wykonywanej pracy. W taki sposób uczy się dziecko, by zachowywało od psów bezpieczny dla niego dystans, nie narażając go przy tym na niepotrzebny lęk, który rodzą teksty typu ”Nie podchodź, bo cię pogryzie”. Ludzie są różni, psy też. Skoro można nauczyć dziecko, aby nie zbliżało się do nieznajomych osób, można nauczyć je, by zachowywało dystans w stosunku do nieznanych zwierząt.

Gdybym jednak miała jednoznacznie opowiedzieć się za tym czyje zaniedbania są groźniejsze w skutkach, rodziców małych dzieci czy posiadaczy psów, to powiedziałabym, że posiadaczy psów. I to nie tylko dlatego, że małe dzieci nie rzucają się na psy i nie gryzą ich, powodując uszczerbek na ich zdrowiu psychofizycznym lub wręcz zagrożenie ich życia. Uważam tak, gdyż niektóre dzieci reagują na psy bardzo niewłaściwie, tj nieadekwatnie, ”histerycznie” itp., wcale nie dlatego, że są ”rozwydrzone”. Czasem to ”niewłaściwe reagowanie” nie wynika z tego, że dane dziecko ma nieodpowiedzialnych i bezmyślnych rodziców, którzy ”nie nauczyli go, że nie można dotykać obcych psów”. Wychodzimy z psami w przestrzeń publiczną, spotykamy tam innych ludzi, w tym dzieci i musimy brać pod uwagę to, że niektóre osoby, w tym właśnie dzieci, mogą mieć lub mają pewne dysfunkcje, zaburzenia psychiczne, problemy wynikające np. z upośledzenia, różnego rodzaju trudności rozwojowe i nie można oczekiwać od nich, że będą zdolne ”nauczyć się prawidłowego odnoszenia się do psów”. Po prostu. I psiarze muszą się z tym pogodzić. Dlatego pies musi być przygotowany przez swojego człowieka, swojego przewodnika do przebywania w przestrzeni publicznej i ewentualnych, na bardzo bazowym poziomie, ”interakcji” z osobami, w tym dziećmi, które ”nie umieją się zachować”.

Ten ”bardzo bazowy poziom” oznacza, że pies musi wiedzieć, że każde dziecko to ‚ludzkie szczenię’ i jako takie jest dla niego niezagrażające. Oraz, że status społeczny dziecka-ludzkiego szczenięcia jest wyższy niż jego (psa) społeczny status. Co oznacza, że ludzkie szczenię jest dla niego (psa) ”poza zasięgiem” i nie wolno mu naruszać osobistej przestrzeni, ”mydlanej bańki” dziecka, aby je min. ”korygować” przy użyciu zębów. Pies, który od swojego przewodnika dostał powyższe wskazówki, napotykając na swojej drodze np. dziecko ze spektrum autyzmu, które na jego widok zaczyna piszczeć, krzyczeć i uciekać albo dla odmiany raptownie wdziera się w jego przestrzeń i z zadowoleniem klepie go po głowie, nie będzie go atakował. Nawet jeśli zaskoczy go zachowanie tego dziecka albo go ono przestraszy, taki pies nie straci nad sobą panowania, nie zachowa się impulsywnie, bo będzie wiedzieć, że to tylko ‚szczenię’. Nie będzie też za wystraszonym dzieckiem podążał i nie będzie starał się go pochwycić, bo będzie wiedział, że nie wolno mu jest naruszać przestrzeni obcych ludzi, w tym ‚ludzkich szczeniąt’, i nie jego rolą jest korygowanie zachowania ‚ludzkich szczeniąt’. Tak przygotowany pies, od dziecka które zachowuje się w sposób, który mu nie odpowiada, po prostu się oddala. Ufa także swojemu przewodnikowi, że jeśli/ kiedy sytuacja tego będzie wymagała, to ów przewodnik skoryguje ‚ludzkie szczenię’. Bo przewodnik, który dba o swojego psa, chroni go i daje mu poczucie bezpieczeństwa, więc pies wie, że może liczyć na swojego człowieka.

W tym miejscu, polecam sięgnąć do tekstu:

https://zuzpasjaodogoargentino.wordpress.com/2018/08/14/ludzie-i-inne-zwierzeta-mowa-ciala-i-przestrzeni-dystanse-personalne-i-osobista-przestrzen-w-interakcjach-ludzi-z-psami-psow-z-ludzmi-baza-bez-ktorej-wszystko-sie-sypie/

Oczywista oczywistość: nie mogąc zagwarantować otoczeniu, że wprowadzenie do niego psa nie wpłynie negatywnie na bezpieczeństwa tego otoczenia, nie wolno wprowadzać do niego zagrażającego mu psa

Nie są to żadne ”fanaberie”, to absolutnie konieczne minimum, jeżeli chce się zabierać psa w przestrzeń publiczną, trzeba być fair w stosunku do innych osób i zwierząt, i gwarantować otoczeniu, że czworonóg nie będzie dla niego zagrożeniem. I do tego minimum nie jest potrzebne żadne ”specjalne szkolenie”.

Aby przygotować psa do przebywania w przestrzeni publicznej, potrzeba jedynie zaangażowania jego właściciela (które oznacza także, że właściciel psa, koryguje zachowanie osób i/lub innych psów, które proces nauki zakłócają), świadomości tego z czym wiąże się przebywanie w przestrzeni publicznej, tj jakie ewentualności wchodzą w grę i odrobina wyobraźni. Nie można psa pozostawiać samemu sobie w przestrzeni publicznej, tracić go z oczu i pozwalać, by ”robił na co ma ochotę”. Prawidłowa więź człowieka z jego psem skutkuje zaufaniem psa do przewodnika. O ile pies, który pozostawiony jest sam sobie, tj nie dostaje od swojego człowieka wskazówek, nie jest przez niego korygowany, nie widzi w swoim właścicielu przewodnika, napotykając na swojej drodze osobę chorą psychicznie, zachowującą się nienormalnie (być może nawet agresywnie), może się wystraszyć lub podjąć działanie, które w odniesieniu do tej konkretnie osoby będzie niepożądanym, nieadekwatnym (atak), o tyle pies przebywający pod opieką przewodnika, człowieka, któremu ufa, człowieka dającego mu czytelne dla niego wskazówki i korygującego jego zachowanie, uspokojony przez przewodnika, zaufa swojemu człowiekowi, że dziwnie zachowująca się osoba nie jest zagrożeniem i że można ją ignorować.

*Pamiętajmy, że do tragicznych pogryzień dzieci przez psy zazwyczaj nie dochodzi w miejskiej przestrzeni publicznej. Nie słyszymy ani nie czytamy o przypadkach ataków na publicznych skwerach, w jakichś parkach, czy na placach zabaw. Kiedy pojawiają się doniesienia o tragicznym w skutkach ataku psa na dziecko, które w stanie zagrożenia życia ląduje w szpitalu, to dowiadujemy się, że dziecko pogryzione zostało w mieszkaniu albo na terenie posesji, w jakiejś zamkniętej albo co najmniej ograniczonej,niepublicznej przestrzeni. Bardzo też rzadko ofiara ataku jest zupełnie obca dla właściciela zwierzęcia i nawet jeśli to ”pies pilnujący terenu magazynowego” zaatakuje dziecko, to kolejne doniesienia mówią o tym, że właściciel psa i terenu, na którym do tragedii doszło, jest tego dziecka np. dziadkiem, ciocią, sąsiadem itp.

Punkt wyjścia

Powtórzę, że za jednoznaczne tzn nie do obrony przez bezkrytycznych miłośników psów, uważam sytuacje, w których pies; dostrzega dziecko, które nie zdaje sobie sprawy z jego obecności albo nie zajmuje go ona i skupia na dziecku swoją uwagę, przesadnie go ono albo to, co ono robi, ekscytuje i nakręca, co manifestuje się min. ”focusowaniem” się na dziecku, ”niespuszczaniem go z oczu”, oszczekiwaniem dziecka i wydawaniem przez psa innych dźwięków, samowolnie, skracając dzielący go od dziecka dystans, kieruje się w jego stronę, czyli inicjuje ”interakcję”, narusza przestrzeń dziecka i wchodzi z nim ”w fizyczny kontakt” (”wachlarz możliwości” z ugryzieniem włącznie). Takie sytuacje uważam za, mówiąc bardzo delikatnie, wysoce niepokojące sygnały na temat ”ułożenia” i psychiki psa, wiele mówiące także o jego właścicielu oraz zupełnie niedopuszczalne. Nawet jeśli ich skutkiem jest ”tylko” to, że pies dziecko przestraszy, a ono się ”tylko trochę potłucze”.

Normalny, czyli niezaburzony psychicznie pies, nie reaguje skrajnie na obecność dziecka, nie pobudza go ona przesadnie. Nie pobudza go ani zapach dziecka, ani jego widok, ani wydawane przez nie dźwięki, ani zachowanie dziecka, czynności, które ono wykonuje. Normalny pies, pies psychicznie stabilny i prawidłowo zsocjalizowany wie, że dziecko to człowiek na wczesnym etapie rozwoju, że dziecko to ‚ludzkie szczenię’, które nie stanowi dla niego żadnego zagrożenia, ale przede wszystkim jest dla psa, szczególnie obcego, psa ”spoza stada”, nietykalne: w ”mydlanej bańce”.

Myślący i odpowiedzialny właściciel, obserwuje zachowanie swojego psa, poświęca mu uwagę, nazywa rzeczy po imieniu i przejmuje się tym, jak jego pies się zachowuje. Myślący i odpowiedzialny właściciel psa, reaguje na jego niewłaściwe zachowanie i pomaga psu w dojściu do psychicznej równowagi i jej utrzymywaniu. Tak więc, kiedy właściciel psa dostrzega, że jego psa przesadnie i nienormalnie pobudzają np. krzyki dzieci na placu zabaw, dzieci przejeżdżające obok na rowerach czy deskorolkach lub dzieci jedynie przechodzące w pobliżu, kiedy widzi, że jego pies ”wybucha”, tj. zaczyna szczekać i szarpiąc się na smyczy, próbuje do dzieci się dostać, zacząć je gonić, skrócić dzielący go od nich dystans i rozładować na nich swoją frustrację, oszczekując je lub może nawet usiłując je pochwycić, koryguje zachowane psa. Nie denerwuje się, nie panikuje ani go tym bardziej nie ignoruje, ale bierze odpowiedzialność za zachowanie swojego podopiecznego i ”postępuje zgodnie z procedurą”. Nie zostawia psa samego z problemem, tylko mu pomaga. Najpierw doraźnie. Czyli konkretnym bodźcem, sygnalizuje psu, że ma zwrócić uwagę na niego, jako swojego przewodnika, np. szarpiąc smyczą obrożę i wypowiadając głośneEj!” (bo wpierw musi do psa ”dotrzeć”, zanim zdoła wpłynąć na jego zachowanie), nawiązuje z psem kontakt wzrokowy, uspokaja go (co oznacza, że ma poświęcić czas, bo często wymaga czasu, by pies się naprawdę uspokoił, ”ochłonął” i otworzył na to, czego właściciel-przewodnik od niego oczekuje) i komunikuje psu jakiego zachowania oczekuje od niego, zamiast reakcji skrajnie nieadekwatnej. A tym zachowaniem ma być asertywny spokój i poddanie woli przewodnika. Czyli uspokojenie psa, wyciszenie go i przywrócenie stanu, w którym pies staje się uległy wobec przewodnika, który wskazuje mu, że spokój jest tym, co ma pies przejawiać w danym momencie. Korekta trwa dokąd pies nie zrozumie czego oczekuje od niego jego człowiek. Dlatego tak ważne jest, by być cierpliwym i dać czas zarówno psu jak i sobie, i by samemu emanować asertywnym spokojem. Pies ma osiągnąć pożądany stan ducha, tj. spokój, w środowisku, które chwilę wcześniej zadziałało na niego tak intensywnie. Aby psiak mógł to osiągnąć, musi ufać swojemu właścicielowi, że to środowisko w istocie jest niezagrażające. A jedynie opiekun, który sam zachowuje spokój i cierpliwie daje psu tyle czasu ile on potrzebuje, może ten komfort psiakowi zagwarantować. Zdecydowana większość psów ”nie jest głupia” i kiedy dostają od swoich opiekunów właściwe wskazówki i same przekonują się, że dana sytuacja lub środowisko nie stanowią dla nich żadnego zagrożenia, przestają reagować na to, co wcześniej ”wyprowadzało je z równowagi”. Przestają się tego bać i przed tym uciekać, przestają się tym ekscytować albo reagować na to ”prewencyjną agresją”, starając się odstraszyć ”to”, zanim ”to” im ”zagrozi”. Kiedy właściciel pomoże swojemu psu odzyskać spokój, musi zadać sobie pytanie o to dlaczego jego pies zareagował histerycznie.

Tak więc, myślący i odpowiedzialny właściciel psa, zadaje sobie pytania o todlaczego jego pies zachował się w taki czy inny sposób i stara się znaleźć błąd, który odpowiada za ”wybuchy” u jego psa. A kiedy go znajdzie naprawia go, czyli poświęca czas na przepracowanie z psem problemu tak, aby być w stanie pomóc zwierzęciu (i sobie) nie tylko doraźnie, ale długofalowo. Myślący i odpowiedzialny właściciel rozumie, że niewłaściwe zachowanie jego psa, jest skutkiem wcześniejszych zaniedbań i nie skupia się jedynie na ”wyrywkach”, bo zdaje sobie sprawę z tego, żemusi widzieć pełen obraz sytuacji, a nie tylko jeden jej element, zanim zacznie psa resocjalizować. ”Zapluwanie się” psa, szaleńcze szarpanie na smyczy np. na widok biegających i głośno się zachowujących dzieci (albo innych psów, rowerzystów, kominiarzy etc.) oznacza, że właściciel ma zrobić coś więcej niż ”tylko nauczyć psa niereagowania na dzieci”. Neurotyczne, nierzadko agresywne reakcje np. właśnie na dzieci, to jaskrawy, aczkolwiek z pewnością niejedyny dowód, że należy zdiagnozować, i przepracować (rozwiązać) znacznie więcej problemów.

Obowiązkiem rodzica, niestety bardzo często zaniedbywanym, jest nauczenie dziecka, aby szanowało przestrzeń zwierząt. Nauczenie go, że nie wolno jest zbliżać się do obcych psów i usiłować ich dotykać. W tym nie ma żadnej filozofii. Nie wkłada się rąk do garnków z wrzątkiem, nie bawi przewodami elektrycznymi ani zapałkami, a obcych zwierząt się nie dotyka. Obowiązkiem rodzica jest nauczyć dziecko, że nie każdy pies musi chcieć ”przyjaźnić się ze wszystkimi” i lubić ”głaskanie”, zwłaszcza ze strony obcych. Że nie każde napotkanie psa musi oznaczać ”wejście z nim w interakcję”. Psy, jak koty i inne zwierzęta nie są zabawkami. Psy, tym bardziej obce, nie są ”czasoumilaczami” dla dzieci. To oczywista oczywistość, ale niestety tylko pozornie, że zawsze należy pilnować swojego dziecka, mieć je na oku, bo kiedy jest się w miejscu publicznym, w przestrzeni publicznej należy liczyć się z tym, że w którymś momencie może pojawić się jakiś pies. Pies, który może np. przechodzić obok, na przejściu dla pieszych lub siedzieć przy swoim wylegującym się na leżaku właścicielu, ale to nie znaczy, że dziecko może ”na pewniaka” do niego podejść i go ”pogłaskać”. (I kiedy piszę to zdanie, nie chodzi mi o ”agresję” tego potencjalnego psa, więc teksty w stylu Jak pies jest agresywny, to nie powinien przebywać w miejscu publicznym”, chętnym do ich wygłaszania, radzę zachować dla siebie. Dziecko, przez rodziców powinno być nauczone, że cudzej własności się nie dotyka, po prostu. Jeżeli to je przerasta, to zamiast ”udzielać rad” posiadaczom psów, chętni do tego, powinni rozważyć możliwość, że być może to niektóre dzieci powinny być wyprowadzane na smyczach…) I tak, chociaż większość psów nie stanowi zagrożenia, to są to tylko zwierzęta i nigdy nie możemy mieć pewności, jak dany pies zachowa się w odniesieniu do danego dziecka, w tej konkretnej sytuacji interakcji z tym akurat dzieckiem.

Naucz więc dziecko zasad prawidłowego obchodzenia się z psem, tego że dotykanie psa wcale nie jest potrzebne, że może cieszyć się jego obecnością z kilku metrów, patrząc, jaki jest ”ładny” i jak ”ładnie wygląda gapiąc się na motylki i wąchając kwiatki”. Naucz dziecko, że to właściciel psa decyduje o tym czy można psa dotknąć, czy nie. I że jest w porządku to, że nie każda osoba zgodzi się na to, aby jej psa ”głaskać”. Naucz dziecko, by traktowało wszystkie psy tak, jak traktuje się psich przewodników, których uwagi nie wolno rozpraszać i których nie wolno dotykać, bo te psy są zajęte pracą ze swoim człowiekiem. W ten sposób nauczysz dziecko zachowywać bezpieczny dystans, ale nie ryzykujesz wyrobienia w nim idiotycznej fobii przed psami. Naucz sam/a siebie i swoje dziecko mowy ciała psa, czytania tzw sygnałów uspokajających, aby unikać zachowań agresywnych ze strony psów. Wytłumacz dziecku, że jeżeli zauważy, że nieznany pies zaczyna szybko przemieszczać się w jego stronę, samo powinno się zatrzymać, nie wykonywać niepotrzebnych ruchów, nie uciekać, nie krzyczeć ani piszczeć, nie patrzeć na tego psa i spokojnie poczekać, na twoją interwencję. Chroń swoje dziecko; myśl zanim ”coś” się zdarzy, zamiast ”uczyć się na błędach”.

I nie hoduj w dziecku fobii

Zdarzają się sytuacje, w których nie sposób ocenić czy ma się do czynienia z dzieckiem, którego rodzice zaniedbali swoje obowiązki, czy jednak z dzieckiem, którego rodzice np. wstydzą się tego, że ich dziecko ma jakiegoś rodzaju zaburzenia psychiczne. Szczerze przyznam, że nie wiem jak było w tym przypadku, ale opiszę Wam zdarzenie, które bardzo mnie przygnębiło.

Prowadzę psa na smyczy, obok mnie idzie jego, prowadząca wózek z kilkumiesięcznym dzieckiem, właścicielka. Jak zaznaczałam wcześniej, zawsze prowadzę psa po zewnętrznej tak, aby oddzielać go od postronnych osób i robię to przede wszystkim z uwagi na to, że jak zauważam, ludzie często niepewnie czują się w pobliżu psów o takich gabarytach oraz dlatego, że równie często z niezrozumiałych dla mnie przyczyn, chcą ”w przelocie” Dużego Zwierza ”pogłaskać”. Na wprost nas, chodnikiem podąża grupa rodziców z dziećmi, trzy pary i pięcioro czy sześcioro dzieciaków. Chwilę wcześniej minęła nas inna, podobnie liczna grupa, dwoje z tamtych dzieciaków jechało na rowerach, a jedna dziewczynka bawiła się, kopiąc przed sobą piłkę. Dla świętego spokoju, aby nie ryzykować, że pies znajomej mógłby chcieć ”przejąć” piłkę dziewczynki, gdyby ta potoczyła się pod jego łapy i być może w jakiś sposób wystraszyć tym to dziecko, przeprowadzam go trawnikiem, wymijając, idącą w ogonie grupy, dziewczynkę, której towarzyszy mama. Może to, że przeprowadziłam psa trawnikiem, w jakiś sposób ”zaalarmowało” dorosłych z kolejnej grupy? A może było to bez znaczenia. W każdym razie na czele tej drugiej grupy, obok jadącego przy jego boku, na rowerze, chłopczyka, szedł tata. Pan ten ewidentnie nie czuł się komfortowo z tym, że jego dziecko i on mieli minąć, na powrót idące chodnikiem, Duże Zwierzę -to ważne: Duże Zwierzę, absolutnie niepoświęcające im ani jednego spojrzenia. Kiedy pies i ja mijaliśmy ich, pan ustawił się przyjmując rolę tarczy tak, aby prewencyjnie oddzielić psa od dziecka. Myślę sobie: Ok, facet nie ufa psom. A właściwie to pewnie ich właścicielom, mówiącym, że one ”nikomu nie robią krzywdy” za każdym razem, kiedy psy bezceremonialnie i znienacka naruszają przestrzeń postronnych osób czyli np. tego faceta albo jego synka, co może stresować… (Ja nic nie mówię, bo wydaje mi się oczywiste, że skoro pies przede mną idzie na luzie, na luźnej smyczy, z opuszczonym łbem i po prostu mija tych ludzi, to nic nie muszę mówić -ale to mój punkt widzenia i moje założenie). I przyjmuję, że jest wysoce prawdopodobne, że tym facetem nie kieruje jakaś ”schiza”, ale nieprzyjemne, stresujące doświadczenie własne albo dotyczące jego dziecka (albo kogoś znajomego). Obiektywnie, facet ma prawo mieć uprzedzenia, bo różne rzeczy się zdarzają. Aczkolwiek nic w zachowaniu psa, idącego przy mnie (Już na Dużego Zwierza cmoknęłam, żeby zrównał się ze mną), nie powinno go ”nastawić”, zaalarmować, czy wręcz przestraszyć. Zachowanie faceta niepokoi jego synka, bo mimo, że wcześniej dzieciak nie wydawał się przejmować psem, teraz reaguje na zachowanie swojego ojca, patrzy na tatę, zatrzymuje się i zaczyna zza ojca, z niepokojem zerkać na molosa. My sobie idziemy. Kolejne dorosłe osoby z tej grupy i kilkoro dzieci ”przemykają” obok nas krawędzią chodnika i trawnikiem. I nie wiem czy to skutek zachowania idącego ”na szpicy” taty małego rowerzysty, czy po prostu oni wszyscy mają jednak jakąś ”schizę”. Bo choć nic się nie zdarzyło (chwilę wcześniej pierwszy dorosły i pierwsze dziecko z tej grupy, przeżyli i wyszli bez szwanku z przygody pt. ”mijanie molosa na chodniku”, analogicznie jak grupa, która szła przed nimi), swoim zachowaniem komunikują, że boją się o swoje bezpieczeństwo i zachowują się tak, jakbym, idąc tuż obok nich, na smyczy prowadziła ziejącego ogniem Drogona z Gry o Tron. Na końcu tego korowodu idzie, na oko dziesięcioletni chłopiec, przed nim pani trzymająca za rękę dziewczynkę w podobnym do niego wieku. Chłopiec idzie sam, na końcu tej ”wycieczki’ i co bardzo ważne, nikt temu dziecku nie towarzyszy, w tym znaczeniu, że nikt nie trzyma go za rękę, nikt go nie wspiera, nie uspokaja i nie zapewnia go, że jest bezpieczny -nic z tych rzeczy… W jego zachowaniu nie ma nic szczególnie niepokojącego, ot snuje się na końcu grupy i spodziewam się, że przejdzie obok nas tak samo, jak oni wszyscy, czyli przemknie w stylu, ”jestem przekonany, że walczę o życie” i tyle. Tak się zdarza… I nie zamierzam się tym jakoś wyjątkowo przejmować, bo nie mam wpływu na zachowanie wszystkich osób w około. Jednak, kiedy chłopiec widzi, że od psa, który niewzruszenie spokojnie mija przechodzących obok niego (i obiektywnie dziwnie się zachowujących) ludzi, dzielą go może cztery metry, odskakuje w bok, jak oparzony, z lewej na prawą stronę, przez co znajduje się bliżej nas niż przedtem i staje na trawniku, machając rękami. Wtedy (raptownie, zza naszych pleców) dobiega do niego jeden z mężczyzn, który do tej chwili szedł na czele ”pochodu” i pozwalał, by chłopiec szedł sam. I staje przy nim. Nie uspokaja jednak dziecka. Nie przekładam smyczy do lewej ręki, nie zmieniam toru, którym prowadzę psa, tak by szedł teraz pomiędzy mną i swoją właścicielką ani tym bardziej nie przechodzę tak, by wraz z psem ”schować się” za jego właścicielką, choć w zaistniałej sytuacji pies nie idzie już ”po zewnętrznej”. Nie robię żadnej z tych rzeczy, bo nie mam zamiaru dawać psu sygnału, że dzieje się cokolwiek nas zajmującego. Pies zerka w kierunku chłopca, ale nie poświęca mu dodatkowej uwagi, ignorując jego zachowanie, ale mężczyzna nie odnosi się do tego faktu. Staje przy chłopcu i razem czekają aż przejdziemy, aż ”zagrożenie minie” (Nie wiem, może oni widzą coś, czego ani moja znajoma, ani ja nie widzimy?). Facet dzieli z dzieciakiem jego schizę i nie robi niczego poza tym. Tym samym utwierdza to dziecko w tym, że jego zachowanie jest ”normalne”. Kiedy w końcu ruszają i dzielą nas mniej więcej trzy metry, staję, odwracam się w ich stronę i mówię do idącej na końcu grupy kobiety, która w ogóle nie zareagowała na zachowanie chłopca, najwyraźniej traktując je jako normalne(?), i po prostu trzyma za rękę dziewczynkę, że takie zachowanie, jak to, które zaprezentował chłopiec, może nienormalnego psa skłonić do ataku. Pani patrzy na mnie, mówiąc, że ten chłopiec ”Boi się psów i że nie można od niego wymagać, aby stał spokojnie, na chodniku, czy szedł chodnikiem, kiedy idzie pies, bo on (chłopiec) ma traumę’‚ -dosłownie to od niej słyszymy. No, to kurde blaszka, wszystko jasne. Państwo są z tych, co to się upajają ”traumą”, tylko, że dzieciaka (który przeszedł już na początek grupy, w najmniejszym stopniu nie sprawiając wrażenia osoby upośledzonej itp.), strasznie szkoda. Odpowiadam, że rozumiem, że dziecko się obawia, widzieliśmy skutek tej obawy w jego zachowaniu, ale ten pies (wskazuję przy tym na psa, który stoi przy mnie) nie zwracał na nikogo z ich grupy uwagi, na niego też, nie atakował go, bo jest normalnym psem. W zachowaniu tego psa nie było absolutnie nic, co mogłoby tłumaczyć taką reakcję chłopca. Ale zaburzonego nienormalnego psa, zachowanie chłopca mogłoby sprowokować do podjęcia ataku. (Jest mi bardzo żal tego dziecka i odczuwam wewnętrzną potrzebę, by zareagować, ”coś zrobić”. Ale jedyne co mogę zrobić, to powiedzieć jego rodzicom/ opiekunom, przestrzec ich, że jeżeli nic nie zrobią i pozwolą, aby chłopiec tak reagował na psy, to brakiem swojego działania, sprowadzą na niego nieszczęście.) W tym momencie podchodzi do nas mężczyzna, który przyszedł do chłopca, kiedy ten wyskoczył na trawnik i zaczął nieskoordynowanie się ruszać, i rozdrażniony mówi mi, że tego chłopca kiedyś zaatakował pies i go ugryzł, i on, ten chłopiec, się psów boi. Od tamtego momentu. (Bardzo biedny dzieciak). Odpowiadam mężczyźnie, wyraźnie poddenerwowanemu i poirytowanemu moimi uwagami (obserwując jego mowę ciała i obstawiam, że sam nie czuje się komfortowo, patrząc na stojącego przy mnie psa, ”trauma” najwyraźniej rozwija schizę u całej rodziny…), że jestem ostatnią osobą, która lekceważyłaby komfort postronnych osób i że osobiście uważam, że poszanowanie przestrzeni jest podstawą, dlatego zawsze dbam o to, aby zachować dystans, kiedy mijam z psem obcych ludzi, szczególnie dzieci. Alepowtarzam mu, że zachowanie chłopca jest dla niego zagrażające i może się zdarzyć, że tym zachowaniem sprowokuje lub dodatkowo pobudzi niestabilnego psychicznie psa do ataku i zdarzy się nieszczęście. Równocześnie, kiedy tylko stojący przy mnie pies, wychyla się o kilka centymetrów, nie odrywając przy tym łap od podłoża, by zaciągnąć się zapachem ludzi, z którymi mam interakcję, trzymająca za rękę kobietę dziewczynka, zaczyna zachowywać się tak, jakby pies właśnie się na nią rzucił (Odskakuje, krzyczy, macha rękami, jak potłuczona. O cholera… -myślę sobie. Ciężkie życie mają te dzieciaki.) Zwracam uwagę psa na siebie, jego nos, a z nim głowa, na powrót zrównują się z moim kolanem. Mężczyzna mówi coś w rodzaju, ”dzięki za uwagę”, że mam rację itp., ale wszystko w mowie ciała tych ludzi i oczywiście w tym co i jak mówią (np. niepokalana myślą twarz pani trzymającej za rękę dziewczynkę i niereagującej na idiotyczny wybuch małolatki), komunikuje mi jedno ”Mamy w d…e co mówisz, ten dzieciak ma ”traumę”. Kropka.” I tyle. Koniec przekazu i zamknięcie na jakiekolwiek uwagi i argumenty. Koszmar.

Kiedy opowiemy sobie o tej sytuacji krok po kroku, zauważmy kilka rzeczy. Zachowanie tych wszystkich ludzi, lęk, który manifestują, z którym przechodzą obok psa, może być (lub jest, to zależy od psa) dla psa alarmujący (”Boisz się, czyli masz powód”, ”Jakie są twoje intencje?” itp.), a to może prowokować (lub prowokuje) psa do poświęcenia tym ludziom większej uwagi niż na to zasługują. Może być więc tak, że oni, z karykaturalnie odmalowanym przestrachem na twarzach, dziwnie się poruszając, przemykają obok psa i jego ”stada”, a pies śledzi ich spojrzeniem, przez co oni boją się bardziej, a pies bardziej im się przygląda i napięcie rośnie jak w dobrym thrillerze. Potem, jak już takie ludki sobie odejdą na parę metrów, to, żeby sobie wyregulować ciśnienie, lubią powymieniać się spostrzeżeniami w rodzaju ”Widziałeś, jakie miał mordercze spojrzenie?”. Jednak co jest jeszcze bardziej niepokojące to fakt, że dorośli, którzy szli z tymi dziećmi, przecież z daleka widzieli ”wielkiego psa”, wiedzieli też, w przeciwieństwie do mnie, osoby psa prowadzącej, że chłopiec idący na końcu grupy, odczuwa wyjątkowy lęk przed psami, a mimo to pozwolili mu iść samemu i narazili go na zupełnie niepotrzebny stres. Nikt z tych ludzi nie zachował się fair w stosunku do dziecka, gdyż nie zapewnił mu wsparcia. Nikogo nie było przy tym chłopcu, aby pomóc mu poradzić sobie z sytuacją, która w mig rozstraja go nerwowo, zanim ta sytuacja się wydarzy. Zostawili tego dzieciaka samemu sobie. Dopiero, kiedy chłopiec tak wyraźnie, histerycznie zamanifestował swoją fobię, jeden z mężczyzn, przypuszczalnie jego tata, zareagował. Niestety mężczyzna nie zareagował właściwie. Nie skupił się na faktach, czyli tym, że ta konkretna sytuacja, mijanie tego konkretnego psa w żaden sposób nie zagrażało chłopcu, nie uspokoił go i nie zapewnił, że jest bezpieczny. Zamiast tego podtrzymał jego lęk i stan ducha, w którym chłopiec się znajdował, stając przy nim i nie robiąc absolutnie nic, by pomóc temu dziecku wyjść z ”psychicznego zatrzaśnięcia”, w którym się znalazło. Ten dzieciak wszedł w sytuację ”mijania wielkiego psa na chodniku” w stanie psychicznej nierównowagi i tak zostało. Nie wyszedł z niej uspokojony. Ta sytuacja nie tyle ”się skończyła”, co urwała. Chociaż nie była niebezpieczna, nie wykorzystano jej do tego, by pomóc temu dziecku zrozumieć, że nie musi obawiać się każdego psa, którego zobaczy. A przynajmniej nie wykorzystano jej do tego, aby załagodzić stres tego dziecka, w tym konkretnym momencie. Była to po prostu kolejna, zapewne jedna z wielu takich samych, sytuacja będąca następną cegiełką w budowie schizy tego dzieciaka. To dziecko psychicznie utkwiło w miejscu od chwili, w której kiedyś tam zaatakował je jakiś pies. Psychicznie, za każdym razem, kiedy mija (a może wystarczy, że zobaczy) jakiegoś psa, cały czas jest w tamtej sytuacji, odczuwa paniczny lęk, jak wtedy, gdy zaatakował je tamten pies. A jego rodzice się do tego przyzwyczaili. Na marginesie: wystarczyła chwila interakcji z tymi ludźmi, aby wiedzieć, że to, co oni nazwali ”atakiem” i ”ugryzieniem” wcale nie musiało być ”atakiem” i ”ugryzieniem”, ale to akurat jest drugorzędne, bo cokolwiek się wtedy wydarzyło i jakkolwiek na tamto zdarzenie zareagowali, i jak je nazwali rodzice chłopca, wpłynęło na to dziecko tak, że, mówiąc w skrócie, chłopiec świruje na widok psa, który po prostu idzie tym samym chodnikiem co on. Sytuacja, w której mijali mnie i molosa, zarówno dla samego chłopca jak i jego (tak zakładam) taty, była stresująca, wnioskując po ich zachowaniu (niewerbalne i werbalne komunikaty) co najmniej tak, jakby molos nie szedł spokojnie jak cielę, ale się na nich rzucił i nie udało mu się ich dosięgnąć, tylko dlatego, że był na zbyt krótkiej smyczy, a oni ”wyszli cało z tego ataku”. Wrażenie tym potworniejsze, że pani, która za rękę trzymała dziewczynkę (też dziwnie i nienormalnie się zachowującą, aż chciałam zapytać ”A tej co się stało? Chomik ją ugryzł czy po prostu ‚środowisko’ ma jakie ma?”), jak ameba patrzyła na zachowanie chłopca i nie korygowała zachowania dziewczynki. A sam chłopiec, kiedy zaczęłam rozmowę z jego, jak przypuszczam, mamą, przechodząc do przodu grupy, kiedy jego tata, nim zbliżył się do nas, przechodząc obok niego, próbował go objąć i jakby pocieszyć (bo chyba o to miało chodzić w geście, który wykonał, to chyba miała być manifestacja ”wsparcia”), odepchnął jego rękę, wyraźnie rozdrażniony i zapewne zawstydzony sytuacją. Czyli ten dzieciak wie, że ma problem, jest sfrustrowany i zły, bo doszło do tej sytuacji, był w niej sam i bo go ona zawstydziła.

Gdyby zamiast Dużego Zwierza mijał ich neurotyczny, histeryczny, nadpobudliwy pies, jeden z tych, które mają w zwyczaju tzw wyskakiwanie do np. dzieciaków na deskorolkach albo rowerach i usiłowanie kąsania ich lub wprost mówiąc, gryzienia dzieci, zachowanie chłopca, to że tak obrazowo się przestraszył i odskoczył z chodnika w bok, czyli ”uciekł”, mogłoby sprowokować nienormalnego psa do podążenia za nim, do ”pogoni”. Co jeszcze bardziej by przestraszyło to dziecko, które pewnie zaczęłoby krzyczeć i piszczeć, jeszcze bardziej nakręcając psa, co wszystko razem mogłoby skutkować ”kontaktem fizycznym”. A jaki byłby skutek tego co nazwałam ”kontaktem fizycznym”, którym mogłoby być zarówno oparcie się psa o chłopca i podrapanie go, ale i pokąsanie lub nawet pogryzienie? To oczywiste; pogłębienie ”schizy” i utwierdzenie dziecka w przekonaniu, że jego lęk jest uzasadniony. Dodatkowo ”wszyscy zaangażowani w schizę”, tj każdy z dorosłych i każde dziecko z ich grupy, zarazili by się (bardziej) ”schizą” chłopca, bo przecież ”na własne oczy” widzieliby, że (wyczekiwany, przez chłopca, od chwili, w której psa zobaczył) atak, nastąpił.

Ten chłopiec nie dostaje od swoich rodziców wsparcia, nie starają się wyprowadzić go z tego, co sami nazwali traumą, przepracować z nim lęku, który go zżera na widok psa. Jego rodzice pogodzili się z tym, że ich syn ”boi się psów”, przyzwyczaili się do tego. On się boi psów i już, tak ma. Kropka. Jego zachowanie, to jak reaguje na psy jest dla jego rodziców uzasadnione i normalne; był ”atak” = jest ”trauma”. To nie tylko bezduszne, ale i niebezpieczne. Ten chłopiec, kiedy zachował się tak irracjonalnie, odskakując w bok, nie patrzył gdzie odskakuje, mógł wpaść np. na przejeżdżającego rowerzystę, ale kiedy przeraził go pies, sama obecność zwierzaka, który powtórzę, kompletnie to dziecko ignorował, wyłączył myślenie. Oznacza to, że pogodzenie się rodziców chłopca z tym, że on ”boi się psów” i pozwalanie mu na trwanie w tym lęku, utwierdzanie go w przekonaniu, że jego lęk jest ok (rodzice nie usiłują przekonać go, że jest inaczej), bo jest skutkiem owego ”ataku” (a możliwe, że i kolejnych, prowokowanych zachowaniem chłopca) i zostawienie go w tej fobii, zagraża jego bezpieczeństwu. Nie tylko dlatego, że mieszkając w dużym mieście ma całkiem sporą szansę, że kiedyś w końcu (znowu?) będzie mieć pecha i trafi na nienormalnego psa, który go zaatakuje, pogoni za nim i się na niego rzuci, ale dlatego, że jego lęk, właściwie fobia przed psami, odbiera mu zdolność racjonalnego myślenia (Uciekając przed psem, następnym razem może nawet wybiec na ulicę…). Dodatkowo, jak zwracają uwagę psycholodzy, tego rodzaju fobia bardzo negatywnie wpływa na komfort życia człowieka i zaburza jego zdolność do współodczuwania, empatii w stosunku do zwierząt, a tym samym sprzyja niewłaściwym w stosunku do nich zachowaniom…

Faktem jest, że wielu właścicieli nie nauczyło swoich psów poszanowania przestrzeni obcych i że wśród takich psów zdarzają się osobniki niezrównoważone, histeryczne, przejawiające zachowania kompulsywne, które obecność dzieci pobudza do tego, by za nimi gonić i usiłować je chwytać, by je zatrzymać albo próbujące odebrać dzieciom jakąś zabawkę czy też coś, co one jedzą. Jest bardzo ważne, żeby zrozumieć, że zachowanie przestraszonego dziecka, jego reakcje na owo dziwne, zaskakujące, budzące strach (lub nawet przerażenie, gdy mamy do czynienia z przejawem autentycznej agresji), zachowanie psa, na taki typ zaburzonych, impulsywnych, histerycznych psów może podziałać dodatkowo pobudzająco, czyli zintensyfikować ich reakcje i działanie. Im bardziej dziecko krzyczy, piszczy, płacze, im bardziej nieskoordynowanie się porusza, machając rączkami i podskakując, tym intensywniejsze i bardziej napastliwe może być zachowanie psa. Dlatego raz jeszcze podkreślę: wytłumacz dziecku, że jeżeli zauważy, że nieznany pies, zaczyna szybko przemieszczać się w jego stronę, samo powinno się zatrzymać, nie wykonywać niepotrzebnych ruchów, nie uciekać, nie krzyczeć ani piszczeć, nie patrzeć na tego psa i spokojnie poczekać, na twoją interwencję. Jest bardzo prawdopodobne, że kiedy dziecko przestanie robić to, co najprawdopodobniej było impulsem do zachowanie psa, czyli tego, że zaczął za nim gonić i co obiektywnie mogło wyglądać na podjęcie ataku lub po prostu nim było, pies zaprzestanie swojego zachowania.

Ej!

Nie mówię ci, że masz, jako rodzic dziecka, które z dużym prawdopodobieństwem uniknęło co najmniej poturbowania lub nawet pokaleczenia zębami przez histerycznego, impulsywnego psa, zachować się tak, jakby nic się nie stało. Twoje dziecko zdążyło się wystraszyć a tobie z pewnością zrobiło się słabo na myśl o tym, że atakuje je jakiś pies. Osobną kwestią, i o tym też trzeba pamiętać, jest to czy fakt napadnięcia dziecka przez czyjegoś nieupilnowanego psa, będzie mieć jakieś skutki dla psychiki dziecka, czy nastawi je w określony, negatywny sposób do czworonogów, czy też nie. Masz pełne prawo i chyba nawet obowiązek wobec innych, opier…lić właściciela psa, który przyprowadza swojego ”czworonożnego przyjaciela” w publiczne miejsca, pełne innych ludzi, w tym dzieci, który to jednak ”piesek” po prostu psychicznie nie radzi sobie z bodźcami płynącymi z otoczenia i atakuje dzieciaki, bo jego ”opiekun” nie opiekuje się nim i nie sprawuje nad nim kontroli w sposób wystarczający. Ale zanim to zrobisz upewnij się, że z twoim dzieckiem wszystko jest w porządku i zadbaj o to, aby sposób w jaki ”zwrócisz uwagę” tzw opiekunowi psa, nie był dla twojego dziecka, dodatkowym, niepotrzebnym stresem.

*I jeszcze jedna oczywista, ale i tak ją tu umieszczę, uwaga; nie każde ”pogryzienie”, to rzeczywiście pogryzienie. Jednak nie sposób wytłumaczyć tego rodzicowi, którego dziecko zostało skorygowane (do czego nigdy nie powinno dojść!) przez (zwłaszcza) obcego psa, w stosunku do którego zachowywało się niewłaściwie (np. zbyt natarczywie) i na którego to dziecka skórze, owa korekta pozostawiła ”ślad zębów” -nie rany, a jedynie wgłębienia/ wgniecenia/ zadrapania od uderzenia zębami.

II. ”Dziecko pogryzione przez psa, trafiło do szpitala”

Pisząc tekst ”SYTUACJE SPACEROWE” – ”POSZANOWANIE PRZESTRZENI” VS. ”NARUSZANIE PRZESTRZENI” W PRZESTRZENI PUBLICZNEJ, CZYLI O OBCYCH LUDZIACH I OBCYCH PSACH NARUSZAJĄCYCH PRZESTRZEŃ NASZĄ I NASZEGO PSA LUB DZIECKA”, w pewnym momencie zahaczyłam o wątek tragicznych pogryzień małych dzieci przez psy. Poniżej zamieszam fragment, który zdecydowałam się wyodrębnić z tamtego tekstu, ponieważ uznałam temat za zbyt poważny, by jedynie ”wpleść go”, jako ”dodatek” do tekstu utrzymanego w swobodnym tonie i dlatego zdecydowałam się napisać osobny i podzielony na dwie części, artykuł.

Na swój sposób przywykłam do tego (już się nie dziwię, ale wciąż się oburzam), że donoszące o zdarzeniach typu ”Dziecko pogryzione przez psa, trafiło do szpitala”media, praktycznie nigdy nie opisują ich tła, tego jak dokładnie do tragedii doszło. Zupełnie tak, jakby nikogo z ”dziennikarzy” przygotowujących ”njusa” w istocie nie obchodziło co takiego spowodowało, że dany pies dziecko zaatakował. A przecież tego rodzaju tragedie nie mają miejsca na co dzień. Ciężkie pogryzienia dzieci przez psy, są zdarzeniami, na szczęście o charakterze niecodziennym, nadzwyczajnym, wręcz bardzo rzadkim (Zwłaszcza jeśli pomyślimy o tym ile w Polsce jest małych dzieci i ile jest psów).

To nie jest tak, że psy codziennie ”gryzą” małe dzieci, że kiedy wychodzi się na spacer z dzieciaczkiem w spacerówce, trzeba być przygotowanym na to, że pierwszy z brzegu pies będzie to dziecko ”atakował”. Pies atakujący dziecko, to nie jest norma, jest to wyjątkowo nienormalna sytuacja. I każde tego rodzaju zdarzenie powinno być pieczołowicie wyjaśnione i opowiedziane opinii publicznej ze szczegółami. Tak, aby opiekunowie zarówno dzieci, jak i psów stali się bardziej świadomi potencjalnych konsekwencji swoich zaniedbań, po to, by możliwe było unikanie kolejnych tragedii. Kiedy tak się nie dzieje, kiedy ”informacja” zaczyna się i kończy na stwierdzeniu w rodzaju ”Pies zaatakował dziecko na terenie ogrodzonej posesji”, a potem podbijana jest fotkami robionymi ”przez płot”, uwagami przypadkowych osób, podpisanych najczęściej jako ”sąsiedzi”, szczątkowymi uwagami ”specjalistów” i dziesiątkami, setkami lub tysiącami komentarzy w internecie, doniesienia o ”atakach psów na dzieci” są niczym innym, jak tworzeniem sensacji, biciem piany, straszeniem rodziców małych dzieci i innych osób, nakręcaniem ich przeciwko psom i ich właścicielom, niewnoszącym nic poza nakręcaniem spirali strachu u ludzi mających fobie związane z psami i przede wszystkim obmierzłym żerowaniem na ludzkiej tragedii. Media mogłyby edukować, ale niestety tego nie robią. Kiedy chodzi o przypadki tragicznych pogryzień, media po prostu straszą, bo dramaty podnoszą oglądalność i ”klikalność”, co przekłada się na zyski danego koncernu.

Zignorowane czerwone światła i bezpodstawne założenia prowadzą do tragedii

To nie dzieje się ”nagle”. Dramaty i tragedie jakimi są pogryzienia (w tym i te bardzo ciężkie) dzieci przez psy, poprzedza cały szereg ”nieprawidłowości”, tzw czerwonych świateł niedostrzeżonych lub zignorowanych zarówno przez właścicieli psów, jak i opiekunów dzieci -i wcale nie tak rzadko okazuje się, że właściciel psa, który zaatakował dziecko, jest równocześnie rodzicem albo członkiem bliskiej rodziny dziecka, które padło ofiarą ataku. Musi zadziałać wiele czynników, by finalnie doszło do nieszczęścia. Myślę, że nie będzie nadużyciem założenie, że poza naprawdę absolutnie skrajnymi przypadkami, w rodzaju ”ataku agresji psa, wywołanego działaniem u niego guza mózgu”, tragedie są do uniknięcia, można im zapobiegać i były/są możliwe do przewidzenia, przede wszystkim dlatego, że rodzajów psiej agresji jest kilka.

Agresywne zachowania u psów powodować mogą; dziedziczne zaburzenia psychiczne, wynikający ze starzenia się zespół zaburzeń poznawczych, fizjologia (wpływ hormonów u osobników dojrzewających), choroba (i np. ból, który jej towarzyszy), tzw ”trudna przeszłość” psa, która nie została ”przepracowana” (i tym samym nie istnieją ani świadomość opiekunów zwierzęcia na temat ryzyka, z którym wiąże się uczestniczenie zwierzaka w pewnych sytuacjach, ani procedury przeprowadzania psiaka przez te ryzykowne sytuacje) oraz całkowity brak socjalizacji, ”socjalizacja niepełna” lub nieprawidłowo przeprowadzona. Agresja nigdy nie jest normalnym stanem. Normalnym stanem ducha jest asertywny spokój, agresja jest odstępstwem od tej normy. Jest zrozumiała, uzasadniona, o ile jest dostosowaną, adekwatną do sytuacji, reakcją np. na naruszenie przestrzeni i agresywne, zagrażające przewodnikowi lub samemu psu, zachowanie napastnika. Ta ‚normalna agresja’ ustępuje po tym, jak zagrożenie mija, pies się uspokaja (z pomocą przewodnika lub bez niej) i wraca do stanu asertywnego spokoju.

Kiedy więc słowo ”adekwatna” nie oddaje istoty rzeczy, agresja jest ”czerwonym światłem”, którego nie wolno ignorować, szczególnie, gdy pies przejawiający niepożądane, nieprawidłowe zachowanie, ma kontakt z dziećmi. Powiedzmy sobie wprost, istnieje zasadnicza różnica pomiędzy tym, co jest normalne, a tym do czego ktoś się przyzwyczaił i co zaczął za ”normalne” uważać.

Agresywne zachowanie psa/ człowieka można wytłumaczyć np. rosnącą frustracją, ale stan sfrustrowania nie jest normą. Kiedy agresywne zachowanie nie jest adekwatne do sytuacji, w której występuje, nie można zgodzić się ze stwierdzeniem, że ”agresja jest normalna”, bez względu na to czy rozpatrujemy przypadek dotyczący człowieka, czy psa. Kiedy jakiś człowiek np. na potrącenie przez innego, w zatłoczonym miejscu publicznym, zareaguje uderzeniem łamiącym nos temu, kto go przypadkowo potrącił, nie powiemy, że ”zachował się normalnie”, bo tego rodzaju reakcja nie jest adekwatna do wywołującego ją ”bodźca”. Kiedy pies zachowuje się agresywnie, bo ”jest chory” i cierpi z powodu bólu, możemy zgodzić się z tym, że jego zachowanie jest konsekwencją stanu, w którym się znajduje, ale nie powiemy, że ”zachowuje się normalnie”, bo choroba to nie jest normalny stan itd.

Większość z ludzi żyje w bezpodstawnym przekonaniu, że ”Każdy pies wie, że dziecko to dziecko” i że ”Każdy pies musi traktować dziecko we właściwy sposób” – najprawdopodobniej takie osoby uznają, że psy (i to wszystkie) traktują dzieci ”dokładnie tak samo, jak ludzie” (rzecz jasna ci ”dobrzy ludzie”). Nie. Nie każdy ”pies wie, że dziecko to dziecko”. Tylko normalne, niezaburzone psy z prawidłową socjalizacją, właściwie prowadzone rozumieją, że dziecko jest ‚ludzkim szczenięciem’ czyli człowiekiem na wczesnym etapie rozwoju. Takie psy, znowu to powtórzę: jeśli w zachowaniu dziecka coś im ”nie pasuje”, oddalają się od niego. Po prostu. A właściciel i/lub rodzic dziecka, widząc, że pies przerywa interakcję z dzieckiem, rozumie, że w ten sposób pies komunikuje ”Mam już dosyć” i to szanuje (#Empatia).

Założenie zgodnie z którym ”Każdy pies wie, że dziecko to dziecko” jest tym bardziej szkodliwe, wręcz niebezpieczne, że jak już powyżej wspomniałam, wśród tzw specjalistów, osób, które zajmują się tzw szkoleniem psów lub brylują jako behawioryści i tym samym wpływają na to, jak postrzegają ”prawidłowe wychowanie psa” osoby psy posiadające, nie jest trudno znaleźć takich, którzy twierdzą, że psy po prostu ”mają prawo” zachować się agresywnie, zareagować agresją np. na to, że dziecko (taki czteroletni brzdąc) piszczy albo „intensywnie wpatruje się jakiemuś psu w oczy”. Zaniedbaniem bardzo wielu rodziców jest nienauczenie dzieci, że nie wolno jest im zbliżać się do obcych psów i usiłować ich dotykać.

Nienauczenie dzieci poszanowania przestrzeni zwierząt, ze szczególnym uwzględnieniem kotów, które ”się nie obcyndalają” i ”jadą pazurami jak leci”, i psów, których zachowania mogą być od kocich zdecydowanie bardziej ostre i niebezpieczne, jest wielkim zaniedbaniem niektórych spośród rodziców. Jednak jeszcze większym zaniedbaniem ze strony posiadaczy psów, które dodatkowo przebywają w przestrzeni publicznej (nierzadko bez smyczy i bez kagańca, biegając luzem) lub przy innych okazjach mają kontakt z małymi dziećmi (np. dziećmi znajomych swoich właścicieli), jest nienauczenie ich psów, że dzieci są ludźmi na wczesnym etapie rozwoju, ‚ludzkimi szczeniętami’ i jako takie są dla nich nietykalne.

Powtarzam kolejny raz; każdy pies musi rozumieć, że dziecko = szczenię, a szczenięta ”nie rzucają wyzwań”, są bezbronne, ale przede wszystkim nietykalne. „Intensywne wpatrywanie się jakiemuś psu w oczy przez małe dziecko” nie może być przez psa interpretowane jako ”wyzwanie”.Ludzkie szczenięta są dla psów nietykalne nie tylko dlatego, że są bezbronne, są nietykalne także lub przede wszystkim dlatego, że, upraszczając, nie należą do psów. Dzieci-ludzkie szczenięta należą do swoich ”właścicieli”, czyli ludzi i to ludzie ”rozporządzają swoimi szczeniętami”, i to oni je korygują oraz, kiedy zachodzi taka potrzeba, bronią swoich ‚szczeniąt’ tak, jak broni swoich szczeniąt suka-matka, a więc zaciekle i za wszelką cenę.

Powtórzymy, bo to jest niezwykle istotne

Jeżeli ktoś dopuszcza i uznaje za normę takie postawienie sprawy, w którym pies to, że małe dziecko ”patrzy mu w oczy”, odbiera/ interpretuje/ rozumie jako ”wyzwanie do walki”, ”wyzwanie do określenia lub potwierdzenia swojej pozycji społecznej względem dziecka”, etc., to taki ktoś, jak ten pies, w dużym skrócie, ma coś nie tak z głową. Ktoś taki, powtórzymy, bo to jest niezwykle istotne, przede wszystkim dopuszcza jako normę szalenie niebezpieczną ewentualność, że pies może nie rozumieć czym jest dziecko i z tego powodu je zaatakować. Że może spośród możliwych strategii społecznych, wybrać skrajną, krańcowo nieadekwatną do sytuacji i absolutnie niedopuszczalną. Na gryzienie dzieci przez psy, nie może być przyzwolenia. Ludzie, którzy tłumaczą zachowanie psa; ”Zaatakował, bo odebrał wpatrywanie się w niego dziecka, jako zagrożenie i wyzwanie do walki”, kompromitują się. Tacy ”trenerzy”, ”szkoleniowcy”, ”behawioryści” itp., są kompletnie niewiarygodni i po prostu niebezpieczni dyletanci. Dzieci to ‚szczenięta ludzi’, nie stanowią żadnego zagrożenia, więc traktowanie ich, jak osobników stwarzających zagrożenie, atakowanie przy użyciu zębów (najcięższego ”arsenału”), jak równych sobie przeciwników, jest niedopuszczalne. Jest przejawem zaburzenia psychicznego, którego człowiek odpowiedzialny i myślący, przewodnik psa, nie może akceptować. Normalny pies wie, że dziecko = szczenię człowieka, a szczenię nie jest dla niego zagrożeniem. Psy atakujące dzieci po prostu nie są normalne, są bardzo zaburzone, bo reagują skrajnie nieadekwatnie do sytuacji, krańcowo intensywnie. A wszystko dlatego, że ich właściciele/ opiekunowie zaniedbali swój obowiązek nauczenia ich czym są dzieci i prawidłowego odnoszenia się do dzieci-ludzkich szczeniąt.

Psy zaburzone, bez prawidłowej socjalizacji, nienauczone poszanowania przestrzeniludzi, a więc i małych dzieci, niewidzące w nich ‚ludzkich szczeniąt’, mogą postrzegać dziecko jedynie jako jakieś bliżej nieokreślone ”stworzenie”; ”źródło bodźców”, ”coś na czym łatwo jest się wyładować, bo jest słabe i małe”, ”coś dzięki czemu można rozładować instynkt, używając ‚tego’ w (tzw) zabawie lub np. ”coś, co łatwo upolować”.

”Fajna” i ”niefajna” patologia

Pomyślcie o tym przez chwilę, o właściwym odnoszeniu się psa do dziecka, jako ‚ludzkiego szczenięcia’. Są ludzie, którzy uczą psy, że używanie zębów w tzw zabawie psa z człowiekiem jest ok, że łapanie człowieka zębami jest ”spoko”, że można chwytać dłonie właściciela i je ”memlać”, i to jest ”cool”. I robią tak, uczą ”zabawy zębami” swoje psy ludzie posiadający małe dzieci(!). Skąd założenie, że pies ”sam z siebie, na pewno” będzie umiał ”określić dopuszczalne natężenie memlania”, kiedy tak samo, jak ze swoim właścicielem będzie próbował ”bawić się” z dzieckiem? Zwłaszcza, gdy się nakręci, czyli jego ekscytacja poszybuje na wysoki poziom. Czy ten typ posiadaczy psów w ogóle zadaje sobie tego rodzaju pytania? Czy myślą o tym, że pozwalając psu, aby w tzw zabawie ”traktował ich zębami”, uczą go, że ich status społeczny (tym samym status społeczny ich dzieci) wcale nie jest wyższy niż jego? Czy myślą o tym, że w pewnych okolicznościach stworzenie (wcale nie na pewno dla takiego psa, ”dziecko”), które zacznie wydawać z siebie piski, bo pies je ugryzie albo ”tylko złapie zębami”, może tymi wydawanymi przez siebie dźwiękami ośmielić psa do zintensyfikowania działania?

Albo sfrustrowane, zaburzone psy-zaganiacze (nie mam w tym momencie na myśli żadnej konkretnej rasy, chodzi mi o zachowanie), które ”zaganiają” bawiące się dzieci, kąsając je w pęciny, traktując je tak, jakby dzieciaki były owcami, zachowują się wysoce nieodpowiednio, ulegając impulsowi ”zaganiania”. ”Zaganiacze” pobudza do działania zachowanie dzieci, ich ekscytacja, wydawane przez nie dźwięki, bieganie i ”rozbieganie się stada”. ”Zaganiacze” chwytają i/lub kąsają dzieci, czasem nawet kaleczą je zębami… Inne zaburzone, sfrustrowane psy do bardzo niebezpiecznego ”stanu ducha” i w skrajanych przypadkach działania, pobudza impuls, który pojawia się u nich, kiedy czują określony zapach albo słyszą specyficzne dźwięki, np. kwilenie niemowlęcia. Zapach i/lub kwilenie i inne odgłosy wydawane przez malutkie dzieci, ekscytuje je i pobudza. Dźwięki dodatkowo mogą kojarzyć z odgłosami wydawanymi albo przez piszczące zabawki, bardzo je ekscytujące i pobudzające specyficzne cechy typowe dla ich rasy lub tzw typu, albo z piskami istot, które atakują (w tym psów, z którymi się ”bawią”) podczas tzw spacerów i/lub uśmiercają podczas ”polowań” w czasie tych tzw spacerów (gryzonie, jeże, ptactwo, koty itd.). Różnica w postrzeganiu ”odjazdów” ”zaganiacza” i ”psa mordercy”, jest taka, że głupi, nieuważni i niemyślący ludzie uważają zachowanie ”zaganiacza” za ”zabawne i nieszkodliwe” (No, chyba, że ”w zabawie” ”zaganiacz” złapie zbyt intensywnie czyjeś, obce [nie swojego właściciela], dziecko, które się przestraszy, popłacze itd. i którego rodzic dziko się wk…rwi, i zrobi aferę w związku z tym, że pies ugryzł/ pokaleczył zębami jego dziecko). Podczas gdy zaatakowanie leżącego w łóżeczku, na kanapie czy na kocyku, na podłodze, niemowlęcia przez psa, kiedy jego właścicielka, ”mama dziecka wyszła tylko na chwilę wywiesić pranie do ogrodu”, natychmiast uruchamia jednoznacznie wszystkich, którzy o takim zdarzeniu cokolwiek usłyszą. Dla wszystkich jest jasne, że pies, który zaatakował niemowlę jest, delikatnie mówiąc: ”zaburzony”, ale nie kojarzą z patologią zachowania zaganiacza, który używa zębów w ”zabawie z dziećmi” – WTF? Że niby jeden ”się tylko bawi” a drugi ”po prostu morduje”?

W jednym i w drugim przypadku pies, którym kieruje impuls, używa zębów w stosunku do ‚ludzkiego szczenięcia’, jednak ludzie ”wartościują” te zachowania. Nie ma w tym logiki, ale jedno zachowanie jest ”zabawne” i ”raczej nieszkodliwe”, a drugie jest ”przerażającym atakiem”. Najprawdopodobniej dzieje się tak ze względu na drastyczną różnicę skutków zachowania obu zaburzonych, sfrustrowanych, nieprawidłowo socjalizowanych albo wcale niesocjalizowanych, ulegających impulsom psówOba zachowania są patologiczne. Jednak dokąd nienauczony poszanowania przestrzeni osób, a więc i małych dzieci, innych psów oraz zwierząt, zaburzony, sfrustrowany, nieprawidłowo socjalizowany albo wcale niesocjalizowany, ulegający impulsom pies, ciężko nie zrani lub wręcz nie zagryzie małego dzieciaczka, ludzie nie widzą problemu. Nie widzą go choć i ”zaganiacz”, i ”pies morderca”, kierują się impulsami, które powinny niepokoić zarówno opiekunów psa jak i dziecka, z którym taki pies ma kontakt. Jeden i drugi naruszają przestrzeń ‚ludzkich szczeniąt’, używając przy tym zębów, ale ludzie widzą problem tylko w przypadku wybitnie tragicznego w skutkach zdarzenia.

Należy zmienić sposób myślenia o tym, co jest ”ok” a co ”ok” nie jest. Żaden pies, w żadnych okolicznościach nie może używać zębów w stosunku do ‚ludzkiego szczenięcia’, czyli dziecka. I dokąd ludzie, zwłaszcza posiadacze psów, osoby na co dzień mające z psami styczność, tego nie zrozumieją nic się nie zmieni, nic się nie ruszy w tzw ”budowaniu świadomości”.

Pies bez prawidłowej socjalizacji, zaburzony, nie postrzega dziecka jako ‚ludzkiego szczenięcia‚, którego przestrzeni osobistej, ”mydlanej bańki” nie wolno mu naruszać. Postrzeganie przez psa dziecka jako ‚ludzkiego szczenięcia‚ automatycznie oznacza, że bez zezwolenia człowieka nie wolno mu do dziecka się zbliżać i w żaden sposób go dotykać, włączając w to korektę i ”grożenie”, nawet zamkniętym pyskiem.

Jeśli pies nie został nauczony przez swojego właściciela, by każde dziecko postrzegać jako ludzką istotę, tyle że na wczesnym etapie rozwoju, po prostu ‚ludzkie szczenię‚, które to przede wszystkim powinno być dla niego nietykalne tak, jak nietykalne dla innych psów, są szczenięta urodzone przez sukę, przez okres kilku pierwszych tygodni ich życia, generalnie, dokąd matka nie zadecyduje, że inne osobniki mogą mieć kontakt ze szczeniakami, i które w żaden sposób fizycznie nie jest w stanie mu zagrozić, dziecko może być dla niego ”jedynie źródłem bodźców” lub stworzeniem, na którym łatwo jest mu się ”wyżyć”, odreagować frustrację, gdyż ma nad nim przewagę.

W skrajnym przypadku może oznaczać to np., że niemowlę lub nieco starsze dziecko (2-4 letnie), pies może traktować jako ”stworzenie”, które jakoś nieskoordynowanie się rusza i wydaje z siebie dźwięki. ”Stworzenie”, które psa impulsywnego, żyjącego wiecznie w stanie ekscytacji/ frustracji (także zalęknionego), psychicznie zaburzonego, mającego ”spapraną psychikę”, nienauczonego, że asertywny spokój jest wymaganym stanem psychicznym do bycia ”blisko ludzi”, a spokój i poddanie woli przewodnika jest jedynym stanem, w którym pies może przebywać w pobliżu dzieci-ludzkich szczeniąt, psa, u którego ekscytacja łatwo eskaluje, nienormalnie pobudza. Stworzeniem, wydającym dźwięki, które takiemu psu mogą przypominać dźwięki wydawane przez gumowe, piszczące nakręcające go i wprowadzające w stan ekscytacji (przez, którą trudno się przebić właścicielowi, kiedy chce wydać psu polecenie), zabawki. Albo gorzej, uśmiercane, ”upolowane” na ”spacerach” np. kury, czy koty. Tak więc poważnie zaburzony pies, może nie tylko widzieć w dziecku ”stworzenie”, na którym łatwo jest mu odreagować stresy i frustracje jego codziennego życia, ale w pewnych okolicznościach, może nawet na dziecko ”zapolować”, może widzieć w nim ”źródło pokarmu”. Innymi słowy, ciężkie pogryzienie, czy wręcz zagryzienie może być polowaniem, które zakończyło się sukcesem, uśmierceniem ofiary, której pies w żaden sposób nie utożsamiał z ”dzieckiem”.

III. Liczą się intencje (nie trzeba się bać psów)

Wracając jednak do sytuacji bardziej codziennych, typowych dla przechadzek w przestrzeni publicznej: nie trzeba się bać psów! Trzeba po prostu wziąć głęboki wdech i zrozumieć, że to nie wina psa, że ma właściciela bez wyobraźni albo szacunku dla innych, bo do tego sprowadza się wprowadzanie w przestrzeń publiczną psów, które nie mają przygotowania do przebywania w publicznej przestrzeni.

Nastawienie z jakim obce psy naruszają naszą przestrzeń jest kluczową kwestią, a zdecydowana większość z tych, które w przestrzeni publicznej bezceremonialnie naruszają osobistą przestrzeń obcych ludzi, nie ma ”złych intencji”, one po prostu nie umieją się zachować. Niektóre osoby bardzo niepokoi nagłe psie zainteresowanie, uważają, że skoro nie prowadzą obok siebie ”wabika” w postaci innego psa, to nie powinni być dla psów ”interesujący”. I tego typu uprzedzonym i zazwyczaj psów się obawiającym (bezpodstawnie lub w wyniku przykrych doświadczeń) osobom, trudno jest wytłumaczyć, że w większości te psy są jedynie ciekawskie i chcą ”wiedzieć co jest grane” (np. te, które podbiegają lub ciągną na smyczy, by ”powąchać z bliska” osobę, która właśnie przechodzi) lub kojarzą bliskość ludzi z czymś przyjemnym; uwaga, mizianie, jedzenie, nauczone, że kiedy ktoś sięga do kieszeni, to po to, by dać psu smakołyk (taki nawyk ma wiele psów nieudolnie przez swych właścicieli ”szkolonych” przy pomocy smakołyków. Albo są znudzone (np. ”stróże spod budki z piwem”, ujadające i podążające za kimś, kto przechodzi w pobliżu, kiedy ich właściciel ”piwkuje”), a ludzie, z którymi zazwyczaj mają do czynienia, przyzwyczaili je do tego, że ich zachowanie, ów brak poszanowania przestrzeni (także) obcych ludzi, jest akceptowany. Te psiaki zapomniały o zasadach savoir vivre i tym, że nie można ot, tak wchodzić w osobistą przestrzeń, dlatego, że ludzie nie zwracają uwagi na rolę osobistej przestrzeni w interakcjach z nimi, ucząc je w zamian ekscytacji, jakopożądanego stanu psychicznego do bycia ”blisko ludzi”. Lub po prostu nie dają im wskazówek odnośnie tego, jak mają zachowywać się ”zamiast”, pozwalając, by same ”decydowały”. Te psiaki są pogubione, ale kierują nimi inne nawyki niż psami zwyczajowo dominującymi swoje otoczenie, więc jest je znacznie łatwiej i przy użyciu zdecydowanie lżejszych bodźców, wybić z ”nieokrzesania”, kiedy próbują naruszyć naszą przestrzeń i sprawić, by szanowały naszą mydlaną bańkę.

Pamiętajmy także o pewnym ”wyjątku”, tj psach, które żyją w rodzinach, w których niedawno na świat przyszło dziecko. Wiele z takich psów przejawia niesłychany entuzjazm na widok spacerówek z niemowlętami lub samodzielnie już poruszających się małych dzieci. Starają się zaglądać do wózków, jakby upewniając się czy to na pewno nie ”ich dziecko” albo też rozmerdane podbiegają do maluchów, licząc, że ten ludzik niedaleko, to ”ich ludzik”. Właściciele takich psów na ogół odpowiednio wcześnie uprzedzają mamy/ rodziców z dziećmi, tłumacząc skąd te entuzjastyczne i nierzadko onieśmielające postronne osoby, reakcje, ale i same psy, nie rozpoznając w ludzikach ”swoich ludzików”, zazwyczaj nie wchodzą z nimi w kontakt fizyczny. Jedne dzieci na psie zainteresowanie reagują radością, inne mogą się przestraszyć, podobnie jak ich rodzice. Mając wzgląd na powyższe, właściciel zawsze powinien mieć oko na swojego pupila i reagować, zanim ten naruszy czyjąś przestrzeń.

*Dodatkowa uwaga odnośnie pożądanego stanu psychicznego do bycia w pobliżu ludzi: w skrajnych przypadkach, brak przygotowania psa do przebywania w przestrzeni publicznej, brak przewodnictwa ze strony człowieka, objawia się także niepewnością lub wręcz lękliwością psa w stosunku do ludzi, po prostu, jak on przebywających w tej publicznej przestrzeni, i skutkuje nieuzasadnionymi agresywnymi zachowaniami w stosunku do nieznajomych. Obiektywnie nieuzasadnionymi dla otoczenia, którego to agresywne zachowanie dotyka. Brak wskazówek ze strony właściciela, brak zrozumienia człowieka psychicznych potrzeb jego psa, tego konkretnego zwierzęcia, utrwala w psiaku ”przekonanie”, że agresja to akceptowany/ normalny stan psychiczny do ”bycia w pobliżu ludzi” i ”psychicznego radzenia sobie” z bodźcami płynącymi z otoczenia.


”Haj 24/7”

Wiele też z niewłaściwie zachowujących się psów, tj. bezceremonialnie naruszających przestrzeń obcych ludzi, jest psiakami ”tak bardzo podekscytowanymi sytuacją, że nic innego się nie liczy” i nie wiadomo nawet o jaką ”sytuację” chodzi konkretnie, bo te psiaki tak mają 24/7, to jest ich ”normalny stan psychiczny”. ”Niepilotowane” przez swoich właścicieli, nie umieją się wyciszać, przychodzi im to z trudem, a jeśli już się zdarzy, to bardzo łatwo, w jednej chwili znowu stają się nad wyraz pobudzone i ”nieokrzesane” -takie mają emocjonalne nawyki lub ”konstrukcję psychiczną”. Te psy nie zostały nauczone poszanowania przestrzeni ludzi ani innych psów. Kiedyś jako szczenięta, wiedziały ”co i jak”, ale przebywanie z ludźmi i innymi rozchwianymi psami, sprawiło, że zapomniały o normalnym, czyli spokojnie asertywnym stanie psychicznym, jako tym, z którym żyje się najlepiej i zasadach savoir vivre, w związku z czym ich podstawowym trybem działania, a więc i nawiązywania interakcji, są ”nieokrzesanie” i ekscytacja.

Takie nakręcone i ciągle się ekscytujące psy często chcą wejść w fizyczny kontakt z osobą lub psem, którego widzą, ”za wszelką cenę”. Chcą ”się przywitać” i ”bawić”, jak tłumaczą ich właściciele i cechuje je ”nieskończony entuzjazm”. Przy czym w ogóle nie czytają sygnałów, są na nie jakby ślepe i z tymi innymi psami lub ludźmi, ”komunikują się” w swoim nieokrzesanym trybie/ języku ekscytacji (Aż trafią na psa/ osobę, która je z ich stanu wytrąci). To są te psy, które tak ”nosi”, że ”z radości” zaczynają skakać na swoich właścicieli, szczekać, szarpać i gryźć smycz, na której są (jeśli są na smyczy) na widok znajomego psa albo osoby, a nawet, kiedy spotykają lub raczej jedynie mijają nieznajomych, z którymi w ”interakcję” wejść nie mogą. Inne psy i ludzie, jeśli nie postrzegają umysłowego stanu tych nakręconych psów, jako ”odchyłu od normy”, bardzo szybko wchodzą na te same obroty co one i kiedy patrzymy na takie ”zestawy” z boku, widać, że ten kociokwik pasuje wszystkim zaangażowanym, bo ekscytacja bardzo szybko się udziela (Ta sama zasada działa, kiedy na placu zabaw pojawi się rozwrzeszczane dziecko, np. non-stop piszcząca i pokrzykująca histerycznie kilkulatka, albo do restauracji wejdzie ktoś, kto bardzo głośno mówi. Inne dzieci lub goście restauracji stają się tak samo głośni. Decybele idą w górę, bo innym udziela się stan ”prowodyra” zamieszania i każdy chce być ”usłyszany”/ ”tak samo ważny” etc. I w jednej chwili to, co było w danym miejscu nienormalne staje się ”normą”). Psy kręcą się, depczą po ludziach, szczekają, skaczą na ludzi (I nierzadko na siebie, i to w takich momentach najłatwiej o ”spinę” między psami, ”spinę”, która była ”nie do przewidzenia”, ”po prostu nagle się na siebie rzuciły”), itp. itd., Ludzie się cieszą, nawet gdy pies przeżuwający smycz, zahaczy zębami o ich rękę i na tej ręce zamknie pysk, dalej go głaszczą, może powiedzą ”Auł!”, ale nie zrobią nic, by zakomunikować mu, że ”przegiął” i powinien się uspokoić. Właściciele psów ignorują fakt, że ich psy niepotrzebnie się nakręcają i przyzwyczajają się, że ich psy mają taki ”styl bycia” (Męczący wszystkich, dla których cyrk 24/7 jest nienaturalnym i niepożądanym stanem do funkcjonowania na co dzień).

Te ”entuzjastycznie podekscytowane” psy, naruszając przestrzeń innych, są pobudzone i ”przepełnione entuzjazmem” w ich zachowaniu (zazwyczaj) nie ma agresji (przynajmniej nie w chwili inicjowania interakcji). Działają po prostu tylko na jednym ”paśmie”, przyzwyczajone, że ich stan ducha i ”styl bycia” jest ”normalny”, akceptowany, pożądany i nagradzany przez ludzi i większość psów, których właściciele pozwalają na przejmowanie przez nie stanu ducha ”świrów”. Te nieumiejące nawiązywać interakcji inaczej niż w stanie niepotrzebnej ekscytacji i pobudzenia, a więc ”niechlujnie emocjonalnie”, psy, zachowują się troszkę tak, jak ludzie, którzy przyzwyczaili się myśleć, że sieciówki z fast food, to restauracje. (Nie musisz wiedzieć, którego widelca, czy noża użyć, jeśli przez całe życie stołujesz się w fast foodach i jesz przy użyciu plastikowych sztućców lub po prostu palcami.) Te psy zapominały o savoir vivre, bo nie jest im on potrzebny na ich poziomie, ludzie go od nich nie wymagają, a większość z psów, którymi mają do czynienia przejmuje ich rodzaj energii. I tak to się kręci.

O innych psach, tych nieprzejmujących od nich niepotrzebnego pobudzenia (powiedzmy, ”tych wiedzących, do którego dania, które sztućce są właściwe”), właściciele psów wiecznie nakręconych, mówią, że są ”agresywne”, gdy te usiłują korygować zbyt intensywnie się dla nich zachowujące psiaki, i z tymi innymi, niebędącymi wiecznie pobudzonymi psami, ich 24/7 nakręcone psy, nie mają styczności. (Wieczne pobudzenie i ekscytacja tego typu psów, bardzo stresuje te o mniej ”przebojowej osobowości”, te które nie umieją asertywnie ”zwrócić uwagi” narzucającym im się czubkom, i źle wpływa na psychikę tych nie dość asertywnych osobników).

Ekscytacja emocjonalnie niechlujnych psów łatwo eskaluje i niektóre wynikające z niej zachowania, zdecydowanie nie idą w kierunku budzącym pozytywne odczucia u osób, które nagle stają się ich obiektem, przeciwnie, u niektórych budzą obawy. I nie ma się co dziwić, bo pies nakręcony jest nieuważny.

Szczególnie nieszczęśliwe psy, które całe swoje życie spędzają w stanie permanentnego pobudzenia (do tego tendencję mają szczególnie terriery), właściwie to w stanie 50/50; 50%pobudzenia i 50% bezczynności&nudy, sprawią wrażenie ”łatwopalnych”. Niewiele im trzeba, żeby się podekscytować, np. widzą pokrzykujące do siebie dzieci, które bawią się piłką, kopiąc ją do siebie czy nią rzucając i zaczynają ujadać.

Frustruje je, że zapięte na smycz, którą trzyma właściciel, nie mogą znaleźć się w pobliżu wywołujących ekscytację ”bodźców”, a więc dzieci i piłki, i ”zrobić czegoś”, np. zawłaszczyć piłkę i ją ”rozpracować” na drobne kawałeczki. Byle co powoduje, że wchodzą na wysokie obroty i skupiają się na źródle bodźców, które je nakręcają. Potrafią przez 20 minut ”fokusować się” np. na ww zabawie dzieci piłką, nie spuszczając wzroku z ze sceny rozgrywającej się niedaleko miejsca, w którym zmuszone są ją ”tylko” oglądać. poszczekując od czasu do czasu, skomląc, napinając smycz i odwracając się na swojego właściciela, który w tym samym czasie zazwyczaj zupełnie ignoruje swojego psa, zajęty czymś ”ważniejszym” albo nie reaguje, bo przyzwyczaił się, że jego pies ”tak ma” i to jest jego ”normalne zachowanie”. Takie psy szarpią się na smyczy, napinają ją i próbują dostać się jakoś do przykładowej piłki, a kiedy bardzo się wkręcą, zaczynają podskakiwać, gryźć smycz a nawet ręce właściciela. Wszystkie te zachowania zdradzają poziom ich frustracji i prawdę o ich właścicielach.

Znudzonego psa może pobudzić pojawienie się człowieka lub innego psa na chodniku 15 metrów przed nim. Widzą kogoś albo jakiegoś psa i od razu kierują się w jego stronę. Puszczone luzem np. przy ogródku piwnym, w którym spędza czas ich właściciel, podbiegają do przechodzącego obok człowieka i go oszczekują. Podążają za nim, ujadając, jak wiejskie burki, choć dany człowiek nie robi absolutnie nic, po prostu przechodzi chodnikiem, ale one, znudzone, sfrustrowane i niepilnowane przez właścicieli, zachowują się w przestrzeni publicznej, jak ”psy stróżujące” na ”swojej posesji”. Takie zachowanie jest stresujące dla wielu osób, które padają jego ofiarą i kiedy obserwuję je u jakiegoś psa ”łagodnej rasy”, np. gończaka, zawsze myślę o tym, co byłoby, gdyby właściciele molosów ”zaprogramowali” ten typ nieprawidłowości u swoich olbrzymów i też puszczali je w samopas…

Zachowanie to jest także irytujące dla innych psów, niektóre czują się zastraszone, inne prowokowane, co nierzadko prowadzi do spięć. Ponieważ ”stróże spod budki z piwem”, kiedy zbliżają się do psa prowadzonego na smyczy, zdają się doskonale sobie zdawać sprawę z ograniczeń, które smycz wprowadza, nie obawiają się ”atakować”, świadome, że mogą uciec, a cel ich ataku nie może za nimi podążyć. Tłamszą też i bardzo stresują te psiaki, które ich natarczywości po prostu się obawiają, gdyż właścicielom prowadzącym ”cel” na smyczy, jest szalenie trudno przegonić te samowolne, znudzone ”wolne elektrony”. Tym bardziej, że one w ogóle nie mają zwyczaju odnosić się do ludzi. Zatrzymanie się, zwrócenie w kierunku psa stalkującego nas lub nas i naszego psa, wejście w rolę ”tarczy”/ ”pola siłowego” i głośne klaśnięcie z przytupem, w razie potrzeby wzmocnione donośnym ”Ej!”’, daje bardzo dobre rezultaty. Niektóre psy, skorygowane w ten sposób, w pierwszym odruchu kulą się, by po chwili ”poodszczekiwać się”, ale najdalej po kilku krokach, zatrzymują się w miejscu i przestają stalkować. Inne od razu zwiewają (Zaznaczam, że osobiście wyznaję zasadę, że ”To mój pies/ pies, który jest pod moją opieką, jest moim kumplem i to z tym/ moim psem trzymam sztamę i gdzieś mam to, czy moja reakcja na niewłaściwe zachowanie obcego psa, ‚zestresuje’ tego obcego psa”.)

Szybko, łatwo i na odległość

Niektórzy właściciele psów zdają się zupełnie ignorować fakt, że nie każdy musi lubić psy, nie każdy musi akceptować to, że nawet ”przepełniony entuzjazmem”, pies chce się z nim, jak powtarzają właściciele części psów, ”przywitać”, szczególnie, kiedy pogoda jest fatalna, bo pies może mieć zwyczaj skakać i opierać się o ludzi. U niektórych właścicieli tego typu psów, reakcja w rodzaju ”Pimpuś, nie skacz na pana”, okraszona przepraszającym uśmiechem połączonym ze szczyptą zażenowania i poczucia wstydu, zupełnie zanikła, zastąpiona przez pełne tępego i niemego zachwytu spojrzenie, jak ich pies opiera się brudnymi łapami o jakiegoś obcego człowieka. Najcięższe przypadki ewoluują w kierunku aroganckiego ”Jeżeli przechodzisz obok psa, to musisz się liczyć z tym, że na ciebie skoczy” – serio.

Ktoś może psów się bać, niekomfortowo z psami może czuć się jego dziecko albo po prostu, dana osoba może nie chcieć, by pies do niej, jej dziecka, czy psa podchodził i ma do tego prawo. I naprawdę nie musimy znać powodów, dla których ktoś mówi ”Stop!”. Po prostu. I opiekunowie psów powinni, mają obowiązek brać to pod uwagę. Kiedy taki ”rozentuzjazmowany” pies biegnie wprost na osobę, która nie chce z nim kontaktu, wystarczy gest stop i słowo ”Nie” wypowiedziane zdecydowanym tonem. Czasem to ”Nie!” trzeba powtórzyć, czasem klasnąć w dłonie, syknąć albo tupnąć nogą w podłoże. Ale wyłamanie się ze schematu biernego przyzwalania na wtargnięcie w mydlaną bańkę, przez ”cel”, wybija psa i każe mu ”przetrybić” co się stało (”A, nie chcą mnie tu”). I nie jest ważne co mówi właściciel psa, jak jego zachowanie tłumaczy. Jeżeli właściciel nie umie sprawić, aby jego pies samowolnie nie nawiązywał interakcji z obcymi ludźmi i nie naruszał przestrzeni postronnych osób, to nie może mieć pretensji do kogoś, kto robi to za niego, bo nie życzy sobie kontaktu z jego psem. Naprawę, zdecydowane Nie”w połączeniu z gestem stop doskonale działa i zapobiega naruszeniu przestrzeni przez nieznanego psa, przywracając komfort osobom nieżyczącym sobie interakcji z psami, tym bardziej, że działa na odległość, czyli zanim pies wejdzie w strefę osobistą, tę ”mydlaną bańkę” danej osoby.

może psów się bać, niekomfortowo z psami może czuć się jego dziecko albo po prostu, może nie chcieć, by pies do niego, jego dziecka, czy psa podchodził i ma do tego prawo. I naprawdę nie musimy znać powodów, dla których ktoś mówi ”Stop!”. Po prostu. I opiekunowie psów powinni, mają obowiązek brać to pod uwagę. Kiedy taki rozentuzjazmowany pies biegnie wprost na osobę, która nie chce z nim kontaktu, wystarczy gest stop i słowo ”Nie” wypowiedziane zdecydowanym tonem. Czasem to ”Nie!” trzeba powtórzyć, czasem klasnąć w dłonie, syknąć albo tupnąć nogą w podłoże. Ale wyłamanie się ze schematu biernego przyzwalania na wtargnięcie w mydlaną bańkę, przez ”cel”, wybija psa i każe mu ”przetrybić” co się stało (”A, nie chcą mnie tu”). I nie jest ważne co mówi właściciel psa, jak jego zachowanie tłumaczy. Jeżeli właściciel nie umie sprawić, aby jego pies samowolnie nie nawiązywał interakcji z obcymi ludźmi i nie naruszał przestrzeni postronnych osób, to nie może mieć pretensji do kogoś, kto robi to za niego, bo nie życzy sobie kontaktu z jego psem. Naprawę, zdecydowane ”Nie” w połączeniu z gestem stop doskonale działa i zapobiega naruszeniu przestrzeni przez nieznanego psa, przywracając komfort osobom nie życzącym sobie interakcji z psami, tym bardziej, że działa na odległość, czyli zanim pies wejdzie w strefę osobistą, tę ”mydlaną bańkę” danej osoby.

Cdn.

Zuza Petrykowska

Feel Free to Disagree‚ i zostaw komentarz, ale pamiętaj, że kopiowanie i wykorzystywanie całości lub fragmentów tekstu oraz zdjęć i/lub grafik bez zgody autora jest zabronione.

WYCHOWANIE I SZKOLENIE PSA: PIES I DZIECKO – CZĘŚĆ DRUGA: ”SYTUACJE SPACEROWE” (”POSZANOWANIE PRZESTRZENI” VS. ”NARUSZANIE PRZESTRZENI” W PRZESTRZENI PUBLICZNEJ, CZYLI O OBCYCH LUDZIACH I OBCYCH PSACH NARUSZAJĄCYCH PRZESTRZEŃ NASZĄ I NASZEGO PSA LUB DZIECKA.)

Wcale nie

Dotykanie psa przez obcych ludzi jest tak samo niewłaściwe, jak ”dotykanie” obcych ludzi przez psa. Koniec, kropka. Oczywista oczywistość? Wcale nie. ”Poszanowanie przestrzeni” to podstawa, której wielu psiarzy, włączając w to tych przekonanych o tym, że są ”specami” od wychowywania i szkolenia psów, swoich psów nigdy nie nauczyło. Podstawa, której deficyt objawia się w zachowaniu ich psów w stosunku do ludzi, innych psów oraz zwierząt, aż nazbyt często. Poszanowanie przestrzeni zwierząt, szczególnie psów, to także coś, o czym ludzie ”wyciągający łapy” do napotykanych, obcych psów, zdają się w ogóle nie myśleć i czego nie uczą swoich dzieci. A szkoda, bo owo poszanowanie przestrzeni to ”X factor” unikania nieprzyjemności, spin, poważnych kłopotów a nawet tragedii, przy czym wyobraźnia i empatia też nie zaszkodzą.

I o tym będzie ten tekst, o przestrzeni w kontekście ”starcia” osób zdających sobie sprawę z wagi kwestii przestrzeni w odniesieniu do interakcji ludzi z ludźmi, ludzi z psami i psów z psami oraz osób, które, mówiąc krótko, w ogóle ”nie kumają bazy”. Tymi ”niekumającymi bazy” są zarówno posiadacze psów, jak i osoby jedynie ”lubiące pieski”, ludzie, którzy bez pytania ”głaszczą” wszystkie psy oraz rodzice małych dzieci. Rodzice, którzy często nie rozumieją, że właściciele psów po prostu mają prawo żądać od obcych (w tym i małych dzieci), żeby nie pchali się z łapami, ”do głaskania”, ich psów. Oraz rodzice do szału doprowadzani ignorancją i arogancją właścicieli psów niestabilnych psychicznie, zaburzonych, które czy to prowadzone na smyczy, czy puszczone luzem, atakują dzieci, jak i dorosłych, na rowerach, hulajnogach, deskorolkach, rolkarzy, biegaczy, osoby grające np. w piłkę, etc.

Duże Zwierzę

Moje ‚kynologiczne życie’ związane jest z molosami, oznacza to min., że kiedy ja słyszę słowo „pies”, automatycznie widzę DUŻE ZWIERZĘ, średnio od 50kg wzwyż, mające „wielki łeb” i co za tym idzie duuużą buzię. DUŹE ZWIERZĘ, które stając na tylnych łapach, przednie opiera mi o ramiona i patrzy mi w oczy, jak równy z równym, choć mam 179 cm wzrostu. DUŻE ZWIERZĘ, które do kwestii „naruszenia nietykalności cielesnej” swojego człowieka podchodzi zdecydowanie ”nieentuzjastycznie”, a do naruszania swojej co najmniej z rezerwą. Oznacza to, że zawsze, kiedy idę z molosem przy nodze, muszę mieć na uwadze powyższy „bagaż”. Na ten typ psów ludzie reagują na trzy sposoby; wcale -i ten jest najlepszy i na szczęście dotyczy znaczącej większości populacji, „O dżizas! Jaki wielki, fajny pies!” lub „Co za potwór, na pewno jest agresywny”. Typ trzeci ”trzeszczy”, ale trzyma się z daleka, nie jest więc szkodliwy. Typ drugi często, w pierwszym odruchu, wyciąga łapy do „miziania” albo zaczyna mówić/piszczeć do psa, wyciągając do niego łapy i totalnie ignorując przy tym jego właściciela.

Molosy ze swojej natury są najbardziej pod słońcem stabilnymi psychicznie psami, choć zdarzają się ofiary złego postępowania ludzi i takie osobniki bywają niestabilne i nieprzewidywalne. Jednak na ogół molosy są po prostu normalne, wysoce”emocjonalnie inteligentne” można by powiedzieć i zdają się wiedzieć, że są duuuże i ”nic nie muszą” (więc np. tam, gdzie mikro-pies typu york się zapluwa, molos jedynie unosi powiekę). W związku z czym zazwyczaj bez problemu ogarniają, że dana osoba kipi entuzjazmem na ich widok i nie „odgryzają głowy” takim ludziom. Nawet jeśli ci zachowują się zaskakująco/ nienaturalnie/ niewłaściwie tj. np. nagle nachylają się nad nimi i wyciągają do nich ręce, usiłując dotykać je w miejsca z psiego punktu widzenia, strategiczne (głowa, kłąb, grzbiet) albo nawet obejmować(!). Jednak taki niespodziewany entuzjazm i bezceremonialność zachowania dziwi je, i kiedy obcy człowiek usiłuje psa dotknąć, ten uchyla się nieco i patrzy na na tego kogoś, przygląda mu się, oceniając jego zachowanie i stara zaciągnąć się zapachem obcego (tak normalne, niezaburzone psy poznają inne psy oraz ludzi -poprzez nos). Obce osoby zazwyczaj zaskoczone są stopniem ”dystansowania się” molosa do ich zachowania i błędnie ów dystans biorą za ”nieśmiałość” lub przejaw niepewności. Nie do przecenienia jest też reakcja właściciela na to, że obcy nawiązał interakcję, znalazł się blisko nich lub nawet wtargnął w ich przestrzeń. Czy właściciel jest spięty czy niezmiennie spokojny? Aprobuje to, a może nawet się z tego cieszy? W jaki sposób właściciel ustawi swoje ciało w stosunku do obcego nawiązującego kontakt? Zwróci się do niego całą sylwetką, czy jedynie odwróci do niego głowę? Czy mowa ciała właściciela zachęci obcego do podtrzymania interakcji, czy będzie komunikować obcemu, że interakcja nie jest pożądana? Czy człowiek molosa odezwie się do obcego? Jaki głos będzie mieć właściciel? Czy to co się dzieje ”jest ok”? Czy jednak trzeba się zmarszczyć, pokazać zęby i odstraszająco warknąć, bo obcy jest niepożądanym intruzem a może wręcz agresorem? Czy trzeba ”podjąć interwencję”?

Podczas późno wieczornych lub nocnych spacerów pies zwraca uwagę na otoczenie ”nieco inaczej” – z pozycji stróża i obrońcy. Staje się uważniejszy odnośnie do tego, co dzieje się w około, i ocenia to pod kątem ”normalna sprawa, nic nadzwyczajnego”, np. ktoś siedzi na ławce i pali papierosa, wychodzi z samochodu, przejeżdża na rowerze, też wyprowadza na spacer psa itp. Lub ”zachowanie nietypowe”, np. ktoś z kimś awanturuje się przed sklepem monopolowym, ale nie stanowi zagrożenia, bo nie nawiązuje interakcji z jego człowiekiem i nim. Albo ”sytuacja potencjalnie niebezpieczna”, kiedy np. ktoś, kto awanturował się przez sklepem z alkoholem, skieruje się wprost na team człowiek&molos. Kiedy nagle na drodze molosa, który ”idzie się przewietrzyć” ze swoim człowiekiem, pojawi się obcy człowiek (lub ludzie), bardzo ważne będzie to, co pies (jak i jego człowiek, który wpływa na zachowanie psa) może odczytać z tej osoby niewerbalnie. A więc, to gdzie ten ktoś jest, jaki dystans dzieli go od psa i jego człowieka, co ten ktoś robi, czy przemieszcza się, czy stoi w miejscu, jeżeli się przemieszcza to w jakim kierunku, czy zbliża się do nich i jak się zbliża, czyli jaki jest jego ”kurs” i mowa ciała, z czego zarówno człowiek, jak i pies mogą odczytać nastawienie/zamiary obcego. Czy obcy nawiąże interakcję? ”Z takim psem, to nikt pani nie zaczepi, co?” – rzuca konfrontacyjnym tonem, idący na wprost teamu człowiek-molos, obcy facet, który nie wiadomo skąd się wziął. Idzie na wprost psa i jego człowieka, choć w około ma dużo miejsca, bo chodnik jest bardzo szeroki i nie musi wybierać ”kolizyjnego kursu”. Skracając dystans, odzywa się mocnym głosem, głośno, a mowa jego ciała sugeruje, że typ, choć przecież sposób w jaki interakcję nawiązał, zwracając uwagę na ”takiego psa”, powinien podpowiedzieć mu, że to ”konfrontacyjne nastawienie”, z którym się zbliża, nie jest dobrym pomysłem, jakoś jednak ”kozaczy”. Zaalarmowany ”stylem nawiązania interakcji” przez obcego, pies interweniuje. Kiedy facet wygłasza swój tekst, nie zmieniając ani ”kursu”, ani tempa z jakim się zbliża, od człowieka molosa dzieli go jakieś 5 metrów. Pies odstrasza go i zmusza do zmiany ”kursu”, wyskakując przed swojego człowieka i wydając z sobie jedno głębokie, charakterystycznie brzmiące ”szczeknięcie”. Facet odskakuje, zastanawiająco zaskoczony ”włączeniem przez psa pola siłowego”.”No, jakby pan zgadł’‚.

Dzieci reprezentujące typ drugi ludzi ”zwracających uwagę na Duże Zwierzęta”, „atakują” psiaki, emanując bardzo niezdrową energią; są podekscytowane, dużo krzyczą, piszczą i wykonują mnóstwo dziwacznych gestów i ruchów, zbliżając się do psa i wdzierając się w jego przestrzeń. Trzeba zdawać sobie sprawę, że zwłaszcza młodego psa, takie zachowanie może bardzo niewłaściwie do dzieci-ludzkich szczeniąt, nastawić. Psy są różne pod względem psychiki i nie wszystkie mają dostatecznie silną osobowość, aby zatrzymać interakcję, która je stresuje. Są takie, które niepohamowana przez nikogo, ekscytacja dzieci może wystraszyć i sprawić, że w przyszłości, jeśli często będą mieć do czynienia z dziećmi zachowującymi się w ten sposób, gdyż ich właściciele nie będą dbać o ich psychiczny komfort, nie będą dzieci ”lubiły” i nie będą chciały mieć z nimi interakcji. Że będą się bać interakcji z dziećmi. Pies za młodu ”nieprawidłowo zaprogramowany na dzieci”, będzie reagował na nie niewłaściwie, tj stresem lub niechęcią. Będzie unikał kontaktu z nimi, a w sytuacjach, w których nie będzie miał możliwości oddalić się od nich, będzie ostrzegawczo na nie warczał lub je oszczekiwał, a być może nawet je ”korygował” fizycznie, tj przy użyciu zębów… Należy dbać o psychiczne bezpieczeństwo psa, dawać mu poczucie, że z nami jest bezpieczny, może nam ufać, bo jesteśmy dla niego wsparciem, rozumiemy go i chronimy. Nie wolno wystawiać psa, zwłaszcza szczeniaka, młodego psa, którego psychika się kształtuje, na kontakt czy to ludźmi, czy psami, których zachowanie jest dla niego zbyt intensywne, bo jest np. nie dość silny fizycznie, nie ma (jeszcze?) wystarczająco silnej osobowości, czy po prostu umiejętności sprostania danej interakcji. Ignorując brak przygotowania psiaka do danej interakcji lub narażając go na interakcje zupełnie niepotrzebne i po prostu szkodliwe, jak kontakt z dziećmi nieumiejącym prawidłowo obcować z psami, wyrabiamy w psie określone, nierzadko bardzo trudne do przepracowania, szkodliwe nawyki.

Przesadna ekscytacja dzieci, brak prawidłowej reakcji opiekunów dzieci i przede wszystkim właściciela psa, może powodować, że pies, który nie został nauczony przez swojego właściciela poszanowania przestrzeni dzieci-ludzkich szczeniąt, zechce zachowujące się w stosunku do niego zbyt głośno i intensywnie dzieci (chcące, nie zważając na wysyłane przez niego sygnały, wejść z nim w fizyczny kontakt, tj obejmować go i przytulać się do niego), skorygować, a uderzenie pyskiem, nawet zamkniętym pyskiem dziecka przez psa, dla rodzica dziecka, będzie „atakiem”. I problem gotowy. Pomijam w tym momencie fakt, że od korygowania zachowania dzieci-ludzkich szczeniąt są ludzie, nie psy i żaden pies nie powinien być wmanewrowywany przez ludzi w sytuację, w której wydaje mu się, że ma prawo ludzkie szczenię ”potraktować” zębami. Do tego wątku wrócę jednak później. (Na marginesie, psiaki niewielkich rozmiarów, na bezceremonialne naruszanie ich przestrzeni przez psy znacząco od nich większe, reagują podobnie. Tj. jeżeli owo naruszanie przestrzeni jest zjawiskiem notorycznym i właściciele małych i mikro psów nie bronią przestrzeni swoich podopiecznych przed naruszeniami ze strony osobników znacząco od nich większych, małe psiaki uczą się ”prewencyjnej agresji” w stosunku do większych od siebie psów.)

Są też psy, które niekorygowane przez swoich opiekunów, będą przejmować dziecięcą ekscytację i po prostu nauczą się, że jest ona preferowanym przez otoczenie stanem ducha właściwym w sytuacjach interakcji z dziećmi. O ile jeszcze Buldożek Francuski entuzjastycznie obskakujący kilkulatka raczej nie wyrządzi mu krzywy, to już Golden Retriver skaczący w około niego i opierający się o dziecko, może.

Właśnie z uwagi na to z jak bardzo nieodpowiednim nastawieniem (ekscytacja i brak uwagi dla przestrzeni osobistej) ludzie ”wyciągają łapy” do obcych, nieznanych sobie psów, spokojnie i kulturalnie, ale jednak warczę na obcych, którzy skrajnie bezrefleksyjnie usiłują dotykać prowadzonego przeze mnie psa (W myśl zasady, że lepiej zapobiegać niż ponosić konsekwencje czyjejś głupoty).

Nigdy też nie pozwalam, aby do psa zbliżały się dzieci, które ewidentnie (zdradza to mowa ich ciała) nie czują się komfortowo z tym, że pies znajduje się blisko nich. Chcę, żeby psiak miał kontakt tylko z zupełnie wyluzowanymi dziećmi i kojarzył interakcje z dzieciakami jako w stu procentach pozytywne doświadczenia. Nie chcę i tego nie powinien chcieć właściciel żadnego psa, aby pies miał kontakt z dziećmi, które się go obawiają i nie czują się pewnie w jego pobliżu. Dziecko, które wchodzi w interakcję z psem, ma emanować asertywnym spokojem, nie bać się gabarytów psa albo tego, że pies je ”ugryzie”. Dziecko musi ufać swoim rodzicom i mnie, jako opiekunowi psa, którzy pozwalamy na jego kontakt ze zwierzęciem, że to jest bezpieczne. Każdy inny od ”pełnego asertywnego spokoju i wyluzowania”, typ energii dziecka np. niepotrzebna ekscytacja, wiąże się albo ze stresem dla psa, albo niewłaściwym, zwłaszcza w pobliżu dzieci, wzrostem u niego ekscytacji. To trzeba zaznaczyć bardzo wyraźnie, nie chodzi o to, że ”pies może zrobić dziecku krzywdę” i je ”ugryźć”, choć zdarzają się i takie, bardzo zaburzone psy i rodzicom dzieci nie wolno ignorować ewentualności, że ich dziecko może wyciągnąć rękę do takiego właśnie psa. Chodzi o to, że w pewnych okolicznościach, ekscytacja z którą w interakcje z psem wchodzą ludzie, w tym dzieci oraz inne psy, może udzielić się spokojnemu wcześniej i dzięki temu w pełni otwartemu na polecenia właściciela, psu.

Pies nie powinien stresować się obecnością dzieci, jak i nie może się nią przesadnie ekscytować i nakręcać. Psy, które nauczone zostały, że w pobliżu dzieci nadmierna ekscytacja jako stan psychiczny, jest dopuszczalna, mogą być dla dzieci niebezpieczne; sześćdziesięciokilogramowy pies, który w zabawie skacze na małe dziecko – tyle wystarczy.

”Naruszenie nietykalności cielesnej”

Kontynuując wątek warczenia, ”warczę”, szczególnie wtedy, gdy pies idzie przy nodze i ktoś podbiega/podchodzi do nas od tyłu albo robi nagły zwrot i wyciąga łapska z boku. Nagłe, zaskakujące i bezceremonialne naruszenie przestrzeni teamu molos&jego człowiek, przez obcego człowieka (jak i w pewnych okolicznościach, psa) może skutkować atakiem. Tak, nawet jeśli ktoś „chciał tylko pogłaskać”. (Całe szczęście, że Fila Brasileiro to u nas wciąż rzadka rasa…)

Molosy to struże, psy które mają chronić swoich ludzi, swoją rodzinę i robią to na zasadzie odruchów, to ich podstawowa funkcja. Molos chroni swojego człowieka, więc spuszczenie go ze smyczy (zwłaszcza wieczorem, czy w nocy, kiedy jest ciemno), w mieście może skutkować tym, że osoby zachowujące się nienormalnie (często nie tylko) z punktu widzenia psa, a znajdujące się w pobliżu jego człowieka, np. pijane, chore psychicznie lub dziwacznie ubrane (kurtka zarzucona na ramiona i dająca wrażenie, że człowiek jest czterorękim dziwadłem), pies, zwłaszcza młody i psychicznie ciągle się rozwijający, będzie „namierzał”, podbiegał do nich i je oszczekiwał, sygnalizując właścicielowi potencjalne zagrożenie lub usiłując te osoby odstraszyć i zmusić do oddalenia się. Z wielu tego typu zachowań psiak wyrasta i nie przejawia ich jako dorosły osobnik, ale przede wszystkim psa się wychowuje, uczy, szkoli i z nim ćwiczy. Jednak ochranianie właściciela/rodziny, sprawa ”uczulenia” molosa na „naruszanie nietykalności cielesnej”, zostaje w nim na zawsze.

Problematyczne wyjątki

Większość osób, które codziennie mijamy podczas spacerów z psem, w ogóle psów nie zauważa. Nasze psy ich nie obchodzą. Niektórzy psów się boją i omijają każdego szerokim łukiem. Jeszcze inni, z tych ”bojących się”, trzeszczą pod nosem coś o tym, że ”się boją” i że ”Każdy pies powinien wychodzić na spacer na smyczy i w kagańcu” (Bo oni ”się boją” i nie ma to związku z tym, że np. pies zachował się w stosunku do nich niewłaściwie, chodzi tylko o to, że pies jest na tym samym kilometrze kwadratowym, co oni). Ale są też nieznajomi wyjątkowo bezmyślni, których irracjonalne, głupie i zaskakujące tak psa, jak i jego właściciela, zachowanie, może skutkować naprawdę poważnymi konsekwencjami. Także prawnymi i to niestety dla właściciela psa. Ten typ nieznajomych, kreujących niepotrzebne ”atrakcje” psom i ich właścicielom, psiarze nazywają min.; ”wyciągaczami łap”, ”dotykaczami”, ”głaskaczami”, ”stalkerami”, a w niektórych przypadkach ”kamikadze”. I co najgorsze, ci nieznajomi, ci pchający się z łapami do psów, to nie jest jakaś konkretna ”grupa społeczna” (czy wiekowa), to jest pełen przekrój tzw społeczeństwa, ludzie dorośli, nastolatkowie, ale zdarzają się wśród nich także małe dzieci.

Jak z dziećmi

Do niedawna nie miałam pojęcia, że tak samo, jak do obcych psów i to nie tylko ”ślicznych szczeniaczków”, ludzie wyciągają łapska do… obcych niemowlaków. Malutkie dzieciaczki rozpalają w niektórych obcych (zwłaszcza) paniach i (czasem nawet) panach nieopanowaną potrzebę ”dotknięcia”, a to rączki niemowlęcia, w to jego ”ślicznej, pucułowatej buzi”, czy też ”pogłaskania po główce”. I takie osoby, bez oglądania się na matkę dziecka, pchają łapska do wózka – WTF?

Typowa, w takich sytuacjach, całkowicie normalna, słuszna i przewidywalna (wydawałoby się) reakcja matki malca, do którego ktoś obcy wyciąga łapy, to (mniej więcej); ”Co pani robi?! Niech pani zabierze swoje brudne łapska od mojego dziecka!” (No, bo co to, cholera, za pomysł, żeby robić ”kizi mizi” obcemu dzieciakowi, tylko dlatego, że np. w wielkopowierzchniowym markecie mija się babkę pchającą przed sobą wózek z tymże maluchem?). Typowa reakcja obcej osoby, wyciągającej łapska do brzdąca, na zdecydowany sprzeciw matki, to zaskoczenie. Serio; ręka zastyga w bezruchu, gęba się rozwiera, osoba się zapowietrza, zdumienie ją paraliżuje i zamiera z rozdziawionym otworem gębowym. Matka kontynuuje w stylu ”Proszę nie dotykać mojego dziecka, ma pani/pan brudne ręce. Poza tym ja sobie tego nie życzę, to jest moje dziecko, a pani/pan jest obcą osobą”, po czym oddala się od natrętnej osoby, ostatecznie nie wybrawszy rodzaju makaronu…

Pewnie za wyciąganie łap do słodziuchnych niemowląt i nieco starszych dzieciaków, odpowiada to samo tajemnicze uszkodzenie mózgu(?), które każe (znowu) obcym osobom, bezceremonialnie, znienacka dotykać (”bo to przynosi szczęście”) wydatnych brzuchów kobiet w ciąży (Jak wtedy, gdy chwytają się za guzik na widok kominiarza). Tacy ludzie najpierw dotykają, a potem niby pytają ”Mogę?”, w istocie, trzymając już łapę na zaokrąglonym brzuchu zaskoczonej, nierzadko mocno wkurzonej takim zachowaniem, mamy.

Mieszkanie w tym samym dziesięciopiętrowym bloku, na tej samej ulicy, czy w tym samym mieście nie czyni z ludzi ”znajomych”, ale w dzisiejszych czasach mnóstwo ludzi, na fejsbuku ma nieznajomych w znajomych, więc może to jest jakiś klucz do zrozumienia o co kaman… Nie wiem skąd w niektórych osobach przekonanie, że dotykanie obcych niemowlaków, czyichś dzieci bez zgody ich rodziców albo bezceremonialne dotykanie brzuchów ciężarnych kobiet, jest ok. Nie wiem też dlaczego niektórzy ludzie uważają, że jest ok wyciągać łapy, czy w jakikolwiek inny sposób zaczepiać obce psy lub szczenięta, niezależnie od tego czy w pobliżu znajduje się ich opiekun, czy nie.

”Strzał z liścia” vs. ”chaps”

Są dni, że zupełnie obcym osobom, zwracam uwagę, by nie usiłowały dotykać prowadzonego przeze mnie psa lub, by w inny sposób go nie zaczepiały, średnio raz na ”spacer”. Niech będzie, że Warszawa to duże miasto i to dlatego. Uważam jednak, że jest to stanowczo zbyt wysoka ”średnia”, nawet jeśli takie dni nie zdarzają się często. Każda z sytuacji, w której ktoś stawia mnie w konieczności, w której dla dobra znajdującego się pod moją opieką psa i swojego własnego (lub po prostu ”w czynie społecznym”, dla korzyści innych, macanych bez zgody swoich właścicieli, psów), zmuszona jestem zwrócić mu uwagę, aby psa nie dotykał, szczególnie, gdy usiłuje zrobić to małe, znajdujące się ”pod opieką” rodziców, dziecko, jasno pokazuje, że mamy w Polsce nie tylko deficyt edukacji w zakresie kynologii, ale i tzw wyobraźni. I kultury.

Przyzwyczaiłam się do tego, że wśród ”wyciągaczy rąk”, jest typ ludzi, w których duuuży pies budzi specyficzne emocje, rozpala w nich coś z Indiany Jonesa lub Lary Croft, choć ”chojrakami” prawie zawsze są nastoletni chłopcy i młodzi faceci (a czasem przechlani, starzy pajace). Że istnieje specyficzna korelacja pomiędzy onieśmieleniem/obawą obcych osób na widok ”egzotycznie duuużego” psa, jakąś taką fascynacją tymi jego gabarytami, wyobrażeniami na temat tego, co ten rozmiar za sobą niesie lub nieść może i chęcią przekonania się czy im, tym ”Indiana Jones’om”, którzy znaleźli się w pobliżu molosa, ”uda się wyjść z tej przygody cało”.

Idący naprzeciw mnie i psa, pod rękę z dziewczyną, facet usiłuje w tzw przelocie ”pogłaskać”, idącego przy mnie psa. Robi to w chwil, w której już się ”minęliśmy”, czyli typ wyciąga do psa rękę, znajdując się już za psem, od tyłu i nieco z boku. Wykonuje szybki, dziwny gest, jakby usiłował dotknąć psa, którego się boi. Udaje mu się dosięgnąć psiego zadu, zaskoczony pies gwałtownie odwraca głowę, ja odruchowo, smyczą szarpię za obrożę i ściągam Pluszaka bliżej siebie. Zatrzymuję się i odwracam za typem i jego dziewczyną, uspokojony przeze mnie pies, staje tyłkiem do pary, nie zwracając na nich uwagi. Pytam typa: ”Co to za głupie zachowanie było? Po co zaczepia pan tego psa? Nie zna go pan, więc niech pan do niego nie wyciąga łap. Chce pan, żeby panu ‚odgryzł rękę’?”. Typowi robi się głupio, nieco spłoszony, odpowiada coś w rodzaju: ”On nie wygląda groźnie”. Uśmiecham się. I pytam niedoszłego ”głaskacza” czy uznałby za niewłaściwe, gdyby w porywie nagłego animuszu lub też zachwytu nad powabem kobiety, która przy niefrasobliwym panu stała, jakiś zupełnie obcy typ usiłował tę panią także ”pogłaskać”, np. klepiąc ją w pupę? Oboje się obruszają. Nic sobie z tego nie robiąc, kontynuuję mniej więcej tak; ”Widzi pan, pan czuje się odpowiedzialny za tę panią, ja czuję się odpowiedzialna za tego psa. Gdyby ktoś obcy usiłował pańską towarzyszkę potraktować jak rzecz, interweniowałby pan. Tak, jak przed chwilą zrobiłam to ja, kiedy pan chciał ”pogłaskać” tego oto psa. Różnica jest taka, że gdyby, reagując np. na próbę ”macania po pupie”, pani odruchowo ”trzasnęła z liścia” amatora macanek, nikt nie miałby jej tego za złe. Po prostu, pan wziąłby na siebie ciąg dalszy ”kontaktów” z panem macającym. Gdyby natomiast pies, ten czy jakikolwiek inny, odruchowo ”odgryzł panu rękę” lub tylko pana ”chapsnął”, zrobiłaby się straszna afera i byłoby bardzo dużo pretensji. I to pretensji do mnie, jako osoby przebywającej z tym psem w miejscu publicznym i do psa, który ”bez powodu rzuca się na ludzi”. Zanim więc doprowadzi pan do sytuacji, w której będzie kreować się na ofiarę, proszę pomyśleć, nim zechce pan zaczepić kolejnego nieznanego sobie psa i narobić komuś problemów”. Po czym, życząc obojgu miłego wieczoru, kontynuowałam spacer z Pluszakiem.

Czym skorupka za młodu

Nie pomaga kierowanie uwagi ”dotykaczy” na ”kwestie własności”, tego, że Coś jest Czyjeś, np. ”To jest moje dziecko, więc go nie dotykaj” (i tu niejedna matka z powodzeniem mogłaby dodać, ”Bo ci tętnicę przegryzę”) lub należy do kogoś, jest własnością danej osoby, np. ”To jest mój pies, więc go nie dotykaj bez mojej zgody”.

W tym miejscu przypomina mi się wiele wyjaśniająca anegdota Znajomego, który wraz z żoną i dwójką dzieci wyjechał na urlop nad polskie morze. Hotel, w którym mieszkali był bardzo przyjazny rodzinom z dziećmi i do dyspozycji dzieciaków, poza placem zabaw, były różne akcesoria; rowery, hulajnogi, deskorolki itp. Tak więc, któregoś dnia Znajomy i jego nieco ponad Dwuletnia Córka, czekają sobie na ławce, w iście parkowej scenerii, na Mamę, która za chwilę ma do nich dołączyć z Niemowlęciem. Widząc stojący, tuż przy wejściu do budynku, trójkołowy, dziecięcy rowerek, dziewczynka pyta swojego tatę, czy może sobie na tym rowerku pojeździć. Znajomy, który chwilę wcześniej widział, że rowerek w tym miejscu pozostawił mały chłopiec, który wraz ze swoim tatą wszedł do hotelu, postanawia wykorzystać sytuację jako okazję do trenowania z Córką tzw umiejętności społecznych i odpowiada jej, że to nie jest jeden z tych hotelowych rowerków, że ten należy do małego chłopca, który go tu, zapewne tylko na chwilę, zostawił i że dziewczynka nie może ot, tak go sobie wziąć i zacząć na nim jeździć. Że musi poczekać aż chłopiec i jego tata wyjdą z budynku, wtedy do nich podejść i zapytać, czy nie mają nic przeciwko temu, żeby ona sobie na tym rowerku przez chwilę pojeździła. Dwulatka przyjmuje do wiadomości słowa swojego taty i teraz oczekiwanie na przyjście Mamy i Braciszka, urozmaica jej spoglądanie na hotelowe wejście i szukanie wzrokiem chłopca do, którego należy rowerek. Znajomy i jego Córka siedzą sobie na tej ławce zaledwie kilka minut, kiedy na sąsiedniej ławce, tuż obok nich, zasiada kolejny tata, z kolejnym dzieckiem, nieco starszym od Córki Znajomego, chłopcem. Sytuacja się powtarza. Chłopczyk pyta swojego tatę, czy może pojeździć na stojącym nieopodal rowerku. Tata odpowiada: ”To jest rowerek jakiegoś dziecka, nie hotelowy, więc możesz, ale szybciutko tak, żeby nikt cię nie zobaczył”.

Dwie strony medalu

Rodzinny spacer, dwie mamy, dwóch tatusiów i troje dzieci (w tym jedno około dwuletnie w spacerówce, pozostała dwójka ma nie więcej niż pięć lat i idą obok rodziców). Panie prowadzą żywą rozmowę o psach. Zakładam, że ”o psach biegających luzem, bez smyczy i kagańców”, nie ma takowych w pobliżu, ale rozumiem, że szczególnie dla rodziców posiadających małe dzieci, mieszkających w dużych miastach, w których wiele osób posiada psy, z którymi dużo czasu spędza w tzw miejscach publicznych i które to ”biegają luzem, bez smyczy i kagańców”, a edukacja w dziedzinie kynologii, zarówno w odniesieniu do samych psiarzy, jak i osób psów nie posiadających, ”leży i kwiczy”, jest to jeden z tematów zawsze na topie. Zwłaszcza, gdy media donoszą o kolejnej tragedii dziecka lub dzieci dotkliwie pogryzionych przez jakiegoś psa. Kiedy jedna z mijających mnie mam mówi …Bo nigdy nie wiesz jak taki pies zareaguje”, jako osoba przyzwyczajona do zwracania uwagi obcym, ”na pewniaka” wyciągającym łapy do psów, mam ochotę mocno babkę uścisnąć i powiedzieć jej ”Właśnie! Dlatego nigdy nie pozwalaj, by twoje dzieci wyciągały łapki do psów, których nie znają”. Ale w sekundę się opamiętuję, bo właściwie, to powinnam zapytać ją Na co? Na co nigdy nie wiesz jak taki pies zareaguje?”. Bo to jest zasadnicze pytanie. Ja mam to szczęście, że od jakiegoś czasu obcuję z normalnymi, nierozchwianymi, czyli prawidłowo zsocjalizowanymi psami, które umieją sobie radzić psychicznie z bodźcami płynącymi z otoczenia i takie psy są w moim otoczeniu, zapominam więc czasem, że nie wszystkie psy są takie…

Na co rodzic małego dziecka ”nigdy nie wie, jak taki pies zareaguje”? I jaki to ma być pies, którego ”reagowanie” jest przedmiotem rozważań, w tym przypadku, przechodzących obok mnie (idącej bez psa) obu mam? Taki ”pies w ogóle”, czy jakoś bardziej ”w szczególe”? To ma być pies prowadzony na smyczy? Czy idący bez smyczy przy nodze właściciela? Idący/ biegający luzem w pobliżu właściciela? Biegający luzem na otwartym terenie, pod okiem właściciela? Bawiący się piłką/ badylem z właścicielem, prowadzony na smyczy/ lince lub poruszający się luzem? Bawiący się na psim wybiegu z właścicielem? Biegający na psim wybiegu z innymi psami i z nimi się bawiący-ganiający? Pies w kagańcu, czy bez kagańca? Pies znajdujący się na ogrodzonej, czy półotwartej posesji czyjegoś domu, w kojcu, uwiązany do czegoś, czy poruszający się po całym terenie tej posesji i mogący wyjść poza nią? A może pies znajdujący się na ogrodzonej, czy półotwartej powierzchni terenu magazynowego, w kojcu, uwiązany do czegoś, czy poruszający się po całym tym terenie i mogący wyjść poza ten teren? Pies na terenie posesji położonej w miejscu odludnym, czy gęsto zaludnionym? Pies śpiący, czy aktywny? A może pies ”uwiązany przed sklepem”, w kagańcu lub bez? Pies prawidłowo zsocjalizowany czy pies zaburzony?

Na to, że ono, to dziecko przebywa w pobliżu np. idącego na smyczy, tuż przy właścicielu, psa lub w pobliżu posesji, na której pies mieszka, na to pies ma jakoś, ”nigdy nie wiesz jak”, reagować? Czy na dziecko, które raptownie, nieoczekiwanie dla psa, narusza jego przestrzeń albo przestrzeń jego i jego właściciela, chcąc ”pogłaskać pieska” albo dziecko, które podbiega do puszczonego luzem i bawiącego się psa, bo ”chce go pogłaskać”, czy dziecko, które wkłada jakiś przedmiot lub rękę przez ogrodzenie, za którym znajduje się pies, lub do kojca w którym pies jest zamknięty?

Reagować ma na dziecko, zrównoważone, zachowujące się normalnie, odnoszące się w swoim zachowaniu do rodziców, którzy tonują jego zachowania i reakcje, ”pilotując” dziecko i nie pozwalając mu na te przesadne, niepotrzebne i uciążliwe dla otoczenia, czyli na dziecko ”inteligentne emocjonalnie”, czy na dziecko typu ”Króliczek Duracell’a”, ”dzikie”, rozwrzeszczane, histeryczne, którego zachowań jego rodzice nie korygują? Na dziecko, które raptownie, nieoczekiwanie dla psa, narusza jego przestrzeń albo przestrzeń jego i jego właściciela, chcąc ”pogłaskać pieska” albo dziecko, które podbiega do puszczonego luzem i bawiącego się psa, bo ”chce go pogłaskać i przytulić”, czy dziecko, które wkłada jakiś przedmiot lub rękę przez ogrodzenie, za którym znajduje się pies, lub do kojca w którym pies jest zamknięty?

Tych kombinacji jest naprawdę sporo, a co za tym idzie pogryzienie ”pogryzieniu” nie jest równe.

Osobiście uważam, za jednoznaczne tzn nie do obrony przez tzw miłośników psów, sytuacje, w których pies; dostrzega dziecko, które nie zdaje sobie sprawy z jego obecności albo nie zajmuje go ona, skupia na dziecku swoją uwagę, skracając dzielący go od dziecka dystans, kieruje się w jego stronę, czyli inicjuje ”interakcję”, narusza przestrzeń dziecka i wchodzi z nim ”w fizyczny kontakt”. I w ostatecznym rozrachunku, bez znaczenia jest gdzie dziecko przebywa. Normalny, czyli niezaburzony psychicznie pies wie, że dziecko to ludzkie szczenię, które nie stanowi dla niego żadnego zagrożenia.

(Osobny tekst ”DZIECKO JAKO ‚LUDZKIE SZCZENIĘ’ W PRZESTRZENI PUBLICZNEJ -”PIES POGRYZŁ DZIECKO”, CZYLI ZIGNOROWANE CZERWONE ŚWIATŁA I BEZPODSTAWNE ZAŁOŻENIA PROWAZĄ DO TRAGEDII”)

”Misja”

W rzadkich przypadkach, które jednak od czasu do czasu się zdarzają, kiedy do głaskania psa, którego prowadzę, znienacka rzuca się, mijające nas małe (poniżej dziesiątego roku życia) dziecko, swoją dłonią, tę rączkę odbijam, ostrym tonem, wypowiadając przy tym ”Nie!”. To ostre i bardzo zdecydowanie ”Nie!” działa w obie strony, profilaktycznie także na psa, ale pada nie dlatego, że prowadzony przeze mnie pies, mógłby skrzywdzić dziecko, a dla zasady, która brzmi, że obcy nie mogą dotykać psa. Prawie zawsze, dopiero na to moje ”Nie!” reagują mamusie i/lub tatusiowie. I wtedy słyszę, że ”To tylko dziecko, …”że dziecko ma prawo”…, ja jestem ”agresywna”, …”a jak pies nie wie, że to dziecko, to powinno się go uśpić” i tym podobne uwagi. Opowiadam wtedy, zawsze to samo;

prowadzę psa na smyczy, dziecko narusza przestrzeń moją i mojego psa,

mój pies nie jest ”dobrem ogólnym”, jest moją własnością i obcy nie mogą go dotykać,

pana/pani/państwa oburzenie jest nie na miejscu, bo to pani/pan/państwo nie dopilnowała/ł/liście swojego dziecka i pozwoliliście mu na ryzykowne zachowanie,

mój pies jest stabilnym psychicznie zwierzęciem, ale może się zdarzyć, że kiedyś pani/pana/państwa dziecko wyciągnie ręce do psa i będzie chciało ”pogłaskać” psa, który stabilny psychicznie nie jest albo ”nie będzie w formie”, bo np. coś go będzie bolało i taki pies to dziecko ugryzie,

uważam też za znacznie mniejszą szkodę fakt, że maluch dziś się ewentualnie ”popłacze” z powodu mojego ”Nie!”, niż gdyby w przyszłości jakiś pies miał mu ”odgryźć rączkę”, życzę owocnych refleksji na temat tego, co zaszło.

Wyprowadzanie psa na spacer przypomina prowadzenie samochodu; można być kierowcą, uważnym, czujnym, zdecydowanym, mieć lata doświadczenia, ale są jeszcze inni użytkownicy drogi…

”Prowadzenie psa w kagańcu” po to, aby ”uniemożliwić mu ugryzienie” kogoś, kto ”tylko chciał go pogłaskać”, czyli spełnianie oczekiwań lub nawet żądań osób zachowujących się niewłaściwie, roszczących sobie prawo do, w istocie naruszania przestrzeni mojej i mojego psa, bez ”skutków ubocznych”, jest dla mnie absolutnie nie do przyjęcia. Nie godzę się na to, aby obcy macali moją własność i mam do tego pełne prawo, bo jak zaznaczyłam powyżej, pies jest własnością właściciela, a nie ”dobrem publicznym”. I last but not least nie zamierzam także ograniczać swobody, ”karać” psa normalnego i całkowicie poprawnie reagującego na ewentualne naruszenie przestrzeni przez obcego i mogącego dla mnie stanowić zagrożenie, człowieka lub innego psa, za nienormalne/ zagrażające zachowanie zupełnie obcych ludzi lub psów.

Na szczęście do dużego molosa bardzo rzadko kleją się łapki kilkulatków. Takie dzieci zazwyczaj albo psa zupełnie olewają, albo zachwyconym spojrzeniem podziwiają ”wielgachnego psa” z bezpiecznej odległości, wskazując na niego mamie, tacie, czy innej dorosłej osobie, z którą są. Albo też obawiają się samej obecności psa, tego, że znajduje się on kilka metrów od nich i jeżeli znajdują się z nim po przeciwnych stronach jednej ścieżki, mijają go szerokim łukiem.

Są też dzieciaki, które bardzo ekscytuje samo mijanie psa – i to pewnie ten typ w przyszłości zostaje ”Indiana Jones”. Kilkulatki, które najprawdopodobniej obawiają się(?) psa w duuużym rozmiarze i które jakoś dziwnie się nakręcają, kiedy mijają go (prowadzonego przeze mnie, zawsze w takich przypadkach po zewnętrznej, czyli tak, aby utrudnić maluchom fizyczny dostęp do psa). Takie dzieci, mijając nas wykonują całe mnóstwo nieskoordynowanych ruchów i gestów, przybierają dziwne pozy, wyginają się, jakby usiłowały ”przykleić się” do swoich opiekunów, piszczą przy tym, tupiąc nóżkami i podskakują, czasem śmieją się albo nawet krzyczą. Generalnie, zachowują się dziwnie, przesadnie i nienormalnie, w sposób, który niestabilnego, rozchwianego psychicznie psa, który w przeszłości nauczył się reagować na dzieci nieadekwatnie, może pobudzić nawet do ataku na nie. Niejednokrotnie obserwowałam tego rodzaju potencjalnie niebezpieczne zachowanie kilkuletnich dzieci, podczas wystaw psów, szczególnie tych w ciepłej porze roku, organizowanych na świeżym powietrzu.

Uwaga dodatkowa: koszmar wystaw psów

”Wycieczki” składające się z rodziców, dzieci, dziadków, cioć i nie wiem kogo jeszcze, nierzadko pchają się w wąski przesmyk pomiędzy ringami, wprost w stado kilku, kilkunastu, oczekujących wraz ze swoimi opiekunami, na ocenę, psów. Ludzie tacy, nie wiedzieć czemu, uparcie ładują się w te wąskie przejścia, chociaż nie czują się komfortowo w pobliżu grupy argentynów, kanarów czy innych tego rodzaju psów. Pchają się pomiędzy zwierzaki, niejednokrotnie poddenerwowane atmosferą wystawy lub obecnością innych, aktywnych płciowo samców, czy suk. Pchają się z małymi, nawet cztero-pięcioletnimi dziećmi, które nie są z dziesięć razy bardziej od dorosłych, którzy je pomiędzy psy ciągną, przygotowane do tego, by znajdować się tak blisko dużych, obcych dla siebie i zapewne, zwłaszcza z ich punktu widzenia, wyglądających groźnie, psów. Kiedy tacy ludzie w końcu przejdą, nie wywołując przy tym poruszenia wśród psów, co nie zawsze się udaje, często zachowują się tak, jakby urwali się wprost z filmu o przygodach Indiany Jonesa, jakby jakimś cudem udało im się przejść wiszący nad przepaścią most, z omszałych desek i zbutwiałych lian.

Niestety, prawda, która ”łowcom przygód” nie przychodzi do głów i którą zazwyczaj nie są zainteresowani, wygląda tak, że na wystawach psów, panuje specyficzna atmosfera, za co odpowiada fakt, że na małej przestrzeni, w dosyć stresujących warunkach, spotyka się z sobą i przebywa w swoim otoczeniu, wiele aktywnych płciowo osobników i co trzeba sobie jasno powiedzieć, nie zawsze zwierzęta te są prawidłowo zsocjalizowane. Te psy są bardzo róże, bo ich właściciele są różni. Nie każdy pies jest stabilny psychicznie, nie każdy właściciel/wystawca ma więź ze swoim psem i nie każdy jest w stanie przewidzieć zachowanie swojego psa, prawidłowo na nie reagować lub mu przeciwdziałać. W tego typu napiętej atmosferze łatwo o spięcie. Rasowe psy bardzo często kupują bardzo przypadkowe osoby… Może się zdarzyć, że wywołana przejściem grupy ”wycieczkowiczów” zmiana pozycji, ustawienie któregoś z psów względem innego, nawet niewielka zmiana w odległości dzielącej dwa osobniki i to, że ich spojrzenia się skrzyżują, może skutkować poważnym spięciem. Trzeba też pamiętać o tym, że spora część tzw hodowców psów, swoje psy z kojców ”wyciąga” jedynie na wystawy. Oznacza, że takie psy nie są przyzwyczajone do radzenia sobie z ogromem bodźców, którymi skutkuje wydarzenie takie, jak wystawa; mnóstwo innych psów, tłumy obcych ludzi, itp. I sobie z nimi nie radzą, bo nie umieją sobie z nimi radzić. Takie psy mogą przejawiać zachowania zupełnie nieadekwatne do sytuacji, przesadne, skrajne i tym samym niebezpieczne.

Ze względu na to, że na wystawach psów bywa bardzo tłocznio, opiekunom psów, w sytuacjach, w których w wąski, pełen psów przesmyk, uparcie ładuje się grupka pozbawionych wyczucia i wyobraźni, ”turystów”, pozostaje jedynie reagowanie na to, że ”ci ludzie już tu są”. To reagowanie sprowadza się do tego, że każdy z opiekunów stara się skupić uwagę swojego psa na sobie. Co może się wydawać niedorzeczne, ale jednak też się zdarza, kiedy opiekunowie psów, przekierowują uwagę swoich podopiecznych na siebie, obcy także usiłują to zrobić, cmokając do psów, czy próbując je ”w przelocie” pogłaskać.

Kiedy takim osobom zwraca się uwagę, że swoją ”nieroztropnością”, czy wręcz głupotą narażają na niebezpieczeństwo siebie, a przede wszystkim swoje dzieci, odpowiadają arogancko ”Przecież nic się nie stało”, albo ”Jeżeli psy są agresywne, to nie powinny przebywać wśród ludzi”. Na uwagi przypominające im, że wystawa to wydarzenie przede wszystkim dla hodowców i posiadaczy rasowych psów, a publiczność jest tylko dodatkiem, odpowiadają, że skoro kupili bilety, to mają prawo tu być. Błąd w rozumowaniu tego typu osób polega na tym, że nikt nie odmawia im prawa do wykorzystania zakupionego biletu i przebywania na terenie wystawy. Chodzi jedynie o to, że to nie publiczność jest na tej imprezie na pierwszym miejscu i że w związku z tym osoby postronne, niebiorące bezpośredniego udziału w wydarzeniu, powinny zachowywać się w sposób, który nie zakłóca spokoju wystawców i ich psów.

Wracając jednak do wątku ”mijania psa na ulicy”, przez pewien typ dzieci; rodzice/ opiekunowie takich dzieci nie korygują ich zachowania. Poza, jakimiś niby żartobliwymi wrzutkami w rodzaju ”No, już, już, uspokójcie się”, nie słychać ze strony opiekunów takich dzieci żadnych konstruktywnych uwag. Nie zwracają uwagi na to, że zachowanie dzieci jest wysoce niewłaściwe, że ich ekscytacja, piszczenie, pobudzenie są nie na miejscu, że nie mają powodów zachowywać się w tak nienormalny, histeryczny sposób i że w pewnych specyficznych sytuacjach, zachowanie to może przyczynić się do tragedii. Z opiekunami tego typu dzieci nie wchodzę w dyskusje, szkoda mi czasu i energii, bo ”całego świata i tak nie uratuję”. Wyjątkiem są sytuacje skrajne, kiedy np. takie dziecko, przechodząc tuż obok mnie i psa, zupełnie nie ogarniając otoczenia, zaczyna krzyczeć i wywijać jakimś badylem lub zabawką w rodzaju plastikowego miecza (Takie dzieci zdolne są nawet do tego, żeby ”pacnąć” trzymanym w rękach przedmiotem mijającego ich psa). W takich sytuacjach zawsze opierdz…elam opiekunów dziecka. Pies, może się wystraszyć, może dziecko oszczekać, może pochwycić kij czy zabawkę, a ja dowiem się od niepokalanych myśleniem ”opiekunów” dzieciaka, że prowadzony przeze mnie pies ”zaatakował ich dziecko”.

Pompowanie fobii

Równie irytujący jest typ rodziców, dziadków, cioć itp., generalnie opiekunów małych, obawiających się psów, ”bo tak i już”, czyli nauczonych strachu przed psami, dzieci, którzy ten, najczęściej irracjonalny strach, dzieciaków przed psami, jeszcze podsycają, na widok psa, mówiąc coś w rodzaju ”Odsuń się, bo cię pogryzie”, kiedy dzieciak mija zwierzaka. Powiem wprost, kiedy takie teksty słyszę odnośnie psa prowadzonego przeze mnie, kiedy dotyczą psa, którym ja się opiekuję i nad którym ja sprawuję kontrolę, czuję się obrażona i delikatnie mówiąc, wkurzona.

Jeśli taka sytuacja zdarza się akurat w dniu, w którym mam ochotę spełnić dobry uczynek, zatrzymuję się i zadaję pytanie takiemu bezrefleksyjnemu opiekunowi dzieckaDlaczego straszy pan/pani to dziecko moim psem?”. Na ogół takie osoby są zaskoczone tym, że się zatrzymuję i że się do nich zwracam. Niektórzy, opryskliwie ucinają próbę nawiązania rozmowy, inni opowiadają coś w rodzaju ”Bo to jest wielki pies i groźnie wygląda”. Kiedy słyszę taką odpowiedź, zwracam opiekunowi dziecka uwagę na to, że ”Przecież widzi pan/pani, że ten konkretny pies jest bardzo spokojny i w nosie ma pana/panią i wasze, idące od niego w odległości kilku metrów, dziecko. Co w jego zachowaniu jest pana/pani zdaniem groźne? Rozumiem, że jego wygląd, tj ”rozmiar” robi na panu/pani wrażenie i pan/pani nie czuje się komfortowo z wrażeniem, które ten pies na panu/pani robi, ale on w żaden sposób nie okazuje, żeby w najmniejszym stopniu zajmowała go państwa obecność. Co więc jest w jego zachowaniu groźne?”. Zazwyczaj w trzecim lub czwartym zdaniu, podczas tego typu rozmowy, która rozwija się w miłą pogawędkę, dochodzimy do istoty problemu. Czyli tego, że ”dziecko boi się psów”, bo …psów boją się jego opiekunowie. I ok, ja to rozumiem. Rozumiem, ze ludzie mają różne doświadczenia, które zdecydowanie wpływają na ich odbiór otoczenia i że (niestety) zaszczepiają swoje lęki swoim dzieciom. Jednak, kiedy mam do czynienia z kimś, kto jest ”lekko uprzedzony” do psów, ale nie jest do nich zdecydowanie negatywnie nastawiony, tłumaczę, że pies, który przy mnie w tym momencie stoi, siedzi (albo już nawet leży na boku i drzemie), jest bardzo fajnym, zrównoważonym zwierzem (co zresztą potwierdza jego zachowanie w takich sytuacjach) i nie powinien być używany do tego, by utrwalali w dziecku fobie przed psami. Jest wyluzowanym zwierzakiem bez problemów. Nikogo nie atakuje, jest otwarty na zawieranie nowych znajomości z innymi fajnymi i wyluzowanymi istotami. Jeżeli więc on, taki wielki, wyluzowany Pluszak, ma być przykładem ”niebezpiecznego psa, który na pewno ugryzie, jeśli tylko dziecko się do niego zbliży”, no to koniec, pozamiatane, dzieciakowi zostaje tylko terapia na zamkniętym oddziale szpitala psychiatrycznego.

Wychodzę z założenia, że warto poświęcić kilka minut na rozmowę z opiekunami dziecka i samym dzieckiem, przy okazji. Jeśli to konieczne, można na chwilę kucnąć przy swoim psie, znaleźć się twarzą w twarz z małym człowiekiem i powiedzieć coś w rodzaju ”Nie musisz się Pluszaka obawiać. Kiedy ty się go przestraszyłaś/eś, on zajęty był wąchaniem żywopłotu i patrzeniem na gołębie, nawet cię nie widział. Nie zauważył cię, a kiedy cię dostrzegł, co zrobił? Nic. Bo on nic nie robi małym dzieciom, które sobie idą na spacer z rodzicami. Nie musisz bać się obcych psów, które idą na smyczy ze swoimi właścicielami i nawet na ciebie nie patrzą. Tak, długo jak ich nie dotykasz, nie musisz się ich obawiać, tylko dlatego, że one są niedaleko ciebie. Kiedy my sobie rozmawiamy, widzisz co on robi? Wącha powietrze, wciąga do swojego wielkiego nochala twój zapach i tak dowiaduje się, kim jesteś. Pluszak tak cię poznaje, wcale nie musi do ciebie bardzo blisko podchodzić, ani cię dotykać. Wystarczy, że powącha powietrze dookoła ciebie, nie musi robić niczego więcej. Kiedy będziemy się mijać następnym razem, będziesz wiedzieć, że nie musisz się Pluszaka bać”.

Ważne są ”małe kroczki”. W takich rozmowach najbardziej chodzi o to, żeby tego typu rodzice tego typu dziecka, jak i samo tego typu dziecko, zobaczyli, że mogą przez kilka minut znajdować się w pobliżu ”wielkiego zwierza”, stać metr od niego i ”wyjść z tego cało”. Żeby wierzyli, jeśli właściciel psa mówi im, że ”Obsadzanie w roli agresywnego psiego zwyrola akurat mojego psa, bo jest duży i wam się coś w związku z tym wydaje, jest cholernie niesprawiedliwe”. Żeby zobaczyli, jak zachowuje się zrównoważony pies, w pobliżu obcych ludzi. Że pies, który nie łasi się do obcych, nie jest psem ”nieprzychylnym” ludziom, czy wręcz agresywnym w stosunku do nich. Pies, który nie narusza przestrzeni dopiero co poznanych ludzi, trzyma dystans dwóch, czy trzech metrów, nie jest ”niemiłym”zwierzęciem, jest zrównoważonym i dobrze wychowanym psiakiem. To działa, kiedy po chwili namysłu opiekun dziecka stwierdza, że spotkanie z wcześniej nieznanym psem, może być miłym zdarzeniem, min dlatego, że psy zazwyczaj skaczą na ludzi, ekscytują się, bywają nachalne, a ten sobie siedzi i patrzy na motylki.

W tego rodzaju rozmowach nie chodzi też o to, aby uczyć dzieci ”jak mają dotykać psy, które poznają”. Przeciwnie. Ja ograniczam się do powtarzania, że nie dotyka się psów bez zgody ich właścicieli i skupiam się na tym, żeby podkreślić, że nie ma potrzeby dotykać psa, którego się ”poznaje”.

Wskazówka → zachowanie → nagroda -ludzie i psy ”w pętli nawyku”

Ludzie, którzy mają w zwyczaju zaczepiać psy, robią to nawykowo, bezrefleksyjnie. I to zachowanie przekazują sowim dzieciom i/lub wnukom. Takie osoby oczekują, że psy będą okazywać ”zadowolenie” (manifestowane zazwyczaj ekscytacją) z tego, że zostały zaczepione, że ”zwrócą na nich uwagę”, ”zamerdają ogonkiem”, ”podejdą do nich” i ”dadzą się pogłaskać” – i do takich reakcji ”u wszystkich” psów, są przyzwyczajeni. Dla nich ”normalne jest” nawiązywanie kontaktu z psem tak, jak nawiązują go z człowiekiem; poprzez wzrok, werbalnie i dotykiem. Zarażają psy tym niewłaściwym sposobem nawiązywania kontaktów z ludźmi i uczą je, że takie zachowanie, skutkujące u psów nawykowym brakiem poszanowania przestrzeni ludzi, jest właściwym – psy są głaskane, ludzie poświęcają im uwagę, czasem dają smaczne kąski, a więc nagradzają psy za to zachowanie, utrwalając w nich określony nawyk. Tacy ludzie, nawykowo zaczepiający nieznane sobie psy, uczą swoich bliskich, w tym przede wszystkim dzieci, tego nieprawidłowego, niekiedy wręcz niebezpiecznego podejścia do psów, jako ”normalnego” i ”właściwego” sposobu ”nawiązywania z psami interakcji”. Skutkuje to tym, że dzieciom, które przez swoich opiekunów nauczone zostały, że ”psy się dotyka”, trudno jest wytłumaczyć, że nie powinny naruszać przestrzeni psów, których nie znają, bo ”nie każdy pies lubi, kiedy obcy go dotykają”.

I tak, choć większość psów, nie potraktuje malca z taką intensywnością, z jaką mogłaby potraktować osobę dorosłą, to nie należy igrać ze szczęściem.

Warto poobserwować przez jedno popołudnie, w jakimś parku lub w innym popularnym miejscu do wyprowadzania psów, jak bardzo zaburzony dziś jest ”rytuał powitania” psa z człowiekiem i człowieka z psem. I jak powszechnie ”normalne” i ”zwyczajne” to jest dla ”miłośników psów”. Popatrzcie, jak wiele postronnych osób reaguje ekscytacją na ”śliczne pieski”, zwłaszcza ”szczeniaczki” i że od razu chcą tych psów dotykać. Choć ich nie znają, choć te zwierzęta są dla nich zupełnie obce, choć nie mają z nimi żadnej więzi. I jak te psy reagują w odpowiedzi. Psom niewłaściwie prowadzonym, ekscytacja ludzi udziela się – ich właściciele pozwalają na to, wzmacniając nieprawidłowe nawyki, które otoczenie takich psów, z właścicielem włącznie, w nich zaszczepia. Zafundujcie sobie chwilę refleksji na ten temat.

Niewiele jest psów niezaburzonych, prawidłowo zsocjalizowanych, mających uważnych i mądrych właścicieli, którzy od początku, od pierwszych chwil, kiedy przysposabiają szczenię, nie psują go i zachowują w nim to „bycie psem” – wszystko to, co typowe jest dla psa jako gatunku i czego nauczył się wcześniej od swojej mamy. Psów, które ludzi i inne psy (oraz zwierzęta) poznają nosem, poprzez zmysł węchu, z pewnej odległości, zaciągając się ich zapachem, nie naruszając ich przestrzeni, bezceremonialnym w nią wtargnięciem i dając sobie czas na odczytanie sygnałów, które w związku ze spotkaniem przekazuje im napotkany pies (lub np. kot). Same tym zachowaniem, tj. zachowaniem dystansu, przekazują napotkanemu psu, że znają zasady, rozumieją jak działa psi savoir vivre i nie dążą do konfliktu – udowadniają to szanując przestrzeń napotkanego psa. Zrównoważone psy nie zaczynają interakcji z innym psem od wtargnięcia w jego przestrzeń lub przestrzeń jego i jego przewodnika. Tak robią psy zaburzone. Co ważniejsze, zrównoważone psy nie rozpoczynają interakcji tylko dlatego, że jakiś pies, czy człowiek pojawił się w pobliżu. Psy nie muszą nawiązywać interakcji ze wszystkimi psami, czy osobami, które napotykają. I psy niezaburzone tego nie robią. Niezaburzone psy umieją wybrać właściwą dla konkretnego przypadku strategię społeczną. Niezaburzone psy posiadają umiejętność wybierania psów, jak i ludzi, z którymi chcą mieć interakcję i upewniają się, że druga strona też tej interakcji chce. Niezaburzone psy wszystkiego, co z psiego punktu widzenia ważne, dowiadują się o napotkanym psie, czy człowieku, wciągając w nozdrza jego zapach. Nie muszą wchodzić z nim w fizyczny kontakt typu ”nos w du…ę”. A normalne psy, tj psy prawidłowo socjalizowane nie polują na tzw spacerach, oznacza to, że np. ”nie ganiają kotów” itp.

Wiele niewłaściwych zachowań psychicznie zaburzonych i niestabilnych psów, jest dziś uznawanych za normalne. Wiele też z tych zachowań np. przesadna ekscytacja, powodowana byle bodźcem np. pojawieniem się nieznajomego człowieka, który do psa zaczyna cmokać i mówić, podbieganie psa do obcej osoby, obskakiwanie jej itp., uznawanych jest dziś za normalne i pożądane – i to zarówno przez właścicieli tak zachowujących się psów, jak i osoby tym psom obce. Zdecydowana reakcja psa, którego przestrzeń zostanie bezceremonialnie naruszona, tj. korekta skierowana do napastliwego psa, który niezaburzonemu psu „na dzień dobry” pcha nos w du…ę, przez właścicieli napastliwych, zaburzonych psów odczytywana jest jako „reakcja przesadna” i „przejaw agresji”. Korekta jest właściwą reakcją normalnego, niezaburzonego psa na nie przestrzeganie „procedur” psiego savoir vivre przez stalkera. Nie ma w korekcie przesady. To naruszenie przestrzeni przez przez psiego intruza można traktować, jako zachowanie zabarwione agresją; skraca dystans, omija procedury, narusza przestrzeń…

W stosunku do ludzi, molosy są cierpliwsze i po prostu odsuwają się, utrudniając obcym fizyczny kontakt. Typ ludzi nawykowo zaczepiających psy, psy, których nie ”cieszą” ich zaczepki, uznaje za dziwne, ”podejrzane”, a kiedy zwraca się im uwagę, by nie wyciągali łap do naszego psa, często odpowiadają, że ”Jeśli jest agresywny, to powinien chodzić w kagańcu”. Tego rodzaju osobom nie mieści się w głowach, że niektórzy właściciele psów po prostu nie życzą sobie dotykania ich psów przez obcych ludzi, a niektóre psy ”z natury” nie są fanami ”skracania dystansu” i ”spoufalania się”, jak ich właściciele i ”kontakty towarzyskie” utrzymują tylko z wybranymi ludźmi. Zdaję sobie sprawę, że od ignorantów ciężko jest wymagać ”zrozumienia specyfiki rasy”, ale nie uważam, wymagania od nich, by ”otwarli się na przyjęcie do wiadomości, że nie każdy pies to Labrador”, a słowo ”własność” nie jest pustym wyrazem, za zbyt wygórowane.

Nie każdy pies to ”Labrador”

Molosy wciąż są u nas dosyć ”egzotycznym” typem psów. Ludzie nawykowo ”witający się z wszystkimi pieskami” i do wszystkich ”piesków” wyciągający ręce, żeby je ”głaskać”, w większości nie są przyzwyczajeni do ”sposobu bycia” molosów i tego, że one nie ”łaszą się” do obcych i nie reagują entuzjazmem a’la labek na ”łaszenie się” obcych ludzi do nich. Molosy, w przeciwieństwie do psów innego typu, nie ekscytują się tego rodzaju zachowaniami nieznanych sobie osób, nie reagują tak, jak osoby nawykowo zaczepiające wszystkie psy, są przyzwyczajone, że psy reagują. Nachalne zachowanie ze strony obcych ludzi; zaczepianie, cmokanie, skracanie dystansu, czyli podchodzenie, wyciąganie rąk, aby ”pieska dotknąć i pogłaskać”, nachylanie się obcych nad nimi, nierzadko w oczekiwaniu, że ”piesek da buziaka”, uznają za dziwaczne, niekiedy nawet alarmujące, zachowanie, które kiedy je zmęczy, potrafią skorygować warknięciem lub ”dosadnym” szczeknięciem.

Dlatego też bardzo niewłaściwe jest pozostawianie molosa samego np. uwiązanego ”przed sklepem”. Nigdy nie można być pewnym, że nie pojawi się ktoś, kto zechce nawiązać ”interakcję” z naszym psem, mimo tego, że nasz pies nie będzie miał ochoty na interakcję z tą osobą. Pies może mieć pecha i w czasie, kiedy my będziemy wybierać pomidory, przed naszym psem może wyrosnąć pijany człowiek, który uważa, że ”lubią go wszystkie psy”…

Zmieniają się kynologiczne mody, zmienia się i rola psa. Szczurołapy zostały ”psami towarzyszącymi” i dziś (niektóre) np. Jack Russell Terriery przegryzają się przez kanapy i polują na wypełnione pierzem poduszki, lecząc ”rozłąkówki”, podczas nieobecności właścicieli, zaganiacze stały się psami ”sportowymi” i ”rodzinnymi” lub ”rodzinno-sportowymi”, więc sfrustrowane (niektóre) np. Border Collie, kąsają dzieciarnię po kostkach, kiedy ta bawi się w ogrodzie, a na spacerach, co kilka kroków wykonują obrót wokół własnej osi… Ale molosy niezmiennie wyczulone są na ”poszanowanie przestrzeni” i ”naruszenia nietykalności cielesnej” (własnej i swoich właścicieli), mimo ”mód”, nie przyjęły się” jako np. ”ulubione psy emerytek” i w większości wciąż wykonują pracę, do której zostały stworzone; są stróżami i obrońcami człowieka.

”Osoby decyzyjne” vs. cała reszta

Wiele jest osób uważających, że ”spacer z psem” służy do tego, żeby pies zrobił ”siusiu” i ”kupkę”, i żeby ”się wybiegał i pobawił z innymi psami”. Nie. To są ”sprawy”, które pies załatwia ”przy okazji”. Prawdziwy spacer służyć ma do rozbudowywania i wzmacniania więzi pomiędzy przewodnikiem a psem. ”Wychodzenie z psem z domu”, poza teren posesji, czy mieszkania, przemieszczanie się z nim, ”spędzanie czasu na świeżym powietrzu”, w ”miejscach publicznych”, mają być okazją do rozbudowywania i wzmacniania więzi pomiędzy przewodnikiem a psem oraz służą socjalizacji psa. To nie ma być tak, że kiedy tylko pies się ”wysika”, automatycznie ma biec w kierunku najbliższego psa po to, żeby mu ”włożyć nos w d…pę”, choć właśnie tak wygląda ”scenariusz” typowego ”spaceru” większości psiarzy z ich psami. Pierwszy, dłuuugi ”sik” i fruuu, nie oglądając się na właściciela, ”błyskawica” mknie w stronę najbliższego psa, nawet jeśli musi pokonać 200 metrów. ”Błyskawica” nie interesuje się tym, czy ten pies w stronę, którego biegnie, ma ochotę na interakcję, takie psy nie czytają sygnałów, bezceremonialnie, znienacka naruszają przestrzeń innych psów, ludzi i zwierząt, są zaburzone i generują spiny lub wręcz problemy… Dlaczego tak się zachowują? To proste. Ich właściciele nie mają im nic do zaoferowania, nie budują z nimi więzi, nie starają się być ich przewodnikami, te psy nudzą się, rządzą nimi impulsy i frustracje, a człowiek na końcu smyczy, to tylko żywy podajnik na karmę.

To właściciel psa, w ”idealnym świecie” równocześnie jego przewodnik, ma być dla psa centrum zainteresowania. To nie pies ma sobie ”organizować czas”, to przewodnik ma mu go organizować. Jednak dla większości psów ich ludzie są tylko właścicielami, ”przewodnik” to dziś prawdziwa rzadkość.

Właściciel powinien być dla psa najbardziej interesujący na świecie, czyli także podczas ”spaceru”. W swoim zachowaniu pies ma się odnosić do właściciela, a nie jest tego nauczona przytłaczająca większość psów. W każdym razie nie jest nauczona robić to zawsze i w tym problem. Pies nie powinien, nie może samodzielnie ”podejmować decyzji”. Nie może samowolnie oddalać się od właściciela, rozpoczynać interakcji z; innymi psami, ludźmi, zwierzętami. Prawidłowo prowadzony pies, tj. prawidłowo wychowywany, socjalizowany, uczony-trenowany, mówiąc potocznie ”ułożony” pies, w swoich zachowaniach odnosi się do swojego przewodnika. W dużym skrócie i upraszczając, robi tak dlatego, że przewodnik jest dla niego ”osobą decyzyjną”. Pies, który nie uprawia ”samowolki”, nie jest uciążliwy dla otoczenia.

Stabilny psychicznie, zrównoważony emocjonalnie i prawidłowo zsocjalizowany pies, czyta sygnały płynące z otoczenia, a więc sygnały, które wysyłają inne psy, ludzie oraz zwierzęta i razi sobie psychicznie z bodźcami, które z otoczenia płyną. Pies, który swojego właściciela traktuje jako swojego przewodnika, nie oddala się od niego samowolnie i samowolnie;

nie inicjuje interakcji z innymi; psami, zwierzętami oraz ludźmi,

nie narusza przestrzeni innych; psów, zwierząt ani ludzi,

a w ostateczności; nie wchodzi w fizyczny kontakt z innymi psami, zwierzętami lub ludźmi. Niepokalani tzw myśleniem i wyobraźnią, właściciele, nie będący dla swoich psów przewodnikami, swoją ignorancją, która zazwyczaj idzie w parze z arogancją, stwarzają zagrożenie dla otoczenia.

Byłaby ”wtopa”

Molos potrafi zareagować, także wtedy, gdy ”naruszenie nietykalności cielesnej” dotyczy osoby nie będącej jego właścicielem, czy członkiem ”jego rodziny”. One po prostu nie lubią, gdy w otoczeniu ”jest jakiś problem”. Kiedy podczas jednego ze spacerów (w środku dnia), Pluszak zauważył, że dobre trzydzieści metrów (może nieco więcej) od chodnika, którym podążaliśmy, kłóci się z sobą dwóch mężczyzn i że jeden z nich wymachuje rękami, nachylając się przez opuszczoną, po stronie kierowcy, szybę, po czym w pewnej chwili, raptownie wsuwa do samochodu głowę i górną część ciała, drąc się przy tym jeszcze bardziej na drugiego typa, wk…wił się. Zatrzymał się burcząc, wycelował spojrzenie w ich stronę i aż uniósł się na tylnych łapach w górę, jak niedźwiedź 😉 po czym bardzo donoście szczeknął w ich stronę. Przekonanie go, że nie musi podejmować ”interwencji”, zajęło mi kilka dodatkowych sekund. ”Poburkiwał” tak i odwracał się, na krzyczących mężczyzn przez dobrą minutę, zanim ostatecznie odpuścił. To był czas, kiedy Pluszak zaczął dojrzewać i zdarzało mu się ”rumaczyć”. Gdyby w tym momencie biegał luzem, szczerze przyznam, że (z paru powodów) obstawiam, że tę ”interwencję”, by podjął. Podbiegłby do ”napastnika” i go oszczekał a facet …zesrałby się w gacie. Ja psa bym odwołała lub ewentualnie przyszłabym po niego, skorygowała go za ”samowolkę pro publico bono” i zapięła na smycz. Miałabym problemy (choćby z powodu obsranych spodni agresywnego gościa), ale nie aż tak poważne, jak mogłyby one być, gdyby ”napastnik” nie stał spokojnie, tylko po zesraniu się w gacie, zaczął machać łapami, próbował Pluszaka ”przepędzić”… Na szczęście, pies był na smyczy, a poza tym jest zwierzakiem, który szybko się wycisza.

”Poszanowanie przestrzeni” & ”naruszenie nietykalności cielesnej” – wątki wzajemnie się przeplatające

Należę do paru fejsbukowych grup kynologicznych i od czasu do czasu w oczy rzucają mi się dyskusje o „rozhisteryzowanych” i „przewrażliwionych” rodzicach dzieci np. do których spuszczony ze smyczy pies podbiegł, szczekając, w wyniku czego dziecko np. przestraszyło się, spadło z rowerka, obtarło sobie kolana, rozpłakało się itp. Niezmiennie zaskakują mnie wybrzmiewające z tych dyskusji i przytaczającej większości poszczególnych postów, arogancja i ignorancja psiarzy, olewanie przez tzw miłośników psów, czegoś, co w istocie sprowadza się do braku kultury i swego rodzaju ”niedorobienia” na bardzo bazowym poziomie.

Coraz więcej osób ma problem z ogarnięciem kwestii „poszanowania przestrzeni” i dotyczy to zarówno poszanowania przestrzeni innych osób, jak i zwierząt, a zwłaszcza psów. Jestem zdania, że pies ma tak być prowadzony (w znaczeniu min. wychowany), żeby nie stwarzał niepotrzebnego dyskomfortu u obcych osób. Żyjemy w społeczeństwie, więc szanujmy innych tak samo, jak siebie. Obca osoba nie musi wierzyć właścicielowi psa, że ten np. „Jest łagodny i chce się tylko przywitać”, że „Nic nie zrobi”, szczególnie, kiedy ten znienacka, bezceremonialnie narusza przestrzeń tej osoby i/lub jej psa/kota albo dziecka właśnie. Nie musi w to wierzyć i zazwyczaj słusznie nie wierzy, kiedy pies napina się, jeży, marszczy się, szczeka, warczy lub wydaje z siebie inne dźwięki, które także sugerują, że daleki jest od ”przyjaznego nastawienia” lub psychicznej równowagi, kiedy tak bezceremonialnie czyjąś przestrzeń narusza. Jednak wielu właścicieli psów notorycznie „wcinających się” podczas tzw spacerów w przestrzeń nieznanych sobie ludzi i psów, „nie widzi problemu”. Nie widzą problemu, choć ten istnieje, skoro ich pies „nie zawraca sobie głowy” np. „czytaniem sygnałów” i za wszelką cenę dąży do włożenia nosa w dupę obcego psa albo położenia mu łap na grzbiecie. Nie widzą problemu, niezależnie od tego czy ich pies, uwalany błotem brudzi kogoś czy nie, czy waży 5 czy 55kg. A sprawa jest bardzo prosta, jeżeli właściciel psa go nie kontroluje, tj. nie jest w stanie wydanym na odległość poleceniem powstrzymać go od jakiegoś zachowania i (czasem najlepiej także) przywołać go do siebie, to nie powinien spuszczać go ze smyczy (są do kupienia bardzo długie linki). Ot co.


Ale poszanowanie przestrzeni ma działać w obie strony, więc należy ludziom tłumaczyć spokojnie i kulturalnie za każdym razem, że to, że „piesek jest śliczny” nie oznacza, że trzeba się do niego pchać z łapami i go „głaskać”. Dotykanie psa przez obcych ludzi, jest tak samo nie na miejscu jak „dotykanie” obcych ludzi przez psa. I także może nieść za sobą daleko idące skutki, z tzw „pogryzieniem” włącznie.
Pies naruszający przestrzeń jakichś osób, bo te „źle/dobrze mu się kojarzą”, bo „nie lubi biegaczy/ rowerzystów/ deskorolkarzy/ rolkarzy” itp., stwarza zagrożenie dla tych osób i to właściciel psa jest odpowiedzialny za to, że w wyniku tego naruszenia przestrzeni coś się stało, bo np. biegacz skręcił sobie kostkę. Wystarczy odrobina refleksji, żeby to zrozumieć. Pies bez smyczy kieruje swoją uwagę, „narusza przestrzeń” i „rozpoczyna interakcję”, z; innym psem, jakąś osobą albo zwierzęciem? Konsekwencje ponosi właściciel psa. Niestety, sporo właścicieli psów, zamiast zastanowić się nad własnym postępowaniem, woli winą za konflikty na „psim” tle, obarczać innych, np. osoby psów najzwyczajniej się obawiające i nie życzące sobie „obskakiwania” czy innej formy psiej natarczywości, a rodziców, dla których -co zrozumiałe- ich dzieci są oczkiem w głowie, nazywać „histerykami”.

Nie dajmy się zwariować, pies może ”zrobić krzywdę”, choć nie ma to nic wspólnego z użyciem przez niego do tego celu zębów

Wie o tym każdy, kto choćby raz zaliczył entuzjastyczne ”z główki” od swojego psa albo ktoś, kogo jego pies chlasnął ogonem w tzw zacieszu. Ogonowy zaciesz na wysokości buzi małego dziecka = potencjalnie duży problem, podobnie, jak pies, który skoczy na kogoś albo o kogoś się oprze, np. o starszą osobę.

Im bardziej Puchatek zaglądał do domu Królika, tym bardziej Królika nie było

Siedzę na ławce, pies (na smyczy) waruje tuż obok. Czekamy aż ”reszta stada” skończy zakupy. Patrzę w witrynę naprzeciw ławki, w której odbija się to, co dzieje się za mną, a pies ”jest w pracy” – patrzy jak zaczarowany w drzwi sklepu. W pewnej chwili przejeżdżająca przed naszymi nosami, na rowerze, kobieta nie mogąca oderwać oczu od Pluszaka, zatrzymuje się około 2 metry od nas. Staje na chodniku, ale rower wciąż znajduje się pomiędzy jej nogami, przytrzymuje go nimi, aby się nie ”majtnął” na bok, ręce dalej trzyma na kierownicy i? Zaczyna cmokać do psa. Cmokać, piszczeć; ”Jaki ty jesteś śliczny” itp. Jest nieco pochylona w przód, kręci głową i ”jakby co” nie ma się o co ani jak oprzeć, żeby złapać równowagę. Pies nie reaguje na nią, patrzy w inną stronę. Babka nie daje za wygraną. Staje się głośniejsza i przymila się do psa bardziej. Nie nawiązuję z nią kontaktu wzrokowego, ale patrzę nią kątem oka i zaczynam wolno liczyć w myślach. Pies dalej ją olewa. Ja liczę, ciekawi mnie, jak długo tak można…

Siedzę sobie na tej ławeczce, w pozycji, która ”w razie czego”, tj w sytuacji, w której gdyby jakimś cudem pies jednak zwrócił na nią uwagę i zdecydował się do niej podbiec, mogłabym nie zdążyć go przed tym powstrzymać (Osobiście mam wrażenie, że ograniczenia, tj. specyfika pozycji, w której się znajduję, jest oczywista). Jednak pozwalam sobie siedzieć w ten sposób, bo Pluszak to nie ”typowy labek” ani inny merdacz, który ”przyjaźni się z wszystkimi” i ”do wszystkich od razu biegnie lizać ich po twarzy”, ani tym bardziej nie jest psycholem, który ”rzuca się” na ludzi, czy psy. Pluszak, im bardziej pani chce zwrócić na siebie jego uwagę, tym bardziej ostentacyjnie(?) wślepia się w drzwi sklepu. Pani zaczyna mówić do psa jeszcze bardziej, zupełnie mnie ignorując. Nie zwraca się do mnie, nie nawiązuje kontaktu ze mną, choć w duecie ja-pies, mówię tylko ja i tylko ja mogę z nią ”pogadać”. Nie, ona mówi do psa. Najwyraźniej pani jest z tych, co to ”kocha wszystkie pieski, a wszystkie pieski kochają ją” i nie zawraca sobie głowy niuansami w rodzaju ”dzień dobry” itp. Nie przeszkadza jej też, że pies ma ją w serdecznym poważaniu. Dochodzę do ”25” i zwracam się do niej, bo to, co robi, jej piszczenie i ”gadusianie” zaczyna mnie irytować;

Ja:”Proszę tego nie robić. Proszę nie zaczepiać tego psa. Nie zna go pani, więc po co pani to robi?’‚ – Pani patrzy na mnie zaskoczona i… jednoznacznie urażona.

Obca pani: ”Ale o co pani chodzi? Ja się po prostu zachwycam, bo on jest taki ładny. Tak sobie leży”... – Powtarzam więc.

Ja: ”Przecież pani tego psa nie zna, nie wie pani jak on może się zachować. Pani się nie ”zachwyca”, pani tego psa zaczepia, chociaż on ma panią w d…” – Pani patrzy na mnie bezrozumnie, więc ”lecę w kulki” – ”Może jest nienormalny i w końcu się na panią rzuci?’‚ – Pani jest zdumiona i odpowiada

Obca Pani: ”No, jak właściciel siedzi obok, to ja się nie boję. Pani jakaś dziwna jest”. – Głowa Pluszaka nie przesunęła się nawet o centymetr, wciąż wpatruje się w drzwi sklepu.

Ja: ”Proszę pani, on waży 60kg i gdyby jednak zaskoczył mnie i zdecydował się do pani podbiec, może nawet skoczyć na panią i oprzeć się o panią, to by panią przewrócił. Upadłaby pani na beton, rower by się na panią przewrócił, potłukłaby się pani i pokaleczyła, może rower też by był do naprawy i miałaby pani pretensję do mnie”. – Pani ”trybi” przez chwilę, nie bardzo wie co powiedzieć, ale nie chce się poddać, powtarza więc

Obca pani: ”Pani jest jakaś dziwna.” – Facet stojący nieopodal i palący papierosa, odwraca się w naszą stronę. Patrzy na babę, na mnie i na leżącego obok ławki psa.

Ja: ”Powtarzam pani, jeżeli on jednak zdecydowałby się do pani podejść, wystarczyłoby, żeby się o panią oparł bokiem, jak to ma w zwyczaju. Nie musiałaby na panią skakać, wystarczyłoby, żeby by panią ”walnął z łopatki”. Zachwiałaby się pani, może pisnęła z zaskoczenia albo rower wydałby jakiś odgłos i on mógłby odskoczyć albo szczeknąć, pani by się przestraszyła i przewróciła się, upadła na beton i pociągnęła za sobą rower, który by się na panią przewrócił. I to do mnie miałaby pani pretensję”. I teraz idzie bomba.

Obca pani:”Ja to robię na własną odpowiedzialność”. – Facet, raz jeszcze oblatuje nas spojrzeniem, robi specyficzną minę, kręcąc przy tym głową, po czym odwraca się i ostatecznie zajmuje swoim papierosem. Ja, prawie mam ochotę pochylić się nad Pluszakiem i powiedzieć mu coś, co zwyczajowo rozpala w nim chęć powiedzenia osobie, na którą się go nakieruje, ”Cześć”, entuzjastycznym walnięciem z łopatki, którego siła zaskakuje nieprzywykłych do tej formy powitania.

Ja: ”Jasne. I pewnie pani z tych co to ”Jeszcze żaden pies nigdy mnie nie ugryzł”. – Pani szybko mi przerywa.

Obca pani: ”Oj, ugryzł, ugryzł”… – O zgrozo, babka brzmi, jakby była dumna z tego faktu, wykonuje przy tym gest ręką, mówiący chyba coś w rodzaju ”oj tam”. Nawija dalej, ale nie odbieram już i mówię:

Ja: ”Nic dziwnego, skoro jest pani tak namolna”. Pani mówi do mnie coś jeszcze o tym, że ”piesek jest bardzo ładny”, że ”przesadzam”, że mam ”bardzo złe nastawienie” i ”problemy ze sobą”, że ”szukam dziury w całym”. Odpowiadam jej, że ”Mam problemy z takimi paniami jak pani”, życzę jej miłego dnia i proszę, żeby już sobie pojechała w swoją stronę, bo zaczyna mnie drażnić, a jak ja jestem rozdrażniona, to ten ”ładny” też staje się drażliwy. Pani zbiera się, rozczarowana, rozżalona, dogadując mi jeszcze o tym, jaka to ja jestem dziwna.

Gdyby ta pani miała odrobinę wyobraźni, wyczucia i zwyczaj myślenia o tym, co chce zrobić, zanim zacznie to robić, nie zaczepiałaby psa, ale nawiązała rozmowę ze mną, jako jego opiekunem. Wcześniej jednak zeszłaby z roweru i ustawiła go obok, dbając o to, by mieć ”wolne ręce” i ”stopami twardo dotykać ziemi”. Spotykamy wiele bardzo sympatycznych osób, które zachwycają się Dużym Zwierzem, nie stwarzając przy tym niebezpieczeństwa dla samych siebie, a nam problemów, więc to nie jest tak, że ”nie można”, trzeba po prostu ”chcieć” myśleć .

Wyprowadzanie psa na spacer i przebywanie z nim na świeżym powietrzu, w przestrzeni publicznej, wśród innych ludzi i zwierząt, przypomina prowadzenie samochodu (w skrajnych przypadkach, w strefie działań wojennych)

Im bardziej świadomym właścicielem psa się jest, im bardziej psychicznie stabilnego, zrównoważonego ma się psa, im więcej poświęca się uwagi na to, by tak było przez cały czas, im więcej pracuje się z psem i im lepszą więź z nim się ma, tym bardziej ”boli” świadomość, jak bardzo innym właścicielom psów się nie chce albo nie wiedzą, że powinni ze swoimi psami pracować. Boli, bo właściciel stabilnego, zrównoważonego psa, którego nie ekscytuje byle co i który mówiąc potocznie, jest normalny, bardzo szybko przekonuje się, doświadczając zachowania obcych psów i ich właścicieli, ale i tzw osób trzecich, że ”prewencja” nie jest tym co cechuje większość posiadaczy psów, lub obcych, wyskakujących znienacka, jak byle ekshibicjonista, ”głaskaczy”, z którymi styka się podczas ”wyjść z domu”.

Dlatego odruchowa ”ocena sytuacji”, w chwili, w której wyprowadzasz psa z terenu swojej posesji, domu lub mieszkania, to ogarnianie spojrzeniem otoczenia w momencie, w którym uchylasz furtkę, bramę lub drzwi klatki schodowej i sprawdzanie czy w zasięgu wzroku są inne psy, czy są na smyczach, czy puszczone luzem, gdzie są ich właściciele (ale też czy są dzieci, jeśli tak to w jakim wieku, są same czy z opiekunami), zanim ”włączysz się do ruchu” i trwanie w tym stanie przez cały czas spaceru, bardzo szybko staje się nawykiem, nad którym świadomy właściciel się nie zastanawia. Świadomy właściciel psa, będąc z nim w ”przestrzeni publicznej”, cały czas jest w trybie ”skanowania otoczenia”, bo choć prowadzenie samochodu, ”to proces wysoce zautomatyzowany”, jak wychodzenie z psem 😉 są jeszcze inni użytkownicy ruchu…

”Dobre rady” pani Anny

Ciepły, czerwcowy dzień, późne popołudnie. Kończymy leniwy, ponad czterogodzinny (w tym z godzinną przerwą na zacienionym skwerze) spacer po leśnej okolicy. W spacerze uczestniczą; pies (molos) znajomej, znajoma, prowadząca przed sobą wózek z małym dzieckiem i ja. Prowadzę psa na smyczy. Pies jest zmęczony, ale zadowolony, idąc memla sobie badylek, zaczepia nas tym badylkiem i jeśli tylko trafiłaby mu się okazja do zabawy z jakimś fajnym psiakiem, to z pewnością by się z nim jeszcze, co najmniej przez kwadrans, poganiał albo poprzewalał. Wychodzimy już z zadrzewionego terenu, wąską ścieżką, powoli dochodzimy do otwartej przestrzeni, terenu ulubionego przez wielu okolicznych psiarzy i ich psy (ze ścieżek korzystają też biegacze i rowerzyści itd.). Ponieważ nieopodal trwa budowa, spora część, wcześniej dostępnego psom i psiarzom terenu, została ogrodzona ”metalowym płotem”. Już prawie wychodzimy z ”lasku” na otwartą polanę, kiedy w odległości około trzydziestu metrów od nas, dostrzegam dwa, luzem puszczone psy myśliwskich ras, ”wyżełki”; biało-brązowego i czarnego. Właścicielka psa zwraca mi uwagę; Uważaj, na tego Jasnego, mieliśmy już z nim problemy. Chcę wiedzieć, co to znaczy, że ”mieli już problemy” z tym psem. Znajoma wyjaśnia, że już kilka razy się na Słodziaka rzucał i ostatnim razem go ugryzł i że namęczyła się nie dopuszczając, aby Słodziak mu ”oddał” rzucił i że kilka razy próbowała rozmawiać z jego właścicielką, ale ona puszcza oba swoje psy luzem i nic sobie nie robi z tego, jak zachowuje się Jasny Wyżełek, więc powinnam mocno Słodziaka trzymać. Ok -myślę sobie. Spoko. Idziemy dalej.

Jasny Wyżełek jest daleko od nas, co najmniej 25-30 metrów przed nami, Ciemny, jakieś pięć metrów od nas i jest ”w swoim świecie”, nie zajmuje go nasza obecność. Dla zasady jednak, bo Słodziak też nie zwraca na niego (ani na Jasnego) uwagi, omijam tego psa dużym łukiem. Jesteśmy akurat na granicy lasku i otwartego terenu, kiedy dostrzegam idącą wzdłuż wysokiego ogrodzenia, wlepioną w ekran smartfona, kobietę, którą moja znajoma identyfikuje, jako właścicielkę biegających luzem wyżełków. Pani wpatrzona w ekran telefonu, poświęca mu całą swoją uwagę. Nie widzi więc gdzie są i co robią jej biegające luzem psy. Nie widzi nas, tj. kobiety z małym dzieckiem w wózku, drugiej kobiety i molosa, którego wcześniej już atakował jeden z jej psów. Poprzednie naruszenie przestrzeni Słodziaka i jego właścicielki, przez Jasnego Psa, skończyło się na fizycznym kontakcie, kiedy biegający luzem Wyżełek rzucił się na prowadzonego na smyczy Słodziaka i właścicielka Słodzika powstrzymała, nie bez wysiłku, swojego ugryzionego już przez Jasnego Wyżełka, psa, przed przememlaniem atakującego ich intruza.

Jasny Wyżełek zauważa molosa i natychmiast kieruje się w naszą stronę. To trwa chwilę, to zawsze jest kwestia sekund. Rzut oka na panią wlepioną w telefon, pozwala mi upewnić, że zwolniła się ze swojej roli ”właściciela, kontrolera i opiekuna psów”, że ma ją w du…e, bo w telefonie ma ważniejsze sprawy. I że nie wie co robi w tym momencie jej pies, ten konkretny pies, który ma w zwyczaju bezceremonialnie naruszać przestrzeń innych psów i ludzi, i rzucać się na inne psy, i gryźć inne psy. Trzymam Słodziaka na skróconej, ale luźnej smyczy, utrzymując jego uwagę na sobie, naszym ”stadzie” i tym, że jest nam miło i przyjemnie. Może się nam upiecze?

Nie.

Nie ”upiecze się” nam. Po chwili naprężony, bojowy Jasny Wyżeł jest już przy nas, a dokładnie przy Słodziaku, którego prowadzę prawą stroną i przed którym, nieco z boku, Jasny frontem się ustawia. Agresor nie odnosi się do ludzi, nie patrzy ani na mnie, ani na drugą kobietę. Cała jego uwaga skupia się na Słodziaku. Nie sprawia wrażenia psa, który w ogóle odnosi się do ludzi. Innymi słowy, w tym momencie, nie obchodzi go moja oraz drugiej kobiety i jej dziecka obecność. Jest to pies najwyraźniej nauczony (doświadczeniem), że może samowolnie, kiedy tylko poczuje impuls, wciąć się w przestrzeń każdego człowieka, który prowadzi na smyczy psa. Odpala go pojawienie się w pobliżu innego samca i natychmiast ”rumaczy”, zuchwale wdzierając się w przestrzeń napotkanego psa (ignorując obecność człowieka), co jest sygnałem, iż tego napotkanego psa, z założenia traktuje jako osobnika uległego względem siebie. Inaczej nie przychodziłby ”jak po swoje” i nie oczekiwałby od Słodziaka, że ten zaakceptuje wtargnięcie w jego przestrzeń. Jasny Wyżeł Słodziaka widzi, jako psa, który ”wyprowadza na spacer swojego człowieka/ludzi”, a więc ludzie to dla Jasnego osobniki jeszcze mniej ważne, w sensie ”statusu społecznego” od atakowanego psa. Wyżeł wyprowadza na spacery swoją właścicielkę i jej drugiego psa, więc nie ma się czemu dziwić. Na wszelką formę oporu ze strony napastowanego psa, Wyżeł z nawykiem dominacji, reaguje agresją, tj. rzuca się do walki z psem, któremu naruszanie przez niego przestrzeni i jego dominacyjne zapędy, ”nie pasują” i który wyraźnie to manifestuje swoją mową ciała, a więc sygnałami niewerbalnymi. Wyżeł nie postrzega (w tym konkretnym przypadku) Słodziaka, mnie i Znajomej z Dzieckiem, właścicielki Słodziaka, jako ”zestawu”, nie widzi nas jako grupy, ”stada”. Nie ogarnia całości, widzi tylko jej element: psa. Intruz to pies, który poszanowania przestrzeni obcych ludzi nigdy nie został nauczony i który za naruszanie przestrzeni nigdy nie został odpowiednio skorygowany przez żadną osobę, o właścicielce, która, w tym momencie, ”jest w telefonie” i nie widzi co się dzieje, nie wspominając. Jest to pies zaburzony, przejawiający zachowania dominacyjne; wcina się w przestrzeń psów (i ludzi) i od razu ”przychodzi po swoje”, żądając całkowitego podporządkowania, pełnej uległości. Nie interesuje go żadne ”zapoznawanie się” z psem, do którego się zbliżył (ani ludźmi tego psa). Nie węszy, podchodzi napięty, sztywny i zjeżony, rzucając Słodziakowi wyzwanie. Z tym że i ja, jako przewodnik psa, którego prowadzę i prowadzony przeze mnie pies, widzimy zaistniałą sytuację inaczej niż napięty, agresywnie się zachowujący Wyżeł. Intruz nie rzuca wyzwania Słodziakowi, rzuca je naszej grupie, gdyż Słodziak nie jest, w przeciwieństwie do agresywnego Wyżła, ”wolnym elektronem”, Słodziak jest częścią grupy. Jasny Wyżeł wymaga więc uległości całej naszej grupy, której jednak nie poświęca uwagi, nie zajmujemy go jako grupa, bo za jej przewodnika bierze Słodziaka i to z nim ”chce rozmawiać”. Ale przewodnikiem w grupie Słodziaka jest człowiek.

Wyżełek jest mniej niż metr od nas. Trzymam Słodziaka na skróconej smyczy, głównie za obrożę, nie muszę teraz przejmować się tym, że mogę w ten sposób, czyli bardziej ”skracając mu smycz, zawęzić mu ‚strefę komfortu’, zaalarmować go i pobudzić do jakiegoś zachowania”, np. ”ataku na Wyżła”. Nie.

Trzymam Słodziaka na krótkiej smyczy, bo Słodziak już się zjeżył, waży 60 kg, ma wielki łeb z dużą buzią i generalnie jest Dużym Zwierzem, który sam się zorientował, że ten ile? 25 kilogramowy(?) Pieprznięty Wyżeł znowu ma jakiś problem i znowu szuka guza, bo znowu wdarł się w przestrzeń Słodziaka i jego ludzi. Zakładam też, że pamięta, że poprzednim razem ten Popieprzony Wyżeł naruszył jego i jego człowieka przestrzeń, zaatakował, rzucając się na niego i ugryzł go… Słodziaka zaalarmowało zachowanie Intruza i reaguje (zjeżony włos i mowa ciała), i to całkiem prawidłowo i przewidywalnie na fakt, że Wyżeł z nastawieniem dalekim od ”przyjacielskiego”, naruszył przestrzeń grupy; Słodziaka, jego Pani, Dziecka i moją. Słodziak będzie bronił grupy. Moją rolą jest wpłynąć na to, jakie natężenie molosowa reakcja obronna będzie mieć. Czyli albo pozwolić na to, żeby odpowiedział na wyzwanie i dopadł Jasnego Wyżła, powalił go na ziemię i zrobił co ”uzna za stosowne” (z intensywnością, której nie chcę), albo nie. Korygować go za to, że mową ciała mówi agresorowi, że jeśli ten nie odejdzie, to do walki dojdzie, bo będzie bronił ”stada”, za to, że jeży się na intruza, ewidentnie agresywnie nastawionego psa, który nagle, bezceremonialnie, narusza naszą przestrzeń i usiłuje zaatakować członka naszej grupy (czyli naszą grupę), wymuszając uległość na całej naszej grupie, nie mogę.

Chwytam za obrożę molosa lewą ręką i nieco go przeciągam bardziej w lewo, grając na czas, bo naprężony, zjeżony i nieruchomo stojący Wyżeł prowokacyjnie nie spuszcza wzroku ze Słodziaka, z którym uparcie szuka kontaktu wzrokowego. Jeśli pozwolę, by Słodziak wyzwanie rzucone przez Wyżła odebrał, by ich spojrzenia się spotkały, wiem co się stanie, Słodziak odpowie na wyzwanie i wyskoczy do Wyżła albo Wyżeł rzuci się na niego. Przeciągając łeb Słodzika, chcę też tę jego duuużą buzię oddalić od główki Wyżła, który ani razu, jak zaczarowany, nawet nie podniósł spojrzenia na mnie. Ten pies definitywnie ma spory error w głowie.

Właścicielki agresora cięgle nie ma w tej sytuacji. Nie wie, że jej szukający guza i gryzący inne psy, pies jest tuż obok nas, obcych dla niego ludzi i znacznie od siebie większego i cięższego molosa. Że wpatruje się w Słodziaka i że jeśli spojrzenia obu psów, w końcu się skrzyżują, zacznie się jazda, a molos go ”przemieli”.

Oczekiwanie, że w ciągu najbliższych sekund, coś w umyśle właścicielki agresywnego Wyżła przypomni jej, że gdzieś w pobliżu, puszczone w samopas, biegają jej psy, ”namierzy” je i w adekwatny sposób zareaguje, na to, że jej Popieprzony Wyżeł kilkadziesiąt metrów od niej, prowokuje molosa, atakując naszą grupę, uznaję za bezcelowe. Uważam, że najlepszym sposobem na przerwanie walki pomiędzy psami, jest do niej nie dopuścić. Oceniam, że to jest jedyny moment, w którym mogę odzyskać naszą przestrzeń dla nas, obronić ją zdecydowanie i tym samym uniknąć walki pomiędzy psami, wybić Wyżła z jego stanu, sprawić, by ”spuścił z tonu” i od nas odszedł. I równocześnie przypomnieć molosowi, że ja-człowiek kontroluję sytuację i jego zachowanie i ja decyduję o tym jakich środków i z jakim natężeniem możemy użyć. To jest moment, w którym mogę ”zmienić przyszłość” i wpłynąć na najbardziej prawdopodobny rozwój sytuacji, która teraz, w skrócie maluje się jako ”duża spina & szarpanina”, czyli ryzyko, że nabawię się kontuzji, nie chcąc dopuścić, by Słodziak zrewanżował się Wyżłowi za ugryzienie z poprzedniego razu (lub nowe). Oraz, że prowadzonemu przeze mnie molosowi zostanie w głowie, że ”intensywne rozwiązania konfliktowych sytuacji” są scenariuszem, o który właśnie poszerzył się nam ”wachlarz możliwości”. Nie chcę dopuścić do tego, by prowadzony przeze mnie pies nauczył się, że ”intensywne fizycznie rozwiązania” są dopuszczalne i przekonał się jak bardzo są skuteczne, bo molos jako Duże Zwierzę, w walce może zrobić krzywdę nie-molosowi.

Tak więc prawą ręką walę Wyżła z piąchy w łeb, rycząc przy tym ”Wypier…alaj!” i luzuję Słodziaka. Totalnie zaskoczony moim zachowaniem, Totalnie zaskoczony moim zachowaniem agresywny Wyżeł raptownie odskakuje i ucieka, tym bardziej, że Słodziak wzmacnia mój przekaz swoim ”rykiem”. (I niestety, to jest jedna z tych chwil, gdy okazuje się, że nie wszystko można zdziałać samą kulturą…)

Dosadne brzmienie ”słowa wspomagającego”, magicznie odkleja panią od wgapiania się w ekran telefonu, a jej głowa bezbłędnie kieruje się w stronę źródła dźwięku. Włączone przeze mnie ”pole siłowe” powoduje, że Wyżeł jest teraz kilka metrów od nas i nie jest już taki pewny siebie, jak przedtem. Jego właścicielka, w końcu zaczyna go do siebie przywoływać. Bez powodzenia. Uspokajam Słodziaka, podczas gdy Wyżeł dalej biega w samopas. Nie jestem pewna, czy Wyżełek zignorował swoją właścicielką, a ona pogodziła się z tym, że przywoływanie nie odniosło skutku, że się go ”nie dowołała”. Czy też jej pies dalej biega luzem dlatego, że nie przyszło jej na myśl, żeby agresora wziąć na smycz (Obstawiam, że chodzi o obie opcje równocześnie). Słodziak nie jest niepotrzebnie pobudzony, nie szuka kontaktu wzrokowego z tamtym psem, możliwości wejścia w przestrzeń Wyżła, nie chce mu ”wlać” i nie ”spina” go obecność osobnika, który jeszcze chwilę temu rzucał mu wyzwanie. Popatruje na niego i widzi, że Popieprzony Wyżeł jest daleko od nas, więc na powrót wchodzi w tryb ”jest nam miło i przyjemnie”. Grzecznie trzyma się mnie i sprawia wrażenie zadowolonego, w końcu zrobiliśmy razem kawał dobrej roboty, więc nie ma powodu się denerwować. Oba psy smartfonowej zombie kręcą się w pobliżu. Ciemny w ogóle się do nas nie zbliża, ta sytuacja w ogóle go nie dotyczy, ale napięty Jasny Wyżeł wciąż, ma na nas oko, tyle że teraz z około 10 metrów.

Babka zaczyna iść w naszym kierunku, z daleka nawijając coś o tym, że ”takie emocje są niepotrzebne” i dalej w ten deseń. Zakładam, że nawiązuje do ”słowa wspomagającego”, bo była zbyt daleko i zbyt zajęta gapieniem się w wyświetlacz telefonu, żeby zauważyć mój fizyczny kontakt z jej psem. ”Kontakt” dzięki któremu nasza, składająca się z mamy z niemowlęciem, psa i mnie, grupa, odzyskała swoją przestrzeń, tzw strefę komfortu, a ja nie nabawiłam się kontuzji, starając się powstrzymać Słodziaka przed ”spuszczeniem łomotu” zaburzonemu, agresywnemu Wyżłowi.

Wyżeł Wyżeł wciąż biega w około, luzem, kiedy jego właścicielka zaczyna dzielić się z nami swoimi ”uwagami”, ale w ogóle do niej nie podchodzi, nie nawiązuje z nią żadnego, nawet wzrokowego, kontaktu. Jej pies jest kilka metrów od nas, popatrując na Słodziaka, krąży po łuku, jak satelita, ale już nie ośmiela się wciąć w naszą przestrzeńi zachowuje ten stały dystans 10-8 metrów. Słodziak spokojnie stoi przy mnie. Babka podchodzi do nas (dalej nie robiąc nic ze swoim psem) na jakiś 4 metry i pieprzy coś o ”emocjach”. Odpowiadam: ”Zamiast opowiadać głupoty, niech się pani odklei od telefonu i zacznie pilnować tego co i gdzie robią pani, luzem biegające psy”. W odpowiedzi słyszę, że ”niepotrzebnie się emocjonuję”. Powtarzam jej: ”Odklej się od telefonu i pilnuj swoich psów”. A ta do mnie, że ”nie jesteśmy na ty”. No, to się poprawiam: ”Ok. No to niech się pani odklei od telefonu i zacznie pilnować swoich psów, niech się pani nauczy, że spacer z psem, to jest spacer z psem, a nie z telefonem. A kiedy się puszcza przy luzem, to trzeba ich pilnować, a nie jak gówniara wślepiać się w telefon, zwłaszcza, że jeden z tych psów rzuca się na inne”. Pańcia odpowiada mi, że moja ”reakcja była za mocna” i ”mogła wyzwolić niewłaściwe i niepotrzebne zachowania u obu psów”, że ja mogłam ”odpalić” psy. Prawie mnie zatyka z oburzenia. Agresywny Wyżełek tej bezczelnej psity, której nie było w sytuacji, którą zainicjował jej natarczywy pies, zaatakował nas, naszą psio-ludzką/ ludzko-psią grupę, a ona śmie mówić o ”zbyt mocnej reakcji”? Nie było jej w tym, bo dobre 30 metrów od miejsca, w którym ta sytuacja, w ciągu parunastu sekund, się rozgrywała, gapiła się w telefon. Pańcia Popieprzonego Wyżła nie wie o czym mówi i na innych (w tym inne psy), w tej konkretnej sytuacji mnie, jako osobę prowadzącą atakowanego psa oraz moją znajomą, czyli właścicielkę Słodziaka, przerzuciła odpowiedzialność za przebieg sytuacji, wykreowanej przez jej psa, a jeszcze konkretniej przez jej głupotę i arogancję. Sytuacji, której nie zauważała i na którą ”zareagowała” dopiero kiedy usłyszała ”magiczny wyraz”. Sytuacji stanowiącej naruszenie przestrzeni grupy składającej się z; psa, właścicielki psa, dziecka właścicielki psa i mnie. Sytuacji, w której jej pies, kolejny raz naruszając przestrzeń,”rzucał wyzwanie” 60 kilowemu Dużemu Zwierzowi, którego już kiedyś ugryzł i którego ponownie obrał za cel ataku i atakował. I ona śmie mówić coś o ”niewłaściwych zachowaniach”…

Przez chwilę wydaje mi się, że mnie krew zaleje. Oddycham. Bardzo się staram, nie obrzucić jej mięsem, na co zasługuje, jak mało który ”miłośnik psów”, z gatunku ”arogancki kretyn oderwany od rzeczywistości”. Więc mówię do niej głośno i powoli:”Kiedy pani, droga pani, zamiast pilnować swoich luzem biegających psów, gapiła się w telefon, pani pies, kolejny zresztą raz, szukając guza, przybiegł do tego molosa. Precyzując przybiegł do nas i psa, który z nami jest. Pani pies próbował rzucić wyzwanie temu duuużemu psu, starając się wywołać spinę. Już raz pani pies rzucił się na tego psa, a jego właścicielka powstrzymała swojego psa przed przemieleniem pani popieprzonego pieska. Pani widzi, że ten, to molos, że waży 60 kg i jeżeli ten molos ugryzie pani psa tak, jak pani pies ugryzł jego, to z pani psa nic nie zostanie?”. Kobieta jest odporna. Odpowiada, że ”może i tak”, że ”nie powinna była tyle uwagi poświęcać telefonowi”, ale ”ciężar” rozmowy usiłuje przerzucić na ”i tak się pani za bardzo denerwuje” i że ”powinna pani trochę poczytać”, bo ”jest dużo książek o psim behawiorze”. Serio. I się rozkręca. A ja przed oczami już widzę udostępniony tysiące razy post o tym, jak to pańcia-kretynka kreuje siebie i swojego psa na ofiarę, jak to ”agresywny molos dotkliwie poturbował (albo nawet i) pogryzł pieska myśliwskiej, łagodnej rasy”. I wyobrażam sobie, jak mógłby wyglądać teraz jej popieprzony, agresywny pies, gdybym nie przywaliła mu z piąchy w łeb, ale pozwoliła, żeby ”pieski rozwiązały sprawę pomiędzy sobą”. Tj. gdybym albo dała im dodatkowych parę sekund, żeby ”lont się dopalił”, albo gdyby nie udało mi się utrzymać sprowokowanego Dużego Zwierza i molos też choć raz ”ugryzłby” Wyżełka (Przecież zaatakowany przez wyżła molos, mógł w tym momencie nie być na smyczy. Poza tym, jak wiemy pozwalanie psom na interakcje, kiedy są na smyczach nie jest najlepszym pomysłem, więc mogłabym też odpiąć smycz molosa od jego obroży, żeby psiak miał pełen komfort, jak wyżeł i może molos by ”uciekł”, unikając konfrontacji, nie? …) I co najgorsze, że molos zaliczyłby walkę, co mogłoby bardzo niekorzystnie wpłynąć na jego psychikę i wyrządzić mu naprawdę wiele szkody. Człowiek, przewodnik musi pomagać swojemu psu unikać niepotrzebnego stresu, a niekiedy wręcz traumy.

Baba nawija, a ja w głowie mam neon ”No żesz k… !” -ale nie mówię tego na głos. Jako osoba emocjonalnie inteligentna, wiem, że myślenie o tym dlaczego i jak bardzo ta pani mnie wk…wia, tylko pogarsza sytuację. Opanowuję się, patrzę na Słodziaka, pies jest wyluzowany, czyli nie jestem tak ”poirytowana”, jak mi się wydawało. Niestrudzenie kulturalnie odzywam się do tej pani: ”Wszystko co pani mówi o książkach i czytaniu jest bardzo fajne, zarąbiście brzmi pani w teorii, jak tak sobie pani coś trzeszczy, ale po całości daje pani du..y w praktyce. Co pani robiła, kiedy pani pies znowu napadał na stojącego przy mnie psa i szykował się, żeby znowu się na niego rzucić, przecież już raz go ugryzł. Udzielała pani komuś porad behawioralnych przez fejsbuka?”. Wtedy pani od Popieprzonego Wyżła, zgodnie z zasadami ”nie mam argumentu, to cię będę ignorować”, zwraca się do mojej znajomej, właścicielki Słodziaka (która odeszła z wózkiem nieco dalej, żeby się nie denerwować i nie obudzić dziecka) i krzyczy do niej, że one ”się chyba znają”. Patrzę i nie dowierzam, nie dość, że bezmyślna, to jeszcze tupeciara (która dalej nie ogarnia co robią jej psy, tak zajęta jest wydawaniem z siebie dźwięków). Moja znajoma, zniesmaczona potwierdza: ”Miałyśmy już okazję rozmawiać. Kilka razy zwracałam pani uwagę, żeby pani pilnowała swojego psa, bo jest agresywny, a mnie nie chce się szarpać po to, żeby powstrzymywać mojego, przed ”zrobieniem z nim porządku”. Arogancka właścicielka Popieprzonego Wyżła, nie odnosi się do słów właścicielki Słodziaka, odpowiada mojej znajomej, że ta ”musi koniecznie mi wytłumaczyć, że przy takim psie, przy molosie nie można się tak unosić”, że ”do molosa trzeba mieć podejście, bo to są bardzo wymagające psy”. Parskam i pod nosem podsumowuję tupeciarę niecenzuralnym epitetem. Głośno mówię: Zbyt lubię tego psa, by narażać go na ”walkę”, z takim popieprzonym psem, jak ten pani agresor. Ale prawie żałuję, bo może jakby tego zajoba, ktoś pozamiatał, to panią by to czegoś nauczyło”.Moja znajoma, właścicielka Słodziaka dodaje: ”Reakcja Zuzy była właściwa, jeszcze chwilę i pani pies znowu uwiesiłby się na moim. Zresztą, powiedziałam pani ostatnim razem, że jeśli pani pies kolejny raz zaatakuje mojego psa i mnie, bo ja trzymam smycz, więc, kiedy pani pies atakuje mojego, to równocześnie atakuje mnie, to pozwolę mojemu psu, żeby bronił siebie i mnie. To już nie jest szczeniak, tylko dorosły samiec i już na nim nie robią wrażenia takie ponapinane wyżełki”. Po czym kończy swój udział w rozmowie z ”panią od wyżełków” i odwraca się do niej plecami, odchodząc jeszcze o kilka metrów. Tamta dalej, jak nakręcona, impregnowana na rzeczywistość, udziela (nam obu) rad dotyczących ”odpowiedzialnego prowadzenia psów wymagających ras”. Nawija coraz głośniej i macha łapami, właścicielka Słodziaka odwraca się jeszcze i koryguje ją, mówiąc, żeby z takim ”chaotycznym nastawieniem” i jazgotliwym głosem nie podchodziła, bo jej pies nie lubi ludzi, którzy się dziwnie zachowują. Kobieta ignoruje jej uwagę, a ja myślę o tym, że Słodziak jest absolutnie cudownym psem i niestety doskonale kuma, że ta rozkręcona osoba nie jest żadnym zagrożeniem, więc jej nie wystraszy tym swoim tubalnym ”Hau!”, które przywołuje obcych do porządku. Patrzę na niego, a on uśmiecha się do mnie oczami i merda końcówką ogona.

Kretynka się ”mUdrzy”, a ja myślę ”jesteśmy w ukrytej kamerze”, ale powtarzam na głos do tej dziwnej pani: ”Kobieto, naucz się zostawiać telefon w domu, kiedy wychodzisz ze swoimi psami, bo nie ogarniasz, będzie ci łatwiej kumać, że wychodzisz na spacer z nimi, a nie z telefonem. Będziesz bardziej kumać co się dzieje w około ciebie”. Pinda nie daje za wygraną i znowu poucza mnie, że ”nie jesteśmy na ty”, po czym, wyciągając rękę, dodaje, ”Jestem Anna”. Wzdycham. Nagle czuję się bardzo zmęczona. Ściskam jej dłoń, tylko po to, żeby mocno ją trzymając, patrząc jej przy tym w oczy, powtórzyć:”Anno, zostawiaj telefon w domu, Ja, Zuzanna cię o to proszę”. A Anna odpowiada, że ”mamy podobnie brzmiące imiona i że łatwo jej będzie zapamiętać moje”. Gada jeszcze coś bez sensu, a potem idzie w swoją stronę. Oczywiście jej Popieprzony Wyżeł dalej biega luzem, choć przynajmniej od nas trzyma się z daleka.

Obie ze znajomą patrzymy na siebie, nie dowierzając, że to zdarzyło się naprawdę. Po prostu kręcimy głowami w zdumieniu, że tacy ludzie chodzą po tym świecie, że można być do tego stopnia Ignorancko-arogancką i po prostu głupią tupeciarą… Zza naszych pleców dochodzi nas: ”Dobrze, że się jej pani postawiła”. Uderza mnie określenie ”postawić się”. Okazuje się, że całej rozmowie przysłuchiwała się jeszcze jedna osoba, pani wyprowadzająca na spacer mieszańca setera. Psiak, młody samiec, biega sobie luzem blisko swojej pani, memlając coś i zachowując kulturalny dystans od Słodziaka, mnie i jego właścicielki z niemowlęciem w wózku. Unoszę brwi i uśmiecham się, oczekując, że pani od mieszańca rozwinie swoją myśl. Rozwija, nawet niespecjalnie przez nas dopingowana. Słodziak łypie nieprzychylnie na młodziaka (jednak Popieprzony Wyżeł wkurzył go na tyle, że teraz drażni go inny, nawet bardzo kulturalnie zachowujący się samiec), więc koryguję go i uspokajam, kiedy właścicielka mieszańca, żali się nam, że Popieprzony Wyżeł napadał kilka razy na jej psa i nawet go pogryzł. Że tamta pani ”Nic nie robi sobie z tego, że wielu właścicieli psów zwraca jej uwagę, że ma agresywnie się zachowującego psa i nie powinna go puszczać luzem”, i że generalnie”Nic nie robi z tym, jak zachowuje się jej pies”, że w ogóle go nie koryguje i ”Nie panuje nad jego zachowaniem”. Obie ze znajomą mamy wrażenie, że obserwowanie naszych zmagań z panią Anną, w jakiś sposób sprawiło przyjemność właścicielce pogryzionego kiedyś mieszańca. Najwyraźniej to, co my uznałyśmy za klęskę, dla osoby, która nas obserwowała było dostatecznie podnoszące na duchu, by uznała to za ”zacne stawienie oporu dyktaturze kretynki”.

Kaganiec i asertywność 10/10

Przebywając z molosem w przestrzeni publicznej obserwuję różne zachowania psów, które na tę naszą obecność reagują i mówiąc krótko, rozmiary Dużego Zwierza robią wrażenie na niektórych psach. Jedne onieśmielają do tego stopnia, że przemykają gdzieś obok, nawet na molosa nie patrząc, inne prowokują do zachowań zupełnie, zdawałoby się szalonych, zważywszy na różnicę gabarytów. W tej sytuacji Duży Zwierz jest mile zaskoczony za każdym razem, kiedy jakiś maluch zamiast go ”zwyzywać”, prezentuje swoją zrównoważoną, ciekawską i przyjazną osobowość. Bardzo niewiele ”mikro” decyduje się na normalną interakcję, poprzedzoną węszeniem, odczytaniem i wysłaniem sygnałów, wreszcie skróceniem dystansu i ”poznaniem się z wielkoludem nos w nos”. Psy, nie tylko te super-małe, którym uda się zapanować nad emocjami, kiedy się przełamią i pokonają swój lęk, zachęcone spokojem olbrzyma, który z góry po prostu im się przygląda i zachęca je do kontaktu swoim przyjaznym spokojem, sprawiają wrażenie bardzo z siebie dumnych i oglądają się na swoich właścicieli, jakby chciały im powiedzieć ”Widzisz, zrobiłem/am to”. Po czym rozmerdane odchodzą w swoją stronę. Inne są tak pozytywnie nastawione, że chętnie by się z olbrzymem pobawiły, jednak kiedy Duże Zwierzę zaczyna bardziej entuzjastycznie zachęcać je do zabawy, okazuje się, że ich gabaryty są zbyt niekompatybilne i wtedy psiaki wycofują się, wciąż jednak z pozytywnym nastawieniem. Tak jest, typowy molos samym swoim ”rozmiarem”, frustruje niektóre psy. Sporo z tych naprawdę małych, reaguje na jego pojawienie się, nawet w odległości 20 i więcej metrów od nich, histeryczną agresją i to zanim molos w ogóle je zauważy. Ich agresywne zachowania na widok Dużego Zwierza, roboczo nazywam ”nawykową agresją prewencyjną”, bo w istocie skutkują tym, że Pluszak, odkąd skończył kilka miesięcy, praktycznie zupełnie ignoruje obecność mikro i małych psów w swoim otoczeniu. Przyzwyczajony jest, że reagują na niego skrajnie nienormalnie; rzucając się w jego stronę na smyczach albo biegając po łuku w odległości kilku metrów od niego i, jak mówi moja znajoma, ”obelżywie oszczekując”, próbując go odstraszyć i sprawić by odszedł, choć on po prostu tam tylko jest i wcale nie zwraca na nie uwagi. Są psy, którym wydaje się, że mogą decydować kto, kiedy i jak może w publicznej przestrzeni przebywać, a kto nie i to bardzo dużo mówi o ich właścicielach. Zdarzają się i takie karakany, które rzucają się na zdecydowanie od siebie większe psy i je gryzą. Po prostu, tak na ”dzień dobry”. Uważam, że w takich sytuacjach należy pozwolić atakowanemu, aby uspokoił agresora. Na przykład, kiedy na wybiegu dla psów, polance czy przydomowym trawniku, Dużego Zwierza znienacka atakuje jakaś śmieszna, szalona popierdółka, np. coś w typie Corgi albo Foxterriera, kąsając go w pęcinę, zad itd., należy pozwolić, aby zrównoważony pies uspokoił tego, który jest agresywny i uzmysłowił mu, że jego zachowanie jest wysoce niewłaściwe i powinien go zaprzestać. Zazwyczaj takie ”ostudzenie zapału” agresora wygląda tak, że zdecydowanie większy pies, chwytając napastnika za kark, przygniata go do podłoża i czeka, aby ten się uspokoił. To zachowanie, przeprowadzona w ten sposób korekta, pomaga szalonym popierdółkom odzyskać rozsądek i zrozumieć, że gabaryty rozwiązują to, co im wydawało się ”kwestią sporną”. Duże psy wiedzą, że są duże i nie angażują się w spinki z rzucającymi się na nie maluchami. Co najwyżej pomagają im, korygując ich zachowanie, tj. trzymając je przygwożdżone do podłoża, dokąd te nie odpuszczą i nie zrozumieją, że ”walka” nie ma sensu. Bywa, że agresor, jest tak nakręcony, że po tym, jak molos go puści, po chwili wraca i atakuje ponownie (szczególnie psiaki, które dojrzewają miewają takie napady). Wtedy nie pozostaje nic innego, jak oddalić się z miejsca, w którym agresywny pies przebywa, jeżeli jego właściciel nie rozumie, że to on powinien ze swoim psem pójść sobie gdzie indziej, bo i najsłodszemu moloskowi świata mogą kiedyś puścić nerwy. Dlatego też właśnie inaczej jest, kiedy do molosa czy to przebywającego na wybiegu, czy w towarzystwie swoich ludzi, psa dla którego ochrona jego człowieka jest podstawową sprawą, ”startuje” pies o porównywalnym do niego wzroście (jednak znacznie od niego fizycznie lżej zbudowany i/lub mniej sprawny,) przekonany, że ma od molosa ”większe jaja” i rzuca mu wyzwanie jako osobnik dominujący. Kiedy oglądam takie sceny, mam wrażenie, że czasem, tj kiedy dzień jest z tych trudniejszych, bo podczas spaceru trafił się już napięty psi palant albo kolejny raz napotykamy tego samego agresora, ten duuuży pies, na zaczepki frustratów, może mieć ochotę zareagować ”po ludzku”, na zasadzie ”Sam tego chciałeś, no to masz”, kiedy natrze na niego pies o wzroście labka, onka czy weimara i nie pożałuje sobie używania buzi. Nie jestem więc przekonana, czy należałoby pozwalać molosowi na ”korygowanie” psów innych niż maluchy, które ”usadzić” jest łatwo z oczywistych przyczyn. Maluch, atakujący molosa ma dosyć ograniczone możliwości fizycznego z nim kontaktu, więc ”walka” nie jest konieczna, Wystarczy malca pochwycić i przytrzymać, można się na nim uwalić, jeśli będzie oporny i tyle. Pies równy molosowi wzrostem, stając na tylnych łapach może zewrzeć się z nim w uścisku i ma możliwości, których nie mają psy mniejsze. Tak więc to co, gdyby atakującym był jakiś np. Beagle, byłoby korektą, w przypadku czegoś w stylu onka, szybko mogłoby zmienić się lub zmieniłoby w regularną walkę, a do tego przewodnikowi dopuścić nie wolno.

Nie widzę powodu, dla którego miałabym w znaczący sposób kagańcem utrudniać psu obronę przed atakami luzem biegających psów. Szczególnie w przypadkach, w których właściciel psa naruszającego przestrzeń moją i molosa, nie dopilnowuje swojego „pupila” kolejny raz i kolejny raz pozwala swojemu psu na zainicjowanie spiny. Atakowany musi mieć możliwość obrony. Jeśli kilka razy jakiemuś panu albo pani tłumaczę, że jeśli nie zacznie odwoływać swojego psa i zapinać go na smycz, kiedy ten szykuje się kolejny raz do zaatakowania mojego psa i mnie, to w końcu przestanę powstrzymywać mojego psa i pozwolę mu na uspokojenie agresora, to chcę móc spełnić ten dobry uczynek. Są psy które podchodzą na metr-dwa i wyczekują aż ich prowadzony na smyczy albo spokojnie idący trawnikiem, cel odwróci się do nich tyłem i wtedy rzucają się do niego z zębami, i są takie które atakują zupełnie otwarcie, biegnąc na czołowe przez pół osiedla/ polany chwytając cel za luźną skórę na pysku szyi lub w okolicach karku oraz takie, które ”rzucają wyzwanie”. I zazwyczaj są to jakieś napięte labki, kundelki, wyżełki lub owczarki itp. popierdółki (Problematyczne TTB są praktycznie zawsze prowadzone przez swoich właścicieli na smyczy i muszę przyznać, że nie zdarzyło mi się jeszcze, aby to jakiś TTB zachowywał się tak agresywnie, jak np. wyżej wspomniany Popieprzony Wyżeł, czy inne tego typu psy ”łagodnych ras”). Atakowany musi mieć możliwość się bronić, np. pochwycić agresora i wykorzystując swoją fizyczną przewagę, uspokoić go, przygniatając go do podłoża. Taka lekcja wystarczy większości szarżujących popierdółek, ale są psy które się nie uczą (jak ich właściciele), więc nie wyobrażam sobie, że miałabym prowadzić „cel” w kagańcu i pozwalać na to, żeby nienormalne, tzw psy łagodnych ras, gryzły psa, z którym ja jestem w przestrzeni publicznej. I w końcu pies ma mieć możliwość obronić mnie-swojego człowieka przed realnym zagrożeniem, a do tego często wystarczy sam jego wygląd, (zwłaszcza buzi bez namordnika).

Posiadanie psa powinno być równoznaczne ze świadomością wynikającej z tego faktu odpowiedzialności, a nie jest. Mamy w Polsce bardzo słabej jakości „kulturę kynologiczną”, rozumiem więc zastrzeżenia osób psów nieposiadających lub ich nielubiących, w tym i rodziców, szczególnie małych dzieci. Sama, podczas spacerów w psim towarzystwie, doświadczam ignorancji i arogancji psiarzy. Komunikacja to podstawa, po prostu warto i trzeba rozmawiać, ale trzeba też chcieć usłyszeć co mówi ktoś zgłaszający pretensje dotyczące zachowania naszego psa oraz naszego braku lub niewystarczająco sprawowanej nad nim kontroli.

Kaganiec w metrze czy tramwaju jest dla mnie oczywisty, tym bardziej, że tego rodzaju zabezpieczenia psa (niepodróżującego w transporterze), w środkach transportu publicznego, wymagają przepisy. Mimo to osoby posiadające nieduże psy, mieszańce ”sprawiające wrażenie niegroźnych”, często wożą metrem (rzadziej tramwajem, czy autobusem, gdyż szczególnie kierowcy autobusów reagują jednoznacznie) swoje psy niezabezpieczone kagańcami. I o dziwo, prawie nigdy nikt ze współpasażerów nie interweniuje w takich przypadkach. Nikt nie wdaje się z takimi osobami w dyskusje, nie zwraca im uwagi na przepisy, nie prosi motorniczego, czy kierowcy o to, aby nakazał posiadaczowi niezabezpieczonego psa, opuścić pojazd wraz z czworonogiem. Nic z tych rzeczy. Panuje powszechna zgoda na ignorowanie przepisów przez właścicieli psów, jeżeli tylko psy te ”sprawiają wrażenie niegroźnych”, co zazwyczaj oznacza, że psy te są niewielkich rozmiarów, a nie że ”umieją się zachować” i faktycznie nie stanowią zagrożenia. Jest więcej niż oczywiste, że gdyby właściciel dużego i ”groźnie wyglądającego” (subiektywne wrażenie) psa ośmielił się wejść z nim np. do wagonu metra bez kagańca, z pewnością wywołałby zdecydowaną reakcję pasażerów.

Ale reakcje niektórych pasażerów wzbudza też Duże Zwierzę w namordniku odpowiednim do rozmiaru jego głowy. Wszystkim nie da się dogodzić. Niedawno jechałam z psem metrem, leżał spokojnie przy mnie, dysząc sobie i czekając aż będziemy mogli wysiąść, w miejscu, w którym nikt nie miał szansy się o niego ”potknąć” ani na niego ”nadepnąć”, ale i tak dwie panie siedzące kilka metrów od nas (nie było tłoczno) były przerażone ”tym kagańcem” -WTF? A jaki ma mieć kaganiec? Dla Cocer Spaniela? I zaczęły się głośne komentarze, że ”Pewnie jest groźny, bo ma taki kaganiec”, ”A może nie, może to wyjątkowo”, ”Ale taki wielki, to na pewno groźny”, itp. itd. Przewracam oczami i staram się olewać ”mundrości” obu pań, ale baby dalej się nakręcają i rozmawiają coraz głośniej. Po chwili ludzie w około zaczynają przyglądać się Pluszakowi podejrzliwie, chociaż nic w jego zachowaniu nie zmieniło się odkąd babki nie zaczęły siać paniki, dalej spokojnie leży i czeka aż zakończymy podróż. Osoby siedzące naprzeciwko nas, jadące z nami od początku, czyli przez kilka stacji, uśmiechają się z politowaniem, słuchając o tym, jaki to ”ten wielki pies jest groźny, bo ma taki kaganiec”. Rozmowa dziwnych pań wprowadza dyskomfort u części naszych współpasażerów, więc w końcu się odzywam, patrząc na kobiety; Tak, jak panie widzą, ten pies to pies-morderca. Stanowi zagrożenie dla życia każdego, kto znajduje się w promieniu stu metrów od niego, zabija bez ostrzeżenia i 24/7 pała żądzą mordu, co właśnie mogą panie obserwować w tej chwili”. Panie, kiedy inni pasażerowie zaczęli się śmiać, skończyły swoje wywody, a my w spokoju i bez irytującego trzeszczenia, dojechaliśmy do stacji Pola Mokotowskie.

Zdarzyło się, że kiedy razem z kumpelą przewoziłam metrem jej młodziutkiego, aczkolwiek już całkiem dużego psa, oczywiście w kagańcu, pani, która usadowiła się naprzeciwko nas (choć wagon był prawie pusty), zaczepnie bardziej stwierdziła niż zapytała: ”To Rottweiler, to bardzo niebezpieczna rasa”. Odparłam: ”Nie, to nie jest Rottweiler. To pies innej rasy. ale to bez znaczenia. Jest na smyczy, w kagańcu, ta pani go trzyma, a on nawet na panią nie patrzy”. Pani ciągnęła, nerwowo poruszając stopą, odporna na to, na co usiłowałam zwrócić jej uwagę, że ”Takie psy są bardzo niebezpieczne”. Aby więc zrobić jej przyjemność i dokarmić tę jakąś jej chorą potrzebę podniecania się nie do końca jestem pewna czym, uśmiechając się powiedziałam jej, że”To turkmeńsko-azerski pies na kozy i właśnie wracamy z zawodów zagryzania kóz na czas”. Na szczęście wysiadaliśmy na następnej stacji. Od tego czasu w analogicznych sytuacjach, kiedy orientuję się, że mam do czynienia z osobą, która po prostu chce się przyp…olić, zawsze odpowiadam, że pies przy mnie, to ”Azersko-turkmeński pies na kozy, rasa, która specjalizuje się w zagryzaniu kóz domowych, w zawodach organizowanych przez marynarzy na statkach pływających po Morzu Kaspijskim” – dla kretynów brzmi wystarczająco podniecająco.

Kaganiec, w środkach transportu publicznego, uważam za obowiązkowy min. dlatego, że mnóstwo ludzi, widząc psa np. w metrze gapi się na niego, jak na ufo. Nie ma znaczenia czy pies jest duży, czy mały, czy to szczeniak, czy osobnik dorosły. Ludzie się gapią. Im bardziej pies jest poddenerwowany podróżą, zwłaszcza metrem i im bardziej oczywiste jest, że jest niespokojny, boi się hałasu itp., tym więcej osób ”współczująco” się w niego wślepia. Kilka par nieznajomych oczu, obcych ludzi usilnie wpatrujących się w psa, powoduje, że ten denerwuje się jeszcze bardziej. Jeszcze bardziej się trzęsie i stara schować, jakby usiłując ”przestać być widocznym”, a wystarczy chwilę pomyśleć, aby pomóc obcemu psiakowi przestać się denerwować: wystarczy ignorować jego obecność.

Są też psy, które takie notoryczne przyglądanie się im, po prostu drażni. Odbierają wzrok obcego jako nadzwyczajne (bo tak jest) i niekomfortowe dla nich, zainteresowanie. Takie przypatrywanie się pies może odebrać jako rodzaj ”namierzania”. Podpity facet świdrujący spojrzeniem DUŻE ZWIERZĘ aż z przeciwnego końca wagonu, to potencjalny problem. Nieupilnowany i czasem nieskorygowany (nieuspokojony) przez właściciela pies, zaczyna odwzajemniać spojrzenie, staje się więc zaalarmowany/ pobudzony i wchodzi w tryb ”wyczekiwania”. Wyczekiwania czegoś w zachowaniu człowieka, co przekona go, że powinien podjąć interwencję. Nie zawsze można wszystko przewidzieć, czasem można czegoś nie zauważyć, dlatego kaganiec w środkach transportu publicznego jest bezdyskusyjnie konieczny.

Kiedyś, wraz z przyjaciółką, która w ramach oswajania swojego molosa z ”bodźcami” i uczenia go przebywania w przestrzeni publicznej, przewoziła swojego młodziutkiego, ale już sporego psa, metrem, siedzący naprzeciw nas, na końcu wagonu, młody mężczyzna, nie odrywając wzroku od psa, pochylił się nieco w przód, oparł łokcie na kolanach, brodę na rękach i zaczął patrzeć wprost w oczy nastomiesięcznego podrostka w kagańcu. Zaburzał proces socjalizacji. W takich sytuacjach trzeba reagować zdecydowanie i od razu, na tyle głośno, alby słyszeli nas inni, znajdujący się w pobliżu pasażerowie. Komunikaty mają być krótkie i jasne. Ja na tamtego pana nawarczałam mniej więcej tak;

Proszę natychmiast przestać to robić. Proszę przestać prowokować tego psa. Spodziewa się pan wywołać jakąś reakcję? No to proszę, wywołał pan moją reakcję”. Typ bronił się: ”Ale o co pani chodzi? Ja nic takiego nie robię”. Wyjaśniam mu więc:”Obserwuję pana od kilku minut, nie przestaje pan przyglądać się temu psu, a teraz właśnie skrócił pan dystans, nachylając się ku niemu i zaczął intensywnie patrzeć mu w oczy. Pies zwraca uwagę na pana zachowanie i zaczyna odbierać je za odbiegające od normy, bo tak w istocie jest, bo obcy ludzie tak się względem niego nie zachowują”. W tym czasie facet prostuje się i zmienia pozycję, ja mówię dalej: ”Czego się pan spodziewa? Jakichś atrakcji? Usiłuje udowodnić pan psu, że ma ”większe jaja od niego” i czaka aż on pierwszy odwróci wzrok, czy liczy pan, że on w końcu pana ”zaatakuje”? Świadomie lub nie, robi pan coś głupiego, potencjalnie niebezpiecznego i mogącego przysporzyć nam wiele kłopotu, więc proszę przestać”. Facet wstaje ze swojego miejsca i wychodzi na kolejnej stacji. Osoby znajdujące się blisko nas przez chwilę się nam przyglądają. Nie interesuje mnie czy dotarło do nich o co chodziło i co niewłaściwego, głupiego i potencjalnie niebezpiecznego robił gość, którego ”opieprzyłam”. Obchodzi mnie tylko to, że pies nie czuje już na sobie niepokojącego go spojrzenia dziwnego faceta i może znowu w pełni się wyluzować, bo chcę, że nauczył się, że nie musi stresować się podróżą metrem ani żadnym innym środkiem transportu, gdyż przewodnik zapewnia mu bezpieczeństwo.

Poszanowanie przestrzeni” -proszę, dodajcie to sformułowanie do swojego słownika

Mając jakieś tam doświadczenie z psami, poświęcając im dużo uwagi, przejmując się nimi bardziej niż inni (że się tak wyrażę), umiemy na chłodno i dosyć precyzyjnie zreferować przebieg danej sytuacji, nazwać reakcje psa, określić ich powód i charakter bo, zauważamy i wiemy co w zachowaniu człowieka czy innego psa daną reakcję wywołało. Tak mamy, bo tak chcemy, to nas interesuje, temu chcemy poświęcać uwagę, to lubimy i to nam daje frajdę. Po prostu uważamy i „skanujemy otoczenie” podczas spaceru z psem, czy innego rodzaju „przebywania z psem w miejscu publicznym”. ”Poszanowanie przestrzeni” to moje ”robocze” określenie, którego używam w rozmowach z osobami, którym wyjaśniam ”zawiłości” spacerowych i nie tylko relacji pies-człowiek, pies-inny pies, kiedy staram się zapobiec jakiemuś problemowi albo tłumaczę dlaczego irytuje mnie czyjś usiłujący skakać na mnie pies. Pisałam o poszanowaniu przestrzeni wielokrotnie, ale teraz dodałam na blog pięć osobnych tekstów poświęconych temu zagadnieniu i bardzo Was proszę, abyście je przeczytali.

Przypomnę też rzecz jasną i oczywistą, acz wartą podkreślenia; normalny pies, prawidłowo zsocjalizowany –a bardzo chcę wierzyć, że czytelnicy mojego bloga są posiadaczami normalnych, psychicznie stabilnych, prawidłowo zsocjalizowanych psów- postrzega dziecko jako „ludzkie szczenię”, istotę w żaden sposób mu nie zagrażającą i nietykalną, dlatego nie zrobi mu krzywdy i nie będzie przejawiał agresywnych zachowań w jego kierunku. Ale to my to wiemy, a nie wszyscy mają jak my (i nie wszyscy mają normalne psy). I inaczej właśnie jest z osobami, które w psach „nie siedzą”, które ich „nie czytają”, które psów nie znają, bo nigdy z nimi nie miały bliższej styczności i nie interesowały ich nawet zupełnie podstawowe fakty dotyczące ”psiej psychologii” lub które cechuje pewien „rodzaj niechlujności” w podejściu do psa (to o psich właścicielach-ignorantach). Tacy ludzie nie mają merytorycznej bazy ani do tego, by nauczyć swoje dzieci jak należy obchodzić się z psem (i nie przychodzi im do głowy, że powinni aż dojdzie do „problemu„), ani nie umieją prawidłowo przeprowadzić socjalizacji własnych psów. I tacy ludzie reagują po fakcie, choć dramatom lub tylko ”dramatom” można zapobiegać. Uważny psiarz rozpoznaje oznaki eskalacji niechcianego zachowania swojego (i każdego innego) psa i wyłapuje sygnały świadczące o tym, że może wystąpić problem. Osoby, którym brakuje wiedzy i doświadczenia, reagują histerycznie/ panicznie, niejednokrotnie bardzo głupio i ze złością. Reasumując, chodzi mi o to, że kiedy np. rodzic, w dodatku nieuważny, powiedzmy „kynologiczny ignorant”, przestraszy się i uwierzy swojemu strachowi, że nasz pies „chciał ugryźć jego dziecko”, żadne argumenty do niego nie trafią, zupełnie zamknie się na fakty, „swoje będzie wiedział” i nie będą go interesowały ”nasze pierdoły”. I oczywiście, jeśli jakimś cudem uda się właścicielowi psa, uniknąć tzw ciągania po sądach przez rodzica ”napadniętego dziecka”, z powodu tego, że komuśwydawało się, że dany pies jest psem-mordercą, to super. Ale syf, ”etykietka” pozostanie, bo „panie z osiedla” nie zapominają, a nie ma to jak łatka „bardzo agresywnego psa, który gryzie dzieci” od babci, której ”joreczek” rzuca się na wszystko co żyje albo mamy, której dzieciak traktuje zwierzęta jak rzeczy, z którymi może robić co chce.

Fakty są takie, że ”ludzie mają inne sprawy na głowie”, w społecznej świadomości nie istnieje „korekta”, ludzie nie myślą o tym, że psy co rusz korygują siebie wzajemnie np. na psich wybiegach. Nie ma u nas ”przestrzeni” dla zrozumienia, że pies (albo kot) może „zwrócić uwagę” np. niewychowanemu, natarczywemu dziecku, jeśli nie obroni go przed takim dzieckiem jego przewodnik lub opiekun tego dziecka. W korekcie chodzi o to, by korygowany zaprzestał niechcianego (w tym przypadku przez psa) zachowania -ot, cała filozofia. Jeśli w pobliżu nie ma osób, które powstrzymają dziecko przed narzucaniem się psu, działanie podejmuje sam pies -tak to działa. W pewnych okolicznościach pies może nawet użyć zębów, tak jak robią to psy między sobą i skubnąć osobę zębami, co na ludzkiej skórze zostawia charakterystyczny ślad i traktowane jest jako pogryzienie. Ale i takie „skubnięcie”, czyli korekta jest łatwa do przewidzenia i uniknięcia, jeśli tylko właściciel psa oraz np. opiekun dziecka są uważni.

Osobno podkreślę, że absolutnie każdy ”trener”, ”szkoleniowiec” etc. z którego ust pada tekst w rodzaju ”Pies w dziecku może widzieć tylko jakiegoś stworka, nie musi rozumieć, że to dziecko” itp., twierdzący, że jest ok, że pies nie został nauczony ”czym jest dziecko” i nie ma w tym nic złego, jest dla mnie osobą kompletnie niegodną zaufania, kimś totalnie skompromitowanym, żadnym autorytetem. Traktowanie takich osób jako ”profesjonalistów” i ustawianie ich na piedestale jest przejawem strasznej wręcz głupoty.

Przeraża mnie też poziom odrealnienia właścicieli psów, którzy bardzo, bardzo często winą za tragedie obarczają ofiary pogryzień, zupełnie nie widząc swojej roli, jako właścicieli psów, które naruszają przestrzeń obcych ludzi, w tym dzieci, psów atakujących dzieci, w których nie widzą ‚ludzkich szczeniąt’, właścicieli nie chcących przyznać, że pies, który dopuścił się naruszenia przestrzeni ludzkiego szczenięcia i ośmielił się je ugryźć był zaburzony (a może wręcz psychicznie chory?). Ale o tym w tekstach: ”DZIECKO JAKO ‚LUDZKIE SZCZENIĘ’ W PRZESTRZENI PUBLICZNEJ -”PIES POGRYZŁ DZIECKO”, CZYLI ZIGNOROWANE CZERWONE ŚWIATŁA I BEZPODSTAWNE ZAŁOŻENIA PROWADZĄ DO TRAGEDII” i ”UCZMY SIĘ OD PSICH MAM -UCZENIE PSÓW PRAWIDŁOWEGO ODNOSZENIA SIĘ DO DZIECI I UŻYWANIE PRZESTRZENI OSOBISTEJ W KONTEKŚCIE USTALENIA STATUSU SPOŁECZNEGO NASZEGO DZIECKA-LUDZKIEGO SZCZENIĘCIA W RELACJACH Z NASZYM PSEM I PSAMI OBCYMI

”Furtka”

Ludzie, którzy ”nie widzą nic złego” w ”pchaniu się z łapami” do obcych psów, zapominają, że pies, zwłaszcza taki, który idzie, siedzi lub leży (bez znaczenia jest to czy w tym momencie zapięty jest na smycz czy nie) obok swojego właściciela/ opiekuna, nie funkcjonuje w przestrzeni publicznej, jako ”wolny elektron”. Zdecydowanie, pies, który w miejscu publicznym jest ze swoim człowiekiem, przebywa tam jako zwierzę przypisane do konkretnej osoby, tym bardziej więc to z właścicielem należy szukać kontaktu, a nie psem -psy nie mówią(!). Niestety obecność człowieka na drugim końcu smyczy szczególnie ośmiela ”wyciągaczy łap”. I choć doskonale rozumiem, że zdarzają się psy ”bardzo ładne”, naprawdę zajmujące, nawet albo zwłaszcza z punktu widzenia laika i choć powszechne wiadome jest, że pies, szczególnie ”ładny”, może dla niektórych być zachętą do nawiązania interakcji, nie oznacza to automatycznie, że do nawiązania interakcji musi dojść. To nie jest tak, że jak ktoś jest z psem, to z automatu można potraktować psa jako ”furtkę” do nieautoryzowanego skrócenia dystansu i naruszenia przestrzeni psa i osoby pod opieką, której się on znajduje, po to, ”żeby pieska pogłaskać”. W zestawie człowiek-pies, to człowiek obok tego psa jest tym, do kogo należy się zwracać, kiedy chce się nawiązać interakcję z ”ładnym” psem. Po pierwsze: pies jest własnością a po cudzą własność/ do cudzej własności nie sięga się ot, tak. Po drugie: pies nie mówi, a człowiek tak, więc zanim się wyciągnie łapy do nieznanego psa, dla własnego dobra należy zapytać czy można to zrobić, czy nie. Po trzecie: psem można zachwycać się na odległość, nie trzeba się do niego pchać z łapami i piszczeć jak do ułomka, że jest ”śliczny”. Psy mają, zupełnie jak ludzie, różne osobowości i niektóre po prostu nie są zainteresowane interakcjami z ludźmi nienależącymi do ”kręgu wtajemniczonych”, bo ich centrum świata jest ich rodzina, ”ich ludzie”.

Kiedy przebywam z psem w restauracyjnym ogródku i rozmawiam z innym gościem restauracji, który rozpoczyna ze mną rozmowę właśnie ze względu na psa albo którego ja, zanim zajmiemy stolik obok, pytam czy nie ma nic przeciwko temu, że blisko niego usadowi się pies, i kiedy równocześnie rozmawiam z tym kimś, miziając siedzącego przy mnie psa, zdarza się, że ludzie przechodzący obok nas, zwłaszcza dzieci, na pewniaka wyciągają ręce, żeby też ”miźnąć” Dużego Zwierza. Ok, przebywamy w przestrzeni publicznej, w tzw miejscu publicznym, którym jest restauracyjny ogródek i to oczywiste, że psiego zwyrola, do takiego miejsca się nie przyprowadza, ale kto do cholery nauczył dzieciaki, że mogą sobie ot, tak dotykać obce psy? -WTF? (Pomijając już ”po co?” to robią) Podejście do sprawy, w którym traktowanie obecności opiekuna psa, jako gwarancji tego, że można do psa podejść i go dotknąć, bez uprzedniego zapytania opiekuna psa, czy to skrócenie dystansu jest pożądane przez opiekuna psa i jego zwierzaka, jest dziś bardzo powszechnym zwyczajem. Zwyczajem, który wziął się chyba z przekonania, że ”Jak coś jest śliczne, to trzeba tego dotknąć”, a w przypadku dzieci, że ”Jak ktoś mizia pieska, to ja też go pomiziam”. Zwyczajem, którego ja nie rozumiem i który mnie żenuje, kiedy takie zachowanie obserwuję albo, kiedy przebywając gdzieś z psem doświadczam go ze strony osób, którym brak wyobraźni, tzw wyczucia albo po prostu kultury. Żenujący jest też dla mnie brak asertywności wielu psiarzy, którzy pozwalają obcym ludziom na takie zachowanie. Niezależnie, dodajmy, od tego, jak owo zachowanie wpływa na samopoczucie ich samych i na ich psy (ekscytacja/ dyskomfort).

Dokładnie tak samo zachowują się psy należące do osób ”bez wyczucia”. Pies takiego kogoś wchodzi w przestrzeń innych ludzi i psów równie bezceremonialnie, jak to ma w zwyczaju ich właściciel, czyli też ”nie pyta, czy może”. Nie zachowuje się tak jednak z powodu ”braku wyczucia” albo dlatego, że, jak się wielu psiarzom wydaje, ”chce się witać z wszystkimi napotkanymi pieskami”. Po prostu, skoro człowiek nie rozumie znaczenia przestrzeni osobistej, inni ludzie z którymi ma do czynienia też błądzą jak owieczki bez dzwoneczków, które zgubiły swojego owczarka, psiak nawykowo olewa dystanse personalne w interakcjach z ludźmi, choć jako zwierzę-pies doskonale rozumie ich znaczenie i zna ich wartość, czego dowodzi jego zachowanie względem innych psów, których przestrzeń bezceremonialnie narusza tak, jak to mają w zwyczaju czynić osobniki dominujące w stosunku do osobników, które traktują jako uległe. W naruszaniu przestrzeni chodzi o status społeczny, zależności; uległość-dominacja. Ludzie, którzy nie umieją używać swojej osobistej przestrzeni i praktycznie nie są jej świadomi aż do momentu, w którym ktoś nie stanie ”zbyt blisko” nich, zupełnie o niej nie myślą, kiedy przychodzi do interakcji z psami. Natomiast psy świetnie ”ogarniają temat”, a tym, które się ”pogubiły”, przy odrobinie pomocy, łatwo przypominają się zasady dobrego wychowania.

Zuza Petrykowska

Feel Free to Disagree‚ i zostaw komentarz, ale pamiętaj, że kopiowanie i wykorzystywanie całości lub fragmentów tekstu oraz zdjęć i/lub grafik bez zgody autora jest zabronione.

WYCHOWANIE I SZKOLENIE PSA: PIES I DZIECKO – CZĘŚĆ PIERWSZA: ”WPROWADZENIE” (”LUDZIE I INNE ZWIERZĘTA” – MOWA CIAŁA I PRZESTRZENI, DYSTANSE PERSONALNE I OSOBISTA PRZESTRZEŃ W INTERAKCJACH LUDZI Z PSAMI & PSÓW Z LUDŹMI – BAZA BEZ KTÓREJ WSZYSTKO SIĘ SYPIE.)

Znaczenie przestrzeni osobistej

Wartości przestrzeni osobistej nie poświęca się wystarczająco dużo uwagi, po prostu nie jest to coś o czym zazwyczaj myślimy. Praktycznie, na co dzień jej istnienie jest poza naszą świadomością. Aż do chwili, w której nie poczujemy dyskomfortu w związku z jej naruszeniem. Przestrzeń osobista nie jest tylko strefą buforową, którą zachowujemy po to, aby nie wpadać na innych, jest to także obszar prywatnej strefy dookoła nas, który traktujemy prawie jak przedłużenie naszego ciała. Warto też zapamiętać, że dystanse personalne są charakterystyczne dla ludzi, jak i innych gatunków zwierząt(Wikipedia).

Edward T. Hall puszcza oko

Proksemika, to nauka badająca integralną część komunikacji niewerbalnej; wzajemny wpływ relacji przestrzennych między osobami, odpowiadająca na pytanie, jak ludzie traktują swoją przestrzeń i osoby się w niej znajdujące.

To nie przypadek decyduje o odległości jaką zachowujemy w stosunku do poszczególnych osób. Ludzie mają ustalony, głęboko zintegrowany, subtelny kod postępowania, kiedy chodzi o przestrzeń osobistą i terytorium. Nie mierzymy przy linijce dystansu, który zachowujemy w stosunku do innych, po prostu wiemy jaka odległość będzie właściwa w odniesieniu do konkretnej osoby i ją zachowujemy. Nie przejawiamy naszej ”ekspresyjności”, tj. nie wykonujemy gestów i nie przybieramy min w jakiejś oderwanej od innych, pustce. W związku z czym ważne jest rozumieć, jak te inne osoby traktują swoją przestrzeń i jak wiedza o tym pomaga podczas interakcji. Rozumienie jak zachowywać swoją osobistą przestrzeń i używać swojej przestrzeni osobistej oraz jak robią to inni, ma zasadnicze znaczenie przy nawiązywaniu interakcji i tworzeniu relacji; umożliwia określenie charakteru danej interakcji (nim padną pierwsze słowa), pozwala też na pozostawienie dobrego wrażenia, gdyż wpływa na nasze poczucie, że dana sytuacja przebiegła ”prawidłowo” (albo nie). Tak więc popełnij błąd ”na dzień dobry”, a możesz kogoś poważnie obrazić, zaniepokoić lub rozdrażnić. A co najgorsze, najprawdopodobniej ten zrażony do ciebie ktoś, nawet nic ci nie powie. Mówiąc krótko, traktuj osobistą przestrzeń innych jako ich własność; szanują ją, a zyskasz ich przychylność, narusz ją lub bądź zbyt daleko, a automatycznie stracisz u nich kilka punktów. Tak więc;Wewnętrzna strefa intymna, mająca do 15cm i zewnętrzna strefa intymna mierząca od 15 do 45cm, są zarezerwowane wyłącznie dla najbliższych. Prawo do naruszania tej przestrzeni i przebywania w niej mają jedynie osoby uczuciowo powiązane. Jest to strefa najważniejsza, pilnie strzeżona i uważana za osobistą własność. ”Na sucho” jej przekraczanie uchodzi jedynie w wyjątkowych sytuacjach (np. w zatłoczonej windzie lub w metrze, czy autobusie). Strefa osobista ma od 45 cm do 1,2 m i jest to odległość, która dzieli nas od ludzi których znamy i zapewnia nam komfortowe warunki w kontaktach towarzyskich. Nie dopuszczamy do tej strefy obcych, a wtargnięcie w nią osoby obcej odbieramy jako naruszenie naszego komfortu. Strefa społeczna wynosi od 1,2 m do 3,6 m, to dystans jaki staramy się zachować od osób nam nieznanych. A strefa publiczna to ta, w której dystans między osobami wynosi od 3,6 m, wykorzystywana zazwyczaj podczas wystąpień publicznych.

Mydlana bańka

”Mydlana bańka” jest świetną metaforą dla naszej przestrzeni osobistej, którą traktujemy jako ”prywatną przestrzeń powietrzną” i swoją własność. Kiedy ktoś ”stanie zbyt blisko” nas, czujemy się niekomfortowo, bardzo niekomfortowo lub wręcz podatni na zagrożenie. Naruszenie naszej przestrzeni osobistej odbieramy jako uciążliwość, zdarzenie irytujące lub delikatnie mówiąc, wybitnie wkurzające. Wtargnięcie osoby nieupoważnionej w naszą ”mydlaną bańkę”, ten moment, kiedy ”ktoś staje zbyt blisko” nas, natychmiast wywołuje w nas zarówno reakcje psychologiczne, jak i fizyczne, co powoduje, że zaczynamy zachowywać się troszeczkę inaczej niż zazwyczaj.

Na złożoność zagadnienia, jakim jest przestrzeń osobista składa się wiele czynników. Niektóre z nich są bardzo zróżnicowane i różnią się także w zależności od osoby, oznacza to, że różne osoby mogą różne rozumieć pojęcie ”stania od kogoś we ‚właściwej’ odległości” i to może powodować nieporozumienia. Wpływ na poszczególne różnice mają; typ spotkania (np. towarzyskie/biznesowe), w którym osoby biorą udział, rodzaj relacji pomiędzy tymi osobami (osobista/oficjalna), ich status społeczny, ”lubienie się” lub ”nielubienie” tych osób, ich płeć i być może najważniejszy czynnik, czyli pochodzenie kulturowe, gdyż różne kultury mają różne wytyczne co do zachowywania ”właściwego dystansu”. Dalej będą to intencje/zamiary oraz gęstość zaludnienia terenu, z którego zaangażowane osoby pochodzą. Aby jednak nie gubić przewodniego wątku tego wpisu, skupmy się na tych aspektach przestrzeni osobistej, które najistotniejsze są dla nas w kontekście interakcji z psami; jako posiadaczy psów, osób, które psy wychowują i odpowiadają za to, jak ich psy odnoszą się do; nas – ich właścicieli, tzw obcych ludzi, w tym dzieci, innych psów oraz zwierząt.

Zawłaszczanie przestrzeni

Status społeczny ma olbrzymi wpływ na rozmiar przestrzeni osobistej i to ile przestrzeni zawłaszczasz dla siebie. W dużym skrócie: im wyższy jest mój status, tym więcej przestrzeni uznaję za należącą do mnie – jak samiec alfa przewodzący swojemu stadu.

Status społeczny wpływa na rozmiar terytorium, którego dla siebie wymagasz. Dawni władcy posiadali wielkie pałace, nie dlatego, że potrzebowali 40 sypialni, ale dlatego, że te budowle, z ich ogrodami i całym przepychem, były sposobem do ukazania potęgi i wpływów tych ludzi. Dziś tę samą rolę spełniają rezydencje i posiadłości ”bogatych i sławnych” – także demonstrują powodzenie i wysoki poziom życia tych ludzi. Kiedy przechodzimy do dominacji i podporządkowania rzecz sprowadza się do tego, że osoba lub osobnik z wyższym statusem społecznym może naruszać przestrzeń osoby o niższym statusie społecznym lub podległego mu osobnika bez specjalnego oporu ze strony podwładnego lub uległego osobnika, a nawet bywa zachęcana do takiego zachowania. Nie masz ochoty, żeby ”po przyjacielsku” klepał cię po ramieniu jakiś zapijaczony typ, który akurat ”nawinął się” i oto stanął na twojej drodze, czy po prostu obcy ktoś, kogo uważasz za ”mniej ważnego/ną” od ciebie, ale raczej nie będziesz bronić się przed ”przyjacielskim uściskiem” ze strony ulubionej gwiazdy sportu, czy kina. Zasada ta działa nawet wtedy, gdy naprawdę nie znosisz osoby o wyższym statusie, np. swojego szefa, który do twojego pokoju może wchodzić bez zaproszenia z twojej strony. Natomiast wtargnięcie przez ciebie, jako podwładnego do gabinetu szefa i zajęcie ”fotela szefa”, może prowadzić do przykrych konsekwencji…

Trzy ”opcje”

Od razu zaznaczę, bo może nie wszyscy sami by się połapali, że pisząc o poniższych ”opcjach”, nie piszę o nich w kontekście sytuacji towarzyskich, czy zawodowych, które wymagają subtelności i które rozgrywać można mową ciała, praktycznie zupełnie poza werbalnie i naprawdę subtelnie. Nie, mnie w tym momencie chodzi o sytuacje absolutnie nietowarzyskie i niezawodowe, kiedy obcy ludzie, których tzw wyczucie (emocjonalna inteligencja) szwankuje, którzy nie umieją zachować właściwego dystansu w stosunku do innych i co gorsze nawet nie zauważają, że ich zachowanie razi innych oraz obce, zaburzone psy, naruszają moją przestrzeń. Jestem zwolenniczką wysyłania prostych, krótkich i czytelnych komunikatów do obu tych grup.

I

Kiedy jakaś osoba narusza naszą przestrzeń możemy zareagować otwarcie, ”komunikatem werbalnym” i po prostu powiedzieć jej ”Hej! Stoisz zbyt blisko, odsuń się”. Przez chwilę będzie niezręcznie (ja zawsze czuję się nieco zażenowana koniecznością zwrócenia uwagi osobie, która w kolejce do kasy ”wchodzi mi na plecy”), ale zdecydowane komunikaty mają tę zaletę, że działają. Analogicznie rzecz ma się w stosunku do psów. Jeżeli pies podchodzi do mnie zbyt blisko, pstrykam palcami lub klaszczę, mówię ”Nie” (reakcje werbalne), patrząc na niego jednoznacznie. Jeśli zbyt blisko podchodzi obcy pies, robię dokładnie to samo, przekaz wzmacniam dodatkowo odpowiednią mową ciała.

Intruza można także odepchnąć, jednak decydując się na ”komunikat fizyczny”, zachowujemy się już otwarcie wrogo w stosunku do takiej osoby. Tak wyglądają sytuacje rodem z kreskówek, ale i realnego świata, pomiędzy dwoma pewnymi siebie samcami, także naszego gatunku, kiedy jeden podchodzi zbyt blisko, z wypiętą klatą, zadartą głową, rozwartymi, buchającymi parą nozdrzami i naprawdę złym nastawieniem, ten drugi odpycha go, aby odzyskać swoją przestrzeń i ciach! To jest sygnał do rozpoczęcia walki. Zadyma gotowa. Jako że większość naszych interakcji z innymi ludźmi odbywa się w ”pokojowym kontekście”, do naruszeń naszej przestrzeni, przez inne osoby powinniśmy podchodzić nieco subtelniej i bardziej elegancko, i darować sobie ”komunikaty fizyczne”. Gdy zbyt blisko podchodzi mój pies i pchając się pomiędzy stolik a sofę, kasuje merdającym ogonem filiżankę z kawą na tym stoliku stojącą, mogę go odsunąć ręką albo stopą, a on po prostu się wycofa. Kiedy jednak moją przestrzeń, mojego ”stada”, w tym psa i niemowlęcia, z bardzo niewłaściwym nastawieniem, narusza zaburzony pies typu Szukający Guza Agresywny ”Wyżełek” (sytuację z nim opisałam w tekście ”SYTUACJE SPACEROWE”-”POSZANOWANIE PRZESTRZENI” VS. ”NARUSZANIE PRZESTRZENI” W PRZESTRZENI PUBLICZNEJ, CZYLI O OBCYCH LUDZIACH I OBCYCH PSACH NARUSZAJĄCYCH PRZESTRZEŃ NASZĄ I NASZEGO PSA LUB DZIECKA”, w wątku ”Dobre rady Pani ”Anny”), wysyłam do niego ”komunikat fizyczny”, dostaje ode mnie przeprogramującego jego nastawienie, kopa lub ”strzała z piąchy”, jak w tam opisanym przypadku.

II

Naturalną reakcją osoby, której przestrzeń została naruszona może być cofnięcie się, ”danie kroku w tył”. Jednak, w pewnych okolicznościach może to skutkować tym, że intruz będzie podążał za cofającym się. Czyli, że jedna osoba wciąż odczuwać będzie dyskomfort, a druga nie będzie zdawać sobie sprawy, że jest przyczyną dyskomfortu i tak sobie będą ”tańcować”.

Ja ”nie tańczę”, ale tak właśnie postępują, tj. cofają się osoby, obawiające się psów, kiedy jakiś pies do nich podejdzie albo podbiegnie. Tak robią osoby, które np. idą lub stoją, trzymając w ręce coś do jedzenia i których przestrzeń nagle narusza jakiś pies. Te osoby automatycznie cofają się, ustępując pola psu, pies postępuje krok do przodu, one unoszą do góry rękę z jedzeniem, a pies podąża za kąskiem, nierzadko stając na tylnych łapach, przednie opierając o niepewną lub wystraszoną osobę i usiłując dosięgnąć tego czegoś, co ta osoba trzyma w ręce. Czy pies zachowuje się dominująco? Tak; bez zaproszenia wchodzi w przestrzeń tej osoby z nastawieniem, że zaspokoi swoją ciekawość, może poczęstuje się pokarmem tej osoby lub nawet jej go odbierze i opiera się o tego kogoś, wchodząc z nim w fizyczny kontakt i ”wywołując presję”.

Gdyby pies został nauczony przez swojego właściciela, że nie wolno mu jest naruszać przestrzeni obcych, nie zachowałby się w taki, powiedzmy ”zuchwały” sposób. Gdyby ten ”zuchwały” pies zachował się tak w stosunku do innego psa, który nie życzyłby sobie, aby intruz odnosił się do niego w taki sposób, tj, naruszał jego przestrzeń i próbował odebrać mu pożywienie, zostałby przez używającego swojej przestrzeni i wymagającego jej poszanowania, osobnika, skorygowany. Intensywność korekty zależałaby od ”ciężaru przewinienia”, wiążącego się ściśle z wzajemnymi relacjami obu psów (dominacja vs. uległość) i tego jak szybko korygowany zrozumiałby swój błąd. Korygujący przybrałby odpowiednią postawę, ”zmarszczyłby się”, zawarczał, lub użyłby zębów (bite & let go, co działa jak ”kasownik”; pochwyć i puść). Bezceremonialnie i znienacka naruszające przestrzeń innych psów, aby ”włożyć im nos w d…pę”, zaburzone psy, korygowane są przez molestowane psy zazwyczaj warczeniem, a kiedy to nie wystarczy, zębami. Właściciele psów korygowanych, psy, które bronią swojej przestrzeni, nazywają ”agresywnymi”, bo ich pies ”Tylko chciał się przywitać, a ten od razu z zębami”

Psy, które nie mają dość ”odwagi”, aby skorygować napastliwego psa, nim ten wtargnie w ich przestrzeń, tj mową ciała i swoją energią zakomunikować mu, że nie życzą sobie interakcji, poddają się mu i pozwalają sobie ”włożyć nos w d..pę”. Często można zaobserwować, jak te zestresowane przez zachowanie natręta psiaki, w końcu nie wytrzymują i ”odwijają się” do niego, warcząco-rozszczekane, sztywne i zdawałoby się ”reagujące zbyt intensywnie”, bo przecież ”Dał/a się tamtej/emu obwąchać i nie oponował/a, więc o co chodzi?”. Chodzi o to, że dla napastowanego, zachowanie namolnego osobnika było zbyt intensywne i w końcu musiał mu jakoś dać znać, że nie jest zadowolony. A że nie ma ”osobowości lidera”, zrobił to po czasie i nico histerycznie.

Wszystko co psy muszą wiedzieć o poszanowaniu przestrzeni, mają od początku ”wgrane w system”, uczy je tego psia mama. To jest w ich genach i przysposabiając szczeniaka, człowiek, w ”podstawowym pakiecie”, dostaje ”gotowca”. Rolą właściciela jest nauczyć psa ”drugiego języka”, czyli do zestawu umiejętności (ściśle związanych z komunikacją niewerbalną), dodać nowe. Psy muszą po prostu nauczyć się, jak odbierać przekazy od nas, ludzi, dlatego my musimy rozumieć, jak psy funkcjonują tak, aby one wiedziały czego od nich chcemy i że chcemy od nich tego samego, czego chciała ich mama. Ale, aby to było możliwe, pies za opiekunów musi mieć ludzi zrównoważonych psychicznie i spokojnych w ten sam asertywny sposób, jak jego psia mama. Osoby o histerycznych, znerwicowanych lub zwyczajnie agresywnych typach osobowości na psich przewodników kompletnie się nie nadają i polegną w tej roli.

Pies musi nauczyć się obu języków; psiego i ludzkiego, zanim będzie mógł wyjść ”do świata”. czyli zrobić kolejny krok, którym są interakcje z obcymi ludźmi, psami, innymi zwierzętami oraz zjawiskami. Jednak większość z właścicieli psów, zamiast dodać nowe umiejętności do tego ”podstawowego zestawu”, całkowicie ”przeprogramowuje” zachowanie psa. Właściciele ”rozmontowują” w psach to ”bycie psem”, zupełnie zapominając o znaczeniu komunikacji niewerbalnej, o tym, że pies od pierwszych dni poznaje świat poprzez zmysł węchu, że zapach jest dla niego podstawowym źródłem informacji o otoczeniu, a normalnym ”stanem ducha”, jest ten, który dobrze znają, bijący od psiej mamy, asertywny spokój.

Ludzie są egoistyczni w podejściu do psów, dosyć ”humorzaści” i bardzo niekonsekwentni. Zazwyczaj nieświadomie uczą psy ekscytacji, wyrabiając w nich określone nawyki, uczą je, że podekscytowanie jest stanem ducha pożądanym i nagradzanym. Uczą je reagowania na bodźce wizualne, werbalne i od pierwszych chwil, które ze swoimi psami spędzają, nie zwracają uwagi na rolę przestrzeni i pozwalają swoim psom, aby bez ograniczeń naruszały przestrzeń ich, ich dzieci, znajomych, obcych ludzi i innych zwierząt, w tym psów. ”Reagują”, tj orientują się, że ”coś jest nie tak”, kiedy spotka ich ”nieprzyjemność” związana np. z tym, że; ich pies ubłoconymi łapami oparł się o obcego faceta, który ”spieszy się na ważne spotkanie” albo ”skacząc z radości, że wrócili do domu”, pazurem rozorał im wargę, przewrócił czyjeś dziecko w pobliżu placu zabaw, bo ”zdenerwowała go zabawka tego dziecka”, ”przestał pozwalać im”, żeby przebywali w kuchni, kiedy on je albo ”pogryzł się” z czyimś psem itp., itd…

II’

Jeśli jednak zdecydujesz się ”nie oddawać swojego kawałka podłogi”, możesz pomóc sobie poprzez stworzenie bariery. Ja (zanim zdecyduję się na ostry, werbalny komunikat z punktu I), kiedy, jakaś namolna pani, stojąca za mną w kolejce, dyszy mi w kark i wbija swój koszyk w moją nerkę, po prostu przekładam torbę na drugie ramię. Kiedy zaczyna marudzić, że oberwała torbą, zwracam jej uwagę, że najwyraźniej stała zbyt blisko.

Możesz iść z dzieckiem, psem, kotem albo nawet strusiem, być ubranym/ą najdziwniej jak to możliwe, trzymać w ręce co ci się żywnie podoba, jeść na co masz ochotę, iść albo jechać na rowerze, ale żaden obcy pies nie ma prawa naruszać twojej przestrzeni. Opcję ”mój jest ten kawałek podłogi” demonstrujesz psu, który właśnie zobaczył ciebie, twojego psa albo twoje dziecko i w ciągu paru chwil znalazł się bardzo blisko ciebie i/lub twoich podopiecznych, tak naprawdę nie wiesz po co, bo ”się nie znacie”. Intruz nie ma żadnego powodu naruszać waszej przestrzeni i przede wszystkim nie ma do tego ”uprawnień”. Musisz zakomunikować mu, że nie on gra w tej sytuacji pierwsze skrzypce, tylko ty, jako osobnik dominujący względem niego, dodatkowo przewodnik psa lub/i dziecka, znajdującego się obok ciebie. Że to jest twoja przestrzeń, a wszystko co znajduje się w niej, należy do ciebie i to ty decydujesz, kto może znaleźć się w pobliżu. Swoją rolę/pozycję/status demonstrujesz mową ciała, swoją postawą – a więc stosowną komunikacją niewerbalną. Nie możesz ”przestraszyć się” takiego psa, bo jeśli się go ”przestraszysz”, możesz sobie darować ”pozowanie na lidera”. Twoja wiarygodność zależy od tego, czy jesteś autentycznie pewną siebie osobą, czy wiesz co robisz i ”o co kaman”, czy nie. Czy po prostu umiesz i naturalnie zawłaszczasz przestrzeń, czy nie.

Tak więc, kiedy chcesz przekazać nieznanemu sobie psu, który właśnie zaczął skracać dystans, a ty sobie nie życzysz, aby podchodził do ciebie, twojego psa, czy dziecka, wstępujesz nieco przed swoją własność (dziecko/pies) i mową ciała, która, upraszczając ma mówić, że jesteś Królem Świata, sygnalizujesz obcemu psu, że nie może zbliżać się ani do ciebie, ani do twojej własności. Uniemożliwiając mu w ten sposób, skrócenie dystansu i wtargnięcie w waszą przestrzeń. Wiele psów jest tak zaburzonych, że nie mają nawyku ”oglądania się na człowieka”, nie są przyzwyczajone, że ludzie sygnalizują im coś innego niż podekscytowanie lub niepewność, czy wręcz uległość i nie mają w zwyczaju ”liczyć się z obcymi”. Wchodzą w przestrzeń wszystkich ludzi i innych psów, ”jak w masło”, wcinają się w przestrzeń innych ”nałogowo”. Oznacza to, że w takiej sytuacji, aby zwrócić na siebie uwagę psa, będziesz musiał/a posłużyć się sygnałem werbalnym. To może być klaśnięcie, wzmocnione ostrym ”Ej!”, ”Nie wolno!” lub ”Nie!”, czasem dodatkowy ”przytup”, czyli tąpnięcie stopą w podłoże.

Normalny, niezaburzony pies, a w każdym razie nie na tyle zaburzony, żeby nie wystarczyło mu zdecydowane, werbalne przywołanie go do porządku, zatrzyma się, skupi na sygnale, który mu przekazałeś/aś, nie wtargnie w waszą przestrzeń i zacznie węszyć tak, aby poznać zapach twój i należącego do ciebie dziecka/psa lub innej osoby. Zrozumie sens twojego zachowania. Zrozumie, że to, co przywiodło go tak blisko ciebie jest twoje i nie może ot, tak naruszyć twojej ”mydlanej bańki”, ”wziąć sobie tego” lub ”mieć z tym interakcji” bez twojej zgody. Pies bardziej zaburzony, może się przestraszyć i cię oszczekać. Przestraszy go, że twoja reakcja na jego samowolkę i ”rumaczenie”, odbiegać będzie od schematu, do którego jest przyzwyczajony. Tj. albo do opcji, w której ludzie się cofają, oddając mu przestrzeń i tym samym stawiając się w pozycji uległej względem niego, albo wyrażają entuzjazm, akceptując jego zachowanie (dodatkowo je wzmacniając) i również wyrażając uległość względem niego. Twoja reakcja może przestraszyć go także dlatego, że odbierze ją jako ”rzucenie mu wyzwania”, czyli potencjalną okazję do ”starcia” z energią, która jest mu obca w odniesieniu do nieznanego człowieka, którego przestrzeń nawykowo próbował naruszyć – energią lidera. Człowiek świadomie używający swojej osobistej przestrzeni ma inną mowę ciała i emanuje innego rodzaju energię niż ludzie nieświadomi znaczenia dystansów personalnych. Pies, który zwyczajowo, w istocie doświadczał interakcji z ludźmi nieświadomi znaczenia dystansów personalnych, ”nie ogarniającymi bazy”, nawykowo traktuje ludzi jako osobniki o społecznym statusie niższym niż jego, a więc uległe względem niego i takie ma do nich nastawienie. Ma się za dominującego względem ludzi, z którymi ma interakcje – stąd wynika to, co roboczo nazwałam ”zuchwałością” w zachowaniu takiego psa. Napotkanie przez takiego psa, człowieka, który wyłamuje się ze schematu, wymusza na nim zamianę jego nawykowych reakcji i może być dla takiego typu psa wyzwaniem, z którym jego psychika w pierwszej chwili może sobie nie poradzić. Dominowanie innych ludzi, którego bardzo podstawowym przejawem jest właśnie bezceremonialne naruszanie przestrzeni osobistej, było łatwe, praktycznie automatyczne, nie wymagało ze strony psa żadnego wysiłku, nie ścierał się z ”energią lidera”, gdyż ludzie, nieświadomi znaczenia i powagi sytuacji, poddawali się zachowaniu psa. Sytuacja, w której napotkany człowiek sygnalizuje psu, na poziomie dla niego bardzo czytelnym, poprzez niewerbalny komunikat, że zdominować mu się nie da, że jest świadom znaczenia osobistej przestrzeni, że ta przestrzeń jest jego własnością i będzie jej bronił, że nie pozwoli mu ot tak jej naruszyć, jest dla psa, który ”osobowości lidera” nie ma, po prostu dotąd ”tak wychodziło”, że wszystkich po kolei dominował, swego rodzaju szokiem. ”Dominanta z przypadku” przerasta opór ”energii lidera”. Tak więc tego typu pies, może oszczekać cię, kiedy ”mu się postawisz”, ale zatrzyma się. Nie podejdzie bliżej. Zachowa dystans. I w tym czasie powinien go do siebie przywołać lub po niego przyjść, właściciel.

Nigdy nie daj sobie wmówić, że twoja reakcja na zachowanie obcego dla ciebie psa, który z niewiadomych dla ciebie przyczyn skupił swoją uwagę na tobie i/lub twoim ”stadzie” (czyli psie i/lub dziecku i/lub osobie/osobach) i zaczął skracać dystans, ostatecznie usiłując naruszyć twoją/waszą osobistą przestrzeń, jest nieprawidłowa. Twoja osobista przestrzeń jest twoją własnością, ty decydujesz czy chcesz w niej kogoś, czy nie. I to nie jest twój problem, że właściciel psa jest ignorantem, który nie nauczył psa, jak powinien odnosić się do ludzi. Jeśli właściciel psa zacznie wciskać ci głodne kawałki o tym, że twoje zachowanie było ”przesadzone” i ”przestraszyłeś psa”, ”prowokowałeś/aś go” (w domyśle do zachowania, które niby ”nie jest dla niego naturalne”) i to, że pies cię oszczekiwał i przestraszył twoje dziecko albo wkurzył twojego psa, to twoja wina to, po pierwsze wiesz, że masz do czynienia z ignorantem, w dodatku bezczelnym, aroganckim chamem, kimś, kto kompletnie ”nie kuma bazy”. Po drugie, że taki właściciel nigdy nie nauczył się prawidłowo wyznaczać granic swojemu psu i ma dosyć pokrętną wizję tego co i dlaczego w zachowaniu psa, szczególnie w odniesieniu do obcych ludzi i zwierząt, jest ”dopuszczalne” i gdzie leży granica tych zachowań. Pomyśl, osoba, która uważa, że chronienie przez ciebie twojej własności, a właściwie przedłużenia twojego ciała, bo tak należy traktować osobistą przestrzeń, może ”prowokować” jej psa, ma spory problem z głową i jednoznacznie mówi ci jaka jest jej/jego rola w jego/jej relacji z jego/jej psem. Tj, że pies jest dominujący względem tego kogoś oraz innych osób, z którymi ma do czynienia, a ten ktoś nawet nie zdaje sobie z tego sprawy – to bardzo niebezpieczny stan rzeczy. I po trzecie, że jeżeli właściciel psa go nie kontroluje, tj. nie jest w stanie wydanym na odległość poleceniem, powstrzymać go od jakiegoś zachowania i (czasem najlepiej także) przywołać go do siebie, to nie powinien spuszczać go ze smyczy. Jest jasne, że masz prawo czuć się niekomfortowo na myśl, że ktoś puszcza luzem psa nad, którym nie ma żadnej kontroli. Więc możesz powiedzieć trującemu ci właścicielowi psa, żeby się ”ogarnął” i nie pieprzył głupot.

Uwaga nieco na marginesie; wiele osób żyje w przekonaniu, że ”pies dominujący”, że ta ”dominacja” w wykonaniu psa, musi mieć jakieś ”widowiskowe” przejawy, mocno dla właściciela i jego otoczenia odczuwalne, że oni tę ”dominację” psa odczuwają świadomie, że jego zachowanie jest dla nich przykre, łączące się z odczuwaniem strachu przez ludzi stykających się z takim psem, poczuciem lęku i zagrożenia. Nie, to nie jest tak. Psy przejawiają szereg zachowań dominacyjnych w interakcjach z ludźmi, zachowań wcale nie ”subtelnych”, ale praktycznie ordynarnie wręcz kłujących w oczy, sęk w tym, że osoby doświadczające tej psiej dominacji w interakcjach z własnymi, czy też obcymi psami, orientują się, że ”jest problem” dopiero wtedy, gdy wydarzy się coś ”widowiskowego” i przykrego

Nawet, kiedy pies nie zachowuje się jednoznacznie agresywnie, bezceremonialne wtargnięcie w przestrzeń człowieka i np. innego psa, zwłaszcza psa lub dziecka, czyli ”ludzkiego szczenięcia”, który/e jest w towarzystwie człowieka i nie odnoszenie się do tego człowieka, nie zwracanie na jego obecność uwagi i wtargnięcie w przestrzeń takiej dwójki, świadczy o tym, że pies który przestrzeń narusza, jest zaburzony. Powinno być jasne, że pies, który biega luzem, jest spuszczony ze smyczy i przebywa swobodnie w przestrzeni publicznej, jest zwierzęciem, które jest kontrolowane przez swojego właściciela, tj, że jego opiekun może go na odległość powstrzymać od jakiegoś zachowania i przywołać do siebie. Problem w tym, że jest to możliwe tylko wtedy, gdy właściciel jest dla psa kimś więcej niż tylko ”kumplem”. Właściciel musi być ”zwierzchnikiem psa”…

III

Kiedy chodzi o interpersonalne sytuacje zawsze pozostaje opcja nr 3, czyli ”stań jeszcze bliżej”, przejmij inicjatywę i teraz ty narusz przestrzeń intruza. Stojąc aż tak blisko kogoś obcego, możesz poczuć się bardzo niezręczne i nieswojo, ale w pewnych okolicznościach, w ten sposób możesz pokazać usiłującemu z tobą pogrywać, np. konkurentowi, że jego próba manipulacji się nie powiodła, bo ty też znasz tę zagrywkę i nie ”zastraszył” cię swoim zachowaniem. Nie jest to jednak rozwiązanie, którego finisz byłby satysfakcjonujący dla kogoś, kto usiłowałby w ten sposób odpowiedzieć na naruszenie przestrzeni przez obcego psa, którego motywem działania byłby atak.

Jeżeli mimo wszystko, z jakichś bardzo złożonych powodów, ktoś znalazłby się w sytuacji ewidentnego ataku obcego psa, z poczuciem, że ataku nie uniknie, to jedyne co może zrobić, to zachować spokój. Żyjemy w rzeczywistości, w której wielu psiarzom wydaje się, że pies ”kojcowy”, spędzający życie w kojcu, na jakiejś posesji, ”u wujka Mietka”, nieobeznany z tzw światem zewnętrznym, bez prawidłowej socjalizacji, w związku z czym zaburzony i reagujący nieadekwatnie do sytuacji, jest ”psem stróżującym”, jakby to zamknięcie w kojcu i uwięzienie robiło z psa, ”psa stróżującego”, a nie po prostu frustrata. Zawsze słabo mi, kiedy czytam/słucham, że ktoś szuka ”dużego psa stróżującego, żeby pilnował posesji”, formułuje myśl w sposób, który zdradza, że w jego mniemaniu, wystarczy kupić kaukaza albo środkowegoazjatę i ”reszta się sama zrobi” – pełno jest takich ciemniaków. Innym wydaje się, że ”skakanie do rękawa” robi z psa, ”psa obronnego”. Idiotów jarających się ”szkoleniami obronnymi”, prowadzonymi przez jakiegoś ”Pana Mietka”, czy innego ”Pana Czesia”, ”rozbudzaniem instynktów” i ”sprawdzaniem potencjałów” na tego typu ”szkoleniach”, też jest niemało. Zdarzają się także psy-odpady z szkoleń dla służb, szkoleń profesjonalnych, których jednak te psy z jakichś względów nie ukończyły… Tak więc trzeba się liczyć z tym, że ”nie prowokując losu”, nie wchodząc na posesje z tabliczkami ”uwaga zły pies” ani nie robiąc innych głupot, można np. podczas spaceru po łące, nad rzeką, a nawet w środku miasta, wpaść na psa, który wydostał się z jakiegoś niby zamkniętego terenu, uciekł z kojca, czy mieszkania albo zerwał się ze smyczy. Psa z problemami, któremu frustracja albo owo nieszczęsne ”skakanie do rękawa” i ”ćwiczenia z pozorantem” popieprzyły pod czaszką, któremu ”po szkoleniu” poszybował w górę ”potencjał agresji” albo, który ”po prostu” dostał zajoba, bo właścicielowi nie chciało się zadbać o jego prawidłową socjalizację a potem ”zapomniał, że ma psa”. Psa, który na nasz widok zaczyna się marszczyć, warczeć, czasem i szczekać, w końcu biec i niebezpiecznie skracać dystans…

Pamiętam sytuację sprzed kilku lat. Nie wiem co spowodowało, że przebywający bez opieki właściciela, biegający luzem, i to akurat jest zabawny fragment tej anegdoty; Labrador, zdecydował się, w biały dzień, w gęsto zaludnionej dzielnicy Warszawy, wybiec z bramy kamienicy, wprost na chodnik, wprost na mnie i mnie zaatakować. Przyznam szczerze, że kiedy zorientowałam się, że to coś, co na mnie biegnie, z drugiej strony ulicy, ma wobec mnie naprawdę złe zamiary, pomyślałam ”Ten …uj, chce mnie ugryźć. Co za żenada, to przecież labek”. Nie dowierzałam. Nie przestraszyłam się, raczej zdziwiłam i pomyślałam, że ”Byłaby wiocha, gdyby pogryzł mnie jakiś Labrador”. Zachowanie tego psa było skrajnie nienormalne i nieoczekiwane, bo dokąd nie zobaczyłam rozpędzonego na mnie pieprzniętego labka, nie zdawałam sobie sprawy, że gdzieś w pobliżu jest jakikolwiek pies. Ale jak zaznaczyłam, to był tylko Labrador, więc pomimo zaskoczenia, irracjonalność tej sytuacji mnie uspokoiła. Byłam w szpilkach, w rozpiętym płaszczu, a to był tylko labek. Wystarczyło więc wystraszyć go akcją ”na Rozdymkę-Nosferatu”. Podniosłam ręce do góry, zrobiłam się dużo większa i wrzasnęłam na porąbanego psa, który nagle się zatrzymał, stanął jak wryty, ja chwyciłam pantofel i byłam gotowa zacząć napierniczać go po łbie obcasem, ale ten popieprzony pies się wycofał. Zwiał do bramy z której wypadł. Może wszystko da się wytłumaczyć, tym że warszawska Praga ma swój specyficzny klimat… Nie wiem, ale pamiętam wrażenie zaskoczenia i niedowierzania, że ”O cholera to bydle chce mnie ugryźć”. Wiem, że każda z takich sytuacji jest inna i nigdy nie odważyłabym się napisać, że ”polecam rozwiązanie”, które mnie w tamtym momencie nasunęło się jako najwłaściwsze. Mnie, z zaskoczenia wziął czarny labek (co samo przez się, jest śmieszne), w ostatecznym rozrachunku nie tylko popieprzony, ale przede wszystkim tchórzliwy. Gdyby był zdecydowany zaatakować mnie fizycznie, to by to zrobił. Broniłabym się, ale ugryzienie, to ugryzienie…

Reasumując, powtórzę; jeżeli ktoś znalazłby się w sytuacji ewidentnego ataku obcego psa, z poczuciem, że ataku nie uniknie, to jedyne co może zrobić, to zachować spokój. Nie mamy zębów, nie mamy pazurów, nie możemy z psem walczyć, ale nie należy okazywać strachu. Nie wolno odwracać się do psa tyłem ani uciekać, nie należy szukać z nim kontaktu wzrokowego (należy patrzeć w bok) i przybrać tzw pozycję żółwia, tj. brodę oprzeć na klatce piersiowej, rękami objąć szyję wokół karku i wykonać skłon do ziemi. W pozycji żółwia dłońmi zasłania się kark, ramiona ciasno przylegają do szyi, łokcie zasłaniają wtedy twarz. Istnieje duża szansa, że po obwąchaniu nieruchomego człowieka pies po prostu odejdzie. Jeżeli zabrakło czasu na ustawienie się w pozycji żółwia, należy ustawić się bokiem do psa, w lekkim rozkroku tak, aby łatwiej było zachować równowagę, dłonie złożyć na karku a zagiętymi łokciami zasłonić twarz. Jeśli atak psa będzie na tyle gwałtowny, że atakowany zostanie przewrócony, musi starać się przyjąć ”pozycję żółwia”.

”Pomoce dodatkowe”

Koty nie lubią niestabilnej energii, nadmiernego pobudzenia, ekscytacji i hałasu, starają się nie przebywać w pobliżu źródeł bodźców, którym są niechętne, ale kiedy tylko mogą, wpływają na swoje środowisko, są więc idealnymi ”kołczami” dla psów. Dla uważnego miłośnika zwierząt, który dba o psychiczny komfort swoich podopiecznych, tj. np. nie olewa faktu, że jakieś zachowanie nowego domownika, czyli szczeniaka jest wysoce stresujące dla jego kota i pomaga kotu, i sobie przede wszystkim, korygując zachowania psiego dzieciaka, jego kot może być wymarzoną pomocą w wychowaniu szczenięcia. Kiedy w kocim domu zamieszka nowy, psi lokator, kot, kiedy już okrzepnie w nowej sytuacji, postara się tonować zachowanie psiaka, poprzez nauczenie go, że kocia bańka mydlana jest świętością, że na przebywanie w niej, a nawet tylko blisko niej, trzeba sobie zasłużyć i że wszelkie nieautoryzowane próby jej naruszenia będą korygowane (pazurami i czasem ”strasznymi odgłosami”). Pojawienie się psa w kocim domu, nie zmienia kocich przyzwyczajeń, nie wpływa na kocie poczucie bezpieczeństwa (no, chyba, że właściciel kota jest jakimś totalnym palantem), bo koty rozumieją znaczenie strefy osobistej, umieją jej używać i zdecydowanie jej bronią. Jeżeli jakiś ”fotel jest koci”, to taki pozostanie. Kot, jak psia mama, posługuje się komunikacją niewerbalną, dodatkowo prycha, warczy, burczy i syczy, kiedy psiak ma problem ze zrozumieniem zasad, bo np. zbyt jest rozbawiony i za wszelką cenę chce namówić kota do zabawy, chce by kot ”bawił się z nim” ”po psiemu”, czyli dał się podgryzać, brał udział w zapasach albo ganiał szczeniaka.

Umiejętności zarządzania przestrzenią osobistą możemy uczyć się od kotów. Koty nie chcą mieć interakcji z nadpobudliwymi, nieuważnymi, nieskoordynowanymi, hałaśliwymi i nieszanującymi zasad savoir vivre, istotami. Unikają więc kontaktów, zarówno z nieumiejącymi się zachować dziećmi, traktującymi żywe zwierzęta jak zabawki, jak i zbyt ”nakręconymi” szczeniakami, które zazwyczaj na początku próbują bawić się z nimi, jak ze swoim miotowym rodzeństwem (co dla kotów jest ”zbyt intensywne”). Szczenięta, kiedy trafiają do nowego domu, są bardzo towarzyskie i starają się zasłużyć na kocią aprobatę lub co najmniej pokojową współegzystencję. Dlatego też szybko uczą się zasad i ograniczeń wyznaczonych przez kociego kompana. To wcale nie jest tak rzadkie, że w jakimś domu, jedynym przed którym pies ”czuje respekt”, jest kot (albo nawet papuga)…

Koty uczą psy nie tylko poszanowania przestrzeni, ale i pomagają im jeszcze szybciej kojarzyć ”o co chodzi w imieniu” i przychodzenie na zawołanie z nagrodą – uwagą ze strony człowieka, jego zadowoleniem i czułością człowieka w stosunku do zwierzęcia. Rytuały, związane z podawaniem pokarmu kotom, pomagają psu płynnie wejść z zwyczaj spokojnego oczekiwania na swoją kolej podczas posiłku i mają znaczący wpływ na uzmysłowienie mu jego miejsca w domowej hierarchii.

Koty uczą psy także ”uczuciowości w kocim stylu”. Szczeniaki, obserwując ”wyrażanie uczuć po kociemu” i reakcje swojego człowieka/rodziny na kocie czułości, i ten koci styl zabiegania o uwagę, uczą się kocich zachowań, poprzez naśladownictwo. Psy wychowujące się z kotami, przyzwyczajone są do dotyku, lubią się przytulać i zabiegają o kontakt fizyczny ze swoim człowiekiem/rodziną. Wspaniałe jest to, że koty przychodzą na mizianie, kiedy są wyluzowane i spokojne, a kontakt z ich człowiekiem relaksuje je jeszcze bardziej. Pies, obserwując warunki w jakich koty są blisko ludzi, ten psychiczny stan kotów, uczy się, że to nastawienie, ten stan ducha, z którym do człowieka przychodzi kot, jest właściwym, aby przebywać blisko przewodnika.

Molosowe ”przytulasy” zarezerwowane są dla ”wtajemniczonych”, dla rodziny i bliskich znajomych, z którymi pies, kiedy tacy ludzie odwiedzają jego dom i już rozsiądą się na kanapie, wita się, stając lub siadając przed nimi i zaglądając im w oczy, prosi o to, żeby go poprzytulać. To jest jedno z bardziej uroczych zachowań, które może przejawiać ”wielkie psisko”. Miśkowanie, tj. nachylenie się nad psem i objęcie go, przyłożenie głowy do jego głowy i to zwrotne odczuwanie jego radości w związku z tym, że ten moment trwa, jest niezwykle miłym doświadczeniem. ”Miskowanie” nie ma nic wspólnego z natarczywością, to jest zupełnie inne nastawienie zwierzęcia, które do nas podchodzi i chce od nas zupełnie czego innego niż pies, który wchodzi w naszą przestrzeń jako dominant i wywiera na nas presję, abyśmy ”weszli w jego bajkę” i zaczęli go głaskać. Dwie totalnie różne sprawy, Tu nie ma ”roszczeniowości”, jest za to współodczuwanie radości, że ”oto jesteśmy razem”.

Pożądany nawyk

Kontrolowanie swojej przestrzeni, tej ”mydlanej bańki”, jej zawłaszczanie, wymaganie poszanowania oraz unikanie niepotrzebnego naruszania jest zachowaniem nawykowym, ”odruchem”, nad którym się nie zastanawiasz i którego nie analizujesz. Także w interakcjach z psami. Jeśli jesteś osobą posiadającą psa, dla którego jesteś przewodnikiem (nie tylko właścicielem), to jest ci znacznie łatwiej niż osobie, która nie ma z psami zbyt wiele kontaktów albo której kontakty ograniczają się do interakcji z psami samowolnymi, zaburzonymi, nienauczonym poszanowania przestrzeni nieznanych sobie ludzi oraz zwierząt. Wykorzystaj więc fakt, że możesz wpływać na zachowanie innych i rozmawiaj z ludźmi o tym, że przestrzeń osobista jest ważna także wtedy, gdy mamy do czynienia z psami, a nie tylko dyszącymi nam w kark paniami w kolejce do kasy.

Zuza Petrykowska

Feel Free to Disagree‚ i zostaw komentarz, ale pamiętaj, że kopiowanie i wykorzystywanie całości lub fragmentów tekstu oraz zdjęć i/lub grafik bez zgody autora jest zabronione.